Bycie miłym stanowiło niemalże wizytówkę Kuramy. Nie dlatego, że być miłym zwyczajnie wypadało i mogła mieć z tego jakieś korzyści, ale dlatego, że zwyczajnie taka była i nie bardzo widziała powód, by miłą nie być... z bardzo podobnych powodów. Ludziom byłoby przykro i w sumie to tyle. Tymczasem ładny, pogodny uśmiech zawsze miał przy okazji szansę zapewnić człowiekowi kawę o te 3 ryō mniej, o czym akurat w takich momentach szczególnie nie myślała. Dużo bardziej cieszyła myśl, że jednak poprawiła komuś humor, a po uśmiechu Midoro śmiała twierdzić, że jej się to udało. Może w myśl, że zadowolony klient to powracający klient? Z tą różnicą, że Midoro żadnym jej klientem nie był. Huh... Zdecydowanie nie był to jednak moment do podobnych analiz zwłaszcza, że jak kolejne słowa Dōhito pozwalały jej martwić się o niego mniej niż bardziej - chociaż wiedząc, że się z Hikarim dał radę nawet zakoleżankować, to nie martwiła się już na wstępie jakoś szczególnie - tak ostatnie słowa pozostawiły ją kapkę zaskoczoną i skonsternowaną. No bo... Do tej pory chyba głównie to Wakuri nazywała hurtowo ludzi swoimi przyjaciółmi. Nie widziała w tym absolutnie nic złego, podobnie jak w tym, że ktoś - na przykład zdecydowana większość - sami tak Kuramy nie nazywali. Z resztą! Nawet Shikō stwierdził, że ludzie raczej nie są szybcy do zakoleżankowywania się z osobami jej pokroju, to też chociaż zaliczenie jej w poczet przyjaciół w pierwszej chwili zdecydowanie było powodem do szczęścia, tak świadomość tego, co zostało powiedziane i co to znaczy było czymś ciut niespodziewanym. A to dziwne, bo w końcu Kurama po to chciała wyjaśnić każdemu, co trzeba, żeby właśnie móc się koleżankować, a nie patrzeć sobie na wzajem po rękach. Nie zamierzała jednak patrzeć przysłowiowemu darowanemu koniowi w zęby, to też po chwili uśmiechnęła się rozpromieniona jak dynia w Halloween, odpowiadając Midoro energicznym kiwnięciem głowy.
Filozoficzne debaty to najlepsze debaty, toteż kiedy zeszli z tematu rodziny na kwestie moralne, Wakuri zdecydowanie skupiła się w pełni na słowach Dōhito. Nie mogła powiedzieć, że nie zdarzyło się wiele złego. Ani z tym, że niektóre idee brzmią bardzo fajnie, mile i przyjemnie. Tak to już z nimi było, jednak zdawało się, że ten zdaje sobie sprawę z tego, że część z nich, duża część z resztą, to zwykłe mrzonki. Kiedy jednak zaczął mówić o planach tego całego Zero, mimowolnie przygasła. Wzrok zwróciła w kierunku na wpół pustego kieliszka, patrząc się na jego zawartość bez wyrazu, kiedy to iwijczyk co raz bardziej przybliżał plany... kogoś. Kogoś, kto definitywnie brzmiał dość niebezpiecznie. Sama nie była bardzo przejęta wizją śmierci. Kiedyś umrze tak, czy inaczej, a obecnie zwyczajnie było tak, że miała trochę za dużo rzeczy do roboty. Argument żaden co prawda, jednak obowiązki i ludzie byli jednak dość konkretnym powodem, by jednak na drugą stronę się nie śpieszyć. Jednak kiedy rozchodziło się przy okazji o jej bliskich... tak, to już coś innego.
-
To... bardzo niemiłe z jego strony chcieć zabić ludzi, których nawet nie zna. - stwierdziła nader spokojnie, dalej obserwując wino w kieliszku -
i obawiam się, że jest to coś, na co nawet ja sama nie mogłabym mu pozwolić. Może i świat bez wojen i rozlewu krwi byłby lepszy, nawet jeśli dla kilku osób, jednak mogę śmiało powiedzieć jedno, Midoro-chan. - spojrzała w końcu na Dōhito -
Gdyby nie ostatnie wydarzenia, nigdy nie poznałabym kogokolwiek z was. A to, uważam, byłoby okropną stratą. Cokolwiek miało miejsce na dole, nie żałuję, że się z wami zabrałam. Może nie popieram działań Sukatsu, ale za tę możliwość ciężko nie być chociaż trochę wdzięczną.
I to zupełnie abstrahując od tego, że był jej "tatą" i pewnie gdyby spuściła ze smyczy tę część siebie, jaka bardzo namieszała w jej głowie podczas ostatnich chwil Lorda Podziemi, to pewnie znalazłoby się coś jeszcze. Nie mniej, to "coś jeszcze" potrzebne nie było w ogóle i sedno było takie, jakie było - nawet w tej sytuacji da się znaleźć pozytywy. Rzeczy, które były dobre, a które nie miałyby miejsca bez kapki chaosu ze strony poszczególnych osób.
-
To, co my uznajemy za "bezsensowny rozlew krwi", w oczach jego sprawców nie jest bezsensowny. Dla nich jest to cena, jaką są gotowi zapłacić za cokolwiek, co jest na szali. Sukatsu czy ten cały Zero nie są inni.
Podsumowała krótko, a chociaż nie odniosła się zapewne do wszystkiego, to do wszystkiego odnieść się nie była szczególnie w stanie. Bez względu na to, jak całe to zagrożenie przez Midoro było realne: najwidoczniej istniało. Nie pomagało w tym też to, że to, co uznawała za zwykłe, nieszkodliwe sztuczki, najwidoczniej jest czymś, co byłoby w stanie wpłynąć na same zasady rządzące światem. Tak jakby. Nie, żeby miała właśnie iść pakować swoje rzeczy i ruszyć wyjaśnić tego całego Zero, jednak ziarno paniki i zmartwienia robiło swoje.
Wycieczka krajoznawcza zdecydowanie brzmiała fenomenalnie! Z tym, że pewnie byłaby mało wykonalna. Nie spodziewała się w Tsuchi no Kuni robić biznesów, odkąd samurajowie przejęli tam pałeczkę. Przebijanie się ze swoimi usługami przez sprawdzone kuźnie z Tetsu, jakie pewnie były im bliższe sercu, brzmiało jak ciężka i żmudna praca, może nawet bez dużych perspektyw na sukces.
-
To, gdzie jadę dyktuje mi głównie moja praca, a teraz chyba też dodatkowe kwestie związane z całą tą sytuacją tutaj. Jeśli jednak trafi się, że będę akurat w Kraju Ziemi, może na siebie znowu trafimy.
Nie mówiła tak, ale nie mówiła też nie. Praca pracą, jednak w jej obecnym stanie zawsze istniała szansa, że z jakiegoś dziwnego powodu będzie potrzebowała coś z Tsuchi. Co prawda preferowałaby podróżować po bardziej neutralnych gruntach niż ziemiach, gdzie jeszcze ktoś nieopatrznie nazwałby ją omyłkowo ninja, bo na przykład zaparzy sobie herbatę, jednak w obliczu takiej propozycji, nie sposób byłoby w jakiś sposób podobnej opcji nie rozważyć.
Pozostawała jeszcze tylko kwestia prezentu. Prezentu, jakiego zdecydowanie nie zamierzała odrzucać! Kiwnęła jeszcze głową na potwierdzenie jego luźno rzuconego komentarza, zaś widząc uniesione szkło, sama wzniosła toast. O cokolwiek. Bez znaczenia. Toasty bez konkretnej rzeczy, za jaką mogłyby być wzniesione też były dobre. Prawdopodobnie co by nie powiedzieli, byłoby godne "zbicia szkła". A po tym zaś? Zostałoby jedynie dopić wino i wstać z miejsca. Powoli, bowiem nie do końca była pewna, jak w jej stanie organizm dziewczyny przetrawi dwa kieliszki i mohito.
-
Dziękuję ślicznie za poświęcony czas, Midoro-chan. Tak jak z wielką chęcią posiedzialabym z tobą jeszcze trochę, tak myślałam jeszcze o zagadaniu do Nishimaru nim spróbuję w końcu wytropić Shikō.
Skłoniła się delikatnie, chociaż wino lekko zniosło ją z tym wszystkim w bok. Mimo wszystko uśmiechnęła się pogodnie i, gdyby ten sam nie miał nic więcej do dodania, ruszyłaby znaleźć Smoka Baibai.
To całkiem smutne, jak tak pomyśleć, że w sumie ostatecznie, to nikt nic nie wie. Ojej. Oczywiście, że myślała o Podziemiach. Miała już obgadaną całą wycieczkę krajoznawczą, z przewodnikiem Shikō na czele. Kiedy ten jednak o nim wspomniał, ta jedynie pokręciła głową. Nie wiedział. A pytała! I to w trakcie całkiem fajnej i ciekawej rozmowy.
-
Wbrew pozorom ich współpraca była bardzo krótka, a Shikō niezbyt zainteresowany tym, dla kogo pracował. - podsumowała krótko, co by nie zostawiać go tylko z prostym gestem sprzed chwili. -
W każdym razie dziękuję ślicznie za odpowiedź, Nishimaru-san.
Co prawda mogłaby się zastanawiać, czy aby na pewno czegoś jednak nie wiedział, jednak czy cokolwiek zataił czy nie: większego znaczenia nie miało. Była to jedynie prosta myśl, jaka jedynie pojawiła się na krótką chwilę w umyśle Wakuri, nim uznała, że raczej nie miałby pewnie ku temu szczególnie powodów. W każdym razie skoro zdążyła podziękować, pożegnać się i niczym prawdziwy człowiek biznesu zadbać o jedzenie oraz alkohol, nie wydając przy tym profesjonalnie ani jednego ryō, a prawa też najwidoczniej nie łamiąc - pozostała już tylko ta relatywnie łatwiejszo-trudniejsza część.
Gdzie jest Shikō?