Gdyby tak stanąć z boku, kontrast pomiędzy sceną, a wydarzeniami po za nią był aż nazbyt widoczny. Chaos, śmierć i wyłapywanie zdrajców narodów były niczym fale, które jedynie lekko obijały się o ściany "łodzi", jaką stanowiło drewniane podwyższenie z kilkoma osobami, gdzie prócz opłakiwania zmarłej nie działo się zbyt wiele. Chociaż... czy opłakiwanie nie wymagało, no, płakania? Kurama tymczasem siedziała w ciszy przy ciele Kuroneko, zwłaszcza dostając "zielone światło" od przewodzącego całością kupca. Jeszcze chwila. Miała jeszcze chwilę. Chwilę, jaką zamierzała wykorzystać tak, jak wydawało jej się słuszne. W tym wszystkim zupełnie zignorowała wzrok Karkasa, jaki zdawał się z jakiegoś niejasnego powodu dla niej zaskoczony. Było to jednak spowodowane nie brakiem zainteresowania ze strony Wakuri, a jej skupieniem na kociej dziewczynie leżącej przed nią. Patrzyła na księżniczkę podziemi, a im dłużej patrzyła, tym bardziej coś ją w tym wszystkim "gryzło". Jakieś dziwne wrażenie, jakby zdecydowanie leżała przed nią Kuroneko i jednocześnie nie była to Kuroneko. Chociaż jej dłoń nie przestawała delikatnie głaskać dziewczyny po głowie, jej wzrok przesuwał się od jednego elementu do drugiego. Dziwne. I całkiem interesujące. Mimo tego, nie zrobiła z tym faktem zupełnie nic, tak jak i na jej twarzy nie pojawiło się nic więcej, niż chwilowe zamyślenie. Czy jednak cokolwiek było widać pod czapką z daszkiem i jasnym kapturem? Nie wiedziała.
Drobne poruszenie przy wejściu na scenę co prawda odciągnęło wzrok Wakuri, ale jedynie na krótki moment. Na tyle krótki, by oszacować, czy nagłe pojawienie się kolejnej dziewczyny nie zwiastowało kłopotów. Na nic takiego się jednak nie zapowiadało. Karkas poszedł dowiedzieć się, co się dzieje, zostawiając Kurame z nieboszczką. Przymknęła delikatnie oczy, skupiając się na sobie. Wtedy, w podziemiach, zdecydowanie była w stanie wyczuć całą tą dziwną "więź" z Kuroneko. Jakby stojąc i próbując wrócić do pełni spokoju po całkiem wycieńczającej mentalnie walce, gdzieś w jej głowie na widok tejże wyskakiwało w jej głowie słowo "siostra". Czy wyczuje je i teraz? Ciekawe. Na tyle, że w obliczu całej sytuacji postanowiła wykorzystać chwilę, by to sprawdzić. Nie mniej, Karkas ostatecznie wrócił. Przedłużanie swojego pobytu w miejscu, gdzie technicznie być jej nie powinno, mogło zostać uznane za niegrzeczne. Drobny zawód spowodowany potrzebą zejścia z desek dość szybko został przykryty przez zaciekawienie, a wzrok Kuramy ponownie zwrócił się ku wejściu na scenę. Czyżby ktoś coś od niej chciał? Od niej? Od Wakuri, która w gruncie rzeczy miała całkiem wąski zakres umiejętności? Huh. Zerknęła ku kupcowi, po czym kiwnęła mu głową. Raz jeszcze spojrzała na Kuroneko, odłożyła jej dłoń na deskach wzdłuż ciała, po czym sama wstała na nogi.
-
Arigato. - rzuciła cicho, robiąc przy tym krok w tył i lekko się kłaniając. Nie był to jednak żaden skłon do pasa, pełen szacunku czy uniżenia, a jedynie proste dopełnienie jej słów. Koniec końców wyświadczyli jej tym krótkim pobytem drobną przysługę. A mogli zabić. Albo zrzucić pod scenę. Bardzo mili ludzie, zdecydowanie pan Karkas.
Nie zamierzała przedłużać swojego pobytu. Jak bardzo chciała zrobić coś dla Kuroneko, tak była pewna, że nie powinno odbywać się to kosztem żywych. Poniekąd dlatego, ze byli żywi, a poniekąd przez to, że Wakuri głęboko wierzyła w dobre serduszko kociej dziewczyny na tyle, by z góry założyć, że mogłaby zwyczajnie sama tego nie chcieć. Odwróciła się szybko w kierunku Tsubaki, robiąc kilka szybkich susów w kierunku zejścia ze sceny. Splotła przy tym dłonie za sobą, opierając je o drzewiec naginaty znajdującej się na jej plecach, po czym przystanęła przy Hyūdze. Nie jednak ona zwróciła uwagę Kuramy.
-
Ojej... - rzuciła nagle, gdy jej wzrok padł na stojącego obok Hisayukiego. -
Czy wszystko w porządku? Bo to, tak sądzę, bez obrazy, wygląda dość mało optymistycznie. Przepraszam - zwróciła się w końcu do Tsubaki, patrząc na nią jak osoba, która w zasadzie nie wiedziała, co robi w tym zacnym gronie i chyba znalazła się w nim przez przypadek. -
ale jeżeli to jest zadanie, do którego moja pomoc jest potrzebna, to obawiam się, że mogę nie przydać się do czegoś więcej niż potrzymanie bandaża.
Uśmiechnęła się niezręcznie, rozplatając dłonie i wyciągając je do przodu, blisko siebie, jak w jakimś geście obronnym. To nie tak, że Wakuri nie chciała przyszyć Hisayukiemu ręki. Albo nie chciała zrobić coś z faktem, że tracił krew z całkiem pokaźnego skaleczenia... no, "skaleczenia", ale sprawa zwyczajnie miała się tak, że ona się na tym nie znała. Mogła próbować komuś wyciąć wyrostek, nie ma problemu. Problem pojawiłby się dopiero wtedy, jeżeli ktoś w wymaganiach miałby jeszcze przeżycie takiej operacji.
-
Jeśli jest jednak cokolwiek, w czym dodatkowa para rąk, takich bez większej znajomości medycyny, dalej się przyda, jestem do dyspozycji.
Dodała, dalej się uśmiechając. Nie był to jednak najbardziej radosny uśmiech, jaki można dostrzec w życiu. Ot, delikatnie uniosła kąciki ust i to w mniej wymuszony sposób, niż miało to jeszcze niedawno miejsce na scenie. W każdym razie, cokolwiek będzie potrzebne - Wakuri była na miejscu. Trzeba coś zapieczętować? Nie ma problemu, nawet miała swój własny zwój w razie potrzeby. Ochrona ich dwójki? Naginata od razu poszłaby w ruch, a sama stanęłaby tak, by być pomiędzy nimi, a resztą placu, jaki mimo wszystko zdawał się stopniowo uspokajać. Potrzymać pacjenta za rączkę? Miała w tym już doświadczenie. Musiałaby tylko wiedzieć, czy ma go trzymać za tą odciętą, czy nieodciętą. Mogła nawet potrzymać dziewczynie ekwipunek, jeśli miałoby to pomóc. Może trzymanie komuś szpuli z nićmi do szycia ran było odpowiednikiem świecenia ojcu latarką? Na cokolwiek by nie padło, jeśli jej praca należałaby do tych szybkich w wykonaniu albo przynajmniej spokojnych i mało zajmujących, wykorzystałaby ów rzadką okazję, by przypatrzeć się lepiej medycznej robocie. Ot, ciekawość. Nic po za tym.
Dalej byli jednak w środku całkiem osobliwego wydarzenia. W związku z tym, czy miała za zadanie ochraniać ich dwójkę czy nie, zamierzała utrzymać jakikolwiek minimalny poziom uwagi. Wystarczający, by móc zareagować na zagrożenie jakimś ładnym unikiem, czy zablokować go bronią - naginatą bądź kunaiem, jaki znajdował się w mechanizmie na jednej z rąk - gdyby uniknąć go nie mogła, bądź byłby skierowany w Hisayukiego bądź Tsubaki. Mniej skupiona byłaby już na samej scenie, ale GDYBY cokolwiek miało nadejść z jej strony, spróbowałaby ich dwójkę szybko odciągnąć. A w zasadzie pociągnąć w "lepszym kierunku", bo ze swoją obecną siłą, to mogła co najwyżej ściągnąć większego kota z drzewa, a nie przeciągnąć szybko dwójkę ludzi z miejsca na miejsce. W BARDZO dużej ostateczności, takiej niesamowicie dużej, gdzie nie uniknięcie i nie zablokowanie (albo właśnie zablokowanie) byłoby bardzo dobrą okazją, by znaleźć się w dość sporym niebezpieczeństwie, zapewne musiałaby improwizować. O ile wtedy miałaby czas na improwizowanie, jednak tak bardzo optymistycznie zakładając: mimowolnie skupiłaby trochę swojej "złej" chakry, starając wzbogacić się o coś, co byłoby lepsze do przyjęcia ataku, niż jej własna twarz. Na przykład jakieś bardzo duże skrzydło, jakie mogłaby wyrosnąć sobie z pleców i zasłonić siebie wraz z dwójką obok. Takie wzmocnione chakrą, nim by je po wszystkim z powrotem zniknęła nim ktoś sie zorientuje, co zrobiła. Ale miejmy nadzieję, że nie. W końcu nie byli zagrożeniem, to czy mieli się bać kogoś więcej, niż spanikowanych cywili?