Diarmuid | Sayori | Hao | Reanna | Okami
Właściwie, to Wakuri nie zaoferowała się z szukaniem czapeczki. Bo czy pytanie o winowajcę było deklaracją, jakoby tego zamierzała łapać? W obecnej chwili prawdopodobnie w ogóle by o tym nie myślała i gdyby Reanna stwierdziła, że czapeczkę mają iść jej odzyskać, to by pewnie poszła. Tylko poszlak brak, to też kiedy stwierdziła, że czapeczka była, a teraz jej nie ma, to chociaż zaniechała płaczu - Waku wyciągnęła dłoń ku niej, głaszcząc ją delikatnie po włosach. Tak żeby ją troszeczkę na duchu podbudować, bo co dalej z fantem zrobić? Mogła co najwyżej spojrzeć pytająco na Hao jako potencjalnego przewodnika całej tej wyprawy za kapłańską pieczarką. A ten uznał, że poszukają. Albo Kurama zrobi nową.
- Ja? - zapytała zaskoczona, dźgając się odruchowo palcem w mostek. No bo... ale dlaczego ona? - Znaczy... no tak, właściwie to bym mogła...
Bo chociaż nie miała pojęcia skąd pomysł, że będzie szyć, to nie było to poza jej możliwościami. Właściwie to bardzo leżało w jej skliisecie i jedyne, co by potrzebowała, to materiał. O, taką wełnę z toczek na przykład. Brzmiała jak bardzo dobry materiał na kapłański kapelusz!
No i jeszcze była Saba, jaka ruszyła pewne dzikie mechanizmy. Na tyle dzikie, że oskarżenia rzucane w stronę Wakuri zamieniły się w dyskusję o Kraju Jabłek. Nigdy tam nie była, ale jabłka jadła. To brzmiał jak bardzo smaczny kraj.
- Każdy daje to i w takiej ilości, na ile ich stać. Bez względu jednak na to, jak wynagrodzenie dla nas może się prezentować w stosunku do tego z Baibai: wierzę, że jest nam ono ofiarowane ze szczerego serca. I to się liczy. Zwłaszcza, że chyba nie mamy szczególnie na co narzekać.
Podsumowała słowa Hao, nie patrząc wiele na to, że obecnie średnio mogła brzmieć jak kupiec patrzący na to, by jej się hajs zgadzał. No bo dla kupca, to chyba intencje średnio grają role przy wynagrodzeniu. Nikt jednak nigdy nie mówił, że Kurama kupcem była normalnym i w jej mniemaniu, stało za tym dużo więcej logiki niż skrupulatne liczenie każdego ryō.
Koniec końców jednak Saba zniknęła i nie raczyła odpowiedzieć na pytania rzucone przez Kurame. Trochę smutne musiała przyznać, jednak z drugiej strony ciężko było mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu. Niech odpocznie? Czy coś? Z resztą! Całe to wspólne picie powoli dobiegało końca... co z kolei już zaskoczeniem było. No bo czy nie mieli pić na umór nawet z wyjęciem z tego wszystkiego pojedynku? Jakoś tak to szło? Tymczasem Sayori postanowiła się zwinąć, na co i Wakuri odprowadziła ją wzrokiem odmachując ciut niepewnie ręką, a zaraz po tym... Diar! Oh, ojej. Czy to przez nią i Sabe tak jakoś to się wszystko ukróciło?
- Arigato, Diarmuid-san. Za towarzystwo i pomoc.
Rzuciła do włócznika widząc, jak ten dopija trunek i sam przymierza się do opuszczenia lokalu. Czyli... zostanie z Hao i Reanną. I problemem czapeczki. Stąd też z Hao i Reanną się żegnać nie żegnała, bo jeśli sami nie zamierzali się katapultować z baru, to Waku właściwie też nie. Przynajmniej dopóki miał kto jej dotrzymać towarzystwa i nie był to Kurata z Karutą. A później? A później to się zobaczy!
- Ja? - zapytała zaskoczona, dźgając się odruchowo palcem w mostek. No bo... ale dlaczego ona? - Znaczy... no tak, właściwie to bym mogła...
Bo chociaż nie miała pojęcia skąd pomysł, że będzie szyć, to nie było to poza jej możliwościami. Właściwie to bardzo leżało w jej skliisecie i jedyne, co by potrzebowała, to materiał. O, taką wełnę z toczek na przykład. Brzmiała jak bardzo dobry materiał na kapłański kapelusz!
No i jeszcze była Saba, jaka ruszyła pewne dzikie mechanizmy. Na tyle dzikie, że oskarżenia rzucane w stronę Wakuri zamieniły się w dyskusję o Kraju Jabłek. Nigdy tam nie była, ale jabłka jadła. To brzmiał jak bardzo smaczny kraj.
- Każdy daje to i w takiej ilości, na ile ich stać. Bez względu jednak na to, jak wynagrodzenie dla nas może się prezentować w stosunku do tego z Baibai: wierzę, że jest nam ono ofiarowane ze szczerego serca. I to się liczy. Zwłaszcza, że chyba nie mamy szczególnie na co narzekać.
Podsumowała słowa Hao, nie patrząc wiele na to, że obecnie średnio mogła brzmieć jak kupiec patrzący na to, by jej się hajs zgadzał. No bo dla kupca, to chyba intencje średnio grają role przy wynagrodzeniu. Nikt jednak nigdy nie mówił, że Kurama kupcem była normalnym i w jej mniemaniu, stało za tym dużo więcej logiki niż skrupulatne liczenie każdego ryō.
Koniec końców jednak Saba zniknęła i nie raczyła odpowiedzieć na pytania rzucone przez Kurame. Trochę smutne musiała przyznać, jednak z drugiej strony ciężko było mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu. Niech odpocznie? Czy coś? Z resztą! Całe to wspólne picie powoli dobiegało końca... co z kolei już zaskoczeniem było. No bo czy nie mieli pić na umór nawet z wyjęciem z tego wszystkiego pojedynku? Jakoś tak to szło? Tymczasem Sayori postanowiła się zwinąć, na co i Wakuri odprowadziła ją wzrokiem odmachując ciut niepewnie ręką, a zaraz po tym... Diar! Oh, ojej. Czy to przez nią i Sabe tak jakoś to się wszystko ukróciło?
- Arigato, Diarmuid-san. Za towarzystwo i pomoc.
Rzuciła do włócznika widząc, jak ten dopija trunek i sam przymierza się do opuszczenia lokalu. Czyli... zostanie z Hao i Reanną. I problemem czapeczki. Stąd też z Hao i Reanną się żegnać nie żegnała, bo jeśli sami nie zamierzali się katapultować z baru, to Waku właściwie też nie. Przynajmniej dopóki miał kto jej dotrzymać towarzystwa i nie był to Kurata z Karutą. A później? A później to się zobaczy!
Yamanaka Aiko | Kouki Saiki
Ludzie mieli w zwyczaju na podobne praktyki reagować raczej mało przychylnie. No bo jak to, sprawdzać tak, czy nie kłamią? Gdzie zaufanie? Co, oni by mieli oszukiwać? Cóż za potwarz! Wakuri jednakże jedynie spojrzała z zainteresowaniem na blondynkę, uważnie słuchając o zaburzeniach chakry i jak sensor jest w stanie za jego pomocą wychwycić takie niuanse. I... to było super! Kurama siedziała zachwycona, nim na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.
- Najmocniej przepraszam za nią. Co prawda udało mi się stworzyć z drobną pomocą pieczęć, dzięki której moja chakra nie jest aż tak wyczuwalna przez wszystkich dookoła, jednak obawiam się, że jest trooooszeczkę za słaba, by oszczędziła wam nieprzyjemności. - wyjaśniła pokrótce, jednak pomimo przeprosin, te rzuciła raczej dlatego, bo wypada. Koniec końców zrobiła, co mogła z czymś, na co dużego wpływu nie miała. Czym się więc przejmować? - W każdym razie, bardzo ciekawa zdolność. Zdecydowanie brzmi użytecznie.
Podsumowała krótko, po czym odpowiedziała na wszelakie pytania i nawet zasugerowała zerknięcie w zawartość. Ta jednak odmówiła, a skoro i bez czytania tegoż zamierzała podjąć się dostarczenia listu do Uzumaki: nie zostało nic innego jak kopertę finalnie zakleić, po czym wręczyła trzymając go oburącz w dłonie Aiko. Przesyłka poszła w świat. Co z niej wyjdzie? Czy zmieni cokolwiek? Czas pokaże. Może właśnie uratowała kogoś przed niezbyt dobrym losem. Może wręcz przeciwnie. Przytaknęła też głową na jej uwagę. Zdecydowanie łatwiej niektóre rzeczy przekazać na piśmie. Tak... jakoś, chociaż miała wrażenie, że to też nie tak? Chyba mogłaby wymienić osobę czy dwie, do której ciężej byłoby jej napisać, niż przekazać coś werbalnie. Mówienie pozwalało na chaos, pismo wymagało chociaż cień uporządkowania.
Od wydarzeń w Baibai raczej widziała swoje zdolności w zakresie Genjutsu jako bardzo delikatny temat. Broń, z jaką należało obchodzić się jak z Jajkiem, zwłaszcza w okolicy innych. Nie podejrzewała zaś, że jej jako taka wiedza w tym zakresie będzie jej służyć w rozmowie, w jakiej to właściwie nie ona uczyła się czegoś nowego, a to Kurama mówiła o rzeczach komuś... I to nie tak, że takie sytuacje się w ogóle nie zdażały, a sama Wakuri zawsze była tą edukowaną. Iluzje jednak leżały w domenie ninja. Ona ninja nie była. Wniosek? Ninja będą wiedzieć lepiej. Ale nie oceniała Aiko. Nie wiedziała, jak to wszystko dobrze funkcjonowało i równie dobrze Genjutsu mogło uchodzić za jakąś niszową specjalizację.
- Powinno, jak najbardziej. Jedyny mankament, jaki może pojawić się w takim momencie, związany jest ze sposobami wychodzenia z iluzji, a te różnią się w zależności od użytej techniki. Ból, przelanie obcej chakry, zaburzenie własnej innymi sposobami, specjalne techniki do tego przeznaczone czy nawet własna siła woli - wszystkie one stosowane są w zależności od potrzeb. Podczas gdy przy technice, o której myślę, ból w sam sobie nie załatwiłby sprawy, nie jestem pewna, jak technika zareagowałaby na leczenie. Dobrze byłoby też, gdyby leczony nie przełamał techniki własnoręcznie. Świadomość bycia w niej z pewnością też by nie pomagała. Jeśli użycie chakry do leczenia nie wpłynęłoby na technikę, można uzyskać sposób na całkowite znieczulenie danej osoby niskim kosztem, jednak przez wspomniane przyczyny: prawdopodobnie nieco mniej niezawodny.
Czy była to pomocna wiedza? Nie wiedziała. Może? Może nie? Temat poruszony przez Yamanake na pewno jednak dawał sam w sobie pole do dalszych rozmyślań. Co można było użyć do pomocy innym, można tez było użyć ku ich zgubie. Obecnie rozmawiały o wpływaniu na zmysł czucia, ale gdyby podczas walki zaczęła majstrować komuś przy zmyśle równowagi? Rzecz jasna nie mówiąc już o tym, że przez przypadek mogłaby komuś zrobić własnymi iluzjami krzywdę na stałe. Albo zawołać Zbyszka.
A jednak całość rozmowy zawołała kogoś innego, bardziej powiązanego z medyczną częścią ich tematu. Nie ma co, osoba związana tak ściśle z medycyną klasyczną była obecnie jak znalazł i przyjęła jego pojawienie się z entuzjazmem. Póki co jednak tylko objęła dłonią naczynie z przyniesionym trunkiem, bardziej skupiając się na samej rozmowie aniżeli przyniesionych darach. Jej wzrok krążył pomiędzy mężczyzną, a Yamanaką. Taki... Nie orientowała się dobrze w temacie. Nie miała czasu rozpytywać bardziej, co działo się na innych frontach, a raczej: nie miała ku temu sił, przede wszystkim tych mentalnych, skupiając się wcześniej na powrocie do formy. Niektóre kwestie obiły jej się jednak siłą rzeczy o uszy. No, ale do rzeczy! Interesy były do ubicia, a gdy tylko zapytała o cenę. Pieniędzy nie potrzebowali. Raczej niewielkie zaskoczenie jeśli jakiekolwiek zważywszy na to, że mowa o sporej organizacji wioskowej. Wątpliwe było, by ta stała niedofinansowana. Coś, co mogłoby zainteresować Iryō-tai... Huh. Przymrużyła delikatnie powieki i z delikatnym uśmiechem obserwując mężczyznę. Jedna rzecz przychodziła jej do głowy. Jak to się mówi: handel ciałem to nie tylko prostytucja, jednak jeśli Saiki miał na myśli to samo, co właśnie przyszło do głowy Kuramie, mógł niestety skończyć nieco zawiedziony. Bez względu na to, czy mowa była o genach - jej czy w zwoju - czy substancji, jaka robiła jej za nerkę, nie chciała się rozstawać z żadną z tych rzeczy. Pomijając Dango i potencjalną chrapkę tego na Meiton, Wakuri nie czuła się dobrze z wizją bicia krojenia w ten czy inny sposób. Tak jak w przypadku Shikō jakoś jej to nie bolało zwłaszcza, że ten co najwyżej chciał trochę jej krwi, tak ładowanie się pod skalpel? Już musiała zaakceptować fakt, że będzie trzeba oddać kilka próbek Doppi. Dla własnego profitu, rzecz jasna. Z resztą! O nerce pewnie nie wiedział. O jej byciu kim była? Mocno zależało. Geny? O Hoshinorim... ciężko powiedzieć, a jej same? No, przedstawiła się dopiero później.
- Wierzę, że moje zdolności w ten czy inny sposób okażą się chociaż trochę pomocne przy czymkolwiek, co Saiyori-san będzie ode mnie potrzebować.
Odparła ze szczerym optymizmem, zdając się ignorować uśmiech Saikiego. Jednak czy rzeczywiście zignorowała? Drobna przerwa, jaką potrzebowała na namyślenie się mogła zawsze być znakiem, że jednak jakieś potencjalne opcje co do wymiany mogła rozważać! A po odpowiedzi dziewczyny można nawet stwierdzić, że nie szczególnie jej podpasowały. Wysłuchała też krótkiej wymiany w kwestii przydatności medycyny klasycznej, samej unosząc przy tym kieliszek co toastu wzniesionego przez Aiko - czegokolwiek on by nie dotyczył, bo tym się nawet nie przejmowała i jedynie upiła łyk przyniesionego trunku. Szybko jej wzrok jednak znowu wrócił na mężczyznę, patrząc na niego w pierwszym momencie nie tylko zaskoczona, ale mocno zmieszana. Ona. W Sakurze. Ojej...
- Nic z tych rzeczy, Kouki-san. - pokręciła głową - Nie jestem nawet shinobi. Ot, prosty kupiec z zamiłowaniem do pchania się w kłopoty. Jakąkolwiek rodzinę posiadam w Sakurze, obawiam się, że nic prócz więzów krwi mnie z nią nie łączy.
Odparła szczerze, ostatecznie uznając, że chyba jednak nie ma sił z kryciem się ze swoim nazwiskiem czy powiązaniami. Na początku Kusy, w obozie, wydawało jej się to dobrym pomysłem. Od tamtego czasu zapomniała o tym elemencie już tyle razy, że łatwiej było jej uznać, że no... będzie co ma być. Na zebraniu w Trawie i tak powiedziała za dużo, nawet jeśli zrobiła to pełna dobrych chęci.
- Najmocniej przepraszam za nią. Co prawda udało mi się stworzyć z drobną pomocą pieczęć, dzięki której moja chakra nie jest aż tak wyczuwalna przez wszystkich dookoła, jednak obawiam się, że jest trooooszeczkę za słaba, by oszczędziła wam nieprzyjemności. - wyjaśniła pokrótce, jednak pomimo przeprosin, te rzuciła raczej dlatego, bo wypada. Koniec końców zrobiła, co mogła z czymś, na co dużego wpływu nie miała. Czym się więc przejmować? - W każdym razie, bardzo ciekawa zdolność. Zdecydowanie brzmi użytecznie.
Podsumowała krótko, po czym odpowiedziała na wszelakie pytania i nawet zasugerowała zerknięcie w zawartość. Ta jednak odmówiła, a skoro i bez czytania tegoż zamierzała podjąć się dostarczenia listu do Uzumaki: nie zostało nic innego jak kopertę finalnie zakleić, po czym wręczyła trzymając go oburącz w dłonie Aiko. Przesyłka poszła w świat. Co z niej wyjdzie? Czy zmieni cokolwiek? Czas pokaże. Może właśnie uratowała kogoś przed niezbyt dobrym losem. Może wręcz przeciwnie. Przytaknęła też głową na jej uwagę. Zdecydowanie łatwiej niektóre rzeczy przekazać na piśmie. Tak... jakoś, chociaż miała wrażenie, że to też nie tak? Chyba mogłaby wymienić osobę czy dwie, do której ciężej byłoby jej napisać, niż przekazać coś werbalnie. Mówienie pozwalało na chaos, pismo wymagało chociaż cień uporządkowania.
Od wydarzeń w Baibai raczej widziała swoje zdolności w zakresie Genjutsu jako bardzo delikatny temat. Broń, z jaką należało obchodzić się jak z Jajkiem, zwłaszcza w okolicy innych. Nie podejrzewała zaś, że jej jako taka wiedza w tym zakresie będzie jej służyć w rozmowie, w jakiej to właściwie nie ona uczyła się czegoś nowego, a to Kurama mówiła o rzeczach komuś... I to nie tak, że takie sytuacje się w ogóle nie zdażały, a sama Wakuri zawsze była tą edukowaną. Iluzje jednak leżały w domenie ninja. Ona ninja nie była. Wniosek? Ninja będą wiedzieć lepiej. Ale nie oceniała Aiko. Nie wiedziała, jak to wszystko dobrze funkcjonowało i równie dobrze Genjutsu mogło uchodzić za jakąś niszową specjalizację.
- Powinno, jak najbardziej. Jedyny mankament, jaki może pojawić się w takim momencie, związany jest ze sposobami wychodzenia z iluzji, a te różnią się w zależności od użytej techniki. Ból, przelanie obcej chakry, zaburzenie własnej innymi sposobami, specjalne techniki do tego przeznaczone czy nawet własna siła woli - wszystkie one stosowane są w zależności od potrzeb. Podczas gdy przy technice, o której myślę, ból w sam sobie nie załatwiłby sprawy, nie jestem pewna, jak technika zareagowałaby na leczenie. Dobrze byłoby też, gdyby leczony nie przełamał techniki własnoręcznie. Świadomość bycia w niej z pewnością też by nie pomagała. Jeśli użycie chakry do leczenia nie wpłynęłoby na technikę, można uzyskać sposób na całkowite znieczulenie danej osoby niskim kosztem, jednak przez wspomniane przyczyny: prawdopodobnie nieco mniej niezawodny.
Czy była to pomocna wiedza? Nie wiedziała. Może? Może nie? Temat poruszony przez Yamanake na pewno jednak dawał sam w sobie pole do dalszych rozmyślań. Co można było użyć do pomocy innym, można tez było użyć ku ich zgubie. Obecnie rozmawiały o wpływaniu na zmysł czucia, ale gdyby podczas walki zaczęła majstrować komuś przy zmyśle równowagi? Rzecz jasna nie mówiąc już o tym, że przez przypadek mogłaby komuś zrobić własnymi iluzjami krzywdę na stałe. Albo zawołać Zbyszka.
A jednak całość rozmowy zawołała kogoś innego, bardziej powiązanego z medyczną częścią ich tematu. Nie ma co, osoba związana tak ściśle z medycyną klasyczną była obecnie jak znalazł i przyjęła jego pojawienie się z entuzjazmem. Póki co jednak tylko objęła dłonią naczynie z przyniesionym trunkiem, bardziej skupiając się na samej rozmowie aniżeli przyniesionych darach. Jej wzrok krążył pomiędzy mężczyzną, a Yamanaką. Taki... Nie orientowała się dobrze w temacie. Nie miała czasu rozpytywać bardziej, co działo się na innych frontach, a raczej: nie miała ku temu sił, przede wszystkim tych mentalnych, skupiając się wcześniej na powrocie do formy. Niektóre kwestie obiły jej się jednak siłą rzeczy o uszy. No, ale do rzeczy! Interesy były do ubicia, a gdy tylko zapytała o cenę. Pieniędzy nie potrzebowali. Raczej niewielkie zaskoczenie jeśli jakiekolwiek zważywszy na to, że mowa o sporej organizacji wioskowej. Wątpliwe było, by ta stała niedofinansowana. Coś, co mogłoby zainteresować Iryō-tai... Huh. Przymrużyła delikatnie powieki i z delikatnym uśmiechem obserwując mężczyznę. Jedna rzecz przychodziła jej do głowy. Jak to się mówi: handel ciałem to nie tylko prostytucja, jednak jeśli Saiki miał na myśli to samo, co właśnie przyszło do głowy Kuramie, mógł niestety skończyć nieco zawiedziony. Bez względu na to, czy mowa była o genach - jej czy w zwoju - czy substancji, jaka robiła jej za nerkę, nie chciała się rozstawać z żadną z tych rzeczy. Pomijając Dango i potencjalną chrapkę tego na Meiton, Wakuri nie czuła się dobrze z wizją bicia krojenia w ten czy inny sposób. Tak jak w przypadku Shikō jakoś jej to nie bolało zwłaszcza, że ten co najwyżej chciał trochę jej krwi, tak ładowanie się pod skalpel? Już musiała zaakceptować fakt, że będzie trzeba oddać kilka próbek Doppi. Dla własnego profitu, rzecz jasna. Z resztą! O nerce pewnie nie wiedział. O jej byciu kim była? Mocno zależało. Geny? O Hoshinorim... ciężko powiedzieć, a jej same? No, przedstawiła się dopiero później.
- Wierzę, że moje zdolności w ten czy inny sposób okażą się chociaż trochę pomocne przy czymkolwiek, co Saiyori-san będzie ode mnie potrzebować.
Odparła ze szczerym optymizmem, zdając się ignorować uśmiech Saikiego. Jednak czy rzeczywiście zignorowała? Drobna przerwa, jaką potrzebowała na namyślenie się mogła zawsze być znakiem, że jednak jakieś potencjalne opcje co do wymiany mogła rozważać! A po odpowiedzi dziewczyny można nawet stwierdzić, że nie szczególnie jej podpasowały. Wysłuchała też krótkiej wymiany w kwestii przydatności medycyny klasycznej, samej unosząc przy tym kieliszek co toastu wzniesionego przez Aiko - czegokolwiek on by nie dotyczył, bo tym się nawet nie przejmowała i jedynie upiła łyk przyniesionego trunku. Szybko jej wzrok jednak znowu wrócił na mężczyznę, patrząc na niego w pierwszym momencie nie tylko zaskoczona, ale mocno zmieszana. Ona. W Sakurze. Ojej...
- Nic z tych rzeczy, Kouki-san. - pokręciła głową - Nie jestem nawet shinobi. Ot, prosty kupiec z zamiłowaniem do pchania się w kłopoty. Jakąkolwiek rodzinę posiadam w Sakurze, obawiam się, że nic prócz więzów krwi mnie z nią nie łączy.
Odparła szczerze, ostatecznie uznając, że chyba jednak nie ma sił z kryciem się ze swoim nazwiskiem czy powiązaniami. Na początku Kusy, w obozie, wydawało jej się to dobrym pomysłem. Od tamtego czasu zapomniała o tym elemencie już tyle razy, że łatwiej było jej uznać, że no... będzie co ma być. Na zebraniu w Trawie i tak powiedziała za dużo, nawet jeśli zrobiła to pełna dobrych chęci.
Yuki & Kicia | Fuuka
Riza... Riza... No nie, za nic nie kojarzyła nikogo o podobnym imieniu. Może dlatego, że jej pamięć była tylko w trochę lepszym stanie niż Vinea po wyjściu z niej Malchut? Po chwili intensywnego myślenia poddała się jednak, wracając do słuchania Yuki. Ponownie jednak zastanowiła się widocznie, kiedy ta wspomniała o własnym stanie. A raczej tego, jak była zbudowana. Co by nie powiedzieć, zdecydowanie były z innej gliny niż inni. Ba, nie były nawet z gliny, chociaż w przypadku Kuramy, można się nawet pomylić.
- W takim razie może dobrze spróbować z materią, jaka jest ci lepiej znana?
Zasugerowała, dobrze wiedząc, że pewnie sposobów na rozwiązanie problemu Shin'yi i Kici było tysiące i jedynie trzeba było znaleźć to, jakie będzie najłatwiejsze, najszybsze i najlepsze dla niej do wprowadzenia w życie. Nic poza tym. Jakie rozwiązanie było tym najlepszym dla Yuki? Czas pokaże, a Waku mogła mieć nadzieję na to, że mogła w całości nieco pomóc. Nie tylko jednak Kicia i jej ciało stanowiły temat rozmów, bowiem atencji zdarzyło się zebrać też Kuracie i Karucie. Dziewczyna musiała w duchu przyznać, że miło było chociaż raz nie siedzieć próbując udowadniać, że ich dwójka w rzeczy samej istnieje. Yuki nie podważała ich prawdziwości, chociaż nie widziała ich tak samo, jak Hikari czy Shikō. Zamiast tego rzuciła kolejną ciekawą teorią. Duchy! Oh... ojej! Albo w ogóle byty z innego świata. Oh. To... To na pewno temat, jaki warto lepiej zgłębić. Przytaknęła głową słysząc o tygrysie, acz w pierwszej chwili musiała się zastanowić. Nie pamiętała dobrze wszystkiego, co działo się na murze ale rzeczywiście: podobne stworzenie było obok kącika DIY. Słuchała dziewczyny układając sobie wszystko w głowie, podczas gdy w jej oczach widać było żywe podekscytowanie tematem.
- Od zawsze właściwie. Nie pamiętam, by kiedykolwiek ich nie było. Odkąd byłam taaaaka mała, zawsze mi towarzyszyli. Zwłaszcza wtedy, kiedy inne dzieci były zbyt nieśmiałe by się ze mną bawić.
Odpowiedziała, żywo przy tym gestykulując jakby faktycznie chcąc pokazać, o jak "małą Waku" jej chodzi. Generalnie, to bardzo. Na tyle, że prawie klepnęła dłonią podłogę zupełnie na moment zapominając, jakim wzrostem charakteryzują się chociażby takie czterolatki. Przez moment w świecie Kuramy miały jakieś dwanaście centymetrów wzrostu.
Czyli nie lubiła bólu. Ale go ignorowała. Nie no, absolutnie zrozumiałe, jednak dla Fuuki siedzącej obok zdawało się to zupełnie niedorzeczne. Przecież jak to nie lubi, jak to takie fenomenalne doznania są. Tylko, że niekoniecznie? Mimowolnie spojrzała na dziewczynę całkiem zaintrygowana. To... zdecydowanie mało normalna reakcja, ale czy zła? Nie no, gdzie tam. Jakby Waku miała oceniać, to w bólu samym w sobie nic aż tak złego nie było. Tak jakby póki boli, to wiadomo, że się żyje! Problem zaczynał się wtedy, kiedy ból to już jedyne, co się czuło. Dla Fuuki z kolei wyglądało na to, że to dopiero moment, w jakim zaczyna się prawdziwa zabawa!
- Nie widziałabym problemu, by przebić rękę obu z was jednak obawiam się, Fuuka-san, że w twoim wypadku potrzeba by dodatkowo medyka na miejscu. Byłoby szkoda pozbawić się dłoni.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, wcale jednak nie żartując. Tak jakby Fuuka wyglądała na kogoś, kto chciałby mieć przebitą rękę. Wakuri może nie do końca to rozumiała i nie orientowała się, w jaki sposób Fuuka była na tyle inna, by czerpać przyjemność z rozżarzonego żelaza wbitego w żywą tkankę, jednak akceptowała to i nie oceniała w żaden sposób. Każdy ma swoje sposoby na zapewnienie sobie rozrywki, prawda? A jak już o zabijaniu nudy i robieniu sobie krzywdy mowa, to tak: rozmowa zeszła na Midoro. Wypadało podziękować za pomoc zwłaszcza lub i nawet, jeśli sam ratowany nie śpieszył się do tego z przeróżnych powodów. Ale spokojnie, Wakuri miała doświadczenie z podobnymi jednostkami!
- Tak, to zupełnie było niepotrzebne. - przyznała niemalże natychmiast - Najmocniej przepraszam w jego imieniu i jak tylko będę miała możliwość, pewnie wspomnę mu o tym. Wierzę jednak, że jego nietakt był wynikiem stresu i jego stanu. Niewielkie pocieszenie, ale jeśli byłby to jakiś argument za tym, by machnąć na jego wcześniejsze groźby ręką: byłabym niezmiernie wdzięczna.
Skłoniła delikatnie głowę przed Yuki, jakiej przeprosiny za zachowanie Dōhito zdecydowanie się należały. Czy od Kuramy? Pewnie nie, bo i co złego zawiniła, jednak czuła się w obowiązku zrobić to za Midoro, jakiego w onsenie, według Kuramy, nie było ze względu na jego stan zdrowia i prawdopodobną rekonwalescencję. Wcale nie z mniejszą uwagą przysłuchiwała się też odpowiedzi Yuki, chyba rzeczywiście trochę w tym wszystkim ignorując Fuukę. Jiongu... Huh. Ciekawa zdolność. I Kakuzuryu. Powtórzyła sobie kilka razy w głowie te obie nazwy wierząc, że może ich nie zapomni.
- To dalej niesamowicie niezwykła umiejętność.
Stwierdziła szczerze, jakby w odpowiedzi na ostatnie słowa dziewczyny i braku pewnej możliwości w jej arsenale. No bo nawet jak nie może takiego ciała stworzyć komuś, to bycie kłębkiem nici dalej zdawało się niesamowicie fajne. I użyteczne. I zdawało się mieć masę ciekawych zastosowań jak tak rozmawiały. No, ale jak już mowa i niesamowitych ciałach, wzrok Kuramy zwrócił się ponownie ku Fuuce. Fuuce zupełnie zagubionej w całej tej rozmowie dwóch nowopoznanych dziewczyn, jaka pewnie już z kilka razy zdążyła przepalić szarowłosej bezpieczniki w mózgu.
- Nie do końca. Cienie to nazwa na istoty, jakich normalnie się nie spotyka na co dzień. Lubujące mrok i ciemność, złożone z ciemnej materii, jaką mogą dowolnie kształtować. Prócz incydentu w Baibai, innego przedstawiciela spotkałam tak naprawdę przez przypadek niedługo po tym, ale w zupełnie innym miejscu. - to powiedziawszy uformowała nad dłonią kolejny kształt. Czerwone oko z mackami, jakie to podleciało bliżej Fuuki. Rozmiarem jednak było tylko trochę większe od szczura. - Mają różne rozmiary i kształty więc pod względem wyglądu ciężko je opisać.
Bo oko z mackami to tylko przykład, z życia wzięty z resztą i nie chciała wprowadzać Fuuki w błąd każąc jej myśleć, że wszystkie Cienie tak się prezentują. Bo nie bardzo. Niekoniecznie. Saba była dobrym przykładem tego, jak zmienne pod względem wyglądu lubią być. Albo Kicia. Kicia-kicia, Kicia-papużka... No, ale mniejsza o Cieniach. Co z jej nerką? I byciem hybrydą? To dobrze? Niedobrze? I tutaj znowu spojrzenie Waku ruszyło ku dziewczynie-włóczce.
- Potrzebowałabym nerkę i odbudowania wszystkich tkanek wokół. Jednak jak na początku ów efekty, jakie ta na mnie miała, były dość uciążliwe, zdążyły zmaleć. Nieco większa podatność na ogień i ciut mniejsza tolerancja na światło to nie jest ogromny problem. Poza tym - czy nie uważasz, że byłoby to spore marnotrawco? - uśmiechnęła się ku Yuki - Nawet jeśli obecnie największym jej plusem jest utrzymywanie mnie przy życiu, z chęcią zobaczę, czy z czasem nie znajdę dla tej cienistej części mnie lepszego zastosowania. Lub czy nie odkryję benefitów prędzej czy później. Wiem co ma mi do zaoferowania ludzkie ciało. Z chęcią sprawdzę, co dam radę wyciągnąć z cienistego.
Czysta ciekawość, nic poza tym. Mogła na tym zyskać. Mogła stracić. Mogła dowiedzieć się czegoś nowego, a mogła skończyć z kawałkiem ciała, jakie działa jedynie na jej szkodę. Dalej też nie wiedziała, jak jej nerka ma się do samej Saby i chakry. Skoro jednak Yuki funkcjonowała z Kicią bez takich rzeczy, to może nijak się ma?
Cała reszta rozmowy potoczyła się BARDZO dziwnie. Przynajmniej na ludzkie standardy, bowiem Kurama co najwyżej mogła uznać, że ta nabrała bardzo osobliwego kierunku. Oczywistym było, że będą chciały Fuuke pocieszyć. Bo głupio tak się smucić, jeszcze przez coś tak mało istotnego! Nie każdy musiał być człowiekiem-galaretką albo człowiekiem-włóczką. Ba! Sama Kurama znała jedną czy dwie osoby, jakie były pod tym względem do bólu normalne, ale dalej byli absolutnie niesamowici. W sumie to może i więcej niż dwie? Nie to jednak zastanawiało dziewczynę. Wakuri z drobnym niezrozumieniem, ale też i zaintrygowaniem obserwowała Jashinistkę, jaka to prosto z mostu stwierdziła, że woli śmierć niż życie. I to było dziwne. Dziwne dla Wakuri, jaka ceniła życie. Ceniła je bardziej niż naprawdę wiele rzeczy. Jej stan był wynikiem walki o każde uderzenie serca we własnej piersi i koncept odrzucenia tego wszystkiego wydawał jej się dziwny. Całkiem nienaturalny. Nie ma co, sposób myślenia dziewczyny zaciekawił ją przez to krótkie stwierdzenie. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała o pluszakach, jakie Yuki zrobiła chwilę temu. Nawet nie miała czasu by ich pozazdrościć koleżance, jaka zaczęła z przytupem swoje tłumaczenia.
- Fuuka-san. Czy myślisz, że sama przybyłam do Kusy ratować świat? - zaczęła od końca. Od tematu, na jakim tak trochę skończyła. - Przede wszystkim jestem kupcem. Idę tam, gdzie mam zysk. Nie ruszyłam do Kusy by być bohaterką. Na dobrą sprawę, Fuuka-san, uratowany świat nie jest mi na rękę. Brak konfliktów, zagrożenia... Profit czerpie się z wojen i śmierci, w mojej branży przynajmniej. W Kusie walczyłam, bo wizja Go jest wizją, jaka wchodzi mi w interesy. Czy w to oznacza, że moja pomoc jest mniej warta od pomocy Yuki? Nie. Nie ma znaczenia, w jakim celu przyszłaś tak długo, jak pomogłaś w osiągnięciu celu.
Wyjaśniła pokrótce, niekoniecznie nawet kryjąc się z tym, że jej pobudki nie były wcale takie dobre i światłe. Oczywiście powodów miała kilka. Na przykład, świat bez chakry i chęć wybicia wszystkich, którzy jej używają, wiązał się ze śmiercią tych kilku osób, jakie były jej drogie i których śmierci nie chciała. No i hej, jej kolega potrzebował pomocy. Przyjaciele sobie pomagają, nie? Nie mniej te nie były istotne. Nie w przypadku tego, co chciała przekazać Fuuce. Tej jednak też tak szybko nie zostawiła. Poprawiła się na poduchach, wbijając zaintrygowany wzrok w dziewczynę.
- Fuuka-san, jeśli można: czemu tak bardzo cenisz sobie śmierć? Jest to zdecydowanie opinia, z jaką się jeszcze nie spotkałam. Mogłabyś nieco bardziej rozwinąć myśl? Poza tym, o ile to nie problem: kto jest twoim Panem?
To były zdecydowanie bardzo ważne pytania! Tak turbo ważne. Bo właśnie zdobyły sobie zaciekawienie Kuramy! Nic więc dziwnego, że wszystko inne straciło chwilowo na znaczeniu, a cała uwaga dziewczyny skupiła się na Jashinistce.
W tym wszystkim była jeszcze Kicia. Kicia, która dzięki przełączeniu swoich nitek w środku głowy na 250% wydajności, Yuki najwidoczniej rozkminiła problem braku ciała dla Cienia. Patrzyła, jak to pluszowy kotek nagle ożywa i jak to przecież zawsze mogła być Shin'ya u sterów, tak dość szybko stało się jasne, że to absolutnie musi być Kicia w kici. Przytaknęła na jej pierwsze pytanie, to o imię, po czym słysząc udzielone pozwoleniem klasnęła energicznie w dłonie trzymając je przed sobą złączone jeszcze chwilę.
- Ślicznie dziękuję w takim wypadku!
Tylko, no właśnie, którą Kicie ma głaskać? Pluszakokicię, czy Kicię-papużkę? Tak, to definitywnie był problem, bo nie wiedziała, co Kicia ma na myśli. Ale hej! Powiedziała, że może ją pogłaskać. Nie, że może ją 'TERAZ pogłaskać, kiedy jest w tej formie. Ale znowu głupio byłoby głaskać powietrze? Ale Wakuri nie była głupia, to sprytne dziewczę przecież. Jedną dłoń wyciągnęła do pluszako-Kici, drapiąc ją delikatnie za uszkiem, a drugą do papużko-Kici, głaszcząc ją po piórkach na grzbiecie. Problem solved.
- W takim razie może dobrze spróbować z materią, jaka jest ci lepiej znana?
Zasugerowała, dobrze wiedząc, że pewnie sposobów na rozwiązanie problemu Shin'yi i Kici było tysiące i jedynie trzeba było znaleźć to, jakie będzie najłatwiejsze, najszybsze i najlepsze dla niej do wprowadzenia w życie. Nic poza tym. Jakie rozwiązanie było tym najlepszym dla Yuki? Czas pokaże, a Waku mogła mieć nadzieję na to, że mogła w całości nieco pomóc. Nie tylko jednak Kicia i jej ciało stanowiły temat rozmów, bowiem atencji zdarzyło się zebrać też Kuracie i Karucie. Dziewczyna musiała w duchu przyznać, że miło było chociaż raz nie siedzieć próbując udowadniać, że ich dwójka w rzeczy samej istnieje. Yuki nie podważała ich prawdziwości, chociaż nie widziała ich tak samo, jak Hikari czy Shikō. Zamiast tego rzuciła kolejną ciekawą teorią. Duchy! Oh... ojej! Albo w ogóle byty z innego świata. Oh. To... To na pewno temat, jaki warto lepiej zgłębić. Przytaknęła głową słysząc o tygrysie, acz w pierwszej chwili musiała się zastanowić. Nie pamiętała dobrze wszystkiego, co działo się na murze ale rzeczywiście: podobne stworzenie było obok kącika DIY. Słuchała dziewczyny układając sobie wszystko w głowie, podczas gdy w jej oczach widać było żywe podekscytowanie tematem.
- Od zawsze właściwie. Nie pamiętam, by kiedykolwiek ich nie było. Odkąd byłam taaaaka mała, zawsze mi towarzyszyli. Zwłaszcza wtedy, kiedy inne dzieci były zbyt nieśmiałe by się ze mną bawić.
Odpowiedziała, żywo przy tym gestykulując jakby faktycznie chcąc pokazać, o jak "małą Waku" jej chodzi. Generalnie, to bardzo. Na tyle, że prawie klepnęła dłonią podłogę zupełnie na moment zapominając, jakim wzrostem charakteryzują się chociażby takie czterolatki. Przez moment w świecie Kuramy miały jakieś dwanaście centymetrów wzrostu.
Czyli nie lubiła bólu. Ale go ignorowała. Nie no, absolutnie zrozumiałe, jednak dla Fuuki siedzącej obok zdawało się to zupełnie niedorzeczne. Przecież jak to nie lubi, jak to takie fenomenalne doznania są. Tylko, że niekoniecznie? Mimowolnie spojrzała na dziewczynę całkiem zaintrygowana. To... zdecydowanie mało normalna reakcja, ale czy zła? Nie no, gdzie tam. Jakby Waku miała oceniać, to w bólu samym w sobie nic aż tak złego nie było. Tak jakby póki boli, to wiadomo, że się żyje! Problem zaczynał się wtedy, kiedy ból to już jedyne, co się czuło. Dla Fuuki z kolei wyglądało na to, że to dopiero moment, w jakim zaczyna się prawdziwa zabawa!
- Nie widziałabym problemu, by przebić rękę obu z was jednak obawiam się, Fuuka-san, że w twoim wypadku potrzeba by dodatkowo medyka na miejscu. Byłoby szkoda pozbawić się dłoni.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, wcale jednak nie żartując. Tak jakby Fuuka wyglądała na kogoś, kto chciałby mieć przebitą rękę. Wakuri może nie do końca to rozumiała i nie orientowała się, w jaki sposób Fuuka była na tyle inna, by czerpać przyjemność z rozżarzonego żelaza wbitego w żywą tkankę, jednak akceptowała to i nie oceniała w żaden sposób. Każdy ma swoje sposoby na zapewnienie sobie rozrywki, prawda? A jak już o zabijaniu nudy i robieniu sobie krzywdy mowa, to tak: rozmowa zeszła na Midoro. Wypadało podziękować za pomoc zwłaszcza lub i nawet, jeśli sam ratowany nie śpieszył się do tego z przeróżnych powodów. Ale spokojnie, Wakuri miała doświadczenie z podobnymi jednostkami!
- Tak, to zupełnie było niepotrzebne. - przyznała niemalże natychmiast - Najmocniej przepraszam w jego imieniu i jak tylko będę miała możliwość, pewnie wspomnę mu o tym. Wierzę jednak, że jego nietakt był wynikiem stresu i jego stanu. Niewielkie pocieszenie, ale jeśli byłby to jakiś argument za tym, by machnąć na jego wcześniejsze groźby ręką: byłabym niezmiernie wdzięczna.
Skłoniła delikatnie głowę przed Yuki, jakiej przeprosiny za zachowanie Dōhito zdecydowanie się należały. Czy od Kuramy? Pewnie nie, bo i co złego zawiniła, jednak czuła się w obowiązku zrobić to za Midoro, jakiego w onsenie, według Kuramy, nie było ze względu na jego stan zdrowia i prawdopodobną rekonwalescencję. Wcale nie z mniejszą uwagą przysłuchiwała się też odpowiedzi Yuki, chyba rzeczywiście trochę w tym wszystkim ignorując Fuukę. Jiongu... Huh. Ciekawa zdolność. I Kakuzuryu. Powtórzyła sobie kilka razy w głowie te obie nazwy wierząc, że może ich nie zapomni.
- To dalej niesamowicie niezwykła umiejętność.
Stwierdziła szczerze, jakby w odpowiedzi na ostatnie słowa dziewczyny i braku pewnej możliwości w jej arsenale. No bo nawet jak nie może takiego ciała stworzyć komuś, to bycie kłębkiem nici dalej zdawało się niesamowicie fajne. I użyteczne. I zdawało się mieć masę ciekawych zastosowań jak tak rozmawiały. No, ale jak już mowa i niesamowitych ciałach, wzrok Kuramy zwrócił się ponownie ku Fuuce. Fuuce zupełnie zagubionej w całej tej rozmowie dwóch nowopoznanych dziewczyn, jaka pewnie już z kilka razy zdążyła przepalić szarowłosej bezpieczniki w mózgu.
- Nie do końca. Cienie to nazwa na istoty, jakich normalnie się nie spotyka na co dzień. Lubujące mrok i ciemność, złożone z ciemnej materii, jaką mogą dowolnie kształtować. Prócz incydentu w Baibai, innego przedstawiciela spotkałam tak naprawdę przez przypadek niedługo po tym, ale w zupełnie innym miejscu. - to powiedziawszy uformowała nad dłonią kolejny kształt. Czerwone oko z mackami, jakie to podleciało bliżej Fuuki. Rozmiarem jednak było tylko trochę większe od szczura. - Mają różne rozmiary i kształty więc pod względem wyglądu ciężko je opisać.
Bo oko z mackami to tylko przykład, z życia wzięty z resztą i nie chciała wprowadzać Fuuki w błąd każąc jej myśleć, że wszystkie Cienie tak się prezentują. Bo nie bardzo. Niekoniecznie. Saba była dobrym przykładem tego, jak zmienne pod względem wyglądu lubią być. Albo Kicia. Kicia-kicia, Kicia-papużka... No, ale mniejsza o Cieniach. Co z jej nerką? I byciem hybrydą? To dobrze? Niedobrze? I tutaj znowu spojrzenie Waku ruszyło ku dziewczynie-włóczce.
- Potrzebowałabym nerkę i odbudowania wszystkich tkanek wokół. Jednak jak na początku ów efekty, jakie ta na mnie miała, były dość uciążliwe, zdążyły zmaleć. Nieco większa podatność na ogień i ciut mniejsza tolerancja na światło to nie jest ogromny problem. Poza tym - czy nie uważasz, że byłoby to spore marnotrawco? - uśmiechnęła się ku Yuki - Nawet jeśli obecnie największym jej plusem jest utrzymywanie mnie przy życiu, z chęcią zobaczę, czy z czasem nie znajdę dla tej cienistej części mnie lepszego zastosowania. Lub czy nie odkryję benefitów prędzej czy później. Wiem co ma mi do zaoferowania ludzkie ciało. Z chęcią sprawdzę, co dam radę wyciągnąć z cienistego.
Czysta ciekawość, nic poza tym. Mogła na tym zyskać. Mogła stracić. Mogła dowiedzieć się czegoś nowego, a mogła skończyć z kawałkiem ciała, jakie działa jedynie na jej szkodę. Dalej też nie wiedziała, jak jej nerka ma się do samej Saby i chakry. Skoro jednak Yuki funkcjonowała z Kicią bez takich rzeczy, to może nijak się ma?
Cała reszta rozmowy potoczyła się BARDZO dziwnie. Przynajmniej na ludzkie standardy, bowiem Kurama co najwyżej mogła uznać, że ta nabrała bardzo osobliwego kierunku. Oczywistym było, że będą chciały Fuuke pocieszyć. Bo głupio tak się smucić, jeszcze przez coś tak mało istotnego! Nie każdy musiał być człowiekiem-galaretką albo człowiekiem-włóczką. Ba! Sama Kurama znała jedną czy dwie osoby, jakie były pod tym względem do bólu normalne, ale dalej byli absolutnie niesamowici. W sumie to może i więcej niż dwie? Nie to jednak zastanawiało dziewczynę. Wakuri z drobnym niezrozumieniem, ale też i zaintrygowaniem obserwowała Jashinistkę, jaka to prosto z mostu stwierdziła, że woli śmierć niż życie. I to było dziwne. Dziwne dla Wakuri, jaka ceniła życie. Ceniła je bardziej niż naprawdę wiele rzeczy. Jej stan był wynikiem walki o każde uderzenie serca we własnej piersi i koncept odrzucenia tego wszystkiego wydawał jej się dziwny. Całkiem nienaturalny. Nie ma co, sposób myślenia dziewczyny zaciekawił ją przez to krótkie stwierdzenie. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała o pluszakach, jakie Yuki zrobiła chwilę temu. Nawet nie miała czasu by ich pozazdrościć koleżance, jaka zaczęła z przytupem swoje tłumaczenia.
- Fuuka-san. Czy myślisz, że sama przybyłam do Kusy ratować świat? - zaczęła od końca. Od tematu, na jakim tak trochę skończyła. - Przede wszystkim jestem kupcem. Idę tam, gdzie mam zysk. Nie ruszyłam do Kusy by być bohaterką. Na dobrą sprawę, Fuuka-san, uratowany świat nie jest mi na rękę. Brak konfliktów, zagrożenia... Profit czerpie się z wojen i śmierci, w mojej branży przynajmniej. W Kusie walczyłam, bo wizja Go jest wizją, jaka wchodzi mi w interesy. Czy w to oznacza, że moja pomoc jest mniej warta od pomocy Yuki? Nie. Nie ma znaczenia, w jakim celu przyszłaś tak długo, jak pomogłaś w osiągnięciu celu.
Wyjaśniła pokrótce, niekoniecznie nawet kryjąc się z tym, że jej pobudki nie były wcale takie dobre i światłe. Oczywiście powodów miała kilka. Na przykład, świat bez chakry i chęć wybicia wszystkich, którzy jej używają, wiązał się ze śmiercią tych kilku osób, jakie były jej drogie i których śmierci nie chciała. No i hej, jej kolega potrzebował pomocy. Przyjaciele sobie pomagają, nie? Nie mniej te nie były istotne. Nie w przypadku tego, co chciała przekazać Fuuce. Tej jednak też tak szybko nie zostawiła. Poprawiła się na poduchach, wbijając zaintrygowany wzrok w dziewczynę.
- Fuuka-san, jeśli można: czemu tak bardzo cenisz sobie śmierć? Jest to zdecydowanie opinia, z jaką się jeszcze nie spotkałam. Mogłabyś nieco bardziej rozwinąć myśl? Poza tym, o ile to nie problem: kto jest twoim Panem?
To były zdecydowanie bardzo ważne pytania! Tak turbo ważne. Bo właśnie zdobyły sobie zaciekawienie Kuramy! Nic więc dziwnego, że wszystko inne straciło chwilowo na znaczeniu, a cała uwaga dziewczyny skupiła się na Jashinistce.
W tym wszystkim była jeszcze Kicia. Kicia, która dzięki przełączeniu swoich nitek w środku głowy na 250% wydajności, Yuki najwidoczniej rozkminiła problem braku ciała dla Cienia. Patrzyła, jak to pluszowy kotek nagle ożywa i jak to przecież zawsze mogła być Shin'ya u sterów, tak dość szybko stało się jasne, że to absolutnie musi być Kicia w kici. Przytaknęła na jej pierwsze pytanie, to o imię, po czym słysząc udzielone pozwoleniem klasnęła energicznie w dłonie trzymając je przed sobą złączone jeszcze chwilę.
- Ślicznie dziękuję w takim wypadku!
Tylko, no właśnie, którą Kicie ma głaskać? Pluszakokicię, czy Kicię-papużkę? Tak, to definitywnie był problem, bo nie wiedziała, co Kicia ma na myśli. Ale hej! Powiedziała, że może ją pogłaskać. Nie, że może ją 'TERAZ pogłaskać, kiedy jest w tej formie. Ale znowu głupio byłoby głaskać powietrze? Ale Wakuri nie była głupia, to sprytne dziewczę przecież. Jedną dłoń wyciągnęła do pluszako-Kici, drapiąc ją delikatnie za uszkiem, a drugą do papużko-Kici, głaszcząc ją po piórkach na grzbiecie. Problem solved.