Miejsce zbiórki nie znajdowało się w samej zniszczonej Takigakure, a dobre kilka kilometrów od niej. Było to związane kwestiami organizacyjnymi, żeby ludzie, którzy dopiero co na miejsce przybyli nie zostali od razu wrzuceni w wir działań. Tak więc, przy pierwszym stawie na drodze do zniszczonej wioski, zostało postawione kilka namiotów, które były swoistym wyznacznikiem i drogowskazem. Można było zobaczyć ludzi krzątających się tu i tam, jednakże na chwilę obecną nikt nie udzielał im żadnych szczegółów, mówiąc, że niedługo się zjawi osoba decyzyjna i dokładnie wszystko wyjaśni. Nikt ich nie prosił o wypełnianie żadnych formularzy zgłoszeniowych… co z jednej strony miało sens – kto w trakcie, powiedzmy w pełni szczerze – wojny będzie bawił się w taką papierologię i ją przeglądał? Zwłaszcza, że wszyscy ludzie, którzy byli już „na miejscu” zdawały się być naprawdę zajęte. Mimo wszystko, będąc w obozie, widzieli gdzieś w głębi lasu łunę świadczącą o pożarze i nawet w powietrzu unosił się zapach potwierdzający to, choć nie był on duszący, a chociaż nie na chwilę obecną. Gdzieś w oddali było słychać również jakieś hałasy – zapewne walki.
Nie było niczym dziwnym, że atmosfera panująca w dosyć prowizorycznym obozie była raczej ciężka i poważna. Nawet jeśli nie znali na chwilę obecną szczegółów, wciąż wiedzieli, że przyjechali tutaj głównie po to, by „posprzątać” po przejściu poplecznika Zero, jeżeli wierzyć plotkom, że rzeczywiście to on był odpowiedzialny za tę masakrę i tragedię, która ponownie wstrząsnęła Starym Światem.
Pierwszą z osób, która rzucała się w oczy bez wątpienia był
nastoletni chłopak z trzema dobermanami przy sobie, które były zdecydowanie większe aniżeli normalne psy tej rasy.
Ninja Amegakure mogli bez problemu skojarzyć go z członkiem klanu Inuzuka, którzy słynęli z walki ze swoimi psimi towarzyszami łapa w łapę. Na jego prawym ramieniu była również opaska Ukrytego Deszczu. Chłopak stał po jednym z drzew, wyglądając na wybitnie znudzonego i może trochę zmęczonego? Podejście do niego raczej nie było mądrym pomysłem, bowiem trzy psy stały cały czas na straży i jeżyły się jak tylko ktoś zbyt blisko próbował podejść do ich pana. W tłumie ciężko nie było też zauważyć
kobiety, która swoim wzrostem mogłaby konkurować z niejednym mężczyzną… a także i swoimi mięśniami. Pomimo raczej chłodnej, jesiennej pogody była ubrana w krótki top odsłaniający brzuch, a także ramiona. Obydwie ręce kobiety były wytatuowane w różne, roślinne wzory. Miała też ciemniejszą skórę i jasne włosy, które mocno się z odcieniem jej cery kontrastowały. Ta, pomimo panującej sytuacji, była uśmiechnięta i właśnie rozmawiała z jakąś przerażoną dziewczyną, widocznie starając dodać jej otuchy. Na jej czole było widać opaskę Ukrytej Wiśni.
Nie byli w stanie dokładnie stwierdzić ile minęło, odkąd przybili ale nie więcej niż godzina. W obozie przez ten cały czas panowało pobudzenie, były prowadzone rozmowy… aż w pewnym momencie wszystko ucichło. Jak makiem zasiał. Wtedy na samym środku obozu, stanęła
niepozrona kobieta. Stosunkowo niska, choć trzeba przyznać, że natura dosyć hojnie ją obdarzyła. Ubrana była w dosyć... normalny strój kunoichi, nie wyróżniający się niczym specjalnym, nie licząc opaski z czerwonym krzyżem. Ponownie
shinobi Amegakure, a zwłaszcza
Sairai doskonale wiedzieli, kim ta kobieta była. Kise Saiyori. Żona samego Cienia Deszczu, a także Dyrektorka Naczelna tamtejszego szpitala i organizacji medycznej. Kobieta, która wręcz słynęła ze swojego poszanowania dla czasu i rodziny, nie pracując nigdy więcej niż sześć godzin, jeśli to nie było konieczne. Fakt, że pojawiła się tutaj, z dala od Amegakure oznaczało tylko jedno: sytuacja była poważna. Pół kroku przed nią stała
zamaskowana kunoici z opaską Amegakure przewiązaną przez czoło a także z zieloną bandanką na prawym ramieniu z niehaftowanymi znakami „父兄”, które zdecydowanie były znane
przedstawicielowi klanu Orochi oraz Tsuru.
– Prosiłabym o uwagę – odezwała się kobieta. Mówiła głosem bardzo… opanowanym, acz poważnym, co również zgrywało się z wyrazem jej twarzy. Zmartwionym, przejętym… ale i zdeterminowanym. – Widzę wśród was ninja Amegakure, więc zapewne wiecie kim jestem, dla tych jednak, którzy mnie nie znają – nazywam się Kise Saiyori i przewodzę misji medycznej. To zaś – wskazała dłonią na kunoichi, która stała obok – jest Yui, której głównym zadaniem jest pilnowanie bezpieczeństwa medyków. Bowiem pomimo że główna bitwa już miała miejsce i jest wiele ofiar, którymi musimy się zająć, tak wciąż walka jest nieunikniona. Nasz obóz medyczny jest regularnie atakowany przez kamienne golemy, czy też pomniejsze oddziały Shi. Tak. Dobrze słyszycie, to nie plotki. Za to wszystko jest odpowiedzialny człowiek będący poplecznikiem Zero, który dwa lata temu doprowadził do załamania świata shinobi. – Zebrani mogli usłyszeć jak w głosie Saiyori pojawia się nuta złości, a jej twarz nabrała bardziej groźnego wyrazu. – Mamy trzy grupy działania. Grupę wsparcia, mającą na celu pomoc rannym i poszukiwanie ofiar, za którą jestem odpowiedzialna. Grupa zwiadowcza pod okiem lidera klanu Inuzuka, Satoru – san – powiedziała, w tym momencie wskazując na chłopaka z trzema dobermanami. Na twarzach niektórych ludzi pojawiło się lekkie zwątpienie… czy rzeczywiście tak młoda osoba była odpowiednia to pełnienia tak ważnej funkcji. – Ostatnią grupą jest grupa szturmowa mająca na celu bezpośrednią walkę pod dowództwem liderki klanu Senju, Ayaki – san – w tym momencie wskazała na kobietę wysoką jak dąb, która uniosła jedynie prawą rękę do góry, przytakując głową, na razie nic nie mówiąc i pozwalając Saiyori. – Niech każdy z was się zastanowi, gdzie posiadane umiejętności będą najbardziej przydatne i się zgłosi do lidera danej grupy i przez nich zostaną udzielone dokładne szczegóły. Ludzie są potrzebni w każdej z drużyn. Wyruszamy na miejsce za dwie godziny… jakieś pytania? – Spojrzała na tłum zebranych przy obozie ludzi, czekając, czy ktoś miał jakieś wątpliwości co do tego, co zostało powiedziane.