Są takie pytania, których człowiek się nie spodziewa. Nie dlatego, że są dziwne czy nieszablonowe, a przez to, że wydają się samo wyjaśniające. No bo po co chciałaby mieć z nim kontakt? No... żeby mieć kontakt. Jakby coś się stało, miała pytanie, cokolwiek. Po to z reguły chce się kontakt z daną osobą. Wydawało się to Wakuri tak jasne, że w pierwszym odruchu spojrzała na niego zbita z tropu zupełnie nie wiedząc, co ma mu odpowiedzieć. Tak poza tym, co wydawało się Kuramie zwyczajnie oczywiste.
- Na wszelki wypadek...?
Odparła niepewnie, sama nie wiedząc, czy to w jakikolwiek sposób pokrywa wszelakie powody, dla których warto taki kontakt mieć. Z resztą! Jakby tak się zastanowić, to czy to nie dziwne, że właśnie Shikō kwestionował przydatność komunikacji? Tak jakby... był to jakiś sposób na zyskiwanie informacji? Jakie też były wartościowe? Na samą myśl o tym przekrzywiła delikatnie głowę, opierając jedną dłoń o biodro.
- Teraz takiej potrzeby może i nie ma zwłaszcza, skoro jesteśmy w jednym miejscu. Jednak mogą stać się różne rzeczy. I wtedy na myślenie o jakimś sposobie będzie troszeczkę za późno, nie sądzisz? Poza tym, gdyby trafiło się tak, że będziemy w zupełnie innych miejscach: nie wydaje ci się, że możliwość kontaktu może być całkiem cenna? Dla ciebie to nie problem teleportować się do mnie jak mniemam, ale problemem będzie, jeśli to ja będę wiedzieć coś istotnego i nie będę miała jak ani kiedy cię znaleźć.
Aż dziw brał, że to Kurama musiała to wyjaśniać. No bo to NA PEWNO nie było tak, że ten jej zwyczajnie nie ufał z udostępnianiem jej jakiegokolwiek sposobu na nawiązanie kontaktu, absolutnie. I na pewno by go nie nadużywała. W żadnym wypadku. Chyba... Inaczej: nie planowała nadużywać zwyczajnie uważając to za kapkę zbędne, podczas gdy jakaś inna część dziewczyny zupełnie nie widziała w tym problemu. Ale był problem. Nawet, jak nie było problemu.
Niedawno wstała, a już czuła się kapkę zmęczona.
Trochę podobnie miało się powoli w przypadku Tsubaki. Nie rozumiała tego zafascynowania dziewczyną, która w zasadzie zdawała się jedynie interesująca przez osobę Hikariego w jej pobliżu. Meh... Z drugiej strony uwaga Nary dalej jakby nie było spoczywała na Kuramie, jaka to odpowiadała na pytania, więc może cała ta sytuacja z obgadywaniem Tsu nie była ostatecznie aż tak zła? Acz mogła być lepsza, to z pewnością. Nijak jednak nie zareagowała na szybkie podsumowanie dziewczyny w wydaniu jej rozmówcy - no bo w sumie nie miało to i tak związku z Waku - i dopiero na jego kolejne słowa uśmiechnęła się delikatnie. Tak. Dokładnie tak. No przecież mówiła, że takie bycie w kontakcie może być przydatne, prawda? Chociażby właśnie po to, by móc wspólnie pozbyć się takiej głupiej pijawki, jaka obecnie żerowała nomen omen na uwadze Shikō!
Tyle, że nie.
Uśmiech, jaki to przez moment pojawił się na jej licu zaraz po tym zniknął, jak ta tworzyła szerzej oczy i mimowolnie zbladła. Wstrzymaj konie, Wakuri. Coś tu nie grało. A nie grała jedna, bardzo ważna i istotna rzecz: przecież lubiła Tsubaki. No tak, tak. Nie bardzo podobało jej się rozmawianie o dziewczynie Hikariego, ale to przecież nie oznaczało, ze żywiła do niej o cokolwiek urazę! Ba! Była bardzo miłą, dobrą dziewczyną. Dużo bardziej sympatyczną niż Uchiha, jaki to również miał udział w ich rozmowie. Jak w ogóle mogła pomyśleć o tym, by chcieć jej się pozbyć? To zdecydowanie nie brzmiało jak ona. Nie zauważyła nawet, kiedy złapała się dłonią za własną głowę ściągając przy tym mocniej brwi jakby z nadzieją, że te bardzo niedobre myśli sobie pójdą same. Bo zdecydowanie nie były przyjemne i jedynie napawały ją obawami. Najpierw biblioteka, później chęć wysadzenia rezydencji, teraz myśl pozbycia się Tsubaki... Jakby nałożyć do tego obraz Salomona leżącego pod ostrzem dzierżonego przez nią miecza czy Ginro wycinającego sobie jelito, można by śmiało rzec, że po powrocie z Podziemi, umysł dziewczyny stał się mało przyjemnym miejscem do życia. Ignorując dreszcz, jaki to przeszedł na myśl o tym wszystkim po jej karku, kiwnęła jedynie głową jakby na znak, że słucha, chociaż nie do końca była pewna, czy dalej orientuje się w rozmowie. Ile jednak była w stanie kontynuować, tyle kontynuowała.
- Chyba się nie przedstawiała nazwiskiem... Wspominała jedynie, że należy do klanu, jaki wywodzi się z Konohagakure. I że posiada specjalne oczy, którymi była w stanie dostrzec całą tą zerodowaną chakrę w środku mnie. Chyba nawet mówiła, jak się nazywają... - zaczęła myśleć, próbując przebić się przez zwał myśli, jakie jasno mówiły, żeby wziąć już uciąć temat Tsubaki. - Byakugan, jeśli się nie mylę?
Odparła czując słaby, acz pulsujący i niezbyt miły ból głowy. Co nie przeszkadzało odbić rozmowy w lekko innym kierunku. Nie spodziewała się jednak odpowiedzi pytania na pytaniem i, tak szczerze powiedziawszy, na "jak myślisz" bardzo kusiło odpowiedzieć, że wcale. Nie chciała za bardzo myśleć. Nie wydawało się to, przynajmniej na tę chwilę, zbyt bezpieczne.
- W zasadzie to nie... oh. - rzuciła nagle, jakby odpowiedź w zasadzie wturlała jej się sama przed nos. No... tak. Mowa o posiadaniu niewiasty. A raczej nie był szczególnie ubrany. Teraz tak jakoś miało to nawet więcej sensu. - W taakim razie mam nadzieję, że nie przeszkodziłam... za bardzo. W Baibai jest tak okropnie gorąco, że nie szczególnie pomyślałam o... innej możliwości.
Machnęła luźno ręką. Chyba jednak przeszkadzała? Na pewno nie? A nawet bardzo dobrze, jeśli tak? Było z tego powodu troszeczkę głupio, co było widać po niezręcznym uśmiechu w towarzystwie jej bladych polików. Nie jej wina jednak. W końcu mówiła wczoraj, że przyjdzie, o! No a skoro o temperaturze mowa, to w zasadzie siedząc w marynarce chyba nie szczególnie wyglądała na osobę, której jest w Królestwie gorąco. Skołowana całą tą sprawą z Tsubaki, wspomnieniami z ostatnich kilku dni i "połączeniem kropek" sprzed chwili nie wiedziała, co zrobić z puszczonym jej oczkiem. Widziała. Odnotowała. Ponownie jej leciutko serduszko podskoczyło zadowolone, gdy część niej też ucieszyła się na ten prosty, ale jaki znaczący (napewno!) gest! Jej wcześniejszy niezręczny uśmiech zrobił się nieco mniej niezręczny, ale jakakolwiek inna reakcja z jej strony zapewne wymagałaby, żeby Kurama nie czuła się wrzucona w środek tornada. A takie właśnie sobie najwidoczniej krążyło w środku jej głowy, przewracając meble i terroryzując mieszkańców.
Chyba przydałby się sen. Taki porządny sen, a nie pseudo-sen, podczas którego znowu siedziałaby nad jakąś techniką. Może to przez to? Temat Hikariego pozwolił jej skupić się na czymś kompletnie innym, przynajmniej na moment. Nie była wielką fanką narzekania, bynajmniej. Nie mniej, Wakuri też była człowiekiem. Po części. I niektóre sytuacje zwyczajnie uznawała za mało przyjemne. Niby takie psioczenie na kogoś uważała za leciutko mało grzeczne ze swojej strony, jednak siedząc obok Nary nie wydawało jej się, by w tym wypadku było z tym coś nazbyt złego. Zdawało się bez większego znaczenia, o! No i nie musiała myśleć już o Tsubaki, co zdecydowanie było dużym plusem: dla Kuramy i dla Tsu. Swoją drogą zeszło na całkiem ciekawe pytanie: czy w zasadzie Nara jakkolwiek żałował całej tej wymiany? Koniec końców wyszła ona ze zwykłego nieporozumienia, to też finalnie chyba nie dostał tego, o co mu chodziło. No, ale dostał coś innego. Słuchała o całym tym "nieograniczonym potencjale", który brzmiał fajnie do momentu uświadomienia sobie, jak Wakuri niewiele umie i może, jak i o DNA po czym nie mogła odgonić od siebie myśli, że w całej tej wyliczance czegoś brakuje.
- ...niezgorsze towarzystwo? Przyjaciółkę? - dodała od siebie, z każdą propozycje przechylając się nieco bardziej w bok, nim na powrót wyprostowała się. - Co prawda pamiętam cały ten wywód, że jak się wie co potrafią Kurama, to nie bardzo chce się z nimi kolegować, ale na pewno nie mogę liczyć na bycie jakimś wyjątkiem od reguły...?
Zapytała z kapką nadziei w głosie. W końcu nie była szalona. I obiecała nie używać iluzji bez potrzeby. Co mu szkodziło? Zwłaszcza, że DEFINITYWNIE się kolegowali. Jedyny problem był w tym, że w przypadku Nary, rzeczy najlepiej było mieć "na piśmie". Albo chociaż wypowiedziane głośno i wyraźnie na głos, bez żadnych "ale" czy "może"! Niewiele jednak było trzeba, by dziewczyna uniosła brew, patrząc na mężczyznę z czymś pomiędzy zmęczeniem, a drobnym rozczarowaniem. Nie, żeby nie powiedział niczego, co do tej pory powiedziane nie było, no ale... naprawdę?
- Zaczyna mnie chyba trochę niepokoić to, ile osób z łatwością mówi o potencjalnym pozbyciu się mnie... - i że jeszcze nie byłoby mu przykro? Kurama mu trochę w to wszystko nie wierzyła, chociaż nie kwestionowała faktu, że pewnie w najgorszym wypadku skończyłby jej żywot. Śmieszna sprawa, bo były przypadki, w jakich ta myśl była nawet pocieszająca. - Chociaż może to i lepiej... W każdym razie, mi pewnie byłoby smutno gdybyś nagle umarł. Albo coś ci się stało... Także najlepiej nie rób tego. Żadnej z tych rzeczy, jeśli można prosić.
Odparła spokojnie, posyłając mu pogodny uśmiech. No, jak jego nie-ginięcie będzie się musiało wiązać z jej śmiercią, to trochę słabo. Generalnie mając do wyboru zginąć, albo nie zginąć, wolałaby nie umierać. Ciężka sprawa generalnie i chyba dopóki takiej sytuacji nie będzie, to i się nie dowie, czy rzeczywiście byłaby z takim rozwiązaniem w porządku. Może? Może nie? Gorzej, że pewnie cała reszta załogi tego okrętu by była niezadowolona.
- Swoją drogą, to całkiem... smutne podejście. Praktyczne, nie powiem, ale czy takie poczucie, że koniec końców możesz liczyć co najwyżej na siebie, nie jest męczące? Takie izolowanie się... nie wiem. Wydaje mi się, że chyba lepiej i szybciej robi się rzeczy z osobami, jakie się lubi, niż z takimi, którym się nie do końca ufa i jest się gotowym ich szybko pozbyć w razie potrzeby.
A tym bardziej, jeśli te osoby mają podobne podejście i mogłyby chcieć pozbyć się jego. No, ciężki temat. Nie, żeby jego metodologia nie była logiczne, czy zaliczała się do złych. Zwyczajnie inna od tej, w jaką wierzyła Kurama, przez co ciężko jej było jej to wszystko pojąć. Może kwestia w różnicy doświadczeń? Albo sile? Waku definitywnie musiała bardziej polegać na innych, może to było powodem? Kwestia mapy zdawała się być równie szybko zamknięta, co pojawiła się "na stole". Dość... dziwne z resztą. Zdawał się raczej dość poruszony wcześniej jej pomyłką? Z drugiej strony zaczynała mieć wrażenie, że może przepraszanie za rzeczy nie ma w szerszym świecie większego sensu. Hikari nie bardzo zdawał się przeprosinami przejęty, Nishimaru też. Salomon bardziej chyba przychylniej na nie spojrzał, jednak chyba dalej podchodził do dziewczyny z dystansem. A Shikō? Miał je gdzieś. No cóż. Wzruszyła tylko ramionami, nie ciągnąc wątku. Bo nie było czego.
Czy domysły Shikō były mniej trafne od tych jej? Ciężko powiedzieć. Pewnie mogło coś w nich być. Z drugiej strony jej teoria nawet zgrywała się z tym, co do dowiedziała się od Hikariego i Salomona. Nie mniej, nikt nie powiedział, że oboje mogą nie mieć racji: Saba może być powodem, dla którego cała ta energia jeszcze jej nie zabiła. A energia, sama w sobie, powodem istnienia Saby. Nie przerywała mu jednak, zamiast tego słuchając. Po czym ponownie coś w nią uderzyło. Takie nieprzyjemne uczucie, że coś naprawdę było nie tak.
- Oszalałe, huh... - mruknęła cicho pod nosem. No, a ona była w połowie Cieniem. Odkąd wyszła z Podziemi rzeczy zdawały się "nie takie". Jak nie Sukatsu mieszający w jej głowie, to ten dziwny odruch, nie wiadomo skąd i dlaczego. Jakaś dziwna nienawiść do ognia i miłość do postawienia czegoś w płomieniach. I teraz jeszcze Tsubaki... W tym wszystkim zignorowała prychnięcie Kujahy, bardziej zaabsorbowana czymś zupełnie innym niż jej niezadowoleniem. Które mogła swoją drogą wyrazić sama. Miała ku temu narzędzia, sama nawet jej je dała. Z jej pomocą, ale jednak!
- Hm... Nie wydaje mi się, bym nie była w stanie w pełni ich kontrolować. Prędzej bym powiedziała, że jest to na tyle inne od tego, co byłam w stanie do tej pory, że musiałabym pomyśleć, jak najlepiej te zdolności wykorzystać. Nie są na tyle... prostolinijne jak rzucenie jedną czy dwoma kulami ognia.
Wyjaśniła spokojnie, a chociaż wiedziała, że pewnie dałoby radę jeszcze więcej z nich wydusić, tak sama kontrola póki co nie wydawała się ciężka. Co prawda początkowo to nawet chyba jednej czy dwóch użyła zupełnym przypadkiem, ale miała wrażenie, że po kilku próbach gdzieś "po drodze" wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Na jego pytanie tymczasem kiwnęła głową. Owszem. Serio. Kumo no Kuni. To powiedziała. Dokładnie. Drugie zaś? Jeszcze lepsze od poprzedniego.
- To jest bardzo dobre pytanie. Otóż: nic. Przynajmniej jeśli mowa o mnie. - uśmiechnęła się niezręcznie. To chyba nie brzmiało jak najlepsze zaproszenie na pochillowanie w kraju kanibali i płatnych morderców. - Nie mniej, Saba-chan uznała, że chce zwiedzić trochę świata i samodzielnie wybrać miejsce. Zwłaszcza, że będąc uwiązana do mnie, nie ma możliwości pójść sama gdziekolwiek. Osobiście wakacje mi potrzebne nie są, ale w ramach umowy uznałam, że czemu nie? Może być ciekawie. Z tym, że nie musi. Nie wygląda na to, by było tam szczególnie cokolwiek interesującego czy okazje do ładnych widoczków. Z drugiej strony jestem pewna, że gdybyś z nami ruszył, ciekawie byłoby bez względu na to, na co trafimy. Przy odrobinie szczęścia wpadniemy na jakiś dawno ukryty skarb, albo znowu wyniesiemy z jakiejś stolicy kilka ryo więcej.
Uśmiechnęła się szerzej dobrze wiedząc, że kto jak kto, ale ona wiedziała, jakimi argumentami przekonać Nare. Tak jej się wydawało przynajmniej. Z resztą, przygoda z Kuramą i Cieniem. No przecież to brzmiało jak masa świetniej zabawy. A jak jeszcze Saba będzie się boczyć tak, jak teraz, to nawet nie wydawało jej się, by była szczególnie irytująca. Jeszcze tego by brakowało, by zabierała sobą całą uwagę, prawda?
Kiwnęła głową. Dokładnie tak. Zbyszek. I jak najbardziej, Alter Ego, jeśli tak wolał go nazywać. I ponownie kiwnęła głową. Zgadza się, nagiąć umowę. Owszem. Wygląda jednak na to, że jej ostrzeżenie nie miało większej wagi dla Nary, jaki zdecydowanie zdawał się zaciekawiony tym, co też uknuła Kurama. Nawet, jeśli nie bardzo miało to już sens.
- Nic szczególnie wielkiego, tak sądzę. Myślałam o tym, by odłożyć w czasie dopełnienie umowy. Do momentu, aż będę mogła spróbować porozmawiać ze Zby... um, moim Alter Ego i dojść do jakiegoś zadowalającego porozumienia mając jako jeden z argumentów fakt, że uszanowałam jego prośbę. Do tego momentu, przynajmniej. - dość... proste. I nie szczególnie gwarantujące sukces, ale w jej przypadku równie dobrze mogła próbować łapać się wszystkiego. - Jak sam jednak zauważyłeś: umowa to umowa. Gdybyś nie zgodził się na to, wtedy miałam plan zastępczy. A plan zastępczy zakładał, że zwyczajnie oddam ci trochę swojej krwi. Wzięłabym odpowiedzialność za to na siebie i najwyżej spróbowała inaczej podejść do rozmów. Tylko, widzisz, nie oddałam ci krwi. Sam ją wziąłeś. Trochę ciężko przekonywać kogokolwiek, że ktoś wbijający mi bez ostrzeżenia kawałek metalu w ciało jest na tyle w porządku osobą, by w razie potrzeby jej nie niepokoić.
Wyjaśniła spokojnie, chociaż miała wrażenie, że Nara mógł mieć drobny problem z konceptem załatwiania spraw zwyczajnym byciem miłym. Co jak Wakuri nie przeszkadzało, tak Zbyszek zdawał się być naprawdę ciężkim przeciwnikiem. I to takim, gdzie argument o treści "ten pan uratował nam życie" nie bardzo wszystko załatwiał. - Nie mam jednak pomysłu na alternatywę. Wiem za mało o tym, cokolwiek robisz. Nie znam się na tworzeniu specyfików, ani tym bardziej nie wiem, czy dałoby się czymkolwiek zastąpić krew, jaką chcesz. Mogę pomyśleć, ale nie wydaje mi się, bym na coś wpadła. - dodała, nie chcą też w tej kwestii zostawić niedopowiedzeń. Wakuri znała się na mieczach, a chociaż to również można było podciągnąć pod miecze, tak zwane miecze w butelce, tak... no, nie jej specjalizacja, niestety. Nalawszy sobie alkoholu, praktycznie od razu upiła go nieco z czarki, nim zwróciła butelkę.
- Jeśli dobrze pamiętam, z tak... "pozytywną" Kuramą również się nie spotkałeś, zgadza się?
Uniosła zadowolona kącik ust. Chyba była przez to jeszcze trochę bardziej wyjątkowa. Bardzo dobrze. Co więcej sprawiało, że nie szczególnie czuła się zrażona potencjalnymi niepowodzeniami jej innych krewnych. Koniec końców, Wakuri to Wakuri. No i była pewna, ze Zbyszek jest wyjątkowy. Bo był jej. Co swoją drogą jest całkiem zastanawiające: skoro Alter Ego to część Kuramy, to czy każda Kurama nie powinna mieć relatywnie łatwo się dogadać z częścią siebie? Huh, ciekawe. Coś, co koniec końców i tak pewnie sprawdzi. No a skoro o Kuramach dalej mowa, na twarzy Wakuri pojawiła się drobna konsternacja.
- Nie wydaje mi się, żebym była szalona. Jesteś pewien, że to się uda?
Dopytała zaciekawiona, zupełnie ignorując stan swojego umysłu. Nie dlatego, że nagle wszystko było w porządku - chociaż po powrocie z rozmową na tematy wakuripodobne miała wrażenie, że ten nieco się uspokoił - ale przez to, że nie do końca powiedziałaby, że jest szalona. Bo może to zmęczenie. Może jeszcze nie zeszło z niej w pełni cokolwiek, co zrobił w Podziemiach Sukatsu. Nie wiedziała, naprawdę. Tymczasem "bycie szaloną" brzmiało jak coś całkiem poważnego. Stopniowo przechodzili też od wątku, do wątku. I takim oto sposobem, skoro o Podziemiach i Sukatsu mowa: oto temat Podziemi. Bez Sukatsu.
- Mój przyjaciel i współpracownik, Ginro. - odparła krótko, co by nie było wątpliwości, o kim mówi. W sumie żadnych wątpliwości pewnie to nie rozwiewało biorąc pod uwagę, że Nara pewnie nie wiedział, o kim mówi. No, ale to jeszcze się obu panów ze sobą pozna, bez problemów! - Daj znać, kiedy tobie pasuje najszybciej ruszyć i myślę, że damy radę się dostosować.
Dodała jeszcze, oddając właściwie kwestię daty ich wypadu w jego ręce. Dziewczynie było to całkowicie obojętne, chociaż wolałaby zejść w jakieś zimniejsze rejony szybciej niż prażyć się w słońcu stolicy. Nie szło jednak nie zauważyć drobnego zawodu dziewczyny na uzyskaną odpowiedź. Odpowiedź w kwestii siły, nie Podziemi samych w sobie. Zdawała się przez krótki moment nad czymś myśleć, po czym przechyliła głowę.
- Brzmi problematycznie. Zwłaszcza ostatnie. - zauważyła ciut krytycznie, zastanawiając się jeszcze nad czymś, nim w końcu kiwnęła głową. - Ale chyba w takim razie mam jednak powód, by jechać do Kumo no Kuni. A jeśli rzeczywiście nie masz nic ciekawszego do roboty, to tym bardziej zapraszam.
Odparła w końcu z większą werwą. Skoro tak sprawa wygląda, nie było sensu specjalnie narzekać. Zamiast tego lepiej było skupić się na tym, co rzeczywiście może wykorzystać, by póki co zrównać się siłą z "tatą". Podróż do Kraju Chmur brzmiało właśnie jak taka rzecz. Zdecydowanie nie kreowała się jako bezpieczna wycieczka, także chyba się nada jako jakieś "wyzwanie". Nie był to jednak koniec, absolutnie! Była bowiem ostatnia rzecz, pytanie, jakie to padło ze strony dziewczyny i jakie najwyraźniej było również, jak kilka wcześniejszych, z tej kategorii, jakich ten zdawał się nie spodziewać. Skoro zaś mogła bardziej mu się przyjrzeć, to skorzystała. Tylko czy w sumie takie gapienie nie było serio niegrzeczne...? No, cóż. Nie wyglądało na to, w żadnym momencie jak jest w pomieszczeniu, by jej obecność czy cokolwiek, co robi, mu przeszkadzała - i dobrze - to też najwidoczniej nie było z tym jednak nic nie w porządku?
- Bardzo ładny. - stwierdziła po chwili uśmiechnięta. Bo w sumie był ładny. Nie bardzo miało być w nim cokolwiek nie ładnego zwłaszcza, że mowa o kwiatku. - Wygląda trochę jak krokus. Albo jak są krzewy z takimi kwiatami w kielichy. Też podobne, tylko nie pamiętam nazwy. Nie wiem tylko, czy rosną w górę... chyba w dół raczej. - ani przy wodzie. Skoro fale, to może to jakiś morski kwiatek? No, Wakuri na roślinach się znała tak średnio. Część widziała, a większości nazw nie znała. Było też pewnie sporo, jakich nie widziała i nawet nie wiedziała, że istnieją. Przeniosła też w końcu wzrok z tatuażu na Shikō
- Lubisz rośliny? Albo kwiaty? - dopytała zaciekawiona, no bo skoro ma taki tatuaż, to chyba lubi. W zasadzie Wakuri też lubiła pomimo zupełnego nieznania się na nich. Nie mniej wiedziała, że są ładne i kolorowe. Są też mniej ładne i mniej kolorowe, ale często mają też jakieś śmieszne właściwości. O, albo są też na przykład mlecze. I mlecze są super, bo zamieniają się w dmuchawce. No a kto nie lubi dmuchawców?
- Na wszelki wypadek...?
Odparła niepewnie, sama nie wiedząc, czy to w jakikolwiek sposób pokrywa wszelakie powody, dla których warto taki kontakt mieć. Z resztą! Jakby tak się zastanowić, to czy to nie dziwne, że właśnie Shikō kwestionował przydatność komunikacji? Tak jakby... był to jakiś sposób na zyskiwanie informacji? Jakie też były wartościowe? Na samą myśl o tym przekrzywiła delikatnie głowę, opierając jedną dłoń o biodro.
- Teraz takiej potrzeby może i nie ma zwłaszcza, skoro jesteśmy w jednym miejscu. Jednak mogą stać się różne rzeczy. I wtedy na myślenie o jakimś sposobie będzie troszeczkę za późno, nie sądzisz? Poza tym, gdyby trafiło się tak, że będziemy w zupełnie innych miejscach: nie wydaje ci się, że możliwość kontaktu może być całkiem cenna? Dla ciebie to nie problem teleportować się do mnie jak mniemam, ale problemem będzie, jeśli to ja będę wiedzieć coś istotnego i nie będę miała jak ani kiedy cię znaleźć.
Aż dziw brał, że to Kurama musiała to wyjaśniać. No bo to NA PEWNO nie było tak, że ten jej zwyczajnie nie ufał z udostępnianiem jej jakiegokolwiek sposobu na nawiązanie kontaktu, absolutnie. I na pewno by go nie nadużywała. W żadnym wypadku. Chyba... Inaczej: nie planowała nadużywać zwyczajnie uważając to za kapkę zbędne, podczas gdy jakaś inna część dziewczyny zupełnie nie widziała w tym problemu. Ale był problem. Nawet, jak nie było problemu.
Niedawno wstała, a już czuła się kapkę zmęczona.
Trochę podobnie miało się powoli w przypadku Tsubaki. Nie rozumiała tego zafascynowania dziewczyną, która w zasadzie zdawała się jedynie interesująca przez osobę Hikariego w jej pobliżu. Meh... Z drugiej strony uwaga Nary dalej jakby nie było spoczywała na Kuramie, jaka to odpowiadała na pytania, więc może cała ta sytuacja z obgadywaniem Tsu nie była ostatecznie aż tak zła? Acz mogła być lepsza, to z pewnością. Nijak jednak nie zareagowała na szybkie podsumowanie dziewczyny w wydaniu jej rozmówcy - no bo w sumie nie miało to i tak związku z Waku - i dopiero na jego kolejne słowa uśmiechnęła się delikatnie. Tak. Dokładnie tak. No przecież mówiła, że takie bycie w kontakcie może być przydatne, prawda? Chociażby właśnie po to, by móc wspólnie pozbyć się takiej głupiej pijawki, jaka obecnie żerowała nomen omen na uwadze Shikō!
Tyle, że nie.
Uśmiech, jaki to przez moment pojawił się na jej licu zaraz po tym zniknął, jak ta tworzyła szerzej oczy i mimowolnie zbladła. Wstrzymaj konie, Wakuri. Coś tu nie grało. A nie grała jedna, bardzo ważna i istotna rzecz: przecież lubiła Tsubaki. No tak, tak. Nie bardzo podobało jej się rozmawianie o dziewczynie Hikariego, ale to przecież nie oznaczało, ze żywiła do niej o cokolwiek urazę! Ba! Była bardzo miłą, dobrą dziewczyną. Dużo bardziej sympatyczną niż Uchiha, jaki to również miał udział w ich rozmowie. Jak w ogóle mogła pomyśleć o tym, by chcieć jej się pozbyć? To zdecydowanie nie brzmiało jak ona. Nie zauważyła nawet, kiedy złapała się dłonią za własną głowę ściągając przy tym mocniej brwi jakby z nadzieją, że te bardzo niedobre myśli sobie pójdą same. Bo zdecydowanie nie były przyjemne i jedynie napawały ją obawami. Najpierw biblioteka, później chęć wysadzenia rezydencji, teraz myśl pozbycia się Tsubaki... Jakby nałożyć do tego obraz Salomona leżącego pod ostrzem dzierżonego przez nią miecza czy Ginro wycinającego sobie jelito, można by śmiało rzec, że po powrocie z Podziemi, umysł dziewczyny stał się mało przyjemnym miejscem do życia. Ignorując dreszcz, jaki to przeszedł na myśl o tym wszystkim po jej karku, kiwnęła jedynie głową jakby na znak, że słucha, chociaż nie do końca była pewna, czy dalej orientuje się w rozmowie. Ile jednak była w stanie kontynuować, tyle kontynuowała.
- Chyba się nie przedstawiała nazwiskiem... Wspominała jedynie, że należy do klanu, jaki wywodzi się z Konohagakure. I że posiada specjalne oczy, którymi była w stanie dostrzec całą tą zerodowaną chakrę w środku mnie. Chyba nawet mówiła, jak się nazywają... - zaczęła myśleć, próbując przebić się przez zwał myśli, jakie jasno mówiły, żeby wziąć już uciąć temat Tsubaki. - Byakugan, jeśli się nie mylę?
Odparła czując słaby, acz pulsujący i niezbyt miły ból głowy. Co nie przeszkadzało odbić rozmowy w lekko innym kierunku. Nie spodziewała się jednak odpowiedzi pytania na pytaniem i, tak szczerze powiedziawszy, na "jak myślisz" bardzo kusiło odpowiedzieć, że wcale. Nie chciała za bardzo myśleć. Nie wydawało się to, przynajmniej na tę chwilę, zbyt bezpieczne.
- W zasadzie to nie... oh. - rzuciła nagle, jakby odpowiedź w zasadzie wturlała jej się sama przed nos. No... tak. Mowa o posiadaniu niewiasty. A raczej nie był szczególnie ubrany. Teraz tak jakoś miało to nawet więcej sensu. - W taakim razie mam nadzieję, że nie przeszkodziłam... za bardzo. W Baibai jest tak okropnie gorąco, że nie szczególnie pomyślałam o... innej możliwości.
Machnęła luźno ręką. Chyba jednak przeszkadzała? Na pewno nie? A nawet bardzo dobrze, jeśli tak? Było z tego powodu troszeczkę głupio, co było widać po niezręcznym uśmiechu w towarzystwie jej bladych polików. Nie jej wina jednak. W końcu mówiła wczoraj, że przyjdzie, o! No a skoro o temperaturze mowa, to w zasadzie siedząc w marynarce chyba nie szczególnie wyglądała na osobę, której jest w Królestwie gorąco. Skołowana całą tą sprawą z Tsubaki, wspomnieniami z ostatnich kilku dni i "połączeniem kropek" sprzed chwili nie wiedziała, co zrobić z puszczonym jej oczkiem. Widziała. Odnotowała. Ponownie jej leciutko serduszko podskoczyło zadowolone, gdy część niej też ucieszyła się na ten prosty, ale jaki znaczący (napewno!) gest! Jej wcześniejszy niezręczny uśmiech zrobił się nieco mniej niezręczny, ale jakakolwiek inna reakcja z jej strony zapewne wymagałaby, żeby Kurama nie czuła się wrzucona w środek tornada. A takie właśnie sobie najwidoczniej krążyło w środku jej głowy, przewracając meble i terroryzując mieszkańców.
Chyba przydałby się sen. Taki porządny sen, a nie pseudo-sen, podczas którego znowu siedziałaby nad jakąś techniką. Może to przez to? Temat Hikariego pozwolił jej skupić się na czymś kompletnie innym, przynajmniej na moment. Nie była wielką fanką narzekania, bynajmniej. Nie mniej, Wakuri też była człowiekiem. Po części. I niektóre sytuacje zwyczajnie uznawała za mało przyjemne. Niby takie psioczenie na kogoś uważała za leciutko mało grzeczne ze swojej strony, jednak siedząc obok Nary nie wydawało jej się, by w tym wypadku było z tym coś nazbyt złego. Zdawało się bez większego znaczenia, o! No i nie musiała myśleć już o Tsubaki, co zdecydowanie było dużym plusem: dla Kuramy i dla Tsu. Swoją drogą zeszło na całkiem ciekawe pytanie: czy w zasadzie Nara jakkolwiek żałował całej tej wymiany? Koniec końców wyszła ona ze zwykłego nieporozumienia, to też finalnie chyba nie dostał tego, o co mu chodziło. No, ale dostał coś innego. Słuchała o całym tym "nieograniczonym potencjale", który brzmiał fajnie do momentu uświadomienia sobie, jak Wakuri niewiele umie i może, jak i o DNA po czym nie mogła odgonić od siebie myśli, że w całej tej wyliczance czegoś brakuje.
- ...niezgorsze towarzystwo? Przyjaciółkę? - dodała od siebie, z każdą propozycje przechylając się nieco bardziej w bok, nim na powrót wyprostowała się. - Co prawda pamiętam cały ten wywód, że jak się wie co potrafią Kurama, to nie bardzo chce się z nimi kolegować, ale na pewno nie mogę liczyć na bycie jakimś wyjątkiem od reguły...?
Zapytała z kapką nadziei w głosie. W końcu nie była szalona. I obiecała nie używać iluzji bez potrzeby. Co mu szkodziło? Zwłaszcza, że DEFINITYWNIE się kolegowali. Jedyny problem był w tym, że w przypadku Nary, rzeczy najlepiej było mieć "na piśmie". Albo chociaż wypowiedziane głośno i wyraźnie na głos, bez żadnych "ale" czy "może"! Niewiele jednak było trzeba, by dziewczyna uniosła brew, patrząc na mężczyznę z czymś pomiędzy zmęczeniem, a drobnym rozczarowaniem. Nie, żeby nie powiedział niczego, co do tej pory powiedziane nie było, no ale... naprawdę?
- Zaczyna mnie chyba trochę niepokoić to, ile osób z łatwością mówi o potencjalnym pozbyciu się mnie... - i że jeszcze nie byłoby mu przykro? Kurama mu trochę w to wszystko nie wierzyła, chociaż nie kwestionowała faktu, że pewnie w najgorszym wypadku skończyłby jej żywot. Śmieszna sprawa, bo były przypadki, w jakich ta myśl była nawet pocieszająca. - Chociaż może to i lepiej... W każdym razie, mi pewnie byłoby smutno gdybyś nagle umarł. Albo coś ci się stało... Także najlepiej nie rób tego. Żadnej z tych rzeczy, jeśli można prosić.
Odparła spokojnie, posyłając mu pogodny uśmiech. No, jak jego nie-ginięcie będzie się musiało wiązać z jej śmiercią, to trochę słabo. Generalnie mając do wyboru zginąć, albo nie zginąć, wolałaby nie umierać. Ciężka sprawa generalnie i chyba dopóki takiej sytuacji nie będzie, to i się nie dowie, czy rzeczywiście byłaby z takim rozwiązaniem w porządku. Może? Może nie? Gorzej, że pewnie cała reszta załogi tego okrętu by była niezadowolona.
- Swoją drogą, to całkiem... smutne podejście. Praktyczne, nie powiem, ale czy takie poczucie, że koniec końców możesz liczyć co najwyżej na siebie, nie jest męczące? Takie izolowanie się... nie wiem. Wydaje mi się, że chyba lepiej i szybciej robi się rzeczy z osobami, jakie się lubi, niż z takimi, którym się nie do końca ufa i jest się gotowym ich szybko pozbyć w razie potrzeby.
A tym bardziej, jeśli te osoby mają podobne podejście i mogłyby chcieć pozbyć się jego. No, ciężki temat. Nie, żeby jego metodologia nie była logiczne, czy zaliczała się do złych. Zwyczajnie inna od tej, w jaką wierzyła Kurama, przez co ciężko jej było jej to wszystko pojąć. Może kwestia w różnicy doświadczeń? Albo sile? Waku definitywnie musiała bardziej polegać na innych, może to było powodem? Kwestia mapy zdawała się być równie szybko zamknięta, co pojawiła się "na stole". Dość... dziwne z resztą. Zdawał się raczej dość poruszony wcześniej jej pomyłką? Z drugiej strony zaczynała mieć wrażenie, że może przepraszanie za rzeczy nie ma w szerszym świecie większego sensu. Hikari nie bardzo zdawał się przeprosinami przejęty, Nishimaru też. Salomon bardziej chyba przychylniej na nie spojrzał, jednak chyba dalej podchodził do dziewczyny z dystansem. A Shikō? Miał je gdzieś. No cóż. Wzruszyła tylko ramionami, nie ciągnąc wątku. Bo nie było czego.
Czy domysły Shikō były mniej trafne od tych jej? Ciężko powiedzieć. Pewnie mogło coś w nich być. Z drugiej strony jej teoria nawet zgrywała się z tym, co do dowiedziała się od Hikariego i Salomona. Nie mniej, nikt nie powiedział, że oboje mogą nie mieć racji: Saba może być powodem, dla którego cała ta energia jeszcze jej nie zabiła. A energia, sama w sobie, powodem istnienia Saby. Nie przerywała mu jednak, zamiast tego słuchając. Po czym ponownie coś w nią uderzyło. Takie nieprzyjemne uczucie, że coś naprawdę było nie tak.
- Oszalałe, huh... - mruknęła cicho pod nosem. No, a ona była w połowie Cieniem. Odkąd wyszła z Podziemi rzeczy zdawały się "nie takie". Jak nie Sukatsu mieszający w jej głowie, to ten dziwny odruch, nie wiadomo skąd i dlaczego. Jakaś dziwna nienawiść do ognia i miłość do postawienia czegoś w płomieniach. I teraz jeszcze Tsubaki... W tym wszystkim zignorowała prychnięcie Kujahy, bardziej zaabsorbowana czymś zupełnie innym niż jej niezadowoleniem. Które mogła swoją drogą wyrazić sama. Miała ku temu narzędzia, sama nawet jej je dała. Z jej pomocą, ale jednak!
- Hm... Nie wydaje mi się, bym nie była w stanie w pełni ich kontrolować. Prędzej bym powiedziała, że jest to na tyle inne od tego, co byłam w stanie do tej pory, że musiałabym pomyśleć, jak najlepiej te zdolności wykorzystać. Nie są na tyle... prostolinijne jak rzucenie jedną czy dwoma kulami ognia.
Wyjaśniła spokojnie, a chociaż wiedziała, że pewnie dałoby radę jeszcze więcej z nich wydusić, tak sama kontrola póki co nie wydawała się ciężka. Co prawda początkowo to nawet chyba jednej czy dwóch użyła zupełnym przypadkiem, ale miała wrażenie, że po kilku próbach gdzieś "po drodze" wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Na jego pytanie tymczasem kiwnęła głową. Owszem. Serio. Kumo no Kuni. To powiedziała. Dokładnie. Drugie zaś? Jeszcze lepsze od poprzedniego.
- To jest bardzo dobre pytanie. Otóż: nic. Przynajmniej jeśli mowa o mnie. - uśmiechnęła się niezręcznie. To chyba nie brzmiało jak najlepsze zaproszenie na pochillowanie w kraju kanibali i płatnych morderców. - Nie mniej, Saba-chan uznała, że chce zwiedzić trochę świata i samodzielnie wybrać miejsce. Zwłaszcza, że będąc uwiązana do mnie, nie ma możliwości pójść sama gdziekolwiek. Osobiście wakacje mi potrzebne nie są, ale w ramach umowy uznałam, że czemu nie? Może być ciekawie. Z tym, że nie musi. Nie wygląda na to, by było tam szczególnie cokolwiek interesującego czy okazje do ładnych widoczków. Z drugiej strony jestem pewna, że gdybyś z nami ruszył, ciekawie byłoby bez względu na to, na co trafimy. Przy odrobinie szczęścia wpadniemy na jakiś dawno ukryty skarb, albo znowu wyniesiemy z jakiejś stolicy kilka ryo więcej.
Uśmiechnęła się szerzej dobrze wiedząc, że kto jak kto, ale ona wiedziała, jakimi argumentami przekonać Nare. Tak jej się wydawało przynajmniej. Z resztą, przygoda z Kuramą i Cieniem. No przecież to brzmiało jak masa świetniej zabawy. A jak jeszcze Saba będzie się boczyć tak, jak teraz, to nawet nie wydawało jej się, by była szczególnie irytująca. Jeszcze tego by brakowało, by zabierała sobą całą uwagę, prawda?
Kiwnęła głową. Dokładnie tak. Zbyszek. I jak najbardziej, Alter Ego, jeśli tak wolał go nazywać. I ponownie kiwnęła głową. Zgadza się, nagiąć umowę. Owszem. Wygląda jednak na to, że jej ostrzeżenie nie miało większej wagi dla Nary, jaki zdecydowanie zdawał się zaciekawiony tym, co też uknuła Kurama. Nawet, jeśli nie bardzo miało to już sens.
- Nic szczególnie wielkiego, tak sądzę. Myślałam o tym, by odłożyć w czasie dopełnienie umowy. Do momentu, aż będę mogła spróbować porozmawiać ze Zby... um, moim Alter Ego i dojść do jakiegoś zadowalającego porozumienia mając jako jeden z argumentów fakt, że uszanowałam jego prośbę. Do tego momentu, przynajmniej. - dość... proste. I nie szczególnie gwarantujące sukces, ale w jej przypadku równie dobrze mogła próbować łapać się wszystkiego. - Jak sam jednak zauważyłeś: umowa to umowa. Gdybyś nie zgodził się na to, wtedy miałam plan zastępczy. A plan zastępczy zakładał, że zwyczajnie oddam ci trochę swojej krwi. Wzięłabym odpowiedzialność za to na siebie i najwyżej spróbowała inaczej podejść do rozmów. Tylko, widzisz, nie oddałam ci krwi. Sam ją wziąłeś. Trochę ciężko przekonywać kogokolwiek, że ktoś wbijający mi bez ostrzeżenia kawałek metalu w ciało jest na tyle w porządku osobą, by w razie potrzeby jej nie niepokoić.
Wyjaśniła spokojnie, chociaż miała wrażenie, że Nara mógł mieć drobny problem z konceptem załatwiania spraw zwyczajnym byciem miłym. Co jak Wakuri nie przeszkadzało, tak Zbyszek zdawał się być naprawdę ciężkim przeciwnikiem. I to takim, gdzie argument o treści "ten pan uratował nam życie" nie bardzo wszystko załatwiał. - Nie mam jednak pomysłu na alternatywę. Wiem za mało o tym, cokolwiek robisz. Nie znam się na tworzeniu specyfików, ani tym bardziej nie wiem, czy dałoby się czymkolwiek zastąpić krew, jaką chcesz. Mogę pomyśleć, ale nie wydaje mi się, bym na coś wpadła. - dodała, nie chcą też w tej kwestii zostawić niedopowiedzeń. Wakuri znała się na mieczach, a chociaż to również można było podciągnąć pod miecze, tak zwane miecze w butelce, tak... no, nie jej specjalizacja, niestety. Nalawszy sobie alkoholu, praktycznie od razu upiła go nieco z czarki, nim zwróciła butelkę.
- Jeśli dobrze pamiętam, z tak... "pozytywną" Kuramą również się nie spotkałeś, zgadza się?
Uniosła zadowolona kącik ust. Chyba była przez to jeszcze trochę bardziej wyjątkowa. Bardzo dobrze. Co więcej sprawiało, że nie szczególnie czuła się zrażona potencjalnymi niepowodzeniami jej innych krewnych. Koniec końców, Wakuri to Wakuri. No i była pewna, ze Zbyszek jest wyjątkowy. Bo był jej. Co swoją drogą jest całkiem zastanawiające: skoro Alter Ego to część Kuramy, to czy każda Kurama nie powinna mieć relatywnie łatwo się dogadać z częścią siebie? Huh, ciekawe. Coś, co koniec końców i tak pewnie sprawdzi. No a skoro o Kuramach dalej mowa, na twarzy Wakuri pojawiła się drobna konsternacja.
- Nie wydaje mi się, żebym była szalona. Jesteś pewien, że to się uda?
Dopytała zaciekawiona, zupełnie ignorując stan swojego umysłu. Nie dlatego, że nagle wszystko było w porządku - chociaż po powrocie z rozmową na tematy wakuripodobne miała wrażenie, że ten nieco się uspokoił - ale przez to, że nie do końca powiedziałaby, że jest szalona. Bo może to zmęczenie. Może jeszcze nie zeszło z niej w pełni cokolwiek, co zrobił w Podziemiach Sukatsu. Nie wiedziała, naprawdę. Tymczasem "bycie szaloną" brzmiało jak coś całkiem poważnego. Stopniowo przechodzili też od wątku, do wątku. I takim oto sposobem, skoro o Podziemiach i Sukatsu mowa: oto temat Podziemi. Bez Sukatsu.
- Mój przyjaciel i współpracownik, Ginro. - odparła krótko, co by nie było wątpliwości, o kim mówi. W sumie żadnych wątpliwości pewnie to nie rozwiewało biorąc pod uwagę, że Nara pewnie nie wiedział, o kim mówi. No, ale to jeszcze się obu panów ze sobą pozna, bez problemów! - Daj znać, kiedy tobie pasuje najszybciej ruszyć i myślę, że damy radę się dostosować.
Dodała jeszcze, oddając właściwie kwestię daty ich wypadu w jego ręce. Dziewczynie było to całkowicie obojętne, chociaż wolałaby zejść w jakieś zimniejsze rejony szybciej niż prażyć się w słońcu stolicy. Nie szło jednak nie zauważyć drobnego zawodu dziewczyny na uzyskaną odpowiedź. Odpowiedź w kwestii siły, nie Podziemi samych w sobie. Zdawała się przez krótki moment nad czymś myśleć, po czym przechyliła głowę.
- Brzmi problematycznie. Zwłaszcza ostatnie. - zauważyła ciut krytycznie, zastanawiając się jeszcze nad czymś, nim w końcu kiwnęła głową. - Ale chyba w takim razie mam jednak powód, by jechać do Kumo no Kuni. A jeśli rzeczywiście nie masz nic ciekawszego do roboty, to tym bardziej zapraszam.
Odparła w końcu z większą werwą. Skoro tak sprawa wygląda, nie było sensu specjalnie narzekać. Zamiast tego lepiej było skupić się na tym, co rzeczywiście może wykorzystać, by póki co zrównać się siłą z "tatą". Podróż do Kraju Chmur brzmiało właśnie jak taka rzecz. Zdecydowanie nie kreowała się jako bezpieczna wycieczka, także chyba się nada jako jakieś "wyzwanie". Nie był to jednak koniec, absolutnie! Była bowiem ostatnia rzecz, pytanie, jakie to padło ze strony dziewczyny i jakie najwyraźniej było również, jak kilka wcześniejszych, z tej kategorii, jakich ten zdawał się nie spodziewać. Skoro zaś mogła bardziej mu się przyjrzeć, to skorzystała. Tylko czy w sumie takie gapienie nie było serio niegrzeczne...? No, cóż. Nie wyglądało na to, w żadnym momencie jak jest w pomieszczeniu, by jej obecność czy cokolwiek, co robi, mu przeszkadzała - i dobrze - to też najwidoczniej nie było z tym jednak nic nie w porządku?
- Bardzo ładny. - stwierdziła po chwili uśmiechnięta. Bo w sumie był ładny. Nie bardzo miało być w nim cokolwiek nie ładnego zwłaszcza, że mowa o kwiatku. - Wygląda trochę jak krokus. Albo jak są krzewy z takimi kwiatami w kielichy. Też podobne, tylko nie pamiętam nazwy. Nie wiem tylko, czy rosną w górę... chyba w dół raczej. - ani przy wodzie. Skoro fale, to może to jakiś morski kwiatek? No, Wakuri na roślinach się znała tak średnio. Część widziała, a większości nazw nie znała. Było też pewnie sporo, jakich nie widziała i nawet nie wiedziała, że istnieją. Przeniosła też w końcu wzrok z tatuażu na Shikō
- Lubisz rośliny? Albo kwiaty? - dopytała zaciekawiona, no bo skoro ma taki tatuaż, to chyba lubi. W zasadzie Wakuri też lubiła pomimo zupełnego nieznania się na nich. Nie mniej wiedziała, że są ładne i kolorowe. Są też mniej ładne i mniej kolorowe, ale często mają też jakieś śmieszne właściwości. O, albo są też na przykład mlecze. I mlecze są super, bo zamieniają się w dmuchawce. No a kto nie lubi dmuchawców?