Jak dobrze było mieć przy sobie Kensei'a, który w imieniu ich obu podziękował Temurze, rozmawiał i odpowiadał na pytania. Świetnie, bo sam Yasushi nie musiał się odzywać - jedynie skinął dziewczynie w podziękowaniu głową, gdy ta przyniosła im klucz do pokoju. Życie było jakieś takie spokojniejsze, gdy nie trzeba było z nikim rozmawiać. Mógł sobie swobodnie na stołku i odciąć się od interakcji społecznych. Zero rozmów z obcymi, minimum kontaktu, zero naruszania przestrzeni osobis-
..tej?
Hōseki poczuł, jak mięśnie jego barków automatycznie się spięły, a sam szybko zerknął kątem oka na brązowłosego. Co Hokori wyprawiał? Nie wzdrygnął się, nie odsunął, nie zrzucił jego ręki z siebie, ale to było zdecydowanie... dziwne. Nie budziło to w nim ani negatywnych, ani pozytywnych emocji. Po prostu był... skonfundowany tym gestem. Tak, jakby podczas posiłku Kensei ukradł garść z frytek z talerza Yasu - niby nie miał nic przeciwko, ale... tak się po prostu nie robi? Jakby był tego sens? Skąd wynikało takie zachowanie? Dopiero potem, w pokoju, Yasushi sobie uświadomił, że Kensei zaczął grać "rolę", jednocześnie chcąc ukryć swoją prawdziwą tożsamość. To chyba było za dużo jak na kryształowego - może i w zawodzie shinobi leżało kłamanie, jednak granie zupełnie odmiennej od swojej osobowości leżało poza spectrum umiejętności czarnowłosego.
- Tak. - Odpowiedział na pytanie przyjaciela, jednak sam pozostał w miejscu, stojąc i wpatrując się w drugiego mężczyznę. Zanim uda się do łazienki - która teraz i tak była zajęta - musiał poruszyć pewną kwestię. Zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi, nie odrywając wzroku od Kensei'a. Przez chwilę zastanawiał się, co chce powiedzieć i jak ubrać to w słowa. Ostatnie, co chciał, to urazić go ich nieodpowiednim doborem.
- Zamierzasz dalej mnie tak dotykać?
Starał się, aby jego ton brzmiał naturalnie, jakby pytał się o to, czy ma zamiar dalej jeść chleb. Jednak powiedzenie tego na głos budziło w Hōsekim dziwne odczucie. Bo nie był zły. To nie tak, że mu zabraniał to robić. I sam nie był pewien, czy takie naruszanie przestrzeni osobistej tak bardzo mu przeszkadzało, że nie byłby w stanie tego znieść. Ale bezpieczniej by się czuł, gdyby jego przyjaciel trzymał dystans. Albo go chociaż przygotował na takie sytuacje, ostrzegł w jakiś sposób.
Zgodnie z planem - pierwszy udał się do łazienki, bardziej niż ochoczo pozbywając się brudu i zaschniętego potu z swojego ciała. Po to właśnie zgodził się na pobyt w zajeździe. Świeży posiłek, łóżko... nic nie było tak ważne, jak kąpiel w ciepłej wodzie. Tego w podróży nie mógł zaznać. Dopiero po tym poczuł, jakby odżył. Włożył ubrania, wytarł ręcznikiem włosy i wrócił do pokoju, wymieniając się miejscami z Kensei'em. Czekając na niego przeorganizował swoje rzeczy, usiadł na swoim łóżku i spróbował dosuszyć swoje włosy. Chwila ciszy i spokoju, zanim będą musieli wciskać bajeczkę karczmarzowi. Ugh. Na samą myśl mu się odechciewało.
Odruchowo podniósł głowę, gdy Kensei otworzył drzwi do pokoju... i od razu zacisnął powieki, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowany gardłowy, głośny pomruk. Pewne kręgi przetłumaczyłyby to jako odgłos frustracji, irytacji i zrezygnowania... i tym właśnie był ten odgłos. Ten sam odgłos, który wydaje z siebie matka, gdy dziecko poplami się zupą chwilę po tym, jak ta kazała mu uważać na ubrania. Uderzył czubkiem głowy w ścianę, jakby chcąc wybić sobie obraz z głowy, a następnie oparł się o nią, wyraźnie zrezygnowany.
- Nie będę z tobą rozmawiać, póki się nie ubierzesz. - Wyrzucił z siebie na jednym wydechu, przez zaciśnięte zęby, dalej, dzielnie zaciskając powieki.
- Kupię ci na urodziny szlafrok. Albo komplet nowych ubrań. Abyś raz na zawsze oduczył się paradować półnago. - Już bardziej narzekał pod nosem, niż do Kensei'a. Komplet nowych ubrań, bielizny i jakiś wielki ręcznik, który by zakrył... nie wiem, go całego. Co to w ogóle był za pomysł, łazić w samym ręczniku po korytarzu gospody?? Wstydu nie miał.
- I nie chcę mówić "a nie mówiłem", kiedy złapiesz choróbsko. - Tak. To kolejny, świetny powód, dlaczego Kensei powinien się ubrać. Dalej coś mamrotał pod nosem, aby sobie ulżyć, ale to były już bardziej niezidentyfikowane dźwięki.
Biedny Yasushi, miał takiego bezwstydnego przyjaciela!