Czy fakt, że Yukkuri z Yubari zamierzały dalej z trupą podróżować było dobre? Nie był do końca przekonany z powodów, o których wspominał Shin – nie wydawały się być obeznane z używaniem chakry i walką jako taką, co Sabatayę martwiło, że mogło to je narazić na potencjalne niebezpieczeństwo, tego zaś nie chciał. Nawet jeśli się nie znali zbyt długo. On miał doświadczenie jako shinobi, coś tam wiedział… był bezpieczniejszy. Sabataya jednak czuł, że nie był w stanie, gdyby przyszło co do czego, obronić Azuyę, która może stać się celem tego całego kultu… Ta mała istota zaś wystarczająco dużo się w życiu nacierpiała i nie chciał by kolejne nieszczęście ją dotknęło. Z drugiej strony, czy podejmując decyzję o wybraniu się w z trupą w dalsza podróż po części tego nie robił? Cholera. Czuł ogromną bezradność, mając wrażenie, że cokolwiek by nie zrobił, to żadna z decyzji nie byłaby dobra. Nie zamierzał Azuyi oddać w rękę kultystów, jednak nie chciał też by musiała patrzeć na ból i cierpienie. Przez chwilę się zastanawiał, czy by nie spróbować wrócić niczym syn marnotrawny do klanu, by Azu miała w wiosce opiekę. To jednak by mogło potencjalnie sprowadzić problemy na Amegakure, a także i jego klan – z którym mimo wszystko nie miał złych relacji, ich drogi po prostu się rozeszły po wojnie. Tak więc ta opcja również odpadała... Pragnął dziewczynkę chronić od wszelkiego zła, ale nie był w stanie. To chyba pokazywało, jak bardzo słaby Yumishi był. I musiał stać się silniejszy, dla Azu. Mężczyzna zacisnął palce na czarnym materiale swojego ubrania.
– Na moje wsparcie w trakcie walk możecie zawsze liczyć, w tym również i na moje Dōjutsu – odparł ze spokojem, spoglądając na wszystkich zebranych przez ułamek sekundy. Zerknąłby również i na swoją przybraną córkę, zastanawiając się, ile ona naprawdę z tego wszystkiego rozumiała.
Pora było przygotować się na wyruszenie w drogę. Uwadze Yumishiego nie umknęły słowa Setsuny, która najwidoczniej chciała mu coś powiedzieć i nawet zerknął na nią dosyć porozumiewawczo. Znajdą chwilę by pogadać… Bo to nie był pierwszy raz, gdy ta chciała coś powiedzieć, jednakże koniec końców rezygnowała z tego, a to Sabatayę trochę martwiło. Zwłaszcza teraz, gdy… miał u niej tak naprawdę ogromny dług wdzięczności. Jednak miał wrażenie, że to nie była rozmowa, którą powinni toczyć przy Azu czy w towarzystwie innych ludzi. Może po dotarciu do Banana no Kuni będzie chwila wytchnienia, podrzuci na chwilę Azuyę Yubari, by na nią przez parę minut zerknęła…
– No to w drogę – powiedział, biorąc Azuyę na ręce, tak by pomóc jej dostać na ten sam wóz, którym wcześniej podróżowali, nie zmieniając niczego w jego konfiguracji. Zaraz potem i on się na niego wpakować, posyłając towarzyszom wędrówki blady uśmiech. Wszystko miał popakowane, łuk zamierzał trzymać blisko pod ręką, wiedząc, że może się przydać. Prędzej czy później.
[z/t]