Dzisiejszy dzień w Akademii był bardzo udany dla Nezuko. Przedstawienie szkole było sporym sukcesem, a ona mogła dalej się rozwijać na swojej ścieżce ninja. Udawało jej się sprostać nowym wyzwaniom jakie przed nią były stawiane a nawet wychodziła z nich z nowymi technikami jakie zdobywała dzięki swoim cudownym oczom. Kolejne tygodnie mijały równie pomyślnie. Bardzo dobre oceny i wyniki pojawiały się w jej dzienniczku jakimi chwaliła się wujkowi Kagamiemu. Zwieńczeniem jej nauki była oczywiście ceremonia ukończenia Akademii. Wspaniałe wydarzenie na którym otrzymała dyplom z wyróżnieniem oraz jej opaskę ninja i rangę genina w szeregach Sakuragakure no Sato. Przykro jej trochę było jednak, że musiała tą chwilę przeżywać sama. Jej koledzy i koleżanki przyszli z rodzicami, podczas gdy ona stała sama jak palec. Od jej rodziców nie miała informacji od dłuższego czasu a wujek jako iż był liderem ich klanu, był bardzo zajętym człowiekiem. W pełni rozumiała dorosłe życie oraz to, że mieli swoją pracę jaka była ważna. Tata w końcu zarządzał wielką firmą handlową a jej obecny opiekun też nie miał łatwo. Nie raz go widziała zasypanego stertą papierów albo jak przyjmował konsultantów lub wychodził na ważne spotkania. Bycie głową rodu nie mogło być proste, więc robiła wszystko co w jej mocy by mu to ułatwić. Nie mogła co prawda wypełniać dokumentów czy też odbywać za niego rozmów i zadań jakie na nim ciążyły, lecz nie przeszkadzała mu zwyczajnie. Uczyła się u siebie w pokoju, nie nalegała na jakieś treningi lub dodatkowe porady ograniczając się jedynie do rozmów podczas posiłków, czasem zrobiła mu coś do jedzenia i przyniosła do biura jeśli widziała, że za długo z niego nie wychodzi. Była po prostu dobrym dzieckiem. O ile nie idealnym. Dlatego, naprawdę rozumiała, że nikt nie mógł się przy niej stawić w tak ważnym dniu jak dziś, a jednak, było jej przykro.
Z dyplomem w jednej ręce a opaską w drugiej, wróciła do dzielnicy w jakiej mieszkała oraz zamiast udać się wpierw do swojego pokoju, ruszyła do gabinetu wujka jaki był kilka pomieszczeń dalej. Jak już się nauczyła i miała w zwyczaju, grzecznie zapukała wcześniej i zaczekała na pozwolenie by wejść. Nigdy w końcu nie wiedziała, czy ten nie ma jakiegoś spotkania. Gdy usłyszała jednak, że może wejść, zrobiła to bez wahania. Mimo iż przychodziła z dobrymi wieściami, wyraz twarzy jej wujka nie był zbyt radosny. Nim zdążyła coś powiedzieć mężczyzna wstał i podszedł do niej mówiąc co się stało. Uśmiech na twarzy dziewczynki zaczął powoli schodzić gdy słowa zaczęły odbijać się w jej głowie echem i docierać do niej świadomości. Jej tata nie żył. Ta wiadomość zaczęła stawać się coraz bardziej realna i przepełniała Uchihę w pełni. Nie było go ani tu, ani na tym świecie. A ona nie dość, że nic o tym nie wiedziała, to nie miała z nim kontaktu od bardzo dawna. Nie zdążyła się ani pożegnać, ani porozmawiać, ani przytulić. Został jej brutalnie odebrany. Smutek zaczął zalewać falami dziesięciolatkę tak jak jej oczy zalały się łzami. Poczuła jak wujek ją obejmował w rodzicielskim uścisku lecz to nie było to. To nie był jej prawdziwy ojciec, którego już nie było. To schodziło całkowicie na drugi plan. Mimo iż po tym jak jej odebrano Reine obiecała sobie, że już nie będzie nigdy płakała, tym razem pękła. Tanjuro był dla niej zbyt ważną osobą by to mogła przełknąć. Dyplom i opaska wypadły z jej uścisku jaki stał się w jednym momencie niesamowicie słaby. Z drugiej strony, jej silna wola z każdą kroplą łzy stawała się coraz słabsza. Początkowo jej kamienna twarz pełna szoku i przerażenia zmieniała się w zrozpaczone dziecko jakim teraz była. Objęła Kagamiego w pasie wciskając wciskając się w niego tak mocno jak tylko jej rączki były w stanie to zrobić wybuchając płaczem i histerią. Ból i cierpienie rozdzierały ją na pół i wypełniały całkowicie. Ani jej marzenie, ani ceremonia ukończenia Akademii, ani wszystkie te zdolności jakie posiadła nie były teraz ważne. Czy to było w ogóle tego wszystkiego warte? Czy to była na pewno dobra decyzja? Zdobywała siłę lecz co jej było po niej, skoro nie była w stanie obronić najbliższych. Po co się urodziła wyjątkowa, skoro była taka bezsilna? Dlaczego nikt z wioski nie zapewnił bezpieczeństwa tak ważnej osobie jakim jest jej tata. Nie jest. Był. Kolejne uderzenie rozpaczy spotkało się z młodą Uchihą. Nezuko nie wiedziała ile trwał ten stan i szczerze mówiąc nie interesowało ją to. Jakkolwiek dobrze nie była wychowana teraz była samolubna do granic możliwości. Osoba która ją tak wychowała zginęła. Została... zamordowana.
Ryk przeszedł w powolne łkania a jej oczy wysuszyły się w pełni. Piekły ją strasznie, lecz zaczęła się powoli uspokajać. Rozdzierający ból przeszedł powoli w pustkę, w której nie czuła nic. Jej kształtujący dopiero się umysł zaczął schodzić na zupełnie inną ścieżkę. Ktoś za to odpowiadał. Ktoś dokonał tak plugawego czynu, jak odebranie jej, niewinnej dziewczynce jej taty. Był on niesamowicie dobrą osobą. Dlaczego tak to musiało się skończyć? Nie pojmowała tego. Wiedziała jednak jedno. Po raz ostatni ktoś, odebrał jej ukochaną osobę. Wszystkie kropki zaczynały łączyć się w spójną całość. Gniew i żądza zemsty zalewała Nezuko. Ci mordercy nie byli ludźmi. Ludzie są mili i kochani jak ona lub jej tata. Nie. Oni byli Demonami. Wynaturzeniami jakie Sakura przysięgła wyplenić z tych krain. A ona właśnie została ostrzem do egzekwowania sprawiedliwości i porządku na tych ziemiach. By to zrobić, to czego nauczyła się w Akademii nie wystarczało. Potrzebowała więcej siły, więcej mocy, więcej technik. Wpierw jednak, musiała potwierdzić coś równie ważnego. Miała w końcu dwójkę rodziców.
- Wujku Kagami... - szepnęła zachrypniętym głosem od płaczu oraz smarków jakie wciągała nosem jak damie nie przystało. - … co z moją mamą? - zapytała cicho, lecz pewnie nie miał problemu by to usłyszeć. W końcu uspokoiła się i przestała histeryzować. Liczyła, że chociaż ona uchroniła się od fatum jakie spotkało tatę. Musiała wiedzieć, czy jest bezpieczna. Musiała zrobić co w jej mocy, by jej to zapewnić. Nie mogła jej stracić. Nie mogła.
- Wujku Kagami... - szepnęła zachrypniętym głosem od płaczu oraz smarków jakie wciągała nosem jak damie nie przystało. - … co z moją mamą? - zapytała cicho, lecz pewnie nie miał problemu by to usłyszeć. W końcu uspokoiła się i przestała histeryzować. Liczyła, że chociaż ona uchroniła się od fatum jakie spotkało tatę. Musiała wiedzieć, czy jest bezpieczna. Musiała zrobić co w jej mocy, by jej to zapewnić. Nie mogła jej stracić. Nie mogła.