Kaito opadł na tyłek zadowolony, że udało mu się w końcu załapać o co chodzi z tymi rzecznymi sztuczkami. Małe zwycięstwa, małe kroczki. To jest właściwa droga do sukcesu. Słysząc jednak kolejne polecenie Fubuki skrzywił się nieznacznie, samemu zdając sobie sprawę jak to się skończy przy jednej małej pomyłce. Pomijając już, że wymagała dwie rzeczy jednocześnie które ledwo dopiero zaczął łapać. Masz ci los.
Odchylił głowę do tyłu, wznosząc twarz ku górze. Widząc przebijające się światło słoneczne, pozwolił by te muskały jego lico. Nareszcie jakaś ładniejsza pogoda, miła odmiana. Wiedział, że trening nadal trwał. Wiedział, że sensei wydała mu polecenie i wiedział też jak to się najprawdopodobniej skończy. Jednak zwlekał z tym. Zwlekał bo chciał się w drobny sposób wynagrodzić. Wsłuchać się w szum rzeki. Poczuć zapach morskiej i słodkiej woni unoszącej się w powietrzu, zadymionym aromatem ziół. Podnieść na duchu dotykiem promieni słonecznych. Było... miło. Mógłby tak już zostać, w tej pozie, w tym miejscu. Jednak czas nie zatrzyma się na jego zachciankę, a obowiązki wzywają.
- Cieszę się, że jednak coś mi wychodzi z tą "chakrą". Myślałem po wczorajszym, że moja wewnętrzna rzeka jest zbyt zburzona i wartka by móc z niej efektownie korzystać. A tu proszę. Małe postępy. - Powiedział na głos, nadal odchylając się z opartymi rękoma na deskach gondoli. Westchnął głośno, zarówno z ulgą jak i lekką niechęcią. Wstał na równe nogi, stopą podrzucając Eku do dłoni. Przeciągnął się rozłożyście i skupił swój wzrok na rzece.
- Także no, dwie rzeczy jednocześnie? Ech... raz kozie śmierć. Już się robi Sensei. - Po tych słowach przymknął oczy i zmarszczył brwi. Sięgnął po swoją rzekę, pozwalając stworzyć w niej nowe dorzecza płynące z jego stóp oraz przez jego dłoń. Ze stóp chciał stworzyć strzeliste bambusy, zmieniające swoją wysokość zupełnie jak w misce. Abstrakt który działał, bo musiał jakoś sięgnąć dna rzeki, prawda? Zaś jeśli chodzi o dłonie wyobraził sobie jak jego rzeka chce się utrzymać na powierzchni wiosła. Wręcz jak chce się przykleić, do czego to można by jednak porównać? Jaka abstrakcyjna myśl zadziała i tu? Może się winna przyssać... jak ssawki na mackach kałamarnicy! Może to był trop? Starał się właśnie tak ukierunkować energię swoją by mogła się przyssać do drzewca.
Z bambusowymi, zmienno-wzrostowymi szczudłami na stopach i kałamarnicowych ssawkach na dłoniach, postawił swój pierwszy krok na tafli Dajiomyaku licząc z całego serca, że da radę choć stanąć zanim walnie pod wodę. Małe kroczki, małe zwycięstwa. Stanąć i nie stracić wiosła. Jeśli to mu się uda, to może wtedy pomarzy o chodzeniu lub, o zgrozo, o bieganiu po wodzie.