Jednak nie pomyłka...? Ehh. Nie, żeby spodziewała się innej odpowiedzi. To, czego się jednak nie spodziewała, to wyciągnięcie ręki ku jej głowie przez całego tego Mitsukiego. Nie bardzo myślała nad tym, co ten chce osiągnąć. Pocieszyć ją? Czy ona miała lat pięć, by głaskać ją po głowie? Albo była psem? Cholera, nie miała pojęcia, skąd członek Fukei uczył się manier, jednak dziewczyna miała na tyle samoopanowania (jeszcze), że ograniczyła się do cichego prychnięcia, jakie bez wątpienia mówiło o jej niezadowoleniu, jak i szybkiego zbicia ręki Mitsukiego z dala od siebie. Cała reszta zaś? Zwykłe chrzanienie od rzeczy. Jaki zespół? Jaki talent? Szła z Midoro lać mu wódkę w kieliszek? Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie zarzucał całym tym "motywującym" small-talkiem osobę, która na dobrą sprawę nie różniła się szczególnie od cywila? Odpuściła sobie jednak komentarz. Jej sytuacja była tragiczna i równie dobrze mogła próbować jej chociaż nie pogorszyć, nie pyskując przełożonym. Bo chociaż niewiele różniła się od cywila, to jednak tę przeklętą rangę po ukończeniu akademii dostała. Kto by pomyślał, że będzie aż takim wrzodem na tyłku.
Tym samym nie miała więcej pytań. Co ma być, to będzie, a pewnie będzie jedna wielka tragedia - na co więc czekali? Słysząc, że Midoro chce już ruszać, bez słowa skierowała się tuż za nim, z dłońmi schowanymi w kieszenie płaszcza. Szła tuż za swoim towarzyszem, pozwalając mu prowadzić w stronę bramy miasta. Sama też nie wyglądała na zachwyconą, podążając za nim jak na ścięcie. Patrzmy na pozytywy jednak! Jak umrze, to nie będzie musiała dalej znosić całej tej błazenady. Grunt, to patrzeć na jasne strony życia. Cokolwiek to znaczyło. Nie znaczyło to z całą pewnością zaczynania tematu jej możliwości przez Midoro i wyskakiwanie z "małą wiarą w siebie". Jak tylko to usłyszała, coś się w niej ścięło i mimowolnie wzięła głębszy wdech. No... ale w sumie pewnie myślał, że przydzielili mu faktycznego shinobi. I może Mitsuki też myślał, że ma przed sobą ninja z krwi i kości, co najwyżej niedowartościowanego. Ehh... I weź teraz wszystko wytłumacz.
-
Moje umiejętności ograniczają się do gotowania i lania alkoholu. Ze słów tego całego Mitsukiego nie wydaje mi się, by nasze zadanie polegało na wystawieniu bankietu... - wzruszyła ramionami. A miała być miła. Ciężkie to, nie ma co. -
Wybacz, Midoro-san, ale to, że posiadam papier na skończenie akademii nie czyni ze mnie nikogo, kto ci się przyda. Zwłaszcza na takim zadaniu.
No, ma pecha no, co mu miała więcej powiedzieć? Jasne, że to jej pierwsza B. To właściwie pierwsze zadanie, gdzie wyzwaniem nie jest obranie ziemniaków. A szkoda. Lubi obierać ziemniaki. Definitywnie zaś nie lubi zaś narażać własnego życia. To, co mieli zrobić, definitywnie zaś jak narażanie własnego życia brzmiało. A tu proszę, kolejne pytanie. I znowu niejako wchodzące na temat jej kompetencji.
-
Co potrafię, huh? Pina Colada, Margarita, Mojito, Cosmopolitan, Caipirinha, Californiacation, Vesper Martini, Bloody Mary, Manhattan... - zaczęła wyliczać na palcach, praktycznie na jednym wdechu. -
...chodziło o coś, co przyda się nam przy tych całych klaunach, prawda?
Pewnie tak. I na dobrą sprawę, to za nic nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Homura nie była żadnym wojem. Homura to ktoś, kogo najlepiej zostawić samego w kuchni i albo zrobi obiad, albo z premedytacją uwarzy coś śmiesznego. Może i nawet coś, co raczej uchodziłoby za niebezpieczne. Ale tak? Tak, to co najwyżej mogła stanąć za Midoro i przytakiwać mu na jego pomysły, jakie by nie były.
-
Nie wiem. Powiedziałabym, że w najgorszym razie mogę spróbować złożyć cię z powrotem do kupy, ale tak patrząc na ciebie, Midoro-san, nie jestem pewna, czy chcę ruszać te puzzle. - no, definitywnie wyglądał mało wymiarowo z tymi przeszczepionymi kończynami. -
Od biedy znam się trochę na Raitonie, ale bardzo mało. I... uh, słyszałeś o czymś takim jak Shōton? - pliska, niech słyszał. Serio nie chciało jej się tłumaczyć, że ma taki różowy kryształ i on robi rzeczy. -
Jak mówiłam, Midoro-san: jestem prędzej kimś na wzór alchemika, nie maszyny bitewnej.
I właściwie, to chciała jednak wracać do domu. I chyba nie mogła. Kierunek, jaki obrali też nie bardzo sprzyjał jej powrotowi "do siebie", jednak gdzieś w 80% już pogodziła się z faktem, że Ame wysłało ją na samobójczą misję. Mogła jedynie mieć wiarę w Midoro i fakt, że będzie jak ten dobry, wylevelowany kolega, co to robi całe zadanie sam, żeby mniej wylevelowana koleżanka zgarnęła expa.