Puste wiadomości白紙 通知
GraczeKami Takashi
Posty19/?
Trafienie do szpitala. Rzecz najważniejsza w tym momencie jeżeli chciał przeżyć, nie wspominając że w tym stanie, nawet gdyby miał z kimś walczyć - to najpewniej nawet najsłabszego genina nie byłby w stanie pokonać. Nie kiedy świat się kręcił, wszystko bolało i ledwo widział co było przed nim. Ponownie, chłopak miał plan polegający praktycznie na dwóch etapach. Jednym, było wytworzenie skrzydeł co no... udało mu się. Drugim było obwiązanie swoich ran, co również się udało. Nawet całkiem nieźle biorąc pod uwagę jego znajomość technik medycznych - choć nie była ona na tyle wysoka aby rany te mógł wyleczyć. Załagodzić? Może. Tego jednak nie zrobił, a biorąc pod uwagę że nie zostało mu tak wiele czasu nim padnie nieprzytomny - warto może było zaoszczędzić ten czas.
Następnie, z pomocą klona udał się do wyjścia. Był w tym wszystkim tylko jeden, drobny problem. Nie wiedział gdzie jest wyjście. Z pomieszczenie oczywiście bez problemu - choć skrzydła musiał trochę ścisnąć do siebie, aby nie zawadziły o framugę - wyszedł. Tam był jednak kolejny korytarz. I którędy wtedy? Znaków na ścianach nie widział, to też mógł liczyć jedynie mniej więcej na swoją orientację w terenie. I zaczął tak kroczyć wraz z klonem korytarzami, a każdy krok był bólem. Coraz bardziej opadał z sił. Minęły może z 3 minuty, nim idąc jeszcze innym korytarzem, dojrzał w oddali grupkę cztery shinobich. Rozpoznawał jednego z nich. Był to facet, jaki zlecił mu to zadanie. Na jego widok, starszy mężczyzna był definitywnie zaskoczony. Pewnie przez jego stan. Ruszył w jego stronę, aby mu pomóc... i mogli usłyszeć w tym momencie gdzieś nieopodal wybuch, jaki zatrząsnął ścianami. I kolejny. I kolejny.
Wpadli w pułapkę.
Nawet sam członek Trupich Klaunów o niej wspominał. Takashi mógł im krzyknąć by uważali, ale właściwie tylko tyle byłby gotowy zrobić w swoim stanie. Nawet krzyknięcie byłoby ciężkie i pełne bólu. Odgłosy wybuchów zaczęły się do nich coraz bardziej zbliżać, a starszy shinobi jaki go w tą misję wplątał zaczął do niego biegnąć. Nasz bohater był w stanie dojrzeć już wybuchy na końcu korytarza, jakie to się do nich zbliżały. Nie mógł jednak zrobić zbyt wiele. To była jego granica. Obraz kompletnie mu się rozmazał i film? Urwał.
Chłopak wybudził się ze snu. Tym razem, dość spokojnie. Bez bólu. Zwyczajnie otworzył oczy i widział sufit pokoju szpitalnego. W jego pamięci były strzępki jakichś zdarzeń. Starszy shinobi go niosący. Lekarze go operujący. Pielęgniarki obserwujące czy wybudził się ze swojego snu. Ile minęło? Nie był pewien. Nie wiedział. Plus jednak? Nic go nie bolało. Minus? Ruszanie ciałem szło mu bardzo opornie. Powolnie. Obok niego stał jakiś doktor, który dopiero po chwili zauważył że chłopak się przebudził. Uśmiechnął się do niego.
- Witamy wśród żywych. - powiedział i podał mu szklankę z wodą, co to by się napił. - Masz ogromne szczęście, Takashi-kun. Niewiele zabrakło do tego, abyś nigdy się nie wybudził przez rany jakie miałeś. Jedynie trochę potężniejszy wybuch i już bym z Tobą nie rozmawiał. Będziesz musiał podziękować rodzinie faceta co cię uratował. Nie możesz jednak się zbytnio forsować przez najbliższy czas, bo szok jakiego Twoje ciało doznało. Nie nadwyrężaj się, a miesiąc dwa i wszystko będzie dobrze. W między czasie, ktoś chciał z Tobą porozmawiać.
Po tych słowach wyszedł z pokoju, a do sali wszedł jedna z najważniejszych osób dla Takashiego - lider jego klanu. Patrzył na niego dość chłodnym, poważnym wzrokiem jaki to był dla niego typowy.
- Co się stało? - proste pytanie, na jakie oczekiwał odpowiedzi.
[z/t] -> Szpital
Stan Takashiego: żyje, ale poruszanie się boli.
Następnie, z pomocą klona udał się do wyjścia. Był w tym wszystkim tylko jeden, drobny problem. Nie wiedział gdzie jest wyjście. Z pomieszczenie oczywiście bez problemu - choć skrzydła musiał trochę ścisnąć do siebie, aby nie zawadziły o framugę - wyszedł. Tam był jednak kolejny korytarz. I którędy wtedy? Znaków na ścianach nie widział, to też mógł liczyć jedynie mniej więcej na swoją orientację w terenie. I zaczął tak kroczyć wraz z klonem korytarzami, a każdy krok był bólem. Coraz bardziej opadał z sił. Minęły może z 3 minuty, nim idąc jeszcze innym korytarzem, dojrzał w oddali grupkę cztery shinobich. Rozpoznawał jednego z nich. Był to facet, jaki zlecił mu to zadanie. Na jego widok, starszy mężczyzna był definitywnie zaskoczony. Pewnie przez jego stan. Ruszył w jego stronę, aby mu pomóc... i mogli usłyszeć w tym momencie gdzieś nieopodal wybuch, jaki zatrząsnął ścianami. I kolejny. I kolejny.
Wpadli w pułapkę.
Nawet sam członek Trupich Klaunów o niej wspominał. Takashi mógł im krzyknąć by uważali, ale właściwie tylko tyle byłby gotowy zrobić w swoim stanie. Nawet krzyknięcie byłoby ciężkie i pełne bólu. Odgłosy wybuchów zaczęły się do nich coraz bardziej zbliżać, a starszy shinobi jaki go w tą misję wplątał zaczął do niego biegnąć. Nasz bohater był w stanie dojrzeć już wybuchy na końcu korytarza, jakie to się do nich zbliżały. Nie mógł jednak zrobić zbyt wiele. To była jego granica. Obraz kompletnie mu się rozmazał i film? Urwał.
Ponownie nieznana ilość czasu później...
Chłopak wybudził się ze snu. Tym razem, dość spokojnie. Bez bólu. Zwyczajnie otworzył oczy i widział sufit pokoju szpitalnego. W jego pamięci były strzępki jakichś zdarzeń. Starszy shinobi go niosący. Lekarze go operujący. Pielęgniarki obserwujące czy wybudził się ze swojego snu. Ile minęło? Nie był pewien. Nie wiedział. Plus jednak? Nic go nie bolało. Minus? Ruszanie ciałem szło mu bardzo opornie. Powolnie. Obok niego stał jakiś doktor, który dopiero po chwili zauważył że chłopak się przebudził. Uśmiechnął się do niego.
- Witamy wśród żywych. - powiedział i podał mu szklankę z wodą, co to by się napił. - Masz ogromne szczęście, Takashi-kun. Niewiele zabrakło do tego, abyś nigdy się nie wybudził przez rany jakie miałeś. Jedynie trochę potężniejszy wybuch i już bym z Tobą nie rozmawiał. Będziesz musiał podziękować rodzinie faceta co cię uratował. Nie możesz jednak się zbytnio forsować przez najbliższy czas, bo szok jakiego Twoje ciało doznało. Nie nadwyrężaj się, a miesiąc dwa i wszystko będzie dobrze. W między czasie, ktoś chciał z Tobą porozmawiać.
Po tych słowach wyszedł z pokoju, a do sali wszedł jedna z najważniejszych osób dla Takashiego - lider jego klanu. Patrzył na niego dość chłodnym, poważnym wzrokiem jaki to był dla niego typowy.
- Co się stało? - proste pytanie, na jakie oczekiwał odpowiedzi.
[z/t] -> Szpital
Stan Takashiego: żyje, ale poruszanie się boli.