Sairai miał stosunkowo proste zadanie - stawić się w siedzibie organizacji medycznej, jaka to wiodła prym w Ame, a następnie znaleźć wskazanego Iryōnina. Idealnie, śmiałoby się rzec, gdyby nie fakt, że szło sobie przy okazji płuca wypluć po zabawie w Taki. Fenomenalnie, śmiałoby się rzec, gdyby ktoś posiadał wystarczające pokłady ironii do podobnego podsumowania sytuacji biednego Orochiego, jaki to zdecydowanie zdrowia na loterii nie wygrał. Właściwie, to wcale go nie wygrał. Bo go nie miał. Wchodzenie po schodkach to był jakiś dramat i chyba jedyny plus tego wszystkiego był taki, że chociaż ten nie czuł się mniej czy bardziej chory, a jedynie zasapany po dotarciu do celu, to nie musiał się specjalnie rozglądać za pielęgniarką. Jakaś sama do niego podeszła najwidoczniej nie będąc pewna, czy ten czasem zaraz nie umrze tam, gdzie stoi. Ten jednak zamiast wybierać się na tamten świat, dał nawet radę wykasłać, z czym przychodzi!
-
Chłopaku, ty weź usiądź może najpierw bo nam tu jeszcze zaraz zemdlejesz! - nie, żeby Sairai czuł się, jakby miał mdleć, ale najwidoczniej starsza pielęgniarka, ciut przy kości i o blond włosach pociętych szarymi pasmami sprytnie wkomponowującymi się we fryzurę na "chcę porozmawiać z menadżerem", musiała wiedzieć lepiej, bo oto właśnie przyciągnęła mu pod tyłek krzesełko, jakie to stało jeszcze przed chwilą pod ścianą. -
Te, Komi, weź przebiegnij się po mojego brata. I zgarnij ten wywar co ostatnio Nonon nagotowała w probówkach. Młody sprawdzi, czy działają!
Krzyknęła do jakiejś młodej dziewczyny o różowych, krótkich włosach, których znaczna część była zaczesana na jedną stronę, zaś druga przystrzyżona tak, że gdyby zdjęła biały fartuch i zamieniła go na ćwiekowaną obrożę, mogłaby uchodzić za wyciągniętą z bardzo futurystycznej gry. Jakiegoś Sakurapunk 2137 co najmniej. Fakt, że żuła gumę ze swoimi mocno pomalowanymi ciemnymi cieniami powiekami nie pomagał z faktem, że ta zupełnie nie pasowała do obrazka. Ta machnęła ręką robiąc z rzeczonej gumy balonika, jaki szybko pękł, po czym nie bardzo śpiesząc się udała się dalej korytarzem, tuptając przez niego w różowych crocsach. Wyglądało też na to, że ów "młodym" miał być Sairai.
-
Ty chyba musisz być jednym z tych, no... z Taki bohaterem? Coś słyszałam, że chyba stamtąd ktoś miał do nas dołączyć.
Rzuciła stojąc obok jak jakiś kat nad dobrą duszą i chyba oczekując, że Sairai jakoś pociągnie rozmowę. Na przykład mówiąc coś więcej o Taki. On. Sairai. I jeszcze jakimiś dziwnymi specyfikami chcą go chyba poić, kiedy on chciał tylko tego całego Yokoia znaleść! A tak? Pielęgniarka (chyba) zdawała się kimś, kto nie tylko bez chwili wahania, ale też problemu złapałaby go za ramię i sama posadziła na tym krześle, gdyby tylko chciał nagle uciekać. Ze swoją kondycją. I parą w nóżkach. Ciężki ten sairaiowi żywot.