Smocze Przygody Lin #1
Życie w Hanagakure było absolutnie paskudne. Kraj Kwiatów powinien kojarzyć się z pięknem i dobrobytem a mimo tego jego obraz i renoma była tak niesamowicie różna od prawdy, że aż robiło się niedobrze. Na każdym kroku można było dostać po pysku za byle co. Gangi, mafie, narkotyki, seks i przemoc. Nawet nieliczne piękne rzeczy w tym miejscu, jak chociażby kobiety, były zepsute do szpiku kości pracując w burdelach. Dlaczego więc żyć w takim miejscu jak to? Bo nie miało się innego wyjścia. Lin tkwiła w tej dziurze od małego i zdążyła przywyknąć do tego bagna. Teoretycznie nic jej nie stało jej na drodze by opuścić to miejsce. Te demony jednak już znała a za murami miasta była jedna wielka niewiadoma. Wyrobiła sobie już jakąś renomę oraz posiadała jakąś siłę by się bronić. Łatwo nie było, lecz jakoś to było.
Bycie ninja miało pewne swoje plusy. Ranga, pewny zarobek, możliwości zdobycia większej siły niż się miało wcześniej. Niestety to była długa i żmudna praca. Lin była raptem geninem więc nie mogła liczyć na jakieś wybitne zadania czy też potężne techniki podane na tacy. Musiała o wszystko walczyć. Nic dziwnego więc, że list jaki otrzymała rano zawierał nic innego jak zadanie najgorszego sortu. Nie podziękowała chłopakowi jaki dostarczył jej list, gdyż ten zaczął się tylko przyglądać jej rogom w niedowierzaniu. Trzasnęła mu drzwiami przed nosem i weszła w głąb małej klitki jaką nazywała domem. Po przeczytaniu tego co ma ją czekać, jej humor nie poprawił się ani trochę. Miała pomóc jakiemuś pożal się borze artyście w zastoju twórczym. Co tacy ludzie w ogóle robili w takim parszywym miejscu jak to? Westchnęła tylko dokańczając skromne śniadanie, po czym przypięła katanę do pasa i opuściła mieszkanie. Może i te zadania jakie wykonywała nie były wybitnie pasjonujące czy też niebezpieczne, lecz broń przy sobie musiała mieć zawsze. Na wszelki wypadek. Facet jakiemu miała pomóc mieszkał gdzieś bliżej centrum, więc Lin skierowała też swoje kroki w tamtym kierunku. Widok jej rogów oraz ogona przykuwał wzrok, lecz nauczyła się go ignorować. Na miejscu zapukała w drzwi a jej smocze geny ponownie zagotowały w niej krew. Mężczyzna wyglądający jak totalny leszcz niemal nie dostał spazmów z ekscytacji gdy ją zobaczył. Kobieta najchętniej przywaliła by mu w okulary gdyby nie fakt, że potrzebowała od niego zapłaty za pożal się borze misję. Początkowo spodziewała się najgorszego, czyli jakichś cielesnych uciech. Wtedy zwyczajnie by wyszła. Było jednak równie źle w jej mniemaniu. Miała mu pozować by mógł kontynuować prace nad swoją mangą. Kurwa świetnie... Nie mając zbytnio wyjścia przeklęła dzień w jakim się musiała obudzić i przeszłą do konkretów. Im szybciej to będą mieli za sobą i o tym zapomni tym lepiej. Praca sama w sobie była prosta. Ot miała przyjąć postawę jaką opisał jej napaleniec i zaczekać aż ją naszkicuje. Zamierzał dziś dokończyć cały tom, cokolwiek to znaczyło, więc nie miał czasu na pełne grafiki. Nie, żeby ją to interesowało, lecz była już pewna, że do wieczora stąd nie wyjdzie. Pierwszą pozą była figura dominacji i perfekcji. Gdy Lin to usłyszała westchnęła ponownie zakładając ręce na piersi po czym patrząc z szczerą i całkowitą pogardą do gatunku ludzkiego. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Facet padł niemalże u jej stóp i zaczął coś bazgrać w szkicowniku. Majaczył do siebie coś jak to ona perfekcyjnie nie wpasowywuje się w charakter głównej bohaterki. Pogarda do robactwa jakie przed nią leżało się tylko nasilało. Minuty mijały a kolejne kreski się pojawiały w zeszycie. Nic nierobienie było bardzo wymagające. Lin dużo bardziej wolała by przenosić skrzynie z rybami w porcie. Przynajmniej coś się robiło. No ale po jakimś czasie przynajmniej mogli przejść do kolejnej sceny jaką artysta chciał odwzorować. Moment przed samą walką, gdy główna bohaterka sięga po swój miecz. Nic bardziej prostego. To akurat Lin miała opanowane całkiem nieźle. Przyjęła pozycję na lekko ugiętych nogach oraz rozstawionych na boki, pochyliła się lekko do przodu jakby szykując się do skoku i załapała za rękojeść katany. Niestety, był jakiś problem. Ułożenie broni. Główna heroska nosiła ją na plecach. Smoczyca westchnęła z niezadowolenia tłumacząc mangace jak durne jest to posunięcie. Broń na plecach nosi się niewygodnie oraz wyciąga znacznie dłużej niż wtedy, gdy jest przy pasie. Było to jednak ustępstwo na jakie tymczasowo mogła się zgodzić. Odpięła pasek i przepięła go tak, by mieć do z tyłu. Złapała za katanę prawą ręką i zastygła, by frajer mógł robić swoje. Znów problem... Rękojeść wystawała nie z tej strony głowy co była potrzeba. Pięści kobiety zacisnęły się mocniej lecz opanowała emocje. Przełożyła katanę na drugie ramie i sięgnęła po broń w tak niesamowicie niewygodny i niepraktyczny sposób jaki ktoś mógł tylko wymyślić. To był jednak tylko początek problemów z artystą. Ten położył się niemal pod jej nogami by uchwycić ”idealny kont kadru”. Do tego cały czas mamrotał do siebie jaki to wspaniały model mu się nie trafił co tylko podnosiło ciśnienie smoczycy. Spojrzenia na ulicy to jedno, lecz to było już upokarzające w jej mniemaniu.
Mimo iż w tym zadaniu nic skomplikowanego to dla Lin był to prawdziwy sprawdzian cierpliwości jaka z każdą minutą, z każdą kolejną pozą i szkicem się kończyła. Miarka się przebrała gdy zaczął ją prosić o bardziej seksowne pozy do dodatkowych materiałów do tomu. Tego było już za wiele. W przypływie łaski mogła być modelem do scen walki. Nie różniło się to niczym od tego jak ludzie czasem widzieli jak trenuje lub kopie komuś tyłki. Jednak pod żadnym pozorem nie zamierzała być obiektem do uspokojenia jakichś chorych rządy takich frajerów jak on. Wyszarpnęła katanę z pochwy i wycelowała ją prosto w gardło mangaki.
- Oderżnę ci te parszywe łapy. - warknęła, lecz ten zamiast być przerażony, wymamrotał coś jeszcze, że ta poza jest idealna na ostatnią scenę. Lin wspięła się na wyżyny tolerancji tylko dlatego, że ten obiecał jej, że to będzie ostatni szkic. I tak też się stało. Gdy skończył przeprosił ją za swoje zachowanie, lecz ona nie chciała tego słuchać. Zabrała co jej się należało i poszła się napić.
- Oderżnę ci te parszywe łapy. - warknęła, lecz ten zamiast być przerażony, wymamrotał coś jeszcze, że ta poza jest idealna na ostatnią scenę. Lin wspięła się na wyżyny tolerancji tylko dlatego, że ten obiecał jej, że to będzie ostatni szkic. I tak też się stało. Gdy skończył przeprosił ją za swoje zachowanie, lecz ona nie chciała tego słuchać. Zabrała co jej się należało i poszła się napić.