W tej atmosferze zrozumienia chłopak starał się przedstawić jak najwięcej informacji na zadane pytania, a w tym oględziny jego dotychczasowych obrażeń uzyskanych przez wiele miesięcy tułaczki po świecie. Obecność opiekuńczego pracownika szpitala dawała mu więcej możliwości odpowiedniego wyjaśnienia szczegółów całokształtu jego podróży wraz z przyczynami otrzymania uszczerbku na zdrowiu. Byli przy tym rodziną, co wyłącznie nadało temu jeszcze obszerniejszą aurę pogodności w tym pomieszczeniu. Naprawdę leżało to w sferze miłej odmiany po byciu przez długi czas dookoła nad wyraz twardych ludzi. Czuł odrobinę spokoju ducha pierwszy raz od… wizyty w Hi no Kuni, bo wtedy pomógł jednej z tamtejszych wiosek z najazdami bandytów w bardzo miłej atmosferze farmerów. Jak widać, pielgrzymki miały niekiedy radosne chwile.
Niemniej profesjonalizm został zachowany przez kobietę z klanu Sabataya, kiedy to przedstawiała szerszy obraz wnętrza płuc pacjentowi. Jaskółka rzucił wpierw wyprawę w okolice Kraju Burz jako główny powód czegoś… buszującego w okolicy narządów oddechowych. Bacząc na problemy ludności tamtejszego kraju, dawało to poniekąd logiczną całość, że Tamura z rodziną złapali plagę w trakcie wędrówki. Kolejne opisy ciotki jednakże przywiodły… inne świeższe wspomnienie. Te liczyło zaledwie lekko ponad dobę, a może i mniej. Wsłuchany w korektę dziewczyny odnośnie do jej poprzedniej wypowiedzi, młody doktor zmarszczył czoło w trakcie wytężania swoich szarych komórek przy ściskaniu kulki rehabilitacyjnej. Ot tak, dopóki miał jeszcze czas na mały trening. - Skoro o tym mówisz… To mi się coś przypomniało… - Coś jakby olśniło młodzieńca, ponieważ burzliwy okres dwóch ostatnich dni zupełnie wyparł tego typu momenty słabości. - Zanim dotarliśmy do Nagareyamy, mieliśmy plan dostania się do ruin Kiri. Ja celem… obadania sytuacji, a mój przyjaciel Mikio chciał odzyskać pozostawioną tam zgubę… - Kolejna garść przykrego wyjawienia swych błędów, ale co mu pozostało? Chciał być z kuzynką Koizumiego w pełni szczery. - Krótko mówiąc nasze działania spaliły na panewce ze względu na… moją niekompetencję. Lider jednej z band nukeninów dorwał mnie na morzu Fukai, kawałek od portu. Kompan w dobie kryzysu próbował mnie ratować, toteż… zaciągnął mnie pod wodę, ciągnąć w stronę naszej łajby. Trwało to dłużej niż powinno… Tyle, iż to sugerowałoby zalanie właśnie... - I znowu mógłby rozwinąć całokształt chronologii zdarzeń, co trwałoby możliwie kilka godzin. Tsubame nie chciał na razie tego czynić, zwłaszcza gdy skakali pomiędzy tematami w niebywałym tempie. Będą mieli porę na obgadanie reszty w następnym tygodniu. Poza tym… ex-ninja miał zaledwie garść nowych podejrzeń.
Zgodę wyraził, nie próbując kurczowo trzymać się swych racji. W końcu opierało się to na rekonwalescencji u kogoś znającego się na medycynie w klinice, a nie zabawie byle ziołami, tkwiąc przykrytym kołdrą łóżka sypialnego. Nadal miał prawo mieć wątpliwości podczas utrwalania sobie w głowie takich słów jak “testy” lub “obiecujące”. Z doświadczenia lekarskiego te dwa niekiedy mu źle się kojarzyły. Niby tak proste oraz często używane w mowie do rannych, choć nie dające gwarancji czegokolwiek. - Jasne, nie ma problemu. - Przytaknął na klarowne zapytanie z sugestią wyjścia do domu medyczki. - Brzmi dobrze, dopóki ojciec Ei nie ma z tym problemu. Zdaje się, moja kuzynka nie będzie protestować. Względem badań… wierzę, że mnie nie skrzywdzisz. - Jako Iryōnin podkreślił ostatnim zdaniem powagę decyzji. Nie otrzymał długopisu z gotową umową, a zatem oboje rozumieli wspólną zgodę. Nadmieniona wcześniej małolata zdawała się prze szczęśliwa, poznając dalszego członka rodu. Ach, taki dorastający wulkan energii musiał sprawiać niekiedy trudności rodzicom. Oczywiście dzieci za to również się kochało. Ważnym elementem wychowania jest jednak nakierowanie tego zapału na pozytywne rzeczy.
W przypadku rozpoznania starszej kunoichi to… potomek Kanedy nie miał stuprocentowej pewności. Kojarzył kręcącą się wtedy dwudziestolatkę po Wiosce Ukrytej we Mgle, wykonującą różne prace na rzecz rodziny. Być może nawiązali kilka luźnych konwersacji zakończonych krótkimi pożegnaniami. Spory wiek jednak ich dzielił w tamtej epoce dorastania, zatem nie kolegowali się nazbyt w momencie otrzymania tytułu genina przez syna lidera klanu. Wprawdzie nic zaskakującego dla kontrastującej do malców młodzieży. - Byłem już na tyle duży, by zapamiętać twoją twarz. Z krótką pamięcią się na razie nie borykam. - Zaznaczył żartobliwie. - Kiedy pobierałem nauki u wujka Surugo, mieliśmy okazję się mijać w naszej siedzibie. Rzecz jasna nie poświęcałaś mi wtedy wiele uwagi. - Niby to przytyk, ale w formie zadziornego kawału, niemający na celu wprowadzić przedstawicielkę płci pięknej w smutek. I niestety ten klimat głupkowatego nastroju długo się nie utrzymał, albowiem wciągnięty w dyskusję dawny medyk Iwy podsumował z ukłonem w kierunku własnego światopoglądu. - Zawsze szukałem balansu w kwestii przywyknięcia do czegoś, a potrzeby podejmowania kroków. Mogłem przywyknąć do śmierci pacjentów, mogłem przywyknąć do egzystencji shinobich… Nigdy jednak przenigdy nie przywykłem do utraty bliskich. Prawdopodobnie nigdy nie będę w stanie. - Nabrał powietrza w płuca w swoistej pauzie, lustrując spojrzenie starszej damy. - Oboje wiemy, co to znaczy kogoś stracić. Obyś zatem nie przechodziła przez moją samotność… Tego ci życzę… - Nie znał przeszłości tej osoby. Zwyczajnie domyślał się faktu jedynego małżonka Makoto, tak samo pierworodnej córki.
Wyznanie końcówki tamtej tragedii skonfundowało Tamurę najbardziej z całego spotkania. Ewakuacja lądem? Przez samurajską armię? Brzmiało na starcie jak misja samobójcza. Przypuszczalnie nie istniało lepsze wyjście, kiedy łodzie zostały już zajęte. - Wciąż ta ewakuacja była cudem dla każdej ze stron. Wasza droga okazała się tu cięższą. W sumie prawie zginąłem, próbując odgrywać tam bohatera… Mimo to nadal czuję się źle z tym, jak to się rozegrało. Nie powinienem, ale tak jest. Tak jakbyśmy uczynił za mało. Przepraszam… Za to, co przeszliście… - Co mógł jednak młody genin poradzić, stając naprzeciw krwiożerczych oddziałów? Eskortował obywateli Kirigakure no Sato, dopóki miał ku temu szanse. Dopiero druga. Samowolna wyprawa po rodziców Shuten skończyła się fiaskiem. Napotkanie białowłosego oprawcy w masce, jego łaska… Co to wszystko znaczyło? Myślał nasz bohater niekiedy o tym, iż to coś znaczyło. Tylko co? - Masz rację. Najważniejsze jest nasze przetrwanie. Jesteśmy tu razem. A Nagareyama wygląda znacznie lepiej, niż kojarzyłem za młodu. Ciężka praca ludzi to mało powiedziane. - Podkreślił, zmieniając znowu ton głosu na ciut weselszy. W całym dramacie oni brnęli do przodu. To się liczyło. Próbowali kierować swój żywot na właściwie tory.
Cechy charakteru na deser? Niekończący się temat rzeka, zwłaszcza w kwestii aktualnego przywódcy Sabatayów. Od razu narzucała się gniew wysokiemu znawcy chakry. Po chwili jednak nieco stonował przy napływie negatywnych emocji, próbując uformować miarowe wdechy i wydechy. - Akurat naszą dwójkę łączy ta upartość. Kiedyś mnie to denerwowało, lecz zaakceptowałem mój charakter… Nie chcemy tkwić bezczynnie bez rozwiązania. Niezwykle trudno w każdym razie zrozumieć jego tok myślenia. Ma wrażenie, że jest ciągle zagubiony. Też przeżył wiele, ale czemu… Czemu tak się zachowuje i krzywdzi wszystkich dookoła? Jako lider, a tym bardziej rodzic zawiódł mnie. Nie mogę tego ukrywać. - Westchnął niezwykle głęboko. To wręcz zmęczyło ex-shinobiego. Nosił spory uraz do wapniaka. Zależało mu na tej relacji. Przez to ta cała złość, zawód oraz rozczarowanie. - Moja upartość wiąże się z przybyciem tutaj. Chcę odbudować naszą osadę. Tylko… muszę zdobyć zaufanie Daimyō. - W dopowiedzeniu podzielił się kolejną dawką swych poczynań.
Matczynej miłości mężczyzna nie czuł od dawna. Spowodowane to było wieloma czynnikami, wliczając w to ojca Jaskólki. Bez wątpienia miał ogromną potrzebę wrażliwości bliźniego, taką mu dorównującą. Może w tym świecie ninja w istocie nie znajdowało się miejsce dla gościa z karmazynowymi tęczówkami, aczkolwiek poza nim… mieszkańcy krain zdawali się mieć dobrą opinię o specjaliście Iryō Ninjutsu. Naturalnie miało to miejsce, dopóki nie przypinali mu łatki typowego mordercy. Były powody. Miał nadzieję o odejściu ich w niepamięć. - Nie jestem za stary na adopcję? Mąż nie będzie zazdrosny? - Zaśmiał się pod nosem, dopiero po kilka solidnych sekundach wypuszczając ją z objęć. - Poza tym… nie mogę prosić o więcej. - W ten sposób wizyta została zakończona. Młodszy Kirijczyk zaczął zbierać swoje bibeloty, idąc miarowym krokiem do wyjścia ze szpitala. Pożegnał się z zebranymi przy recepcji.
Mając kilka dni na refleksję w połączeniu z odpoczynkiem, dokładnie tym rzeczom lekarz próbował się poświęcić. Z rana medytował, starając się wprowadzić rutynę ćwiczeń całego ciała — z zaznaczeniem treningu uszkodzonej ręki. W ciągu dnia poszukiwał dodatkowych wieści odnośnie do Terumi Jina pośród raportów okolicznych patroli, ale w dużej mierze u pozostałych podróżnych w karczmach oraz przy dzielnicy handlowej. Ci mogli mieć większą styczność ze zbiegiem niekiedy niżeli lokalni stróże prawa. Testom Makoto poddawał się bez zbędnych uwag. W wolnych chwilach zaglądał na “Szybującego Dorsza”, chcąc poza rehabilitacją mieć wgląd na nowe znajomości. Szczególnie skupił się na Uryū. Przeprowadziłby tym razem dokładniejszy wywiad zdolności chłopaka, być może też pokazując mu kilka sztuczek niewymagających na początku ogromnego wkładu dydaktycznego. Drobne poprawki z pewnością się przydadzą, gdyby miał konieczność bezpośredniego wspierania Tamury. W podsumowaniu chodziło o odpoczynek, leczenie i rozmowy z bliskimi. O wielu sprawach. A jak to wyglądało z lokum? Nie obyło się bez prośby pozostania u rodziny. Nie miał pieniędzy na hotel.