Wysokie partie gór mają to do siebie, że nawet przez cały rok może się tam znajdować śnieg. A w takim miejscu jak Tsuchi no Kuni czy też sama Iwagakure, ten widok nie stanowił jakiegoś szoku. Przynajmniej nie w zimę. Niekiedy suche, kamienne skały pokrywały się białą powłoką, nadając całości zupełnie innego, wręcz świeżego wyglądu. Naostrzone chłodem powietrze dostawało się do nozdrzy, a co mniej odporni mogli się przez to nabawić przeziębienia. Nie przeszkadzało to jednak wielu osobom ani w wykonywaniu swojej pracy, ani dzieciom w śnieżnych zabawach. Te ostatnie zresztą lubowały się w obrzucaniu się nawzajem śnieżkami czy lepieniu bałwanów. Dziewczynki uwielbiały zaś robić aniołki w śniegu. Plac zabaw, z reguły otoczony kamienną zabudową, zdawał się teraz być swego rodzaju białym płótnem, gdzie jedynie kolorowe ubrania dzieci poruszających się w zabawie tworzyło bardzo uroczy, malowniczy obraz. A próba uchwycenia tego w ruchu pokazałaby dość kontrastową abstrakcję. Wciąż - miało to swoich fanów. Jednak pewien duet nie był centrum czy częścią tych dużych grup dzieci.
Mały Kensei znalazł się na dworze głównie dlatego, że rodzice mu kazali. Sam z siebie nie czuł wielkiej potrzeby wychodzenia z domu, a szczerze powiedziawszy bardziej by preferował spędzenie tego czasu w domu z dobrą książką na temat pieczęci. Niby dopiero okres początków akademii, a ten już tak zafascynowany. Jednak to właśnie w guście rodzicieli znajdowało się to, by ich dziecko miało choć trochę kontaktów społecznych. Nawet zabronili mu brać książkę na dwór, bo pewnie by znalazł sobie jakieś ustronne miejsce i czytał. A nie o to im chodziło! Siedmioletni Hokori jednak nie byłby sobą, gdyby w takiej sytuacji nie zdecydował się pójść wpierw po swojego przyjaciela.
-A mogę z Yasushim? - spytał rodziców, będąc już ciepło opatulony na wyjście. Lekko piskliwy głos dziecka rozległ się w pokoju, a jego matka kiwnęła zadowolona głową. Może była ukontentowana, że jej syn wreszcie znalazł sobie kogoś, kto go rozumie.
-Chodźmy po niego. - zgodziła się, ubierając na siebie szalik. Po chwili złapała chłopca za rękę i wyszli z domu. Na pożegnanie jeszcze pocałowała swojego męża w polik zanim wyszli na dwór. Oczywiście… mama Yasushiego jak najbardziej zgodziła się z propozycją, by jej synek także opuścił domowe zacisze i chociaż próbował się pobawić na dworze. Ona sama była zajęta, jednak mama Kenseia zaoferowała, że zaopiekuje się duetem.
Tak oto, nasz mały duet “skazańców” znalazł się na placu zabaw. Członkini klanu Hokorich usiadła na jednej z ławek w pobliżu, zachęcając chłopców by zaczęli się bawić. Oh Mikołaju, gdyby oni tylko wiedzieli jak należy to wykonać. Spojrzeli na bawiącą się, większa grupę i spojrzeli na siebie, a znaki zapytania niemalże dosłownie z nich emanowały. Niezbyt wiedzieli jak podejść, jak zagadać, czy mogą się bawić, czy przerwą w czymś. Ostatecznie więc… przycupnęli na śniegu, zaledwie kilka kroków od ich opiekunki.
-Bałwan? - spytał niepewnie Kensei.
-Bałwan. - rzucił lekko leniwie, może też niezbyt przekonany do tego pomysłu Yasushi. Dzieci zaczęły więc klepać śnieg, tworząc swego rodzaju wzgórek śniegowy. Dzielnie on rósł, aż nagle padło swego rodzaju… olśnienie.
-Chyba… nie tak się to robi. - zauważył Kensei. Yasushi mruknął, skinąwszy głową. Mały Hokori spojrzał na mamę, ta jednak wydawała się być bardzo zadowolona, że jej pociecha, ze swoim przyjacielem się bawią. A, że robią to nieumiejętnie? Nie stanowiło to dla niej żadnego problemu. Pozostało więc spojrzeć jak inne dzieci robią.
-Widzisz, robią kulkę. - powiedział chłopiec, wskazując Hōsekiemu, jak inne dzieci robiły bałwanki. Więc spróbował ulepić kulkę! I to bez problemu. A potem próbował do niej dolepić kolejne porcje śniegu, ale… no nie działało.
-Chyba toczyli ją. - zauważył z kolei Yasushi. Kensei spojrzał zdziwiony i położył już dziwnie uformowaną dodatkowym śniegiem śnieżkę na ziemi i zaczął ją toczyć. I faktycznie! Po chwili zaczęło działać! Zadowoleni z siebie, po zdecydowanie zbyt długim czasie utoczyli pierwszą kulkę. Mieli to! To teraz druga! Praca leciała aż miło. Nawet lekkie rumieńce pojawiły im się na twarzy, acz były one spowodowane raczej większym ruchem na świeżym powietrzu, aniżeli czymkolwiek innym. Ale oto… kolejny problem. Jak wtoczyć drugą kulę… na pierwszą kulę?
-Podnieśmy ją. - zaproponował Yasushi i wspólnymi, niewielkimi siłami podnieśli ją. Ostrożnie zbliżali się do pierwszej i… położyli. Działa. Trzyma się.
Prawie. Kulka nie była dobrze “umieszczona” na tej pierwszej. Gdy więc chłopcy przestali ją trzymać, Kensei stracił na moment uwagę i kula śnieżna stoczyła się na niego, przewracając siedmiolatka i rozpadając się na wiele małych cząstek, tym samym przykrywając chłopca warstwą białego puchu. Cichy chichot rozległ się znad chłopaka. W sumie nie wiedział, czy to jego matkę rozbawił ten widok, czy jego przyjaciela, czy obu. A może dzieciaki na placu także uznały to za dość zabawną sytuację? Sam Hokori był jednak w zbyt wielkim szoku, by się zorientować z tego powodu. Powoli się podniósł, otrzepując się ze śniegu.
-Wszystko w porządku? - spytała rozbawiona matka, a Yasushi wystawił do niego okrytą rękawiczką dłoń. Z pomocą przyjaciela wstał i odpowiedział.
-Mhm. - i jeszcze raz się otrzepał.
-Raz jeszcze próbujemy? - zapytał, a przyjaciel pokiwał głową. Tym razem jednak, przy umieszczaniu drugiej kuli byli ostrożniejsi, przytrzymali dłużej, a także poprosili mamę Kenseia o pomoc! Wspólnymi siłami dwie trzecie bałwana były wykonane. Pozostała tylko trzecia kula, robiąca za głowę i ubranie ich bałwanka. Tu jednak prawie nie było problemów. Tylko na palcach musieli stawać by głowę umieścić. Ale tak to się udało! Mama Kenseia znalazła im kilka kamyków i gałązki, mogące robić za ręce, twarz czy guziczki bałwanka.
-Ustawcie się do zdjęcia! - rzuciła, gdy całość była skończona. Problem w tym, że żaden z chłopaków tak naprawdę tego nie chciał. Ale dorosły prosił. Lekko zawstydzeni i niechętnie stanęli obok, podczas gdy rodzicielka Hokoriego cyknęła im w sumie aż kilka fotek.
-Super. Yasushi-chan, wpadniesz do nas na ciepły barszczyk, przed tym, jak odprowadzimy cię do domu? - spytała, chowając aparat. Hōseki przytaknął. Dobry, ciepły i świąteczny posiłek po zabawie w śniegu. Idealnie.
Zebrali się więc i ruszyli powoli przez zaśnieżone ulice Ukrytej Skały. Co jakiś czas było widać wywieszane ozdoby świąteczne, dzieci bawiące się w śniegu czy dorosłych, chcących załatwić kilka rzeczy jeszcze przed samymi Świętami. Iwa żyła. Może nawet w tym nieprzyjaznym, zimnym dniu bardziej niż w niektóre cieplejsze dni. A gdy wreszcie przekroczyli próg ciepłego domu… oh, cudownie. Z zaczerwienionymi buzkiami, dwójka siedmiolatków siadła do stołu. Barszczyk, nawet z uszkami, jeszcze przed wigilią! Coby siły odzyskać po dość długiej zabawie na śniegu. Zajadali, aż im się uszy trzęsły! Jednak… wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Musieli odprowadzić Yasushiego. Jego mama podziękowała, a słysząc, że ulepili bałwana i mają zdjęcie nawet poprosiła o kopię, na co jej syn zareagował rumieńcami i lekkim zażenowaniem. Kensei z kolei długo myślał i w końcu z siebie wydukał:
-Yasushi-kun! M-może jutro też wyjdziemy? - wyrwało mu się, acz było mu trochę głupio. Jego przyjaciel chyba też się tego nie spodziewał, jednakże…
-Pewnie! - zgodził się z lekkim (co na niego i tak było dużym wyczynem) uśmiechem.