Dla niektórych przystanie tylko na pięć stów było rzeczą niemożliwą, ba większość ludzi pewnie uznałaby to za ofertę godzącą w ich możliwości i nie ruszyłaby najmniejszym paluszkiem. Czasami po prostu wzięłaby pieniądze i zwiała. Dlatego jaka historia stała za tym tragicznym człowiekiem? Czy był on po prostu osobą bardzo świadomą tych mechanizmów zachodzących w ludzkim społeczeństwie, ponieważ sam kiedyś w końcu w tym uczestniczył? A co jak był typem myśliciela, który odkrywał sekrety wszechświata, miodu i kobiet? Może był on uważnym obserwatorem, na co mogłoby nie wskazywać jego głupawe przezwisko? Gdyby pewnie miał elaborować na ten temat, to by powiedział, że jest jednym z lepszy, może nawet dorównujący użytkownikom tak znakomitych mocy, jak Dōjutsu? Cóż, może i tak, ale nie był on raczej typem osoby, która stałaby i się przechwalała. Przynajmniej w tej potencjalnej w wersji. Może, w końcu to były zdolności, które w przeszłości pomogły go wyżywić. Przeżyć mu ciężkie czasy. Jednak, które nie uchroniły go finalnie przez jego niewyparzonym językiem, którego dziewczyna o wnętrznościach niczym kluski, na własnej skórze doświadczyć mogła. Raczej nikt nie lubił jak, ktoś był wyzywany od pojebanych i kurw, na samym wstępie. Co się stało z cześć? Jak masz na imię? Miło mi cię poznać? Świat był doprawdy okrutny.
Dla obu z nich zupełnie jakby próbował przehandlować tezą, że innym nie może być lepiej. W końcu mimo to mógł się wyzywać, za to, że skończył w spelunie. Tylko że to nie dawało mu absolutnie żadnego prawa, by obrażać osobę, która dla niego pracowała! Ba! Absolutnie mogło to go pogrążyć. A ten widocznie wolał przyglądać się rozbitemu krzesłu niż pracownicy. Logiczne oczywiście było, że ją zatrudnił, dziwne, gdyby nie. Z jego słów wynikało w końcu, że miał całkiem duży teren do obejścia i zebrania rzeczonego „haraczu” od mieszkańców portu. Gdyby miał się sam tym zajmować, zszedłby na tym cały dzień i nie miałby kto siedzieć za niego w barze! A ktoś musiał, to było przecież oczywiste. Teza, która wydawała się wspierana przez okrzyki ludzi z tawerny. Wielu z nich mówiło coś w stylu, że „będą mogli się nachlać wspólnie jak za dobrych starych czasów, gdy mieli mniej roboty”. Niektórzy nawet skłonni byli wydawać pieniądze, które wymusić miała na „Bobie Hachimonie” do zapłacenia. Prawdziwy przykład wydawania, tego, czego się nie miało.
—Słuchaj, nie mam humoru, na jakieś twoje wydziwianie. Oczywiste, że wiadomo, w kogo imieniu masz tam pójść, każdy to wie! — Stanął nogą na jednym stole, wywołując przy tym okropny huk. Biedny ledwo trzymający się stół, aż dziwne, że nie złamał się pod jego ubłoconym buciorem, który od dawna nie przypominał już skóry. Ten jednak nie przestraszony, tym nawoływał niczym dyrygent swoją orkiestrą, niczym generał swoich szeregowych, by ci wyskandowali jego imię. W iście pijackim majaczeniu ludzi dało się usłyszeć słowa poparcie i jego imię — niekoniecznie zawsze w najbardziej poprawnych formach. Nie wydawał się natomiast, tym przejęty w jakimkolwiek stopniu. Sam zaniósł się po chwili równie nietrzeźwym śmiechem co jego kompani. —Wspaniale, pamiętaj tylko by go mocno ode mnie obić! — Wykrzyczał w jej stronę radośnie, kiedy ta już mogła powoli wychodzić z przybytku udręki i upadku ludzkości. Było to trafne porównanie, szczególnie patrząc, jakich kolorowych gości miało w sobie. — Jego żonkę, też możesz, jak już się nawinie. Choć przy niej byłby ostrożny, wie....— Rozmowy ucichły za murami budynku. Widocznie znalazł o wiele ważniejsze zajęcie niż krzyczenie za kobietą.
Od jednego mało przyjemnego i miło pachnącego spotkania do drugiego, praktycznie tak samo niemiłego. Gdyby tak było, to z całą pewnością nie byłby to najlepszy dzień kobiety, wyzywanie w jednym miejscu, tylko po to by zaraz zostać zwyzywanym w drugim. No różnica była taka, że tam legalnie mogłaby pobić kogoś i nawet dostać za to więcej pieniędzy, choć gdyby się zastanowić, to nawet gromadkę, „Big Harry’ego” mogłaby pouderzać, gdyby nie byli tacy liczni i zdecydowanie zbyt groźni. Więc z dwojga złego, obicie komuś mordy, mogło stanowić miłe zrelaksowanie się przed powrotem do tego bezczela. Gdyby, tylko jeszcze, mogła zlokalizować ten przeklęty przybytek! Mimo podążania za instrukcjami nie było żadnego baru z wykrzywionym, czy jakimkolwiek kuflem w logo! Na miejscu, w którym rzeczona miała być, był bar, ale z logo w kształcie żaby. Na tyle niepodobny, do tego, by pomyłka mogła się wydawać całkiem zaskakująca. Na tyle, że no błagam. Jak można pomylić, żabę z kuflem? Dodatkowo trzymała ona niebieskiego grzyba w buzi. To naprawdę pod żadnym kątem nie przypominało baru. Jednak w tym zakątku ulicy, wydawało się na pierwszy rzut oka, być jedynym barem w okolicy, który spełniał wymogi, baru, co trudno powiedzieć o raczej ulokowanych w okolicy restauracjach. Szyld miał jednak jeszcze jeden element, który dopełniał tylko obrazu. Ładnie wygrawerowany w tym ciemnym drewnienia napis pod „Duszną Żabą”. No trzeba było przyznać, że to miejsce o wiele bardziej zachęcało do siebie, niż wszystko, co oferowało tamto miejsce. Zadbane ładne i zachęcające. Tylko, czy zdecyduje się na nie, czy może pójdzie poszukać gdzie indziej. Przecież zawsze mogło wyjść na to, że pracodawca się pomylił. Wyglądał na, taką niekompetentną osobę.