Halo? Policja? Ale jak to tak, że jej gość się w sumie tak trochę średnio słucha? Zdecydowanie przejmowanie się miskami to coś, czego miał nie robić, jednak ostatecznie widać było, że na nic jej dość jasna uwaga. Czy miała zamiar się bić o to, by czasem ktoś jej nie zabrał sprzed nosa kilku minut przy zlewie? No nie, to już by było absurdalnie głupie. Podobnie jak rwanie się do takiej pracy, jednak nie mogła powiedzieć, by argumentacja Jōteia nie miała sensu. Bo miała. I nie mogła się z nią jakoś bardzo kłócić. Nawet kłócić się nie chciała na dobrą sprawę. Prędzej by się zdrzemnęła po jedzeniu. Albo coś poczytała. Tymczasem zostało jej patrzenie, jak niespodziewany gość uwija się przy zmywaniu naczyń. Kolejną kwestią, z którą nie szło się sprzeczać, była jego kolejna uwaga. Na nią nawet kącik jej ust drgnął, jakby sama miała się uśmiechnąć, ale gdzieś w połowie mięśnie jej twarzy zrezygnowały z podobnego ruchu.
-
Najpewniej.
Odparła krótko, choć tonem człowieka, który wie, o czym ten mówi. Bo w sumie wiedziała. Pomijając fakt, że już w sumie musiała jakoś żyć z Nanami podczas każdej jednej zmiany w pracy, to klienci często wiele lepsi nie byli. W zasadzie to byli nawet gorsi, rozwijając się na tematy, jakie Homure interesowały tak jakby kompletnie wcale, zajmując jej jedynie czas i częściowo uwagę. Z drugiej strony Jōtei na takiego bardzo "do ludzi" też nie wyglądał. Czyżby oboje w tym momencie tak jakby wygrali?
No niby tak, ale nie do końca. Zadając swoje pytanie w zasadzie nie spodziewała się wiele. W sensie... no, ludzie nie miewają rogów, ale ninja są jacy są i by się nie zdziwiła, jakby jakiś klan potrzebował ich do swoich rodzinnych sztuczek. Cholera, niektórzy sobie nawet takie no, zakładają. Jak opaskę. Bo są fancy. Tymczasem nie tylko rogi były u niego dziwne, ale też oczy i ręka. No i to podsumowanie... Na Amaterasu wysoko na niebie, dlaczego?
-
...a jesteś pewien, że to na pewno nie choroba? - zapytała z nadzieją, jednak znając jej szczęście, to pewnie nie. Przetarła zmęczona oczy, patrząc na Tokage jak człowiek, który chyba już się trochę poddał wobec całego tego cyrku, jaki miał miejsce. -
Najpierw kot, teraz jaszczurka... jeszcze jakiś ptak z ławicą ryb i będę mogła otworzyć zoo.
Rzuciła cicho, całkowicie zrezygnowana. Posadzili ją w jednym wagoników rollercoastera i niefortunnie maszyna ruszyła do przodu. No jakim to trzeba być "szczęściarzem", by dostać jednego dnia spasłego kota i smoko-człowieka z amnezją oraz aktem małżeństwa z jej podpisem? Są w jakiejś ukrytej kamerze czy co do cholery? Z resztą... smok? Naprawdę? Chyba nikt mu nie powiedział, że istnieją co najwyżej w bajkach, jednak z drugiej strony jej wiedza o smokach nieco szła w drzazgi na widok chłopaka przed nią. No, ale patrzmy na pozytywy. Jak będzie mogła otworzyć zoo, to może nawet jakiś zysk się z tego wyciągnie. Marny bo marny, pewnie szybciej by sprzedała całe "show" jako pokaz cyrkowy, ale nazewnictwem to będzie się mogła pomartwić później. O ile w ogóle. To nie brzmiał jak super wybitny biznes. Trzeba było się też w końcu zacząć zbierać. Nie bardzo wiedziała, co oznacza "trochę" w jego mniemaniu. Trochę znaczy na ile? W sensie da radę pobić staruszkę, ale takiego genina już nie? Było to bardzo niedokładne, jednak postanowiła kiwnąć głową wierząc, że cokolwiek znaczy "trochę", zwyczajnie wystarczy.
-
W najgorszym razie pomyślimy co z nimi zrobić po powrocie.
Oczy oczami, zapewne ludzie mają je dużo dziwniejsze. Nawet nie wiedziała, czy jakiś klan w Ame by nie miał podobnych, też coś z gadami. Ale te rogi... no rogi były problemem. Łuski na rękach też, jednak zdecydowanie szło je łatwiej ukryć. Tymczasem jak mu kaptur z głowy spadnie, to rzeczywiście ktoś się może niepotrzebnie zainteresować.
_____________________
...Najgorsze wypadki to jej ulubione wypadki. W zasadzie, to nie, ale stanowiły główną część tych, jakie jej się przytrafiają. Jōteiowi sklepu nie znaleźli, ale chociaż trafili pod wskazany adres. Co prawda pewnie mogli znaleźć się przed budynkiem szybciej, jednak widząc, jak jej smok z amnezją przystaje przy mijanych kwiatkach, nie bardzo czuła, by był sens go pośpieszać. Kto wie, może znowu jakąś wizję dostanie? Jej z resztą też się bardzo nie śpieszyło. Jeszcze tego brakowało, żeby jej miało się śpieszyć w miejsce, do którego w zasadzie nie bardzo chciała iść, a do którego szła tylko dlatego, że jakiś śmieszek wpuścił ją i przypadkową osobę w środek szamba. Ledwie stanęli przed drzwiami, a te od razu otworzyły się bez jakiegokolwiek dawania znać gospodarzom, że mają gości. Ot, wyszła im na przedziw dziewczyna, której rysy twarzy nie zgadzały jej się tak kompletnie z resztą sylwetki. Na bogów, kolejna... Uniosła aż jedną brew na widok kobiety-karła, jednak raczej ze zdziwienia niż czegokolwiek innego. Gdy rzuciła im standardową formułką powitalną, jakaś część Hōseki chciała dopytać, czy OBY NA PEWNO nie chce o jakimś bogu porozmawiać. Nie, żeby jej się chciało mieszać w podobne, bezsensowne pogawędki, ale prawdopodobnie byłoby to lepsze, niż cokolwiek po co tu przyszli. Szczęśliwie nie musieli się odzywać. Sama połączyła kropki, których w zasadzie nie było, a kiedy spróbowała wciągnąć ich dwójkę do środka, czarnowłosa nawet się nie opierała. I tak przyszła tu... po coś. I pewnie jak z nią pójdzie, to może się nawet dowie po co. No tak, zlecenie. Jakie do cholery zlecenie? Nie tylko ją to najwidoczniej zastanowiło, a słysząc Jōteia jedynie spojrzała na niego tym wzrokiem, który jasno mówi, że nie ma najmniejszego pojęcia, o czym mowa ani co się dzieje. I prawdopodobnie może nie chcieć wiedzieć.
Bardziej od wystroju, dziewczyna bardziej zaciekawiła woń w domu. To na niej skupiła się w pierwszej kolejności, próbując sobie ją z czymś skojarzyć. Jakieś zioła może? Ostatecznie miała tutaj całkiem sporo kwiatków, więc może to one były powodem. Książki zdecydowanie nie były większym zaskoczeniem, jednak nie miała specjalnie czasu, by stawać przy nich i czytać tytuły. Inaczej sprawa miała się z papierami na sofie. Podeszła do nich, biorąc część w ręce i wraz z odłożeniem ich na ziemię, spojrzałaby na ich treść. Jakąś część musiała pewnie przełożyć, a że sama wybitnie silna nie była, to i stosy podzieliła sobie na trochę mniejsze partie. No i przyszło do wyjaśnień. Wyjaśnień, których póki co nie dostali, ale kiedy jej towarzysz zabrał głos i zerknął w jej stronę, ta jedynie kiwnęła głową.
-
Taak. Powiedzmy, że prędzej to nas zgłoszono do "zlecenia", niż sami to zrobiliśmy. Jak na złość nikt nam nie wyjaśnił, w czym mamy pomóc także obawiam się, że jest pani naszą jedyną nadzieją w kwestii rozjaśnienia naszej roli. Wybaczy też pani, że się nie przedstawiliśmy należycie, jednak po pani przywitaniu wnoszę, że to nie będzie konieczne...?
Wyjaśniła nieco dokładniej, jednak dość normalnym, nawet miłym tonem. Milszym niż ten, jakim przywitała początkowo Jōteia i Ninja J, to na pewno. W tym wypadku jednak wolała być miła, niż nie miła. Przynajmniej na tyle, na ile była w stanie. Potrzebowali informacji, a Tsuchinoko-san póki co zdawała się być najbliższa posiadania jakichkolwiek. Nie, żeby zdawała się być dość blisko, by Hōmura czuła, że trafili pod rzeczywiście dobry adres, jednak jak to mówią - lepsze to, niż nic.