Moja kapustka
(私のキャベツ )
Kami Jihyo
Misja rangi C
5/x
Koń poklepany po głowie zarżał cicho i faktycznie się uspokoił, wyraźnie ufając swojej Pani. Banda dzieci, chociaż wydawała się głośna i nieokrzesana, mimo wszystko była na tyle ogarnięta, aby nie podchodzić bliżej bez pozwolenia. Gdy dowiedziały się, że koń nazywa się Kage - większość zrobiła głośne "UWAAAH", chociaż Jihyo mogła także spokojnie wyłapać ciche "Patatajacz 3000 byłby lepszy" oraz zawiedziony pomruk dziewczynki, która chciała mu pleść warkocze. No i także nie krzyczały zbyt głośno, a raczej prowadziły ożywione rozmowy między sobą w czasie, gdy białowłosa wysłuchiwała starca w słomianym kapeluszu - więc wyłapanie, co mężczyzna mówi nie sprawiało w ogóle kłopotu.
- Prosze, niech panienka pomoże, bo pszes wojne to my nic sadzic nie mogli, a teraz same straty. A jeszcze to babisko zwariuje i nas w zamian za kapuste w ofierze złoży czy co. - Pokręcił tylko głową, skłonił się ponownie na pożegnanie i wrócił do swojej chatki.
Jedno pytanie Jihyo i wszystkie dzieci bez wyjątku krzyczały "JA! JA! JA! JA!". W końcu kto by nie chciał przejechać się na koniku? Ostatecznie kobieta posadziła na grzbiecie Kage dwójkę dzieci - na oko 4-6 letniego chłopca z piegami, o kasztanowych włosach oraz trochę starszą i o głowę wyższą od poprzednika dziewczynkę, bladą blondynkę. Gdy próbowała posadzić trzecie dziecko, Kage wymownie zrobił krok w bok, odsuwając się od niej, a spanikowane dzieci przytuliły się do siebie i grzywy konia. Jihyo mogła próbować oczywiście dalej posadzić kolejnych osobników na jego grzbiecie - tylko koń, jak na zwierzę nie posiadające wyrazu twarzy, wyraźnie łypał na nią z miną "nawet nie próbuj dziunia". Zgodnie z poleceniem, dzieci chwyciły się mocno (głównie siebie, co nie dawało im zbytnio dodatkowej stabilności, ale ciii) i Kage ruszył, spokojnym płynnym stepem. Reszta dzieci - ta bardziej zawiedziona, że nie mogli się przejechać - dreptała za Jihyo obok konia.
Po paru minutach kunoichi dotarła na miejsce, zdejmując dzieci z konia i subtelnie je wyganiając. Coś tam pomarudziły, poociągały się, ale ostatecznie usłuchały kobiety i wróciły w kierunku, gdzie Jihyo rozmawiała z starcem. Kami zaś mogła spokojnie przejść przez furtkę w zielonym płocie, wejść na ganek i zapukać do pomalowanych na zielono drzwi. Chwila ciszy, potem dudniące kroki i nagłe, zamaszyste i gwałtowne otwarcie drzwi.
- CZEGO?! - W ramie drzwi pojawiła się
starsza kobieta, siwa, z zdecydowaną nadwagą i opaską z ciemnego materiału na prawym oku. Lewym łypała groźnie na intruza, wyraźnie oczekując wyjaśnień. W dłoni trzymała długi, gruby patyk - zaostrzony na końcu jak prowizoryczna dzida i owinięty sznurkiem w miejscu, gdzie trzymała za kij. Dopiero gdy Jihyo przedstawiła się i powiedziała, w jakiej sprawie przychodzi - twarz staruszki złagodniała, a ta odsunęła się, jakby zapraszając ją do środka.
- Kapustki... Moje!! KAPUSTKI!! - Kobieta zawyła, odkładając kij o ścianę i siadając na zielonym, podniszczonym fotelu. Chatka miała jedną, chociaż dość sporą izbę. Całkowicie drewniana, na podłodze leżały jakieś dywaniki - które bardziej przypominały szmaty - w oknach powieszone były firanki. Część kuchenna z piecykiem opalanym drewnem, na którego wierzchu była blacha, na której można było przygotowywać posiłki, do tego skromny blat, zlew, parę szafek, zdecydowanie przestarzała lodówka, która lekko brzęczała. Dalej znajdował się okrągły stoliczek z parą drewnianych krzeseł, fotel na którym siedziała pani Momo, jednoosobowe łóżko posłane zieloną pościelą, meblościanka zastawiona bibelotami. Dalej w rogu była ocynkowana wanna, tarka do prania i wiadra. Całość - chociaż zagracona do granic wytrzymałości chatki - została utrzymana w brązowo-zielonej tonacji. I chociaż większość przedmiotów wyraźnie miała swoje lata i przydałaby im się wymiana na nowsze egzemplarze - wszystko pozostawało czyste i "na swoim miejscu".
- Zamknij drzwi kochanienka i siedaj. - Kobieta machnęła na nią ręką.
- Tyleż żech czekała aż mi ta wioska nierobów kogoś ześle, to w końcu przysłali... - Zmierzyła wzrokiem Jihyo, ale nie dokończyła zdania.
- Noale ważnech, że przysłoli w końcu. Już ostatnie mi pole kapustki jeno zostało, a też już zaczeły je grabić te.. te... te obrzedliwe!!! - Zacisnęła pięści i zadrżała ze złości.
- Wszystkie zginąć muszo, krew za krew moich kapustek!!! Cztery pola doszczętnie zniszczone, dzieło mego życia!!! Kapustki!! MOJE KOCHANE KAPUSTKI!!!
I zaczęła szlochać.
Stan postaci: Lekki dyskomfort w pośladkach i wewnętrznej części ud, mięśnie w tych partiach po prostu są lekko nadwyrężone.
Spis NPC: Pani Momo ;