Karczma "Pijany Rekin"
Rozpadający się już budynek zbudowany z drewna i osadzony w porcie, nad brzegiem morza. Miejsce idealne by ugościć - i okraść - każdego kto napatoczy się tutaj po długim rejsie. Budynek ten dysponuje zadaszoną werandą oraz piętrem na którym goście mogą wynająć pokoje. Pokoi jest sześć. Cztery dwuosobowe i dwa jedno osobowe. Właściciel - jednonogi Kuha - nie specjalnie dba o porządek. Pokoje więc często mają przepocone brudne pościele, a materacy nikt nie zmieniał od lat, pod pościelą da się więc dojrzeć plamy z wielu substancji których lepiej nie wymieniać. Dolna część karczmy to prawdziwa melina przesiąknięta zapachem dymu papierosowego i alkoholu. Nawet za dnia nie wiele tu widać bo okien nikt nie był od bardzo dawna, a dym nikotynowy obecny tu niemal zawsze, tworzy delikatną mgiełkę utrudniającą obserwację. Jedzenie i napoje są tutaj najniższego sortu, a siedzące tu męty społeczne zrobią cię na szaro w pokera albo zwyczajnie pobiją i obrabują w uliczce za barem gdy skończysz upity podawanymi tutaj trunkami.
~~
Trzy miesiące minęły już od zakończenia wojny, oni wciąż jednak przebywali w Hanagakure. Codziennie rano Kamaboko zadawał sobie pytanie co tutaj dalej robią i czy to już nie czas by ruszyć dalej, za każdym razem jednak wzrusza ramionami i przechodzi do trudów życia codziennego. Unikanie wzroku Hanakage i jego psów nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy żyje się z wykonywania dla niego pomniejszych zadań. Rudera którą nazywają domem wymaga wszak pewnych opłat, tak jak i jedzenie które spożywała Shuten. Kiedy nie wykonywali akurat jakieś zlecenia, siedzieli tutaj. Gonpachiro zakładał że jednym z powodów mogła być chęć ujrzenia jak przez drzwi wchodzi do tego przybytku pewna konkretna osoba, ale nie planował poruszać na razie tej kwestii. Innym z powodów było zwyczajnie znalezienie miejsca w którym mogli spokojnie porozmawiać. A jak by to miejsce nie działało - dało się tu spokojnie porozmawiać. I on i Shuten byli bardzo silni. Może nie najsilniejsi, ale silni na tyle by stali bywalcy karczmy - którymi notabene sami się stali - wiedzieli że z nimi nie ma co zadzierać. Zasiedli teraz w rogu karczmy, gdzie jak najmniej osób mogło na nich popatrzeć i zainteresować się ich poczynaniami. Stukał z wolna palcem w blat stołu i wpatrywał się w pusty dziennik, co jakiś czas zerkając na Shuten. Chyba go nie słuchała-Słyszałaś co mówiłem?-Zapytał raz jeszcze uderzając palcem w stół, próbując na sobie skupić uwagę towarzyszki.-Na dniach wykuję dla ciebie miecz-Nie chciało mu się już powtarzać jak ten miecz miał działać. I dlaczego będzie lepszy niż ten którego używała całą wojnę.-Musimy też postanowić co dalej-Nie sformułował dokładnie tego co konkretnie miał na myśli. Mogło mu chodzić o następną misję, zmianę miejsca pobytu... czy coś zupełnie innego. Cokolwiek sobie myślał zostawił to dla siebie. Zamiast tego zamknął notatnik i przesunął głowę tak, by patrzeć wprost na Shuten. Przez miesiące nauczył się operować głową w taki sposób by rozmówca wiedział że teraz na niego patrzy. Bo niestety w jego wypadku ruch oczu nie wchodził w grę.