Przytulenie się do taty zawsze było ciepłe i pocieszające. Nie było co ukrywać, że miłość rodzica była niezastąpiona i nawet jeśli matka ich zostawiła to wielki wiking starał się, na swój sposób, załatać dziurę powstałą po mamusi. Nie zawsze mu to wychodziło, w sumie to prawie wcale mu to nie wychodziło, ale nie mogła mieć do niego żadnych pretensji - w końcu to nie była jego rola, a on sam również nie był nauczony tego jak powinna wyglądać prawdziwa rodzicielska miłość. Z perspektywy dziewczyny radził sobie jednak całkiem dobrze i nie mogła oraz nie chciała go za to krytykować. Jedyna krytyka mogła dotyczyć zbyt dużej ilości pitego alkoholu, który po prostu jej przeszkadzał. No bo ile można chlać to gówno? Stan, w który co wieczór wprowadzał się razem z resztą tego szemranego towarzystwa sprawiał, że Aurora tak często chciała uciekać z dala, unikać taty. I choć teraz smród wódki nie odrzucił jej od niego w czasie przytulania, tak poniekąd przypomniał o tym obliczu taty, którego najbardziej nie lubiła i unikała. Gdyby mogła wylałaby cały zapas trunków w tym kraju do morza, ale bała się że wtedy wszyscy wikingowie postanowiliby zostać pływakami przez co potopiliby się w mroźnej wodzie próbując zaczerpnąć jak największy łyk, żeby chociaż przez krótką chwilę poczuć na sobie wpływ alkoholu. Doprawdy większość tutaj była beznadziejnymi przypadkami, które powinno się długo edukować i leczyć, aby zakończyć tę niekończącą się spiralę chlania w umór i niszczenia życia w miastach i wioskach sąsiednich państw.
Tata próbował ją namówić, żeby odłożyć rozmowę na jutro, ale dziewczyna nie mogła tyle czekać. I tak fartem było, że czekał na nią w domu zamiast chlać w tawernie. Zapewne musiał okropnie się stresować, że zrezygnował z jednej ze swoich ulubionych czynności. To była oznaka, że mu zależało, ale skoro mu zależało to znaczyło, że przyjmie do siebie to, co Kurama zamierza oznajmić. No tak, oznajmić! Bo Aurora zdecydowanie nie pytała go o zdanie, albo o pozwolenie. Było to bezczelne, ale ona jeszcze nigdy nic takiego nie zrobiła, więc tym razem dawała sobie prawo, żeby chociaż raz zawalczyć o to, na czym jej zależało. Nie przyjmowała negatywnej odpowiedzi w żadnym wypadku, bo najwyżej musiałaby uciec z domu. Napewno bolałaby ją taka wersja wydarzeń, ale była w dużym stopniu gotowa to zrobić, jeśli sytuacja będzie tego od niej wymagać. Wątpliwości nie było.
- Ja też bardzo cię kocham, tato. - odpowiedziała wycierając łezki z oka i słuchając jego rodzicielskich słów. Tak, zdecydowanie spełniał swoją rolę, ale jego rola już niedługo miała się skończyć. Taki jest naturalny cykl życia, szczególnie tu w Fuyu no Kuni, gdzie dzieci dorastają dużo szybciej niż powinny normalnie.
- Gdyby chcieli mnie okraść, to już dawno by to zrobili. Ja tam byłam tato, pracowałam z nimi, widziałam wszystko, co się działo. Poznałam ich osobiście. Są dobrymi ludźmi, którzy pomagają innym. - zaczęła odpowiadać. Nie podobało jej się, że tata atakuje Kaoru i Annę, ale rozumiała go bo ich nie znał. Zresztą ona sama miała na początku sporo wątpliwości, które zostały rozwiazne dopiero w procesie pracy u boku innych.
- Zrozum mnie. Nie chcę reszty życia spędzić tutaj. Nie będę wikingiem, który napadnie na okoliczne kraje, żeby móc zasmakować tamtejszych... specyfików. Nie mogę też pracować w tutejszej karczmie, bo nie zniosłabym tych wszystkich spojrzeń i prób obmacania mojego tyłka. - tutaj przerwała na chwilę zawstydzona, że musiała poruszyć ten temat, ale wciąż wiedziała że to ważna rozmowa, więc dość szybko zebrała się w sobie
-A zdecydowanie najbardziej nie chcę wyjść tutaj za jakiegoś Gunnara, który będzie codziennie chlał, pieprzył wszystko dookoła, a wracać do mnie i dzieci zamierzałby tylko gdyby odniósł rany w czasie plądrowania i gwałcenia.- wyżaliła się do reszty próbując przekonać ojca, że nie ma dla niej dobrego wyjścia w tej wiosce. Jest przegraną sprawą. Zbyt delikatna, żeby tak po prostu przebywać pośród wikingów, którzy za nic mają kulturę, sztukę, okazywanie uczuć w zdrowy sposób i zawiązywanie zdrowych relacji.
- Teraz, kiedy nadarzyła się okazja, żeby robić to co jest moim powołaniem, co zawsze czułam za dobry kierunek to muszę zrobić wszystko, aby chociaż spróbować. Nawet jeśli się przejadę i upadnę to przynajmniej będę wiedziała, że spróbowałam. Inaczej zawsze już będę siedziała na szczycie tutejszego pagórka malowała pejzaże gór i marzyła o życiu którego nigdy nie zaznam.- dokończyła cichnąc, a kolejna łza poleciała jej po policzku. Nie chcąc jej jednak pokazywać szybko ją zmazała rękawem i wyciągnęła do taty kartkę z mapą do siedziby fundacji
- Jeśli to cię uspokoi, to możesz pójść ze mną, żeby mnie odprowadzić. Jeśli nie to tutaj jest kartka jak do mnie dotrzeć, gdybyś chciał mnie odwiedzić. Przykro mi tatku, ale ja już podjęłam decyzję. Boli mnie to okropnie, ale podjęłam. Miała długi czas, żeby się nad tym zastanowić - a przynajmniej wystarczająco długi.
W tym wszystkim oczywiście znalazła się przestrzeń na dużo mniej wygodne pytania. Aurora bała się, że opiekuńczość rodzica sprawi, że ten podejmie radykalne kroki, ale nie mogła go okłamywać - to byłoby zwyczajnie niewporządku wobec niego. Skoro go tu zostawiała samego, to zasługiwał, żeby usłyszeć prawdę. Może nie całą, bo część trzeba będzie pominąć, ale jednak prawdę.
- Kaoru jest kierownikiem fundacji. Sama fundacja należy do babci Anny, dziewczyny z Fuyu no Kuni. Jeszcze nie wiem dlaczego Kaoru jest głównym kierownikiem i skąd on dokładnie jest, ale wiem że chciałby, żebym przejęła po nim pałeczkę. - odpowiedziała dość spokojnie, acz nerwowo ściskała ręce na materiale swojego ubrania.