Niektóre historie są opowiadane przez bardów, przy akompaniamencie lutni. Inne są spisywane atramentem na papierze, zbierane w okute skórą tomy. Historia Aurory zaś kreowana była grafitem i węglem drzewnym, barwiona akwarelą i gwaszem. Dziewczyna z łatwością malowała najpiękniejsze pejzaże, zaklinając rzeczywistość w papierze. I jak komponowanie obrazu przychodziło jej naturalnie... to czy tak samo była w stanie zakomponować swoje życie? Czy perspektywa, którą wybrała była właśnie tą słuszną? Czy kadr nie przycinał jej widoku na szersze horyzonty? A może w znanej jej palcie barw brakowało odcienia, który by urozmaicił obraz? Prawda jednak była taka, że czysta kartka z cierpliwością czekała na to, jaką historię Aurora na niej przedstawi. Trzymała w dłoni wszystkie niezbędne kredki, a wybór motywu należał do niej. Do artysty, który sam mógł zdecydować o losach swojej historii.
Ogłoszenie fundacji było... dziwne. A może nie tyle co dziwne, a bardziej trafnym określeniem byłoby "nie na miejscu". Pomoc? Bezinteresowna? W Fuyu no Kuni? Osoba o mniejszej naiwności niż młoda Kurama zapewne by węszyła w nim oszustwo lub nieśmieszny żart. Srebrnowłosa jednak szczerze się ucieszyła, a w jej młodym serduszku zakwitła nadzieja. Nadzieja na to, że w tym skutym lodem, mroźnym kraju są jeszcze osoby pełne ciepła, gotowe ogrzewać innych. I chociaż ojciec pewnie by jej nie zrozumiał, a może nawet zakazał podjęcia się takiego zlecenia - Aurora postawiła go przed faktem dokonanym. Pozostawiła mu kartkę, ucałowała i ruszyła w drogę. A sama droga? Nawet bez tobołków nie byłaby łatwa. Zimy w tym kraju były bezlitosne. Mróz mimo grubych warstw ubrań potrafił i tak znaleźć swoją drogę do ciała i kości. I jak Aurora była przyzwyczajona do takich temperatur i spokojnie mogła wytrzymać podróż... tak tylko mogła się zastanawiać, jak taką pogodę mogli przeżyć ludzie bez dachów nad głową, bez jedzenia i źródła ciepła.
Ale to właśnie chciała zmienić, prawda? W tym chciała pomóc? Zebrała się w sobie i pokonała nieśmiałość, aby podejść do krzątających się mężczyzn. Szczęście w nieszczęściu - póki się nie odezwała, to nie zwrócili na nią nawet uwagi, zbyt zajęci swoim zadaniem. Więc przynajmniej nie wyszła na kogoś, kto jak ostatni creep gapi się na innych, zanim coś powie.
- Eh, Kaoru? - Najbliższy niej mężczyzna odwrócił się do niej, cały zziajany. Głos miał niski i zachrypnięty i wyglądał jakby już od dłuższego czasu pracował w pocie czoła. Znad szatynowej brody i wąsów i spod ciemnobrązowych, grubych brwi na Aurorę łypały nieufne, czarne oczka.
- Tak, jest w środ-
HUK.
Nie dane było mu dokończyć, bo drzwi do tawerny otworzyły się z hukiem, jakby ktoś właśnie otworzył je z kopniaka. Nie, poprawka: ktoś faktycznie otworzył je z kopniaka. A zawieszona przez sekundę w powietrzu noga należała do
rudej dziewczyny. Sama była bardzo niska - prawie 20 centymetrów niższa od Aurory. Niesione przez nią koce prawie zakrywały jej ekspresyjną, pełną życia twarz. Pokryte piegami policzki były zaróżowione od mrozu, a piwne oczy wlepione były w rozmówcę. Sposób uczesania włosów i ubrania jednoznacznie wskazywały na to, że pochodzi z Kraju Zimy. Jej głos był donośny, zupełnie nie pasujący do jej niskiego wzrostu. Do tego zachrypnięty, niski... jakby właśnie miała zapalenie krtani albo przez wiele lat katowała gardło papierosami czy alkoholem. Tylko ta teoria niezbyt pasowała, bo sama dziewczyna wyglądała jakby była w wieku Kuramy.
- ...nie no, przecież wrócą. Zaraz wrócą i wszystko będzie w porządku. Jak zwykle niepotrzebnie się zamartwiasz.
- Anno, jeśli nie zaczniemy gotować teraz, to nie zdążymy zrobić nic do popołudnia. Nie mogę dłużej...
- He? - Rudowłosa zauważyła Aurorę stojącą przed tawerną, odwracając wzrok od swojego rozmówcy.
- Złotko, musisz jeszcze zaczekać. Nic nie jest gotowe. Chyba, że przyszłaś po kocyk. - Uśmiechnęła się do niej życzliwie.
A więc srebrnowłosa została wzięta za potrzebującą. Zaraz? Wyglądała jak bezdomna? Na szczęście nie musiała sama wyjaśniać tego nieporozumienia, bo do akcji wkroczył mężczyzna, którego wcześniej zagaiła.
- Eee, właśnie, Kaoru. Do ciebie ta dziewczyna. Z ogłoszenia, do fundacji.
Zwrócił się do rozmówcy rudowłosej dziewczyny, który razem z nią wyszedł przed chwilą z budynku. I jak Anna wyglądała jak wypisz-wymaluj obywatelka Kraju Zimy, tak
mężczyzna zdecydowanie wyglądał na cudzoziemca. Wydawał się być starszy od Aurory, a na pewno był dorosły... a mimo to na jego twarzy nie było ani centymetra zarostu. Gdzie gęsty wąs i broda zaczesywana w warkocze, jak to robili rówieśnicy Aurory?! Przez to wydawał się jakiś taki... dziwnie delikatny, w ogóle jego twarz wydawała się bardziej krucha i blada od twarzy jego towarzyszki. I chociaż był wysoki - wyższy od Aurory - to większość osób spokojnie by postawiło na Annę, gdyby ta dwójka miała się bić na pięści. W ramionach niósł jednak duży, szarobrązowy worek o niezidentyfikowanej zawartości. W przeciwieństwie do Anny nie uśmiechał się, a bacznie obserwował Kuramę z dość obojętną miną. Jego wzrok dłużej zatrzymał się na tsurugi przy jej pasie.
- Ha! - Dziewczyna przeniosła wzrok z Aurory na mężczyznę, aby chwilę później ryknąć śmiechem.
- Z ogłoszenia! Nie wierzę! To ktoś na tym wypiździewie jeszcze potrafi czytać?!
Dwójka wydawała się być lekko zaskoczona deklaracją Aurory. Jakby nie spodziewali się nikogo. Dziewczyna zareagowała śmiechem, a chłopak zerknął na swoją towarzyszkę i westchnął, marszcząc brwi.
- Zaczekaj proszę chwilę. - Mruknął do Kuramy i poszedł odstawić worek na ziemię, koło jednego z prowizorycznych stołów. Trochę łupło przy zrzuceniu go na ziemię, więc chyba papierem wypełniony nie był... Anna podreptała za nim i wrzuciła pęk koców na pobliski blat.
- Zostaniesz tutaj i dasz mi znać, gdy wrócą myśliwi? - Rudowłosa kiwnęła entuzjastycznie głową. Od razu również zabrała się do pomocy w pracach przed budynkiem. Sam Kaoru zaś minął Kuramę, ponownie kierując kroki do środka budynku. Zerknął na nią przez ramię.
- Za mną.
Środek karczmy był... był w opłakanym stanie. Drewno miejscami było przegnite, pod sufitem zbierały się pajęczyny, większość gwoździ była zardzewiała. No, zdecydowanie budynek nawał się do generalnego remontu. W środku jednak było ciepło i płonął ogień w kamiennym kominku. Z głębi tawerny wydobywały się odgłosy krzątaniny i przygotowań.
- Okej, więc. Co potrafisz robić? Umiesz gotować? Trzymać w ręce nóż i w miarę prosto kroić? - Chłopak obrócił się w jej stronę, krzyżując ręce na torsie. Oho! Ktoś tu był bardzo niemiły! Albo bardzo podejrzliwy.
- Od razu mówię: jeśli przyszłaś tu szukać łatwego zarobku, zamierzasz się obijać i wyżebrać zapłatę za nic, to możesz się zmywać. Brak uczciwej pracy, brak pieniędzy.
Biedna Aurorka, uznana za oszusta i obiboka. Takie dobre serduszko usłyszało tak ostre i oschłe słowa. Mimo wszystko, mężczyzna przed nią postawił sprawę jasno... i zdecydowanie uczciwie.