Co by nie powiedzieć, Kagura była zmęczona. Koniec końców wróciła do domu nad ranem, a chociaż optymistycznie założyła, że krótka drzemka jej wystarczy, powieki dalej same leciały w dół. To nie tak, że postanowiła zabalować całą noc, pozostawiając wszelakie zmartwienia "jutrzejszej Kagurze" - w tym rachunek za podobną zabawę. To też nie tak, że ciężko pracowała do tej czwartej czy piątej rano, bo to też nie do końca było tak. Stanie jako ochrona lokalu stanowiło zajęcie, jakie na dobrą sprawę było paskudnie nudne. Jedyną "rozrywką" w przeciągu tych godzin stania na zewnątrz był Kuwahara-san, jaki to narobił omyłkowo większego zamieszania, niż cała sytuacja była tego warta. Chociaż i tak nie było aż tak źle i koniec końców poczekał, relatywnie spokojnie, na wyjaśnienie sytuacji. Nie mniej, to tyle. Gdyby ucięła sobie drzemkę pod drzwiami, najprawdopodobniej nikt by nie zauważył. Może prócz tych kilku osób, jakie musiało wyjść na fajkę i z jakiegoś powodu woleli do tego wejście do lokalu, aniżeli ogródek na tyłach.
Ziewnęła przeciągle, jedną dłonią zasłaniając usta, podczas gdy druga ręka dalej dzielnie trzymała puszkę z energetykiem. Śmieszna sprawa w sumie z nimi, bo właściwie jedyne, co jej dawały, to że była zmęczona "szybciej". W żaden sposób jej nie pobudzały tak, jakby tego chciała, a jedyne, co reagowało na kofeinę w środku to jej serce, jakie czasami biło niebezpiecznie głośno. Ale hej! Z jakiegoś powodu nazywają się tak, jak się nazywają, to też z braku lepszych opcji wolała zawierzyć nomenklaturze niczym samemu Kamikaze, dalej wlewając w siebie zawartość puszki ze ślepą wiarą, że może jak wypije więcej, to w końcu zacznie działać. Albo umrze. Paradoksalnie obie te rzeczy rozwiązywały problem Terumi, jaki obecnie leżał "na stole". Może "Anemone" miała rację? Nie, żeby była jej jakąś bliską przyjaciółką czy kimś więcej, niż barmanką, jaka czasem napełni jej kieliszek przy barze, jednak jak tak teraz myślała, to może faktycznie trochę za dużo pracowała? Szybko jednak cała ta myśl robiła się bezsensowna, gdy tylko uświadamiała sobie koszty życia, a ilość gotówki we własnej kieszeni. Takiej to łatwo mówić. Stała praca, zmiana po 8h o stałych godzinach, czasem trochę więcej bo, jak wiadomo, gastronomia była raczej dzikim miejscem. Nie mniej - życie zupełnie inne niż to Kagury, jakiej nie bardzo powodziło się na rozmowach kwalifikacyjnych. Proszę, czy jej aż tak źle z oczu patrzyło?
Gdziekolwiek zaś te miała, zapewne nie były szczególnie zwrócone ku drodze. Oto bowiem wpadła na jakiegoś przechodnia, zahaczając go barkiem i mijając z cichym "Gomene", nawet nie odwracając w jego kierunku całkowicie białych tęczówek. Zamiast tego skupiła wzrok na niewielkiej, drewnianej ławeczce, jaka nie miała ani podłokietników, ani oparcia. Nie była też trzema deskami zbitymi na krzyż, a jedynie bardzo minimalistycznie wykonanym siedziskiem, jakie dodatkowo wzmocniono kamieniem. Stała akurat przed jednym ze sklepów w otoczeniu kilku mieszkalnych lokali. Żaden z nich nie był jednak celem dziewczyny. Ta bowiem na celowniku miała dwie rzeczy - dopić zawartość puszki i poczekać te kilka... naście minut? Do 12, kiedy to otwierają jej ulubioną budkę z lodami.
Szkoda tylko, że zupełnie zapomniała, że dzisiaj niedziela i nieszczególnie pewnie ktokolwiek kwapi się do pracy.