Dlaczego Sazanami nie zaprosił Sany osobiście na randkę? Oh, było wiele powodów. Pomijając już całą niezręczność pomiędzy dwójką Kasane, niepewność uczuć i fakt, że Sezamowi zawieszało się oprogramowanie, gdy chciał porozmawiać z swoją żoną... To przede wszystkim nie chciał jej dodatkowo do czegokolwiek zmuszać. Oferując randkę, zapewne musiałaby się zgodzić, niezależnie od swoich uczuć - nie ważne czy chciała, czy nie. A Sazanami nie chciał, aby Sana spotkała się z nim z przymusu czy kurtuazji "bo nie wypada odmówić mężowi", tylko... aby zrobiła to całkowicie z własnej woli. I właśnie, gdyby spotkali się poprzez wydarzenie walentynkowe - czy to nie byłby właśnie sygnał, że jej także na nim zależy? Taką logiką trochę się zasłaniał. Istniała jeszcze druga strona. Jeśli chodziło o Sanę, Sezam był okropnym tchórzem. Co, jeśli by ją zaprosił, a ta - mimo swojej pozycji - odmówiła mu? "Nie chce z tobą spędzać czasu". To zdecydowanie by zabolało i zdeptało tę resztkę urojonej nadziei w jego głowie. A tak to - skoro nie zapytał, to nie został odrzucony. Fakt, że nie został z nią sparowany również nie wskazywał jednoznacznie na odrzucenie - w końcu wieść o wydarzeniu do niej mogła nie dobiec albo mogła nie mieć okazji wzięcia udziału w ankiecie.
..kto nie ryzykuje, ten nie przegrywa, tak?
Ale również nie można powiedzieć, że wygrywa.
Reakcja nieznajomej kobiety była chyba jedną z najlepszych reakcji, jakich mógł oczekiwać. To było zdecydowanie... mniej problematyczne niż radzenie sobie z niechcianymi zalotami z jej strony czy obchodzenie się z nią jak z jajkiem (kek), aby nie zranić jej uczuć. Tak przynajmniej miał jakieś zapewnienie, że druga osoba niczego od niego nie oczekuje i nie mają wobec siebie żadnych ukrytych zamiarów. Przyjacielskie spotkanie, gdzie dwójka dorosłych ludzi postawiła sprawę jasno. To zdecydowanie bardziej mu odpowiadało.
- W takim razie przykro mi, że moja obecność cię rozczarowała. - Chociaż kompletnie nie wyglądał, jakby było mu przykro - wręcz poczuł się faktycznie swobodniej. Nie wiedział, czy to był jej ukochany, narzeczony, chłopak, nieodwzajemniona miłość... ale nie zamierzał dopytywać. Jeśli chodziło o tematy uczuciowe, to zdecydowanie nie czuł się dobrze o nich dyskutując. Fakt jednak pozostawał faktem: oboje mieli konkretną osobę w głowie podczas wypełniania ankiety i nie interesowały ich jakiekolwiek zamienniki. Uczucie swobody jednak na chwilę zamarło, kiedy Aiko wróciła do tematu Tsuki. Więc była obca. Przez chwilę bacznie jej się przyglądał, zdecydowanie... chłodniej niż wcześniej.
- Od urodzenia. - I pewnie do śmierci tu pozostanie. - Przyznam, że rzadko miewamy tutaj... gości zza granicy. Optymistycznie jednak założę, że cel twojej wizyty w mojej ojczyźnie jest czysto turystyczny oraz że posiadasz odpowiednie dokumenty zezwalające na pobyt tutaj. - Posłał jej uprzejmy uśmiech, chociaż z łatwością było wyczuć większą rezerwę i ostrożność w jego podejściu do Yamanaki. Cóż, mieszkańcy Tsuki no Kuni zdecydowanie nie lubili obcych. I obecność kogokolwiek zza granicy poza Głównym Portem była co najmniej podejrzana. Może w innych okolicznościach jego poczucie obowiązku kazałoby mu działać mocniej w tej sytuacji... o, przykładowo wymusić okazanie pozwolenia czy podejść do kobiety bardziej rygorystycznie, tak... dziś miał wolne, prawda? Przyszedł się tutaj zrelaksować. I do tej pory nie wyglądało, jakby blondynka miała złe zamiary. Postanowił więc dać jej kredyt zaufania. - I liczę, że się nie mylę. - Jego ton jednak pozostawał dalej uprzejmy. Czy to była groźba? Nie, ale zdecydowanie jakiegoś rodzaju ostrzeżenie. Jeśli Aiko miała inne zamiary i nie miała przy sobie pozwolenia... to zdecydowanie nie powinna się z tym obnosić. - Skąd pochodzisz w takim razie?
A kwestia kwiatów... cóż, mógł się tego spodziewać. I może właśnie to była granica której nie wyczuł i nie powinien przekraczać? Dać je tej, dla której je kupił, huh? Jakby kwiaty na jego żonie robiły jakiekolwiek wrażenie. Niestety związki nie były takie proste, że wystarczyło podarować bukiet i wszystko się układało. Trochę scam, w męskiej ocenie Sezama. Miło jednak było zobaczyć, jak temat kwiatów ożywił kobietę.
- Przyciąć w ten sposób? - Zapytał z szerszym uśmiechem i ruchem nadgarstka obrócił bukiet tak, że Aiko spokojnie mogła się przyjrzeć końcówkom łodyg. Przyciętych na skos przez kwiaciarkę. Cóż, ani on ani kwiaciarki w Ushioshi nie byli amatorami w tych kwestiach. Odnotował również jej imię i nazwisko w pamięci, chociaż ich nie rozpoznawał. Nic dziwnego, jeśli nie pochodziła z stolicy.
- Wybaczysz na chwilę? Zastosuję się do twojej rady, Yamanaka-san. - Mówiąc to lekko podniósł rękę z bukietem, aby było jasne, co ma na myśli. Po tym udał się do domku, gdzie bez większego problemu odnalazł pusty wazon. Napełnił go zimną wodą, włożył bukiet i postawił na stoliczku kawowym. Na chwilę się zatrzymał, patrząc dość chłodnie na czerwone płatki astrów. Nie mógł powstrzymać obrazu z wyobraźni tego samego bukietu za kilka dni, zwiędłego, w zgniłej wodzie. Jaka była różnica czy wsadzał je do wazonu czy wyrzucał do kosza? Żadna. Bo i tak nie było szans, że trafią do Sany.
Westchnął cicho, przybrał swój neutralnie uprzejmy wyraz twarzy i wrócił do Aiko na tarasie. Całość zajęła mu może z parę minut.
- Dlaczego głupie? - Zapytał spokojnie, bardziej z uprzejmości niż ciekawości. Dalej, rozmowa o uczuciach - szczególnie obcej mu osoby - nie była czymś, co go specjalnie interesowało. Mógł jednak dać rozmówczyni się wygadać. To chyba mu nie zaszkodzi, prawda?