A little bit of warmthRanga D
GraczKurama Aurora
tura8
Przez żołądek do serca, jak to się mówi. Chociaż to nie zdolności kulinarne Kaoru imponowały tak bardzo Aurorze, a jego... aparycja? Postawa? Zachowanie? Parę miłych słów, które kompletnie przyćmiewały te oschłe i niemiłe? Czarujący uśmiech? Jeden, krótki komplement? Na próżno chyba było doszukiwać się logiki w buzujących emocjach nastolatki. Podobał jej się i tyle. Powód nie był potrzebny, rozum nic nie miał do gadania, to nie był przepis wymagający odpowiednich przypraw i temperatury. Wpadł w Kuramie w oko i nic nie miało większego znaczenia. I cytując klasyk Disney'a "serce głuche gdy się uprze"...
Ciężko było srebrnowłosej wyczytać reakcję Kaoru na jej "przeciążenie" i czerwoną jak pomidor twarz. Raz: system doznał poważnego przeciążenia; Dwa: ten szybko odwrócił wzrok i twarz od niej, obracając się i wracając do swoich zadań. Ciężkie musiało być życie naszej Kauromanki, kiedy ten dawkował jej swoją osobę, przychodząc i odchodząc co chwilę. Zresztą to nie było tylko z Aurorą. Poświęcał również uwagę innym kucharkom, pomagając w ich obowiązkach, chętnie służąc radą czy patrząc, czy niczego nie potrzebują. Zaraz. To Aurorka nie była wyjątkowa? Jedna z jasnowłosych dziewczyn roześmiała się gromko (zbyt gromko jak na gust Aurorki) na jego komentarz i Aurora mogła być pewna, że patrzyła na Kaoru zdecydowanie dłużej, niż powinna. A sam chłopak? Traktował wszystkich tak samo. No, może Kurama była na prowadzeniu: bo nikogo innego nie poklepał po głowie i nikt inny go nie nakarmił.
Nasza główna bohaterka odblokowała kolejne zadanie i pognała do drzwi wejściowych, aby zawołać ludzi. Zimne powietrze uderzyło w nieubraną, drobną istotkę z pełną mocą. Ale czy to było ważne, kiedy jej serce było tak rozgrzane? Pewnie nie, kto by się tym przejmował. Chociaż? Chyba jednak ktoś się przejmował, bo chwilę po jej ogłoszeniu, za ramię od drzwi odciągnęła ją Anna.
- Zwariowałaś, zaraz cała chora będziesz! Sio do środka, sio! Idź już nakładaj, ja polecę i zajmę się tymi nieśmiałymi. - Anna w sumie nawet trochę popchała Kuramę bardziej wewnątrz tawerny, sama lecąc na zewnątrz. W przeciwieństwie do Rosi miała odzież wierzchnią.
Do środka zaczęli wchodzić nieśmiało ludzie. Najpierw było ich około dziesięciu. Potem przyszedł kolejny tuzin. A potem (Anna chyba musiała zrobić dobrą robotę) do budynku weszła cała masa, kompletnie wypełniając izbę kolejką po jedzenie. Mężczyźni i kobiety, dzieci i starcy. Niektórzy wyglądali na takich pełnych sił i niepotrzebujących pomocy, inni mieli znoszone, rozlatujące się płaszcze i kościste, wychudzone nadgarstki, drżąco wystawiane po miski z jedzeniem. I każdy po kolei dostawał swoją porcję.
- Psze pani, mogę jeszcze? - Przed nakładającą jedzenie Aurorą stanęło około 6-7 letnie dziecko. O rumianej, bladej twarzy, która ledwo wystawała spod połatanej czapki i wełnianego szalika. Wystawiło miseczkę w kierunku dziewczyny. No i Aurora była pewna, że już wcześniej widziała tego berbecia i zdecydowanie dostał swoją porcję.
Czas leciał bardzo szybko przy ciężkiej pracy. Czy w kuchni, czy podczas wydawania ugotowanego jedzenia - miska za miską, chochla za chochlą. Szybciej, więcej, ludzie przecież czekali. Tempo. Pot lał się z czoła i dziewczyna czuła zdecydowanie po sobie, że wykonała ogrom pracy. Mimo to, wciąż miała siłę aby z werwą nakładać kolejną porcję, z tą samą szybkością i efektywnością. Pod koniec wydawania jedzenia było widać po innych, że są już wykończeni... poza Kaoru, który jako jedyny działał z taką samą werwą jak Aurora, niezależnie od tego ile godzin od początku pracy minęło. Widać było, że daje z siebie wszystko i pilnuje, aby każdy dostał jak najszybciej ciepły posiłek. Chociaż włosy jego grzywki przyklejały się już do jego czoła. W tym samym czasie, w innym miejscu Anna rozdawała ubrania i próbowała dobrać jak najlepszy rozmiar dla każdego potrzebującego. Jakoś to działało. Może nawet nie jakoś - a cudem?
W końcu ostatni mieszkaniec opuścił tawernę. Stos brudnych misek i sztućców, stoły do wytarcia, podłoga do umycia... dalej wydawało się tyle do zrobienia. Wraz z końcem szaleńczego tempa wydawania jedzenia, cała adrenalina spadła i Aurora poczuła jak zalewa ją fala pozytywnego zmęczenia. Jak po dobrym, wartościowym treningu. Zaś obiekt jej westchnień? Przysiadł sobie na stole i przymknął oczy, jakby chcąc skorzystać z tej krótkiej chwili odpoczynku. I w sumie teraz wyglądał na zdecydowanie bardziej zmęczonego niż wcześniej. Jak ktoś, kto ledwo miał siły stać na nogach.
Anna spojrzała na Kaoru i przygryzła wargę, wyraźnie zmartwiona. Mimo to, podeszła do Aurory (a nie bruneta), odciągając ją na bok tak, aby mogły swobodnie porozmawiać bez przeszkadzania chłopakowi.
- Um... tak. - Anna wydawała się lekko zakłopotana. - Przepraszam, chyba nie znam twojego imienia? Jestem Anna. - Wystawiła jej rękę z życzliwym uśmiechem. - Dziękuję. Bardzo nam pomogłaś. Babcia nie uwierzy, gdy jej o tobie opowiem. Albo uwierzy? Może już wie? - Anna podrapała się po głowie. - Uh, jeśli chodzi o twoją zapłatę... dasz mu proszę chociaż pięć minut? Chętnie bym sama cię wynagrodziła, ale to Kaoru ogarnia całe finanse. - Anna uśmiechnęła się przepraszająco do Aurorki.
Część kucharek, zdecydowanie zmęczone (i z o wiele mniejszym tempem niż wcześniej), zaczęła zbierać naczynia i zabierać je do kuchni. Słońce zaś zaczynało stykać się z horyzontem.
Ciężko było srebrnowłosej wyczytać reakcję Kaoru na jej "przeciążenie" i czerwoną jak pomidor twarz. Raz: system doznał poważnego przeciążenia; Dwa: ten szybko odwrócił wzrok i twarz od niej, obracając się i wracając do swoich zadań. Ciężkie musiało być życie naszej Kauromanki, kiedy ten dawkował jej swoją osobę, przychodząc i odchodząc co chwilę. Zresztą to nie było tylko z Aurorą. Poświęcał również uwagę innym kucharkom, pomagając w ich obowiązkach, chętnie służąc radą czy patrząc, czy niczego nie potrzebują. Zaraz. To Aurorka nie była wyjątkowa? Jedna z jasnowłosych dziewczyn roześmiała się gromko (zbyt gromko jak na gust Aurorki) na jego komentarz i Aurora mogła być pewna, że patrzyła na Kaoru zdecydowanie dłużej, niż powinna. A sam chłopak? Traktował wszystkich tak samo. No, może Kurama była na prowadzeniu: bo nikogo innego nie poklepał po głowie i nikt inny go nie nakarmił.
Nasza główna bohaterka odblokowała kolejne zadanie i pognała do drzwi wejściowych, aby zawołać ludzi. Zimne powietrze uderzyło w nieubraną, drobną istotkę z pełną mocą. Ale czy to było ważne, kiedy jej serce było tak rozgrzane? Pewnie nie, kto by się tym przejmował. Chociaż? Chyba jednak ktoś się przejmował, bo chwilę po jej ogłoszeniu, za ramię od drzwi odciągnęła ją Anna.
- Zwariowałaś, zaraz cała chora będziesz! Sio do środka, sio! Idź już nakładaj, ja polecę i zajmę się tymi nieśmiałymi. - Anna w sumie nawet trochę popchała Kuramę bardziej wewnątrz tawerny, sama lecąc na zewnątrz. W przeciwieństwie do Rosi miała odzież wierzchnią.
Do środka zaczęli wchodzić nieśmiało ludzie. Najpierw było ich około dziesięciu. Potem przyszedł kolejny tuzin. A potem (Anna chyba musiała zrobić dobrą robotę) do budynku weszła cała masa, kompletnie wypełniając izbę kolejką po jedzenie. Mężczyźni i kobiety, dzieci i starcy. Niektórzy wyglądali na takich pełnych sił i niepotrzebujących pomocy, inni mieli znoszone, rozlatujące się płaszcze i kościste, wychudzone nadgarstki, drżąco wystawiane po miski z jedzeniem. I każdy po kolei dostawał swoją porcję.
- Psze pani, mogę jeszcze? - Przed nakładającą jedzenie Aurorą stanęło około 6-7 letnie dziecko. O rumianej, bladej twarzy, która ledwo wystawała spod połatanej czapki i wełnianego szalika. Wystawiło miseczkę w kierunku dziewczyny. No i Aurora była pewna, że już wcześniej widziała tego berbecia i zdecydowanie dostał swoją porcję.
Czas leciał bardzo szybko przy ciężkiej pracy. Czy w kuchni, czy podczas wydawania ugotowanego jedzenia - miska za miską, chochla za chochlą. Szybciej, więcej, ludzie przecież czekali. Tempo. Pot lał się z czoła i dziewczyna czuła zdecydowanie po sobie, że wykonała ogrom pracy. Mimo to, wciąż miała siłę aby z werwą nakładać kolejną porcję, z tą samą szybkością i efektywnością. Pod koniec wydawania jedzenia było widać po innych, że są już wykończeni... poza Kaoru, który jako jedyny działał z taką samą werwą jak Aurora, niezależnie od tego ile godzin od początku pracy minęło. Widać było, że daje z siebie wszystko i pilnuje, aby każdy dostał jak najszybciej ciepły posiłek. Chociaż włosy jego grzywki przyklejały się już do jego czoła. W tym samym czasie, w innym miejscu Anna rozdawała ubrania i próbowała dobrać jak najlepszy rozmiar dla każdego potrzebującego. Jakoś to działało. Może nawet nie jakoś - a cudem?
W końcu ostatni mieszkaniec opuścił tawernę. Stos brudnych misek i sztućców, stoły do wytarcia, podłoga do umycia... dalej wydawało się tyle do zrobienia. Wraz z końcem szaleńczego tempa wydawania jedzenia, cała adrenalina spadła i Aurora poczuła jak zalewa ją fala pozytywnego zmęczenia. Jak po dobrym, wartościowym treningu. Zaś obiekt jej westchnień? Przysiadł sobie na stole i przymknął oczy, jakby chcąc skorzystać z tej krótkiej chwili odpoczynku. I w sumie teraz wyglądał na zdecydowanie bardziej zmęczonego niż wcześniej. Jak ktoś, kto ledwo miał siły stać na nogach.
Anna spojrzała na Kaoru i przygryzła wargę, wyraźnie zmartwiona. Mimo to, podeszła do Aurory (a nie bruneta), odciągając ją na bok tak, aby mogły swobodnie porozmawiać bez przeszkadzania chłopakowi.
- Um... tak. - Anna wydawała się lekko zakłopotana. - Przepraszam, chyba nie znam twojego imienia? Jestem Anna. - Wystawiła jej rękę z życzliwym uśmiechem. - Dziękuję. Bardzo nam pomogłaś. Babcia nie uwierzy, gdy jej o tobie opowiem. Albo uwierzy? Może już wie? - Anna podrapała się po głowie. - Uh, jeśli chodzi o twoją zapłatę... dasz mu proszę chociaż pięć minut? Chętnie bym sama cię wynagrodziła, ale to Kaoru ogarnia całe finanse. - Anna uśmiechnęła się przepraszająco do Aurorki.
Część kucharek, zdecydowanie zmęczone (i z o wiele mniejszym tempem niż wcześniej), zaczęła zbierać naczynia i zabierać je do kuchni. Słońce zaś zaczynało stykać się z horyzontem.
Stan
Aurora: Czujesz zmęczenie, ale nie przeszkadza ono w żadnych czynnościach. W sumie nie marzysz o niczym innym niż o posiłku (brzuszek w sumie by coś chciał, ale jeszcze wytrzyma), ciepłej kąpieli i zasłużonym śnie.
NPCKaoru
NPCAnna