Gekona nigdzie nie było. Aha, no świetnie. Fenomenalnie. Tak jakby ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy, oczywiście. Z jej szczęściem pewnie leżał gdzieś w jakimś rowie i tyle będzie ze spokojnego życia, jakiego chciała Homura. Bo przecież zaraz będzie miała sprawę jeśli nie o zabójstwo, to znęcanie się nad
mężem. Jakie to było kuriozalne... Chodziła i rozpytywała o Jōteia, a tej jaszczurki nigdzie nikt nie widział. Dosłownie. Zero. Null. Nikogo, komu ten upośledzeniec rzuciłby się w oczy. Na bogów, o ile jacykolwiek sprawują jakąkolwiek pieczę nad nią - co mu strzeliło do tego gadziego móżdżka, że zamiast trafić w drzwi zrobił obrót o 180* i wybył w jakieś kompletnie losowe miejsce? No bo chyba by go nie porwali, gdy był dosłownie kilka metrów tuż za nią... prawda? Prawda, tak?
Z każdą kolejną osobą, ta stresowała się jedynie bardziej. Przyjazna, bezpieczna wioska... a takiego wała, największy scam w historii. Jak nic z tym trzeba iść do kogokolwiek, chociażby i do samego Kage, bo to jest absurd. Absurd, dosłownie. Póki co jednak musiała znaleźć Tokage i spróbować dowiedzieć się czegokolwiek więcej, bo jak wyleci z "panie, bo dostałam męża z przydziału" to co najwyżej zostanie wyśmiana i odesłana do domu. A nie o to chodzi, nie? Kiedy jednak doszło do niej, że z takiego rozpytywania to niczego o stanie upośledzonego smoka się nie dowie, postanowiła uwierzyć w jakiekolwiek śladowe ilości rozsądku jakie ten może mieć i ostatecznie udała się pod drzwi pracodawczyni, gdzie również pozwoliła sobie rozejrzeć się za tym durniem i doprawdy - w życiu nie spodziewała się poczuć takiej ulgi na widok obcego typa, którego wciśnięto jej do niańczenia.
-
Ty mózg też masz jaszczurzy czy zwyczajnie jesteś idiotą? - rzuciła z miejsca, podchodząc do niego szybko po czym przyjrzała mu się dokładnie łapiąc go przy tym za ramiona, co by jej nie uciekł, Byłoby niefortunnie, gdyby jej się tu miał właśnie wykrwawiać, nie? Jeśli jednak wszystko byłoby w porządku, puściłaby go. -
Jesteśmy po uszy w jakimś jebanym bagnie a tobie zachciało się wycieczek samemu po mieście? Nie wiem, trafienie w drzwi i wejście do domu to za dużo dla wielkiego smoka?
Prychnęła niezadowolona, obserwując go ze splecionymi przed sobą rękoma. Tak, chciała wyjaśnień. I liczyła na to, że miał jakiś cholernie dobry powód, dla którego niemal nie doprowadził jej do zawału. Przy nim, Ptyś to złota kicia. Grzeczna i w ogóle. Tylko leniwa i wymagająca zrzucenia jeszcze kilku kilo.
Prócz
kłótni małżeńskiej, jakkolwiek abstrakcyjnie to nie brzmiało w kwestii Homury, została kwestia oddania żywicy. Stąd też nie zamierzała przesadnie długo przetrzymywać Jōteia przed ruszeniem dalej, do Chiki. Tym razem jednak idąc zerkała, czy ten dalej idzie za nią i nawet przepuściłaby go w drzwiach, co by znowu nie przyszło do głowy wymknąć się na przygodę życia. Tsk...
-
Ohayo, Tsuchinoko-san.
Przywitałaby się krótko z pracodawczynią, po czym skierowałaby kroki w stronę salonu, gdzie wcześniej przesiadali. Postawiłaby torbę na w miarę płaskiej i nieokupowanej przestrzeni, po czym ostrożnie wyjęłaby fiolki z żywicą w ilości, jakiej ta sobie życzyła. Podobnie ze sprzętem, jaki powinien być wyczyszczony z żywicy. A po tym? No, w sumie sama nie wiedziała. Zapłata, czy coś? Definitywnie nie miała ochoty na jakieś większe rozmowy, a przynajmniej na zaczynanie takowych. Szukanie Ptysia, Tokage, chodzenie po bagnach... Nie, to za dużo na jeden dzień. Homura domagała się spanka. Albo chociaż drzemki. Takiej tygodniowej najlepiej.