Posty2/?
Uważnie pokiwała głową, na kolejne słowa nieznajomego. To, co mówił, wydawało się dosyć logiczne i może zbyt szybko oskarżyła go o niecne uczynki. — Och jasne. — Jednak, czego innego mogła się spodziewać, jeżeli nie znała planów Szefowej, że ktoś ot, tak po prostu przemierzał pustkowia kraju. Sama ta myśl brzmiała po prostu niewiarygodnie. — Błąd z mojej strony, że od razu założyłam, że chcesz coś ukraść, ale ostatnio słyszałam plotki, że zdarza się to coraz częściej... Nie chciałabym, żeby na mnie spadła odpowiedzialność za brakującą kukurydzę. — Wysiliła się nawet na przepraszający ton! — Szczególnie że ostatnio całkiem nieźle się sprzedawała. Podobno, ktoś w stolicy ostro gra na jej cenach, by zgarnąć dla siebie najwięcej. Yazz...Sne, że Szefowa, by mnie zabiła, za to, że o tym jej mówię. Dlatego zostaje to między naszą dwójką. — Przez krótki moment jej twarz zamarła, po czym wróciła do siebie sprzed chwili, kiedy to zaczęła kierować się z nim w kierunku gospodarstwa. — Jeżeli chce....oh? — Zdziwiona, Hisha zaczynała zwalniać, aż w momencie, kiedy sens wypowiedzianych przez młodszego mężczyznę słów do niej dotarł — zatrzymała się zupełnie. — Tego to się nie spodziewałam. Co w takim razie tutaj robisz? — Zapytała wyraźnie zdziwiona, wręcz zszokowana tym faktem. Gdyby wróżka powiedziała, jej, że ktokolwiek przyjedzie do tej dziury, bez żadnego większego powodu wyśmiewałaby ją i teraz pewnie by nie miała głowy, bo spoczywałaby na niej starożytna klątwa. —Nie, żeby coś, ale tutaj dosłownie nie znajdziesz niczego ciekawego. No z wyjątkiem roślinek robiących za ozdoby disco. — Kolorowe, pola rozciągające się za jej plecami wydawały się być lekko oburzone jej stwierdzeniem, o ile takowe oburzone mogły być. — To jest jedyne, co jest wyjątkowe w tych ziemiach. — Zakończyła swoją antyreklamą jej miejsca zamieszkania, która na pewno mogłaby zostać podważona przez potężnych farmerów z lokalnej ukrytej wioski. Póki jednak nie posiadała takowych w okolicy czuła się całkiem dobrze z tym co mówiła. — Nie jestem, również pewna czy w takim razie mam prawo wpuścić cię na te posesje. Mówisz, że nie pochodzisz z zatrudnienia, a ona mogłaby uznać to za naruszanie posesji. — Wyglądała na głęboko zanurzoną w swoich myślach. To naprawdę była trudna decyzja. — Wiem! — Wykrzyknęła, wskazując następnie na"lalusia". — Skoro i tak mam taki wielki problem z tymi okropnymi ptaszyskami, to równie dobrze mogę kogoś zatrudnić. Zapłacę ci z mojej pensji i wtedy nie będzie, że pozwalam wejść na ten teren jakiemuś bezdomnemu. — Była, pewna, że miała jakieś drobne, które mogły uczynić umowę między nimi formalną. Poza tym na licho skąd miała, by się dowiedzieć, że ktokolwiek tu był w pierwszym miejscu. — Bez urazy oczywiście. —
— Tak jak już mogłam palnąć, kłopotem są ptaki. Jednak nie byle jakie ptaki. Pewnie, możesz myśleć o wróblach, albo pawiach. Nie, nie! Moim problemem nie są te nieloty, a prawdziwe bestie zrodzone z krwii — kruki. Może teraz myślisz sobie, że "Ej Hisha, co ty gadasz, kruki nie są straszne". I wiesz co? Ja też tak myślałam. Przyznaję się bez bicia. Na początku, też się śmiałam. A potem przyszły. I były wszędzie ich mordercze dzioby, ciągnęły, każdy kawałek materiału. Myślałam, że zezgonuje na miejscu. O tyle! Tyle brakowało, żebym dzisiaj chodziła bez oczu. — Dramatyczny, opis całej sytuacji, był delikatnie przyprawiony, przez improwizację prowadzoną przez gospodynie. W zakresie tych improwizacji znalazły się zarówno, misterne ruchy wokół gałek ocznych, jak skrzeki ptaków. — Ktoś, mądry mógłby powiedzieć, że te bestie, są wynikiem jakiegoś eksperymentu. Może zdziczałymi krukami ninja? Kto wie, na czym ci sunijczycy eksperymentowali w swych zapyziałych laboratoriach genetycznych. Widziałaś jak niektórzy z nich wyglądali? Przysięgam na Amaterasu. Nigdy nie widziałam takich amalgamacji. — Dziewczyna, znowu podświadomie zeszła na temat byłej wioski kraju wiatru. Zupełnie jakby, był jej temat ziarnem piasku w jej oku. O którym sobie przypominała co jakieś pięć minut. — Wracając. Ja uważam, że te kruki to pomioty Shinigamiego! Ot co. Kropka. — I to nawet nie był fajny pomiot, bo co to niby było! —Wiesz, że dosłownie próbowałam wszystkiego, by je wygonić z tond. Głośnych dźwięków, irytujących dźwięków, jeszcze głośniejszych dźwięków. I wiesz co one? One się praktycznie tego nie boją? Co jest z nimi nie tak! Po prostu lecą na drzewo i czekają. Naprawdę ręce mi już opadają. — Westchnęła, a w jej oczach było widać już ogromne zmęczenie tą sytuacją. Nic nie działało i nie wiedziała, co miała począć. Nie bała się tego, że zostanie za to zwolniona, tylko że nie jest w stanie podołać nawet tak prostej rzeczy jak przegonienie kilku durnych ptaków. Na szczęście wyjaśnienie wszystkich zawiłych szczegółów, było o wiele mniej zawiłym procesem. I Hashi miała dużą nadzieję, że wędrowiec przedstawiający się pod imieniem Yohei, zrozumiał wystarczająco by ich misja mogła zaistnieć. Bez żadnych nie porozumień i uproszczeń, które mogły się pojawić w jego głowie. No i może casami rzucała, za dużo informacji o samej sobie, ale chciałaby, ten dobrze ją zrozumiał. Więc uznała, że poszło jej całkiem nieźle i upewniając się uprzednio, że ten wszystko rozumie, skierowała go na tyły domu.
Znajdował się w nim całkiem przestronny ogród. Opatrzony pięknym drewnianym pawilonem, pomalowanym na czarny kolor najwyższej jakości. Delikatnie przystrzyżone krzewy, piękne pomarańczowe kwiaty nieznanego pochodzenia, oraz żywcem wyciągnięte z jakiegoś katalogu krzesła dawały wrażenie iście pocztówkowego miejsca. Nic dziwnego, że „Szefowa” uznała, że właśnie na takie się nadaje. Tylko, wielki stos narzędzi (z kilkoma czarnymi piórami), na samym środku wydawał się nie na miejscu. Od razu stało się jasne, że była to oznaka prób, które poza durszlakiem i garnkiem wykonywała na ptakach — z różnym skutkiem. — Najlepsze, że normalne kruki, jedzą kukurydze prawda? Ale nie te. Te niszczą ogródek i po prostu śmieją ci się w twarz. No i, może okazjonalnie ukradną te kukurydze. — Westchnęła. — Jeżeli masz jakiś ciekawszy sposób na poradzenie sobie z tymi gagatkami, to wal śmiało. W tym momencie jestem w stanie spróbować nawet najbardziej absurdalnej metody. — W tle jak na zawołanie usłyszeć, można było kraczenie. Potwory wróciły polować ponownie.