Tydzień temu recepcjonistka szpitala zapytała Tsubaki czy ta nie chciałaby pomóc w przygotowaniu przyjęcia urodzinowego dla jednej z małych pacjentek, której niestety nie można było wypisać ze szpitala, więc personel postanowił zrobić jej niespodziankę, w którą to została zamieszana i sama Tsu. Dla młodej kunoichi nie było to żadnym problemem, wręcz przeciwnie – sama przyjemność, biorąc pod uwagę fakt, że sama jako dziecko spędziła naprawdę wiele czasu w szpitalnym łóżku i jedyną rozrywką jaką miała to w trakcie wizyt swojego brata bliźniaka – a im starsi byli, to tych ubywało, bo chłopak został ninja, wyruszał na różnorakie misje, a ojciec na dodatek wymagał od Rena naprawdę dużo. Czując ogromne rozczarowanie swoją córką, całą ambicję przelał na syna, który musiał pracować tak naprawdę za ich obojga, spełniając wygórowane wymagania Kenjiego. Dlatego fakt, że miała okazję sprawić, że na jakiejś dziecięcej buzi pojawi się uśmiech bardzo ją cieszył i nie zamierzała takiej okazji zaprzepaścić.
Dzień Tsubaki zaczął się tak jak zawsze – od porannego treningu, kąpieli, wspólnego, mocno niekomfortowego posiłku z rodzicami w zupełnym milczeniu. Ren wciąż nie wrócił do domu z misji, na którą wyruszył ponad siedem dni temu. Tsu nie martwiła się o niego jakoś bardzo, czasem potrafiło go w domu nawet miesiąc nie być, jednakże gdzieś w głębi siebie odrobinę obawy o swojego brata miała – to zupełnie normalne. Pomogła Kirino posprzątać po śniadaniu, następnie zaś udała się do swojego pokoju, by przygotować wszystkie odpowiednie rzeczy – zapakowała shamisen do pokrowca, do plecaka włożyła pudełko ze starannie zapakowanym dla dziewczynki prezentem. Nie było to coś wielkiego, ot książka, bo podobno lubi czytać, a także pudełko czekoladek. Tsu wiedziała, że w sumie liczyła się pamięć i gest.
Przyszła do szpitala trzy godziny przed planowanym przyjęciem, żeby pomóc w przygotowaniach. Trzeba było trochę świetlicę ustroić. Jako że była najwyższa ze wszystkich zebranych tam osób, jej przypadło wieszanie wszelkich girland pod sufitem czy balonów, z czym oczywiście nie miała problemu. Na długiej, białej szarfie zaś najładniej jak tylko potrafiła – trochę wprawy w rękach mimo wszystko miała – napisała 佳羅ちゃん、お誕生日おめでとうお! i została ona powieszona naprzeciwko wejścia, tak by Kara to zobaczyła od razu po wejściu do świetlicy. Po dobrych dwóch godzinach pracy świetlica była ozdobiona. Przyglądając się wszystkiemu, Tsubaki była naprawdę zadowolona z tego, co udało im się wspólnymi siłami osiągnąć. Było wesoło, dużo kolorów, wstążek – pojawił się też motyw przewodni w postaci lisków, które Kara podobno bardzo lubiła. Jedna z pielęgniarek dołożyła nawet swoje pięć groszy do szarfy z życzeniami, malując po bokach dwa urocze liski.
Świetlica była może i przystrojona, jednakże to nie był koniec przygotowań! Trzeba było po stolikach rozłożyć talerze i pałeczki. Babcia dziewczynki – wraz ze swoimi koleżankami – zobowiązały się do przygotowania jedzenia na przyjęcie, było też oczywiście trochę przekąsek czy słodyczy, bo przecież nie mogło się bez tego obyć. Z każdą chwilą świetlica zamieniała się w istną salę imprezową. Tsubaki miała nadzieję, że Karze się to spodoba i będzie się dobrze bawiła, na chwilę chociaż zapominając o troskach, które przeżywała; Na piętnaście minut przed przyjęciem, Tsubaki wyjęła z pokrowca shamisen, by się upewnić, że z nim wszystko było w porządku – był odpowiednio nastrojony, struny na miejscu. Będzie mogła zagrać co tylko sobie solenizantka zażyczy.
W końcu nadeszła ta długo wyczekiwana chwila. Kara się niczego nie spodziewała i pielęgniarki wmówiły jej, że na świetlicy będą się odbywać zajęcia szkolne, żeby przypadkiem nie miała zbyt wielu zaległości. Dziewczynka była nieco niepocieszona, biorąc pod uwagę że była sobota, ale jak mus, to mus, prawda? Światła w pomieszczeniu były zgaszone, wszyscy goście – czyli rodzina Kary, najbliżsi przyjaciele i kilku innych małych pacjentów – pochwali się jak tylko mogli, czekając na jej przybycie; W końcu drzwi się otworzyły, światło zostało zapalone… a spod stołów, zasłon i gdzie ino tylko wyskoczyli ludzie, krzycząc „niespodzianka!”. Tsubaki była oczywiście też była wśród tych osób! Spojrzała na Karę, która była wieziona w na wózku i jak w oczach dziewczynki pojawiają się łzy i jednocześnie szeroko się uśmiecha.
Najpierw trzeba było złożyć życzenia i podarować prezenty. Tsu Kary nie znała osobiście, nie zmieniało to jednak faktu, że chciała dać jej coś od siebie. Trzeba przyznać, że dla małej pacjentki to było naprawdę wielkie przeżycie i cieszyła się z każdej, najmniejszej drobnostki, która była jej dana. Tsubaki chwilkę nawet z nią porozmawiała o książkach, pytając się co ostatnio czytała i co najbardziej lubi, całe szczęście do jej rąk nie wpadł bestseller pt. Hanakage no Monogatari, i kim chciałaby zostać w przyszłości. Trzeba przyznać, że odpowiedź Kary mocno chwyciła ją za serce, bo odpowiedziała, że lekarzem, by pomagać innym. Hyuga rozumiała dziewczynkę doskonale w tym zakresie.
Oczywiście nie mogło się odbyć bez małego koncertu ze strony Tsubaki, po coś w końcu ten shamisen przyniosła, prawda? Kunoichi usiadła na jednym z krzesełek. Kara – chan, jak na solenizantkę przystało, oczywiście była w pierwszym rzędzie z oczami niczym pięć ryo i wielkim uśmiechem na buzi, gdy Tsu zaczęła grać na instrumencie. Cały koncert trwał z dziesięć minut i był połączeniem znanych Tsubaki melodii z lekką improwizacją, ale nie wyszło chyba tak najgorzej, biorąc pod uwagę, że ludzie pod koniec byli jej brawo, a sama zainteresowana, dla której cały występ był – najmocniej ze wszystkich.
Reszta przyjęcia minęła im na jedzeniu pyszności przygotowanych przez babcię Kary – trzeba przyznać, że onigiri pani Matsumoto było naprawdę nie z tej ziemi – zabawie, czy też po prostu rozmowach i śmiechach. Widząc uśmiech na twarzy dziewczynki, Tsubaki czuła się spełniona. Nic więcej nie było jej trzeba i tylko utwierdzało to Hyugę w przekonaniu, że wybrała odpowiednią ścieżkę i nie ma się czego wstydzić.
Nawet jeżeli jej ojciec uważał inaczej.