Dopóki włosy były wilgotne, ale ich nie ruszałeś, to właśnie to je dotykało - że
jakoś wyglądały. Czasami nawet zadziwiająco dobrze, kiedy drobinki wody perliły się w świetle. Ale wystarczyło je dotknąć, przeczesać i już lepiej nie przeglądać się w lustrze, bo można się zdziwić. W tym wypadku była to tylko przeczesana grzywka, a to, że Reiya miała warkocz ratowało tak naprawdę wszystko. Inaczej pewnie skończyłaby tak jak Shijima - wyglądając raczej marnie, nawet mimo tego, że on swoich włosów nie ruszał, to fakt, że były rozpuszczone i wilgoć na nim osiadła robiło swoje. Dobrze, że chociaż mieli parasolkę, dobrze, że do karczmy nie było wcale tak daleko, dobrze... wiele tu rzeczy
dobrych. Na przykład to, że było cieplej i co chwila poruszając dłońmi i chuchając w nie Shijima był w stanie je ogrzać, żeby przestały szczypać. Zimno z zewnątrz ciągle jednak na nim gdzieś zostawało. Za to przez głowę Shijimy przeszło, że przydałoby się tej kobiecie wysuszyć i dobrze umyć, ale z tym to już się upora sama w swoim pokoju.
-
Sam nie wiem. - Odparłeś na to dopytanie, czy to, co powiedziałeś, było stwierdzeniem czy pytaniem, ale tutaj zawtórowałeś jej delikatniutkim śmiechem. Bo nie było ani tym, ani tym. Nie miałeś odwagi i tupetu powiedzieć, że to stwierdzenie, bo to było ledwo założenie. Czy pytanie? Już bardziej. -
To teza. - Znalazłeś na to odpowiednie słowo, które było gdzieś pomiędzy. To było stwierdzenie, które poszukiwało swoich odpowiedzi - tak ci się elegancko zaprezentowało w głowie. Odpowiedź twierdząca nie była żadnym zdziwieniem, była ledwo poparciem i potwierdzeniem. Więc teza zamknięta bez poszukiwania swoich pytań, zgrabnie, krótko i na temat. Ciekawe, czy lubiła konkrety? Pewnie tak? Sama się wypowiadała w konkretach, gdzieś tam pomiędzy rzucając żarty. Może wypadałoby się zebrać w sobie i mówić bardziej... bardziej... młodzieżowo? Krótko? Bardzo to było demotywujące - myśl, że człowiek zawsze może być sobą, ale trzeba się liczyć z tym, że to bycie sobą może przyprowadzić kłopoty, niesnaski, albo skończyć się tym, że nie będziesz zadowolony z efektów znajomości. Odetchnąłeś cicho. Wszyscy mieliśmy do odegrania jakieś role, czasem były narzucone, czasem sami je wybieraliśmy. W tym wypadku był to wybór.
To praca, do której każdy z nas był szkolony. Tak było? Tak jest? Miałeś... zupełnie pokrętne i wypaczone pojęcie odnośnie tego. Nawet nie byłeś pewien, czy będziesz potrafił dobrze pracować w kompozycji Z KIMŚ. Właściwie to patrząc na ten sekret, który wykwitł w Sakuragakure... to chyba nie bałeś się tego, że możesz zniknąć wraz z innymi ludźmi. Owszem, jak było powiedziane - wizja zniknięcia była straszna, ale z drugiej strony wiedziałeś, że w swoich dłoniach trzymasz moc. Straszne było wszystko to, co dotyczyło poruszania się w tej sprawie i czego ona mogła wymagać. Jakie widoki mogła przedstawić. I czy rzeczywiście nie będzie kogoś zbyt szybkiego, by się przed nim bronić na dystans? Dobrze ujęte - Shijima potrzebował ochroniarza. Bo potrzebował mieć pewność, że między nim a niebezpieczeństwem jest coś (
ktoś), kto utrzyma to COŚ na dystans. Albo tego kogoś. Dystans, którego potrzebował. Sam nie był pewien, co może go sparaliżować strachem a co nie. Do jakiego punktu będzie silny i wytrzymały, a gdzie zamieni się w drżenie. Tego wszystkiego pewien nie był. A kiedy ta praca, to, co robili, miało być sposobem na przeżycie... Shijima dobrze zdawał sobie z tego sprawę, że nie da się wiecznie zamykać w swojej skorupce, ale zamiast próbować z niej wyjść tylko mocniej ją zabudowywał. Im więcej mijało czasu tym mocniej chciał się cofać. Tendencja była odwrotna do oczekiwanej.
-
To nadal odwaga. - Powiedziałeś ciszej, wpatrując we własne palce, które oparłeś wzajem o opuszki i przesuwałeś lekko w górę to w dół, to nieco zginałeś, to łączyłeś dłonie w luźną garść, by potrzeć o nie. Czy to było udawanie? Przed samym sobą - bo najpierw należy uspokoić własne myśli, żeby mówić o udawaniu przed kimkolwiek innym. To, jak byłeś niepewny, że nie dostrzegałeś prostoty w zawodzie "ninja". Że to wszystko było pokrętne, a status wojownika tak jak był powodem do domu tak mógł być powodem do wstydu. Do wstydu przez to, co się robiło. Jakich aktów i czynów dopuszczało. Ale nie bardzo potrafiłeś skomentować to dalej. Było wiele odpowiednich słów, w wiele można było je przybrać, ale wracaliśmy do tego, o czym temat chybocze się od początku - kwestii wzajemnego zaufania, które to nie musiało dotyczyć ani tajemnic, ani zdolności shinobi. Dotyczyło też prostego i ludzkiego otworzenia się przed drugim człowiekiem na trochę głębszym stopniu. Skłonności do wymawiania swoich myśli w najbardziej swobodny sposób, bez skrępowania czy obaw.
-
Cóż... - Ewidentne zakłopotanie i zawstydzenie było po nim aktualnie widoczne w ruchach, w wyrazie twarzy, w tym, jak zerwał kontakt wzrokowy i chociaż rumieńce nie wykwitnęły wyraźnie na jego twarzy to dotknął ich, czując lekkie ciepło na skórze.
Krępujące. -
Jestem tylko Geninem. - Och,
bogowie. Zaraz tutaj naprawdę gotów byłeś strzelić buraka, bo skrępowanie zamiast maleć to tylko rosło. I teraz to już akurat brakowało słów, bo twój umysł zaczął biec z kopyta i nagle stwierdziłeś, że trzeba było tak otwarcie o tym nie mówić, że trzeba było po prostu powiedzieć, że jesteś w tym dobry. Nagle pełno "ale". Albo "trzeba było". Koniec końców odetchnąłeś, ściągnąłeś dłonie ze stołu i spojrzałeś znowu na Reiye z nawet rozbawionym uśmiechem, chociaż nadal - skrępowanym. -
I tak uważam, nie jestem pewien, czy ktoś z rangą Genina jest odpowiedni do takiego zdania. - To było całkowicie szczere. Nie byłeś pewien. Bo ogólnie - wielu rzeczy w swoim życiu pewien nie byłeś, a już zwłaszcza kiedy przychodziło do podejmowania działań. SAMODZIELNIE. -
Nie, nie władam żadnym żywiołem. Postaram się nie przeszkadzać w pracy. - Obiecałeś, nie chcąc jej wchodzić w drogę, kiedy będzie... cóż, Reiya sprawiała osoby kompetentnej, odpowiedzialnej i takiej, która wie, co robi. Spojrzałeś na mężczyznę, którego czerwonowłosa zagaiła o nocleg. Tak, to chyba czas się zebrać do siebie, właściwie to i tak miałeś panią tylko i wyłącznie odprowadzić. -
Stawię się jutrzejszego poranka. O godzinie 9. - Zapowiedziałeś, podnosząc się z krzesła.
Równie cichuteńko. I równie cichuteńko i delikatniuko Shijima krzesło podniósł, zasunął, odstawił. 9 brzmiała dla ciebie jak godzina optymalna - ani za późno ani za wcześnie. Zarówno dla tych, co trochę pospać lubili jak i dla tych, którzy wstawali wcześniej. -
Miłego popołudnia. - Uniosłeś dłoń w ramach pozdrowienia i skierowałeś się do wieszaka i swojej parasolki, by znowu się ubrać.
Zgodnie z zapowiedzią stawiłeś się równo o 9 rano w Złotym Żurawiu.
Równo, bo choć Shijima przyszedł 15 minut przed czasem, bojąc się, że się spóźni, to czekał przed wejściem, stresując się, że jeśli wejdzie tak szybko to wyjdzie na
nadgorliwego.