• Ogłoszenia
  •  
    Aktualności fabularne
    Obecna pora roku: Wiosna 164r.

    Poniżej znajdują się ostatnie wydarzenia oraz ważniejsze ogłoszenia. Są one często opatrzone datą dodania, przy czym najświeższe informacje umieszczone są na samym początku listy.

    24.04.2024 - podsumowanie wydarzenia wioskowego w Sakuragakure. Więcej informacji w najnowszych aktualnościach fabularnych.
    Kącik Nowego GraczaSamouczek Wzór Karty Postaci AtrybutyRozwój postaci i koszty chakry Atuty Klany i organizacje Informacje o świecie Handbook
    Powyższe tematy powinny zawierać wystarczająco informacji, by móc bez przeszkód napisać Kartę Postaci i rozpocząć grę. W przypadku dalszych niejasności, zapraszamy do kontaktu zarówno na chatboxie, przez wiadomości prywatne oraz przez nasz serwer Discord.
    Administracja
    Pingwinek Chaosu
    Główny Administrator
    Norka
    Główna Mistrzyni Fabularna
    Hefajstos
    Główny Moderator Kuźni
    Tora
    Główny Moderator Technik

    W przypadku jakichkolwiek pytań bądź uwag, powyższe osoby zajmują się wyszczególnionymi w ich tytułach zagadnieniami. Pomocą służy również cała kadra forum, wraz z moderatorami. Zapraszamy również do dołączenia do forumowego Discorda.
    Kadra Sakura no HanaDiscord Sakura no Hana
     

Ryokan Złoty Żuraw

Wioska położona jest na równinach w centrum Sakura no Kuni, pełnych zieleni oraz kwiatów wiśni dodających, jak całej reszcie kraju, nieziemskiego uroku. To wokół nich została zbudowana Sakuragakure i zadbano o to, aby jej styl był poważny oraz pasował do pięknych terenów. Nie mają przez to bezpośrednio dostępu do morza, jednak klimat tam jest bardzo stabilny i należy do tych cieplejszych. Zimy nie są srogie, wiosny lubią być gorące i z niewielkimi opadami deszczu, a kiedy nastaje lato, mieszkańcy muszą zadbać o to, aby nie paść z odwodnienia. Nie jest to jednak poziom gorąca na pustyni. W dodatku przez wioskę przechodzi sporej wielkości rzeka, to łatwo jest się ochłodzić w takie dni z racji na pozwolenie kąpania się w niej.
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Ryokan Złoty Żuraw

Ryokan Złoty Żuraw
Znajdująca się nieopodal centrum wioski karczma Złoty Żuraw to dwupiętrowy budynek. Na parterze posiada knajpę, gdzie serwowane jest sake tutejszej roboty oraz proste posiłki. Wyboru nie ma - codziennie gotują co innego i to serwują. Na piętrze znaleźć można proste pokoje gościnne oraz wspólną łaźnię, podczas gdy na drugim umieszczono cztery duże pokoje dla gości ważnych bądź takich, którzy dużo płacą. Pokoje na drugim piętrze mają osobne łazienki. Ryokan jest spory, to i wiele osób może pomieścić. Z tyłu ryokanu znajduje się dom właścicieli.
Wnętrze utrzymane jest w ciepłym, jasnym brązie i udekorowane niebieskimi obrusikami i czerwonymi dodatkami w postaci ozdób - na przykład wiszących tutaj lamp. Zawsze pogrywa tu cicho radio, wygrywając popularne piosenki Sakury. Ze stojaka przy barze można również podebrać gazetę z ostatniego dnia - albo i kilku dni.
Ryokan przekazywany jest z pokolenia na pokolenie przez rodzinę Ashimitsu. Aktualnie jest w posiadaniu młodego mężczyzny, Takeshiego, który kieruje tym miejscem razem z siostrą - Ai.
Ostatnio zmieniony 21 lut 2022, 17:48 przez Kurama Shijima, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Dezinformacja zabijała równie skutecznie jak zbytnia pewność siebie. Idziesz naprzód, święcie przekonany o tym, że wszystko wiesz, nie pomyślisz nawet, jak wiele brakuje w tej głowie. Ile jeszcze mógłbyś się dowiedzieć. Słyszysz o pięknych kwiatach, pakujesz walizkę. Idziesz. Niewiele potrzeba było do tego, by drogę, którą omawialiśmy, podjąć. Wiele potrzeba do tego, żeby przebyć ją z głową. Wiele rzeczy człowiekowi jedynie się wydawało. Ciekawe skąd ta ułomność..? Tendencja naszego mózgu do dopisywania sobie informacji, które nigdy nie były podane. Między innymi tym posługiwała się sztuka manipulacji. Mówisz jedno zdanie, takie niepozorne, nie podajesz żadnych faktów, ni zaprzeczeń. A druga strona dopisywała sobie sama resztę. Było to silniejsze kłamstwo niż to, które powiedzielibyśmy wprost. Z prostego powodu - łatwiej podważyć czyjeś zdanie niż swoje własne. Jakoś wtedy nie do końca trafiają do nas popełnione błędy, kiedy wykuliśmy je własną ręką w twardym kamieniu. Teraz były to głupie kwiatki, innym razem będzie to czyjeś życie. Nawet i twoje własne. Popełniając takie malutkie błędy widzimy, jak łatwo się zapomnieć. Nawet w tych, jak pięknie to zostało ujęte, prozaicznych rzeczach i równie prozaicznych podróżach.
Po tych słowach chyba można było oskarżyć Shijimę o bardzo optymistyczne myślenie, ale to byłoby jedno wielkie nieporozumienie. Nie to, że był pesymistą co do całego świata, co do całego życia, nie. Ale do optymisty brakowało mu równo wiele. Zwykł powtarzać sobie, głównie sobie, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się uda, wszystko się ułoży. Ale wcale nie czuł, żeby cokolwiek miało się tu wielce udawać i układać. Reiya powtórzyła to słowo w bardzo specyficzny sposób. Jakby złapała jeden z tych kłębów unoszących się na niebie i przyciągnęła ją do siebie, czując dreszcz opadającej, zmrożonej wody. Te chmury chyba powiodły ją w przeszłość. Właśnie dlatego swoje słowa wyjaśnił, bo mogły one zabrzmieć niejednoznacznie... a jednocześnie nawet nie mógł powiedzieć, że to była niejednoznaczność niecelowa czy przypadkowa. Łatwiej się oddychało, kiedy starałeś się myśleć, że rzeczywiście jest jeszcze jakaś nadzieja. Marność nad marnościami, ale z tego wszystkiego nadal dało się pozbierać i ulepić człowieka, nie robota, który w tym świecie funkcjonował. Marionetkę Kugutsutsukai, która działa tylko na chakrowe żyłki i linki. Niewielu było ludzi na tym świecie, niewiele ninja, poprawiając się, którzy wiedli beztroskie i problemów pozbawione życie. Bardzo dobrze to rozumiałeś. Czy naprawdę szukała w tym mieście tylko pięknych, różowych kwiatków..?
- Tak... - Spojrzałeś sam na to błoto wokół i na ten ponury świat, nie mogąc zaprzeczyć tym słowom. Tak było - tylko zimno i mokro. I pusto. Zimy takie jak ta, powodowały, że człowiek czuł się pusto. A ta kobieta wyglądała, jakby teraz była tą pustką bardzo zmęczona. Jakby kwiaty wiśni na drzewach było jedynym, co napędzało ją aktualnie do działania, a kiedy ich zabrakło to powietrze z niej uleciało i przestała być już taką napompowaną istotą gotową do działania. Zapewne w tym wszystkich chodziło o coś innego, ale Shijima nie zapytał, nie zamierzał też zresztą zmieniać tematu nie dlatego, że nie był w ogóle ciekaw, tylko dlatego, że szanował przestrzeń drugiej jednostki tak, jak sam jej oczekiwał. Natomiast w to, że była po prostu zmęczona drogą, nie wątpił. Kiedy się zbliżył już widział to całkiem wyraźnie. I może to było głównie przewodnikiem tej pustki. Tego wytłumionego ognia jej oczu. - Mogę zapytać, skąd przywędrowałaś? - Nie skąd pochodzisz, a skąd tutaj przyszłaś - dla Shijimy była to bardzo duża różnica. Bo to, skąd jesteś, w tych czasach mogło powiedzieć o człowieku bardzo wiele. Być może więcej, niż sam chciałby wyrazić. Natomiast wędrówki mogą nie mieć końca. I możesz wybrać miejsce, z którego przybyło się tutaj - do Sakury. To wcale nie musiało być to, w którym cała przygoda się zaczynała. Lub cała tragedia. Natomiast zdziwienie śniegiem było całkiem urocze. Dzieci w tym miejscu raczej go wyczekiwały - Sakuragakure nie miała surowych zim, natomiast śnieg się pojawiał, a i owszem.
Ruszyli przez drogę między śniętymi drzewami, ramię przy ramieniu, ale nie dotykając się zanadto. Shijima tego pilnował. Tak jak pilnował wielu rzeczy. Poruszanie się przy nieznajomym shinobi i wprowadzanie go do wioski - och, cóż. Gdyby chciała to by sama weszła. W Sakurze nie byli potrzebni buntownicy z wyboru i ci, którzy robili problemy, ale Shijima nie myślał o tej niewieście jak o "problemie". Brał jednak pod uwagę, że kobieta ma charakter. Jeszcze po prostu nie wiedział jaki dokładnie. Natomiast wiedział, że ryokan jej się przyda, skoro jest po trasie - dłuższej czy też krótszej. Zresztą sprawiała osoby zmęczonej niekoniecznie tylko drogą. Ale to już była uwaga przeciśnięta między wierszami. Nie zmieniało to tego, że chyba była kunoichi, a broń przy pasie nigdy nie sprawiała, że Shijima czuł się bezpieczniej. Oczywiście nie sądził, żeby nagle miała mu poderżnąć gardło tu i teraz, zostawała po prostu doza czujności wobec nieznajomej osoby. Jego kroki, pełne lekkości i gracji, jakby poruszanie się godne daimyo ćwiczył latami, a które stawiał miarowo i nieśpiesznie były ciche. Wręcz niedosłyszalne.
- Mam? - Czy naprawdę wznosiłeś myśl o tej kobiecie zanadto w górę? Nie, chyba nie. Nie wydawało ci się przynajmniej. Po zadanym pytaniu nie było jednak pozostawionego czasu na odpowiedź drugiej strony, bo kontynuowałeś. - Sam nie wiem. Jeśli oceniałbym "ogarnięcie" osoby miarą braku odpowiedniego wywiadu w temacie roślin... Wielu ludzi zostałoby skazanych na miano nieogarów. - Śmieszne słowo, "nieogar". Ale podobało ci się. Idealnie jakoś pasowało do ust Reiyi. Chyba. Teraz była zmęczona i niekoniecznie w idealnej formie. Ale gdyby się ubrała w eleganckie kimono, uczesałaby włosy, umyłaby się (niekoniecznie w tej kolejności) to miałaby posturę pani dworu.
Ostatnio zmieniony 21 lut 2022, 21:37 przez Kurama Shijima, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Hokori Reiya
Posty: 42
Rejestracja: 15 lut 2022, 1:00
Ranga: Muryō no ninja
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Punkty Bonusowe:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Shijima wcale nie brzmiał jak optymista. Z tymi swoimi zawoalowanymi metaforami, z poetycką lekkością jaką mówił, z nieobecnym wzrokiem, cichym, spokojnym głosem… Nie wyglądał i nie brzmiał jak optymista. Prawdę mówiąc to wrażenie sprawiał akurat stereotypowego pesymisty, który myśli tylko o tym, że wszystko jest do dupy i że po co w ogóle żyć, skoro jest tak źle. A jednak, a jednak. A potem lekko się uśmiechał i człowiek zaczynał wątpić czy to wrażenie, które sprawiał, było właściwe. Ale to tak samo jak z Reiyą – wydawała się niespokojna, waleczna i to wszystko była prawda, a potem z tym swoim szelmowskim uśmiechem mogła uchodzić za takie duże dziecko… i wtedy podchodziło się bliżej i widziało jej spojrzenie. Zmęczone. Może podróżą, a może właśnie nie do końca nią. Może podróż była tak naprawdę ucieczką? Tylko jak uciec przed samym sobą? To akurat było niemożliwe. No właśnie, czy naprawdę szukała tutaj tylko pięknych, różowych wiatków? Odpowiedź była bardzo prosta: wmawiała sobie, że tak. Ale w głębi serca doskonale wiedziała, że tylko się oszukuje.
- Zapytać możesz – uśmiechnęła się pod nosem. No tak, pytać mógł, pozwolenie dostał, tylko czy w ogóle dostanie odpowiedź? Ale Reiya tylko się z nim droczyła, bo po krótkiej chwili odezwała się dalej ciągnąc temat. - Kraj Kwitnącej Wiśni graniczy chyba z kilkoma innymi, ale poprzednio byłam w Kraju Wieczoru – więc kierunek mniej-więcej znał. Przylazła z południa, ale to nie było takie znowu dziwne, bo wszyscy ninja wyleźli z południa – jedyne przejście ze Starego Kontynentu na Nowy znajdowało się w Kraju Dolin do Kraju Bananów, więc każdy z nich był przynajmniej tam. A dalej? Jedni poszli na północ do Sakura no Kuni, drudzy uciekli na dalekie południe, do Hana no Kuni. A jeszcze inni… zwiedzali – no a przynajmniej to… częściowo robiła Reiya. Pokręciła się trochę po Kraju Bananów, później zawędrowała do Kraju Burz, a potem usłyszała o sakurach… i chciała przejść przez Kraj Wieczoru. Oto więc była tutaj, w pełnej krasie, zwyczajnie zmęczona. I nie, sama jak mogła, wolała nie mówić skąd pochodzi. Nie mówić o tym, jak to Daimyo wyrzucił ich z domu, choć na pewno byli tutaj byli mieszkańcy Iwy i na pewno wieść się rozeszła. Ale o tym, że szlachetny ród Hokori praktycznie przestał istnieć to… Nie wiedziała ilu ludzi wiedziało.
Reiya sama unikała kontaktu; pozwolić, by ktoś ją gdzies poprowadził to jedno, ale drugim było to, że choć Shijima wydawał się nie mieć złych zamiarów – pozory naprawdę mogły mylić, a ona nie zamierzała przetracić tak głupio życia. Miecz przy sobie miała nie od parady i choć nie zamierzała nim wymachiwać, bo zaraz wyznaczyliby za nią nagrodę, była w końcu w wiosce ninja, to jednak… Z bronią po prostu czuła się bezpieczniej. Z bronią, która wcześniej należała do jej brata. Shijima rzeczywiście stąpał z gracją i lekkością – ale Reiya całkiem też i to pomimo tego, że jej ruchy mogły się momentami wydawać mniej zgrabne przez zmęczenie. Dryg miała dobry, ale… co się dziwić, w końcu należała do bardzo dumnej rodziny, która szczyciła się swoim nazwiskiem, umiejętnościami i tym, że byli w Iwagakure od samego początku. Że to od nich było najwięcej Kage. To nie był byle kto – i była nauczona jak się poruszać, jak ubierać, jak uczesać. Podróż i droga mogły jednak zmęczyć każdego.
- No dobra, masz mnie, mało mnie kwiatki interesują tak normalnie – ale i tak była na siebie zła za to, że pobiegła za krótką zachcianką i się nie dowiedziała więcej. Inaczej by wtedy rozplanowała swój czas… Ta. Tak się przynajmniej łudziła. - Ale i tak powinnam się bardziej przygotować, straszna wtopa – pewnie miał ją teraz za jakąś nierozgarniętą. Za kogoś niepoważnego. Za kogoś, kto używa miecza, a nie mózgu.
Ostatnio zmieniony 21 lut 2022, 22:38 przez Hokori Reiya, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Potrzeba oszukiwania się była zadziwiającym zjawiskiem. Zupełnie jak z tym, że człowiek musi w coś wierzyć. Chyba te dwie sprawy były ze sobą powiązane, wiesz? Miały jakąś wspólną oś, wokół której wszystko potem się kręciło. Jak wóz o dwóch kołach. Dwa koła po przeciwnej stronie, ale jeśli oba nie będą pracowały razem i oś nie będzie dobrze ułożona - wóz daleko nie zajedzie. Zamęczy zwierzę czy człowieka, którzy próbują go ciągnąć, może pchać. Działaliśmy jak maszyny, zaprogramowane na konkretne funkcjonowanie. W naszej podstawie było wspomniane przeżycie, ale koniec końców składaliśmy się ze wszystkich tych mniejszych i większych mechanizmów i funkcji, których nie dało się wpiąć w konkretną ramę. U jednej osoby były to rame bardziej toporne i oczywiste, u innych rama była ledwie wierzchnią warstwą, pod którą kryły się niezliczone sekrety. I każda z tych jednostek miała to w sobie - samooszukiwanie się. Mnisi, którzy kształcili sztukę poznania i samoświadomości do perfekcji potrafili tego uniknąć. Ich oświecone umysły zdumiewały i potem były przekazywane w mądrościach ludu. Ale to były pojedyncze jednostki. Tymczasem jesteśmy My, produkty wojny. My - żołnierze. Stworzeni do tego, by walczyć za swego Pana i dla niego zabijać. Reiya wyglądała na osobę, która zrobiłaby użytek z tego miecza i nie zastanawiała się dwa razy, gdyby była taka potrzeba. Ale może to też samooszukiwanie się? Łatwo w końcu wbić sobie coś do głowy dlatego, że coś nam się wydaje. Ale to tylko maleńka forma oszustwa. Prawdziwą sztuką było przekonanie siebie samego, że rzeczywistość jest zupełnie inna, niż naprawdę ją widzimy. Na przykład - że potrzebujemy zobaczyć kwiaty i że tylko dlatego przebyliśmy tak długą, męczącą drogę. Ale to była sztuka, a jak wiadomo - ze sztuką to delikatna sprawa. Sama w sobie była procesem kreacji, pracą umysłu, wymagała pewnego uniesienia, inaczej zamieniała się w kamień, który ciągnął nas na dno. Im bardziej się zmuszać, by na siłę z nią walczyć, tym bardziej cię męczy.
W tym krótkim zdaniu zaprezentowany został polot i jakaś kapka złośliwości, ale nie tej, która sprawiała, że chciałeś komuś zrobić kuku, tylko tej samej, która sprawiała, że chłopcy ciągnęli dziewczyny za kucyki w młodości. Tak i ona teraz pociągnęła ciebie za słówko. U niektórych potrafiło być to naprawdę męczące. Kiedy trzeba było zważać na każde słowo, uważać na wszystko, co się powie i jak się skonstruuje. A ty tyle nad tym nie myślałeś. Może i było ci obce paplanie wszystkiego, co ślina na język przyniesie, ale zdecydowanie nie należałeś też do osób, które aż tak ważą każde pojedyncze słówko. Chciałeś już powiedzieć "więc pytam", ale właściwie Reiya sama kontynuowała, zanim dobrze się za to zabrałeś. Bo tak, trochę się uśmiechnąłeś, bo tak na dobrą sprawę zwrot "czy mogę zadać pytanie" był po prostu absurdalny w swojej konstrukcji. Ale tak jakoś... wszedł w krew. Nie samopas, nie, ale właśnie w takim zestawieniu, w jakim to zaprezentowałeś. Więc i wyszło, rzeczywiście, trochę nieściśle. Pytać można zawsze, co innego, czy się odpowiedź dostanie, prawda?
Nie pamiętałeś za dobrze drogi z Konohy do Kraju Wiśni. Nie pamiętałeś też za dobrze miejsc, które zostały odwiedzone po drodze. Nie to, że nie pamiętałeś niczego - po prostu będąc dzieckiem, kiedy świat wydawał się naprawdę strasznym miejscem, łatwo przegapić szczegóły, które powinny wbić się w pamięć. Ale wiele obrazów zapisało się w twojej głowie. Wrażeń. Emocji. Strachu. Jak w wielu ludziach, którzy żyli w tych niespokojnych czasach. Miałeś szczerą nadzieję, że ta wioska utrzyma się długo i że przez wiele lat będzie w niej właśnie tak bezpiecznie, słodko i beztrosko. Bo niemal tak tutaj było - beztrosko. Pewnie tak mogło być, kiedy miało się w swoich rękach taką moc, było się geniuszem, a nadal pełniło się rolę Genina. Jak widać czasami łatwo ukryć szlachetne kamienie wśród kłosów traw. Albo płatków wiśni. Więc tak, kierunek znał i domyślał więc, co to była za droga i jaka mogła być. Jak słusznie zostało zauważone... tak na dobrą sprawę dróg nie było wiele.
- Założę, że mogę już pytać... - Uśmiechnąłeś się trochę niepewnie w jej kierunku, a trochę zapożyczając ten żart, który tutaj padł. Tą zaczepkę. Przy tym kontakcie, jaki się teraz wywiązał, obawiałeś się ją urazić. Ale w gruncie rzeczy bardziej się obawiałeś, że to się gdzieś po drodze obróci przeciwko tobie. Że wilk wyczuje owczą krew i będzie chciał wbić w skórę zęby. Bo w sumie... naprawdę miło się rozmawiało. - Podobał ci się? Kraj Wieczoru. - Jedni kochali rozległe piaski, inni kochali się w deszczu, jeszcze inni lubili kwieciste doliny, a jeszcze inni chcieli tylko małą wyspę i morze dookoła. Ludzie byli przeróżni i dlatego tacy ciekawi i inspirujący. Czasami kiedy słuchałeś opowieści to samemu czułeś, że chcesz żyć. Wszystko wydało się takie piękne, miłe, takie na wyciągnięcie ręki. Marzenia i ambicje ludzkie były... czymś wspaniałym. Czymś, co zupełnie przekraczało pojęcie czasu, człowieka... wieczności.
Po kroku człowieka, jego postawie, jego zachowaniu przy najbardziej prostych czynnościach można było naprawdę wiele wywnioskować i powiedzieć. Swój swego rozpozna. I tak teraz, kiedy zaczęli już iść, stracił jakiekolwiek wątpliwości. Zwykły człowiek się po prostu tak nie poruszał. Czy go to uspokoiło? Owszem. Niewiedza potrafiła być straszna, bo to właśnie ona budowała pewien stopień niepewności. Kiedy wiesz, z kim masz do czynienia, gdy sprawa jest bardziej jasna i klarowna to nagle ma się jakieś pewniejszy grunt pod nogami. Chyba chodziło o to, że człowiek naturalnie miał odpowiedzi na pewne zachowania drugiej strony. Shijima naprawdę nie lubił przemocy. Ostra broń, krew... a to tylko początek całej ścieżki. Był bardziej wytrzymały psychicznie i twardy, niż właśnie na pierwszy rzut oka się wydawało. Natomiast Reyia wydawała się jedną z tych jednostek, które słówka ci nie pisną nawet przy najbardziej okrutnych torturach. Ale kiedy zajrzało się w jej oczy to wcale nie miało się już wrażenia trzaskającego ognia w kamiennym piecu.
- Zabrzmiało prawie jak zabawa w ganianego. - Zażartowałeś łagodnie z tym "masz mnie". A zupełnie nie o to ci chodziło, nie chciałeś tutaj udowadniać swoich racji, bo może się myliłeś? Może to wszystko nie tak? Ale... po prostu tak uważałeś. Nie wszyscy ludzie zasługiwali na pobłażliwość, oj nie. Niektórzy zasługiwali tylko na to, by... by co? Ciężko było znaleźć w sobie samym złożyczenie, gdy nie nosiło się w sercu gniewu. Gdy wszystkie emocje były miałkie, pływające, unoszące się w powietrzu jak gęsta mgła. - Nie jest tragedią popełnić błąd - tragedią jest popełnić błąd i nie wyciągnąć z niego nauki na przyszłość. - Ponieważ nie ma istot nieomylnych, a jeśli są to... Shijima o nich nie słyszał. Wszyscy wodzeni są na pokuszenia i na ułomności własnego umysłu i charakteru. - Brzmisz, jakby to było dla ciebie bardzo ważne. Ta jedna pomyłka. Przeszkadza ci czas... stracony czas?
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Hokori Reiya
Posty: 42
Rejestracja: 15 lut 2022, 1:00
Ranga: Muryō no ninja
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Punkty Bonusowe:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

To pociągnięcie za słówko absolutnie nie miało być złośliwe, czy kpiące – ot, taki już pannica miała charakter. Jak to mówią, kto się czubi ten się lubi, a Shijima był… Sympatyczny. Nie to, żeby znała tutaj wiele ludzi… Znaczy pewnie w Sakuragakure był ktoś z jej przeszłości, nie wierzyła, że nikt z Iwagakure się tutaj nie wybrał. Natomiast Shijima po prostu sprawiał dobre wrażenie. Może tym, że był taki… grzeczny. Taki cichutki? Reiya lubiła spokojnych ludzi – byli tym, czego brakowało jej; no i uspokajali ją, bo przy takich osobach jej wybuchowa natura nie brała góry, co bywało i dla niej męczące. Czarnowłosy był też najnormalniej w świecie miły, nawet jeśli mówił trochę jak poeta, tymi swoimi metaforami. Rozumiała je, oczywiście, nie była tępym osiłkiem z mieczem u boku. Sama raczej nie była z tych, którzy używają tak kwiecistych wyrażeń czy zawoalowanych porównań, ale jej brat był. Kochał książki – a Reiya tylko kręciła na to głową, kiedy tamten zaczytywał się w kolejnych i kolejnych. Teraz też zresztą uśmiechnęła się pod nosem może trochę bez powodu, do tych wspomnień, które nawiedzały ją pod smutną, uśpioną zimą sakurą – odrobinkę to rozjaśniło bladą twarz.
Nie zapytała skąd on tutaj przybył. Padłaby pewnie odpowiedź, że z Kraju Bananów, który był pierwszym, do jakiego się wchodziło ze Starego Kontynentu, a poza tym graniczył z Sakura no Kuni. Rozumiała aż za dobrze chęć ukrycia informacji o sobie, zwłaszcza po tej okropnej wojnie… Wszyscy byli w nią wmieszani i równie dobrze jeszcze kilka miesięcy temu mogli stać po przeciwnych stronach barykady. Mógł być jedną z osób, które zabiły kogoś z jego rodziny, albo ona mogła zrobić to samo. Nie z chęci mordu, tylko na rozkaz, bo to przecież robili ninja. I tak wyglądały wojny, ktoś dawał rozkaz i… Ale Hokori dość miała wojen. Dość miała strat. Dość miała wielu rzeczy. Dlatego nie przedstawiła się z nazwiska, nawet jeśli i tak podałaby nieprawdziwe, nie zapytała o jego rodzinę, nie pytała skąd przybył. Takich pytań nie zadaje się komuś, kto po prostu zagadał na ulicy i był tak miły, by odprowadzić do jakiejś sensownej karczmy, gdzie można się w ogóle zatrzymać.
Uśmiechnęła się szerzej, i nawet cicho zaśmiała, kiedy Shijima z taką… niepewnością powiedział, że założy, że może pytać. Jasne, że mógł. Co najwyżej nie dostanie odpowiedzi, jeśli kobieta nie będzie chciała odpowiedzieć. Ale co złego było w pytaniu, nawet obcych? Jeśli chciałeś coś wiedzieć – należało zadać pytanie, właśnie tak.
- To całkiem ładne miejsce. Tylko wyjątkowo małe. Bez porównania z tymi kolosami, które są dookoła – właściwie to wielkością przypominał jej Ame no Kuni. - Nie powiem za dużo, bo byłam tam zbyt krótko. Wiesz, za bardzo chciałam zobaczyć te wiśnie. Wymyśliłam sobie, że je zobaczę i trochę się rzuciłam na złamanie karku, bez głębszego przemyślenia sytuacji – Shijima był obcy, raczej nie powinna mu tego mówić. Ale była sobą zażenowana, chciała się wybielić i… To prawda, że winny się tłumaczy.
Stąpała lekko, cicho, jak każdy ninja powinien. Nie zastanawiała się nad tym zanadto, to weszło jej w krew po latach treningu – ale Shijima w swoim poruszaniu się był taki sam. I pasował do tego, jak delikatny i chichy był. Tyle, że Reiya od początku brała go za ninja, a to z prostego powodu: bo była w wiosce ninja. Nie to, że żyli tutaj tylko shinobi, nie, ale można było spokojnie założyć, że większość z nich tym właśnie była.
- No, swoje nauki już wyciągnęłam. Brzmią one tak: jak następnym razem będę chciała zobaczyć kwitnącą sakurę, to mam to zrobić pod koniec marca, a nie w połowie lutego – roześmiała się znowu, nie chcąc, by to wszystko brzmiało tak poważnie. Dosyć miała tego całego „poważnie”. Zresztą… Po części to też była prawda – nawet jeśli sobie teraz żartowała, a Shijima był po prostu… wdzięcznym słuchaczem znoszącym jej głupiutkie zabawy i żarciki. Tak właśnie poznawała ludzi. Lekko ich szturchała. Przy obcych zwykle była bardziej gburowata, ale jakoś czarnowłosy wyrwał ją z zamyślenia i nie zdążyła się dobrze do tego dopasować… Jakoś samo się stało, że odsunęła to na bok. - Och, nie, czasu to ja mam aż za dużo – nie zamierzała odpowiadać szczerze, tak z głębi serca. Zresztą wolała to od siebie odsunąć… tę całą prawdę. - Po prostu muszę przez to zmienić plany. Na nowo wszystko przemyśleć. Albo wrócić tu za miesiąc, a do tego czasu kręcić się gdzieś… powiedzmy, że w pobliżu, albo przeczekać tutaj ten czas. A to się wiąże chyba z tym, że będę się musiała zakręcić za jakimś zleceniem – nie kryła tego, że była kunoichi. Nie wstydziła się swojego zawodu – nawet jeśli nie przysięgła wierności żadnej z istniejących obecnie wiosek ninja; ale nie była przecież jedyną taką osobą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Niektórzy ludzie chyba tak mieli, że przywoływali wspomnienia. Samym swoim bytem sprawiali, że coś w nas odżywało. Myśleliśmy o rzeczach, miejscach i ludziach, o których nie myśleliśmy wcale przez długie miesiące, czasem nawet lata. Potem coś mówili. Zaczynali pleść swoją historię i odkrywaliśmy, kawałek po kawałku, że wpadaliśmy coraz głębiej. Cofaliśmy się jednocześnie wstecz, brnąc nieprzerwanie do przodu. Czasem były to wspomnienia złe, które kumulowały łzy w oczach, a czasem były tymi dobrymi, które przywoływały na usta uśmiech. Teraz na tych ustach czerwonowłosej niewiasty zagościł uśmiech. Rodzaj tego melancholijnego. Tego spokojnego. Tego, który przyciągał do siebie duchy przeszłości, albo raczej był wynikiem bycia odwiedzonym przez te duchy. To dobrze. To była dobra oznaka, sprawiała, że jakoś swobodniej było się tu poczuć, sprawić, żeby było tak... prosto? Nieskomplikowanie? Ten jej uśmiech był tak specyficzny, że odczułeś maleńką, cieniutką nić porozumienia, jeśli tak to w ogóle można było określić. Po prostu czuło się do kogoś o milimetr bliżej. To głównie pewnie dlatego, że był ten element pokazania prawdy, która płynie prosto z wnętrza. Taka mimika jak ta, którą właśnie pokazała czerwonowłosa stanowiła część obnażenia się. Nie była okryta żadnym udawaniem, żadnymi potrzebami czy pilnowaniem się. I może nawet wcale nie chciała tego pokazywać, może to stało się mimochodem. Ale po prostu się stało. Starałeś się nie wpatrywać w nią w tej chwili jakoś intensywnie czy nachalnie, żeby tego źle nie odebrała, ale ten jej uśmiech po prostu przyciągał spojrzenie, bo sprawiał, że tobie też się robiło milej. Że sam aż się uśmiechnąłeś razem z nią, chociaż nie miałeś pojęcia, do jakich duchów ona śle ten uśmiech albo do którego wymiaru, w którym zapisała wspomnienia.
Te uśmiechy i miła atmosfera mogły zostać błyskawicznie zabite. Atmosfera, która nawet topiła śnieg, który chyba na razie nie planował rozgościć się na ulicach, ale już zaczynał osiadać na dachach budynków i gołych patykach drzew. Tych okolonych igłami również. Wystarczyło złe pytanie. Albo zła odpowiedź. Wystarczyło pomyśleć, że ta osoba kiedyś skrzywdziła twoich bliskich. Albo jej rodzina to zrobiła. W tych czasach lubili powtarzać, niektórzy idealiści, że czyny przodków nie mają znaczenia i nie powinny mieć wpływu na naszą rzeczywistość. Na to, co robisz ty i jak jesteś postrzegany. Ale to kłamstwo. Pojedyncze jednostki potrafiły się tak od tego zdystansować, ale wymagało to siły charakteru, ułożonego światopoglądu. Czegoś, czego Shijima nie posiadał. Może nie tyle, że wcale, ale posiadał to w szczątkowych i bardzo porozbijanych ilościach. Brakowało mu pewności siebie - po prostu. A ta istniała tylko dlatego, że ktoś mu wcisnął odznakę Genina i dostrzegł go w całym tym syfie i burdelu, jaki był wokół.
- Rzeczy małe często wydają się kruche. - A to, co kruche, często budziło emocje, którą była potrzeba obrony tej kruchości. Zupełnie inaczej miało się to w przypadku krain. W przypadku całych państw. Zwłaszcza, że w tym świecie małe państwo i mała wioska wcale nie oznaczało, że jest bezbronna, albo że jest przez to słaba. Małe twory potrafiły zadziwiać. Ponieważ miały pełen powód do tego, żeby ciągle się zbroić i żeby uważać na to, co się dzieje. Bo jeśli nie będą trzymały odpowiedniego poziomu to zanim dobrze się obejrzą zostaną pożarte przez kolosy, o których Reiya wskazała. Nie było dziwnym, że Shijima myślał tymi kategoriami, bo chociaż teraz sytuacja wydawała się stabilna, bo był to jedynie pozór. Świat nie był stabilny - daleko mu było do tego. Zmierzał ku wszystkiemu, co jest jakimś pomieszaniem, drżeniem i... nie, stop. Nie zmierzał. On już był w tym punkcie. I potrzebował rąk, które ukoją to drżenie. Które pomogą Ziemi się uspokoić, a ludzkim sercom przyniosą ukojenie. - Podobno niecierpliwość człowieka bierze się z odkrycia własnej śmiertelności. Nawet jeśli to odkrycie jest całkowicie podświadome. - Człowiek się śpieszył i chciał wszystko na już, ponieważ ten czas, który się dłużył czy nieznośnie przyśpieszał, był kruchy, uciekał, przeciekał przez palce. Tym mocniej zdawaliśmy sobie z tego sprawę, im częściej myśleliśmy o powodzie, dla którego biegniemy nieustannie w przód. Daleko mu było do myślenia o swojej towarzyszce jako o nieodpowiedzialnej, o winnej, czy... w ogóle w jakimkolwiek negatywie. Tak jak mówił - dla niego to było zwykłe niedopatrzenie, nawet urocze, bo takie pełne życia, pełne chęci, żeby czegoś doświadczyć. Łatwo wtedy zapomnieć o szczegółach. Dlatego, tak jak mówił - gdyby miał z takiej perspektywy oceniać ludzi pewnie wielu trafiłoby do podobnego worka. A sam wcale nie był wielkim znawcą roślin.
Nie, w swoim poruszaniu się Shijima był podobny do Reiyi, ale nie taki sam. Poruszali się w podobnie lekki sposób. Pełnym gracji. Choć po naszym Zero spodziewać by się raczej można było żołnierskiego i twardego kroku. Takiego przynajmniej spodziewał się sam Shijima - i się go nie doczekał. Różnica polegała na tym, że kroki Shijimy były po prostu bezszelestne. Jakby w ogóle nie dotykał ziemi. Był duchem, którego istnienie było jedynie pomyłką w kodzie świata. A przecież, siłą rzeczy, czasem otarły się o siebie ich ramiona, kiedy szli obok siebie, pod jedną parasolką. Niecelowe, przypadkowe, na które sam mężczyzna zwracał uwagę, ale nie były one takie przeszkadzające czy wadzące. Były tym marginesem, na który oboje się pisali, decydując się trochę ochronić przed padającym śniegiem.
- Sadownicy będą niedługo za tobą podążali zazdrosnymi oczami. - Uśmiechnął się, dokładając swoje trzy grosze do tego żartu. Tak jak ona lubiła osoby spokojne, tak on lubił osoby wyraziste. Które wprowadzały trochę zamieszania do tego świata, od których można się było trochę ogrzać i które swoimi pomysłami, czynami i słowami cię po prostu rozruszały. Chociaż trochę. Bez takich osób chyba stałby ciągle w miejscu. Ach, no przecież... - To miejsce wydaje się wetknięte w głęboki sen... - Spojrzałeś na wioskę. Przekroczyliście już bramę i szliście między ślicznymi domkami. Nie było zbyt wielu osób na zewnątrz. Przez pogodę ludzie pochowali się w domach, nic dziwnego. W nich za to widać było światło i nie raz, nie dwa poruszające się sylwetki. Wszystko było naprawdę senne. A ta senność była jak kołysanka. Tak zdrowa, bo pozwalała ukoić skołatane serce, jak niekoniecznie pozytywnie wpływająca na przypadłość Kuramy. - ... ale w jego półcieniach tkwi wystarczająco problemów, by nie brakowało pracy dla ninja. - Przesunąłeś wzrokiem na jedną z mijanych uliczek, jakby zaraz miał się tam pojawić demon, który swoimi żądnymi oczami wypatruje potencjalnej ofiary. I to nie miałeś być ty, o nie. I sądząc po postawie Reiyi to raczej nie miała być też ona. - Mam nadzieję, że to nie będzie zbyt śmiałe z mojej strony, ale... - Zawahał się nieco, uciekając na moment czarnymi oczyma w bok, zanim znów nimi wrócił do kobiety. Z takim przepraszającym uśmiechem. Chyba za tą właśnie "śmiałość". - ... zamierzam jutro udać się po misję dotyczącą pewnej delikatnej dla Sakury sprawy. Słyszałem, że zaczynają znikać ludzie... - Znowu na moment się zawiesił. Ludzie byli i nagle... ich nie było. Straszne. Niewyobrażalne, co musiały odczuwać rodziny zaginionych. - Nie jestem jednak zbyt wybitnym wojownikiem... - Przymknąłeś oczy w trochę zawstydzonym uśmiechu. - Więc, jeśli nie masz żadnych planów na dzień jutrzejszy mogę cię zaprosić na wycieczkę do siedziby władzy. Zdaje się, że powinnaś się tak czy siak zgłosić. - Zgłosić swoją obecność, że jest, że nie jest żadnym człowiekiem-problemem i problemów kumulować tu nie zamierza.
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Hokori Reiya
Posty: 42
Rejestracja: 15 lut 2022, 1:00
Ranga: Muryō no ninja
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Punkty Bonusowe:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

To nie była kwestia osoby, no a przynajmniej nie w tym przypadku, a zwyczajnie jego sposób bycia. To jak się wysławiał, co mówił. Ogólnie to nie był podobny do jej brata, a już na pewno nie z wyglądu – tylko ta jedna rzecz, sposób mówienia. Ale tyle wystarczyło w tym momencie, żeby przenieść się myślami do starych, innych lepszych czasów. Nikt nie powiedział, że te przyszłe nie będą dobre – przecież po burzy musi w końcu wyjść słońce i ciągle źle być też nie może. Musiał natomiast minąć czas, serce musiało się przyzwyczaić do pewnych zmian, strat i otworzyć się na nowe rzeczy. Na to wszystko zwyczajnie potrzeba było czasu, ale też trzeba było przebyć pewną żałobę – pozwolić sobie na nią. Reiya… Z całych sił próbowała trzymać się w kupie, bojąc się, że w innym wypadku rozsypie się na kawałki. Póki co jednak ten jej niekontrolowany uśmiech jakoś się utrzymywał i był zdecydowanie szczery. Zdecydowanie nieplanowany.
Po prostu wolała nie myśleć o wojnie i o tym, że każdy, kogo napotka, mógł być wrogiem. Starała się nie wychylać, nie za bardzo przynajmniej, bo każdy mógłby jej śmierci, ale nie popadła jeszcze w paranoję. Musiałaby zacząć się bać własnego cienia, a nie czarujmy się, większość ludzi była zwyczajnie zmęczona tym, co się stało. I dlatego powstały te wioski. Dlatego starali się zacząć nowe życie, w takim albo innym stylu. W Sakuragakure… próbowali sobie zaufać. Próbowali wyjść ponad podziały i jakoś… Przynajmniej chwilowo to działało. Pytanie tylko jak długo?
- Bo ja wiem… Małe pieski szczekają najgłośniej – roześmiała się, cytując popularne powiedzenie i coś w tym było. Trzeba było pokazać, że jest się kimś, że nie warto robić krzywdy, bo się, hehe, odgryzie. To był instynkt. Tak to po prostu działało. I krajów też to trochę dotyczyły, bo przynajmniej w teorii, im większa powierzchnia tym więcej mieszkańców. A skoro mieszkańców więcej, to powinno być też stosunkowo więcej ewentualnego wojska gotowego zrobić wjazd na chatę mniejszemu państwkowi. Oczywiście, to była tylko bardzo uproszczona teoria. - Moja niecierpliwość bierze się raczej z tego, że jak mi coś wpadnie do głowy, to chcę to koniecznie zrobić, zobaczyć, póki mi nie minie zapał – odpowiedziała z rozbrajającą szczerością, uśmiechając się półgębkiem, bardzo spłycając zdanie na własny temat. Nie składała się tylko z zachcianek i słomianego zapału, ale tak łatwiej było odsunąć prawdziwy powód tego, dlaczego koniecznie chciała właśnie teraz zobaczyć te cholerne kwiatki. Aczkolwiek coś było w tym, o czym powiedział Shijima. Nie przyznała tego na głos, natomiast dawało do myślenia. Więc… czyli miała do czynienia z myślicielem, filozofem, poetą. Delikatną duszyczką. Delikatną tak jak i z wyglądu – taki się przynajmniej wydawał. Również z tym swoim delikatniutkim chodem i cichuteńkim stąpaniem – gdyby nie to, że szedł obok niej… to by go nie słyszała. A tak… Nawet się nie skupiła na tym, że go praktycznie nie słyszy, bo choć sama stąpała leciutko, to jednak zmęczenie wdawało się we znaki i niektóre z jej kroków były trochę głośniejsze od innych.
- To chyba przez zimę – skomentowała. Nie bardzo wiedziała o co mu chodziło z tymi zazdrosnymi sadownikami, natomiast miała swoją teorię na to, dlaczego to miejsce się wydawało takie senne. Przez zimę, szarość i ogólny smutek natury – ale to było zupełnie normalne zważywszy, że o tej porze roku w Sakurze jednak padał śnieg. Kraj Wiatru też wydawał się senny w czasami swojej świetności, ale to przez monotonię krajobrazu i tego, ze w słoneczku miło się wygrzewać (chociaż nie w tak gorącym słoneczku jak tam, ale zamysł jest chyba zrozumiały?). - Chyba nie ma miejsca, gdzie nie ma problemów i gdzie nie potrzebują pomocy ninja – chyba, że jest się hipokrytami. Tego już jednak nie powiedziała na głos, ale oczywiście pomyślała o rodzinnej Iwie, gdzie ninja nie byli już mile widziani. Mieli za to swoich samurajów, niech ich cholera też weźmie.
Spojrzała na niego lekko zdziwiona, unosząc odrobinę brwi, które schowały się teraz już całkiem pod grzywką. Co miałoby być zbyt śmiałe? Shijima nie wyglądał na ani trochę śmiałego, więc nawet nie wiedziała czego się teraz po nim spodziewać. A potem zaczął gadać o jakichś… problemach i kobieta aż się zatrzymała, przekrzywiając głowę na bok, zastanawiając się do czego zmierza. Zrozumiała już jednak, że „śmiałe” w wykonaniu Shijimy to jest coś absolutnie innego, niż „śmiałe” według większości facetów. W końcu jednak wydusił z siebie o co mu chodzi, a Reiya miała wrażenie, że sporo go to kosztowało. Przyznanie się do tego, że nie jest wybitnym wojakiem, że w Sakurze jest jakiś problem, z którym chciałby zaradzić, ale… nie powiedział tego na głos, ale pomiędzy słowami wynikało z tego, że bał się iść sam. Skoro znikali ludzie, może bał się, że też zniknie. A co Reiya miała na to powiedzieć? No. Nie miała nic do roboty – to był akurat fakt. No – powinna się pokazać, że nie ma złych zamiarów i odebrać jakieś zlecenie, jeśli faktycznie chciała tu poczekać na zakwitnięcie sakury. A co do zlecenia… Wszystko jej było jedno jakie to zadanie. Tak długo jak nie musiała zabijać dzieci, tak było okej.
- Innymi słowy zapraszasz mnie, żebym poszła z tobą i pilnowała, żebyś też nie zniknął, tak? – uprościła to do jednego zdania, ale uśmiechnęła się do niego. - A co się dzieje? Co to znaczy, że ludzie zaczynają znikać? Nie słyszałam o tym… - ale o cyzm niby słyszała, co? Na pewno nie o tym, że sakury teraz nie kwitną, więc to nie był wyznacznik niczego. I nie to usiłowała zasugerować.
Ostatnio zmieniony 22 lut 2022, 17:19 przez Hokori Reiya, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Zachować spokój to czasem zanurzyć się w kłamstwach. Powtarzać sobie właśnie, że będzie dobrze. Albo nie mówić nic. Miast zmierzyć się z demonem pozwolić mu, żeby był, ale gdzieś daleko, daleko za tobą. Jaka szkoda, że nie wystarczy wyjechać o dziesięć kilometrów, żeby stracić go z pola widzenia za drzewami. Tak to nie działało - bo demon też nigdy nie stał w miejscu. On ewoluował. Zupełnie jakbyś na drodze za swoimi plecami zostawiali ziarna, a on był naprawdę chudym ptakiem, który z każdym kolejnym kęsem stawał się coraz bardziej tłusty. Przez to wcale nie bardziej leniwy i nie mniej ruchliwy. Im więcej żarł tym bardziej zdawał się przyśpieszać. Reiya znała to z pierwszej ręki - w końcu cała ta podróż, koniec końców, niezależnie od widzi-mi-się, niezależnie od chęci, planów i pragnień była właśnie ucieczką. Shijima wiedział o tej ucieczce tyle co nic i nie podejrzewał nawet w najśmielszych przypuszczeniach, że kojarzył jej się dobrze - bo z bratem. Bo z czasami poza wojną, kiedy życie nie było takie trudne i takie brutalne. Kiedy walka o to życie nie oznaczała wariactwa i powiedzenie, że pragnie się jedynie jednego - przetrwać - nabierało zupełnie innego znaczenia. Nie wiedział też, co znaczy uśmiech. I nie wiedział, co kryje się za pustymi oczami. Ale wiedział, że równie jak ona, tak i on był zmęczony. Tą klęską, jaką wojna za sobą zostawiała. Popiołami, którymi był pokryty w całości, którymi został natarty i które coś w nim zmieniły. Jak chyba we wszystkich. To nie było przypadkowe popołudnie z wypadkiem, jakie zdarzają się niestety często. To nie było pojedyncze morderstwo. To była globalna klęska. Oto więc i Nowy Świat. Tętniący życiem, zapraszający do siebie perspektywami czegoś nowego. Czegoś bardziej sprawiedliwego. Choć między nimi nie zostało to powiedziane wprost, to rozumieli, że rozmowy o wojnie męczą, bo targają te złe wspomnienia. Dlatego niektóre zdania wypowiadane były tak a nie inaczej. Dlatego niektóre pytania w ogóle nie padały. Jeśli pytasz - musisz być gotowy na usłyszenie odpowiedzi. Dlatego czasem lepiej nie pytać. Naprawdę. Niewiedza sprawiała, że człowiek lepiej spał.
- Kiedy świat ich nie widzi, musi chociaż słyszeć. - Uśmiechnąłeś się rozbawiony tym komentarzem o pieskach, co szczekają najgłośniej. Śmieszne - bo prawdziwe. Reiya zdecydowanie nie była mała, bo od razu wziąłeś pod uwagę, że może wypomina to też samej sobie. Bardzo dużo jak dotąd było tego w ich rozmowie - to, jak kobieta samą siebie trzepała fantomowym (hehe) palcem po głowie. Albo przed nosem - machała nim, żeby samej sobie mówić: "nu, nu, nu! Niemądra Reiya!". Sporo było w jej słowach nacechowania samokrytyki, tłumaczenia. Nie wiedziałeś, czy chce się wytłumaczyć przed tobą (bo nie uważałeś, że jest się w ogóle z czego tłumaczyć), czy może sięgało to nieco dalej i przede wszystkim chciała to wyjaśnić sobie samej. Tak, tak, winny się tłumaczy. Była tu wina, ale czy zasługiwała na tyle uwagi? Dla niej to było najwyraźniej ważne, dlatego nie chciał tego lekceważyć mówiąc, że nic się nie stało. Dla niej się ewidentnie stało. Dlaczego więc miałby temu ujmować? Za to chciałeś, żeby wiedziała, że z twojej perspektywy nie jest to żaden negatyw. Że to takie ludzkie i że nie było w tym zupełnie niczego złego. Natomiast przy okazji zacząłeś się zastanawiać, czy ona zawsze jest tak krytycznie nastawiona do swoich błędów. Czy wszystko w jej życiu było nacachowane silnie, intensywnie i nie było za wiele miejsca na błędy w tym wachlarzu doznań. - Czy to właśnie żywe i gorące pragnienie nie jest tożsame z życiem? - Zawsze tak to widziałeś. Rozjaśnione, ludzkie wnętrza - oto definicja prawdziwego życia. Nie rutyna, co zabijała, z której nie czerpało się przyjemności a tylko pozostawał przymus. Rób tak a tak, bo jak się nie będziesz tak zachowywać to skończysz marnie. Marność nad marnościami - nie było już o tym czasem wspominane? To, że czegoś pragniesz... - Ludzkie pragnienia są siłą, żeby zmieniać świat. I najpiękniejszą definicją człowieka z jego marzeniami, snami i ambicjami. - Więc i właśnie łączą się z tym, że niecierpliwość wynikała z tego, co powiedziała - nie chcesz tego stracić, nie chcesz, by to życie w najbardziej płomiennej formie przeminęło. Więc biegniesz. Już i teraz, żeby to dostać, zanim zgaśnie płomień. Dla ciebie były to tożsame rzeczy - tylko inaczej ujęte. Scentrowane, gdy ty obejmowałeś większą perspektywę. Jedna szafka w całej gablocie.
Oj tak, zima była leniwa i była senna. Zima sprawiała, że łatwo było zasnąć i zgubić znaczenie tego, dlaczego jeszcze jesteś. Wszystko zakopane było pod śniegiem, a człowiek dawał się mamić jego pięknu. Pięknu płatków, które lśniły jak diamenty w promieniach słońca. Tylko że tutaj śniegu teraz nie było i pozostawało to, co brzydkie... lub to, co bystre oczy wypatrzą. Na przykład nieśmiałe przebiśniegi w całym tym brudzie. Skinąłeś głową twierdząco, zgadzając się z tym - że to właśnie Pani Zima sprowadziła na nich to uczucie. A na to, że chyba nie ma takiego miejsca, gdzie pomocy ninja nie potrzebują tylko łagodnie się uśmiechnąłeś. Cóż tu było do dopowiedzenia? Temat gdzieś delikatnie muskał wszystko to, o czym mówić niekoniecznie chciałeś. O tym, co mogło rozdrapać pewne doznania, o ciężar przeszłości i ciężar przyszłości, jaki tacy jak ona czy on nieśli na swoich ramionach. Starszyzna zostawiła im spuściznę, którą teraz należało dźwigać. Mniej czy bardziej godnie.
Bał się zniknięcia. Bał się, że ten popiół pokrywający jego skórę stanie się popiołem prawdziwym. Nie bał się Śmierci w jej pełnym stanie, ale to wcale nie znaczyło, że nie było w nim woli przeżycia. A rozpłynięcie się w powietrzu brzmiało... strasznie. Doskonale wiedział, że nie było tu nikogo, kto by go specjalnie szukał. Albo gdyby umarł to zabrakłoby łez i świeżych kwiatów na jego grobie. To nic. Trudno. Jednak... zniknąć? Dać się pochłonąć przez niebyt? To było coś zupełnie innego niż śmierć. Ale to chyba właśnie ten problem, co? Ta niewiedza. Bo co - kiedy wiesz, że umrzesz od utopienia będzie ci lepiej? Ach, widzisz... z Shijimy był już taki twór, że odpowiedź brzmiałaby... tak. Wtedy mógłby podejść do tego ze spokojem. Ze smutkiem, że musi się z tym wszystkim pożegnać, ale ze spokojem. A ta sprawa wcale spokojem nie napawała. Ale nie do końca o to chodziło w jego wywodzie. Bo doskonale wiedział, że ma kruche ciało, chorowite, ale jego umysł był stalą, kiedy była taka potrzeba. I nie było żartów, kiedy sięgał po umysły innych ludzi. Natomiast chciał stworzyć dla kobiety zwykły pretekst, by po pierwsze pojawiła się w siedziby władzy. Chciał mieć w pewnym sensie pewność, że to nie jest nieznajoma, która chce sprowadzać problemy, a łatwiej zawsze ninja kontrolować, kiedy ich obecność jest jawna i zarejestrowana. Po drugie chciał jej pomóc. Po trzecie... trzecie dopiero było to, że mając KOGOŚ ze sobą było mu łatwiej się poruszyć. Bo gdyby miał się sam tego podjąć pewnie obserwowałby to, co się dzieje z boku - jak zawsze - aż sprawa by się zakończyła w końcu... w jakiś sposób. Niekoniecznie z jego udziałem.
- Można tak powiedzieć. - Uśmiechnąłeś się ciepło, zamykając oczy. Co za urocza, młoda kobieta. Taka bezpośrednia. Robiła przy tym taką minę, jakby cały ten proces był błyskawicą w jej mózgu i wyciągała co mogła z jego skleconych zdań. Ale właściwie kiedy to powiedziała to właśnie to sobie uświadomiłeś - że rzeczywiście wizja zniknięcia jest... straszna. Choć to nie było powodem do braku poruszenia się czy wstrzymanie przed podjęciem działania. Problemem był twój charakter. Tylko tyle i aż tyle.
Zatrzymałeś się przed Złotym Żurawiem i otworzyłeś przed kobietą drzwi. Dopiero potem wszedłeś do środka, zamykając na zewnątrz parasolkę. W środku pustki nie było, oj nie. Ale też nie było pełno osób. Pojedyncze stoliki były zajęte, to i nie było problemem, żebyś powędrował za czerwonowłosą do wybranego przez nią miejsca. Ściągnąłeś sam z siebie ciepłą skórę, żeby zostawić ją na wieszaku i nawet sięgnąłeś ręką po płaszcz Reiyi, żeby go również zawiesić, nim zajęliście miejsce.
- Dosłownie to, że znikają. Normalnie funkcjonują i drugiego dnia ślad po nich ginie wszelaki. Nie jestem w stanie ci opowiedzieć o szczegółach. Nie byłem nawet przekonany, czy ktoś mojej rangi powinien się tym interesować.
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Hokori Reiya
Posty: 42
Rejestracja: 15 lut 2022, 1:00
Ranga: Muryō no ninja
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Punkty Bonusowe:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Nie, nie była mała, ale nie była też wielka – a nawet Shijima był od niej wyższy. Tylko jakoś, patrząc na tę dwójkę z boku, można było odnieść wrażenie (i w sumie całkiem słuszne), że mężczyzna będzie sobie stał z tyłu, a ona rzuci się komuś do gardła, jeśli coś jej się nie spodoba. Była waleczna, temperamentna, wybuchowa – wszystko po czym czujesz, że żyjesz, bo emocje przepływają przez głowę człowieka jak w kalejdoskopie i są takie żywe. Ona była żywa – a na pewno powierzchownie, bo wewnątrz toczyła sama ze sobą walkę. Tak, chciała żyć i to jak najdłużej. Każdy chciał (prawie każdy). Samą siebie za to rugała po to, żeby następnym razem ruszyła tą cholerną, rudą głową i tak nie wtopiła; to było przypomnienie, że teraz to było nic, ale następnym razem mogłoby to być coś większego, coś dużo bardziej wartościowego, niż tylko jej zmarnowany czas. A może nie będzie tak źle? Może tego czasu aż tak bardzo jednak nie zmarnuje będąc tutaj dłużej?
- To zależy co się rozumie przez „życie”. Definicję dosłowną, czy metaforyczną – ale doskonale wiedziała, że chodzi mu o to drugie. O życie duszy. O życie, a nie tylko egzystencję na tym smutnym świecie. Nowy Kontynent był jednak pełen nadziei.
Też nie chciałaby zniknąć, dlatego kurczowo trzymała się życia, tego wszystkiego co miała, a przecież dużo prościej byłoby się po prostu położyć i zasnąć. Obrócić się w pył. Każdego to w końcu czeka, ale to nie miał być ten dzień. Reiya poprzysięgła sobie, że przeżyje, że pokaże jeszcze temu światu na co ją stać. Że być może jeszcze kiedyś usłyszą o nazwisku, które po wojnie zostało prawie że zapomniane – bo zniknęło, wybite niemalże co do nogi. Niemalże. Została ich przecież tylko mała garstka… A takie nagłe zniknięcia… Nie była paranoiczką, ale nie musiała być – na Hokori już kiedyś polowano, może nadal to robili? Póki jeszcze żyli, póki ktoś z nich dychał… Cokolwiek się tutaj nie działo – warto było zasięgnąć języka i dowiedzieć się więcej, choćby po to, by mieć pewność, że samemu jest się bezpiecznym, że to nie chodzi na przykład o takich jak ona. Powodów, dla którego znikali ludzie, mogło być w końcu sporo.
W końcu dotarli do karczmy, a Reiya rozejrzała się przed wejściem, odrobinkę przeciągając moment, w którym Shijima trzymał dla niej uchylone drzwi. Chciała przeczytać szyld, zapamiętać gdzie jest, by mieć jakiś punkt wyjściowy. W końcu jednak weszła, pozwalając, by Shijima nie stał tak i by mógł się w końcu ogrzać w środku. A wewnątrz było… przytulnie. Miło. Czyli coś, na co liczyła i miała niadzieję, ale różnie mogło być. Odetchnęła nawet cicho z ulgą, po czym ściągnęła swój płaszcz, pozwalając, by dobrze wychowany mężczyzna mógł go odwiesić za nią, a sama… poszła przed siebie, lawirując zgrabnie pomiędzy stolikami. Teraz, bez płaszcza, można było zobaczyć nieco więcej – jaką ma figurę. Proste plecy, zgrabną kibić widoczną spod warstwy ubrań, spodnie układające się na biodrach, koszulę na klatce piersiowej. Ubrana była w ciemne brązy, a miecz w saya wzięła ze sobą. Miała też większą torbę. Długi warkocz odrzuciła na plecy. Ramiona miała wąskie, ale było widać delikatny zarys mięśni – ten mieczyk to nie był tylko na pokaz.
- I nie boisz się, że jakaś obca może zniknąć ciebie? – zapytała go w końcu, kiedy już siadła do wybranego przez siebie stolika gdzieś w kącie, a on do niej dołączył. Przekrzywiła odrobinę głowę, znowu. Tak, była bezpośrednia, nawet czasami za bardzo, ale wolała mieć pewność. Przecież tutaj chodziło również o nią. - Znaczy, nie zrozum mnie źle. Nie mam powodu, by robić ci krzywdę. Ale nie znasz mnie, dopiero co tutaj przyszłam – a ja nie znam ciebie, chociaż wydajesz się być milutki i nieszkodliwy, ale pozory mogły mylić. - Nie masz tutaj nikogo, komu zaufałbyś na tyle, by z tobą poszedł i pilnował twoich pleców? – jeśli nie miał… to było to bardzo smutne. Żyć w miejscu, które ma być szansą i być tutaj całkiem samotnie… Ona była samotna – ale z wyboru; to była świadoma decyzja, nie dołączać do żadnej z tych trzech… wiosek. - Wiesz, rangi to akurat mało znaczą. Ja na przykład obecnie nie posiadam żadnej – uśmiechnęła się cierpko. Ale to, że nie posiadała, bo nie dołączyła do Ame, Sakury ani Hany, nie znaczyło, że nic nie potrafiła. - Jeśli ci to nie przeszkadza, to że tak słabo mnie znasz, to oczywiście mogę z tobą pójść. I tak nie mam nic lepszego do roboty – powiedziała w końcu i złożyła dłonie na stoliku. Czy ona się nie bała? Nie, wierzyła w swoje umiejętności. I wierzyła w to, że gdyby Shijima miał złe zamiary, to by sobie z nim poradziła. Ale może wcale nie będzie musiała? - W takim razie pewnie rzeczywiście w siedzibie władz będą wiedzieć więcej – a co jej tam. Jak najbardziej mogła się tam zgłosić – że nie ma złych zamiarów. Ze szuka roboty, może dla kogoś, kto musi pobrudzić sobie ręce, żeby nie musieli robić tego Genini i Chunini z Sakury. A skoro praca tak naprawdę w tym momencie szukała człowieka, to lepiej i dla niej. Równie dobrze mogła robić za ochroniarza Shijimy.
Ostatnio zmieniony 22 lut 2022, 19:09 przez Hokori Reiya, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Wielkość, małość - kiedy patrzyło się na te dwie rzeczy nie w oczywistym znaczeniu, nie tym, czy ktoś był wysoki czy niski, czy miał muskuły czy był może chudziną, nagle zaczynało się troszeczkę inaczej odbierać to powiedzenie. Reiya nie była niska, ale, no właśnie, nie była też wielka. Była wysoka jak na standardy przeciętnej kobiety. Co innego to, jak się zachowywała i jaki miała charakter. Wtedy to Shijima przestawał być wysokim (bo dużo to on nie był na pewno nie był), a ona wyrastała ponad ludzkie głowy. Ciekawe, jaka będzie o poranku? Kiedy się wyśpi, kiedy jej krok przestanie już być cięższy? Gdy trochę rozchmurzą się te chmury zebrane nad głową i znowu ujawni się malutki promień słońca. Człowiek zmęczony to zawsze człowiek bardziej niezadowolony. Skłonny do marudzenia, narzekania. Bardziej kąśliwy i to niekoniecznie konstruktywnie. W sumie może to też było powodem, dla którego była dla siebie taka surowa? Ze względu na to zmęczenie? Nie to, żeby aktualnie to analizował i konkretnie o tym myślał. To, że Reiya była żywa widoczne było po samym jej spojrzeniu. Nie trzeba było do tego słuchać jej słów, widzieć jej wybuchów życia - zarówno w negatywach takich jak gniew jak i pozytywach takich jak radość.
Jaka więc miała tu być nasza definicja życia? Kiedy żyjesz, a kiedy już to śmierć? Tylko wtedy, kiedy jesteś ciałem - a w duszy niczego nie ma? Umysł był pusty - nie było już żadnego polotu inteligencji? Dla ciebie ciało było jedynie przekaźnikiem życia, nie życiem samym w sobie. Każda istota może spłodzić potomstwo na ten świat, ale czy to wystarczy, aby mówić o nadanym życiu? Tak, według przyjętych norm tak. Potem następował jednak rozwój. To ciało zaczynało nabierać wyrazu i barw, spojrzenie mocy, ale to nie była kwestia CIAŁA. To wszystko postępowało dzięki rzeczy o wiele bardziej mistycznej - bo nienamacalnej.
- Ciało bez duszy nie żyje. Ono wegetuje. Zostaje pusta skorupa bez iskry. Do definicji życia człowieka potrzeba czegoś więcej. - Więc czy chodziło o dosłowną czy metaforyczną? Wychodziło na to, że metaforyczną, chociaż jakoś nie potrafiłeś tego jednoznacznie określić. Przez to, że nieco się gubiłeś, gdzie tu się zaczynała metafora, a gdzie była wyraźna granica z tym, co jest definicją prostą i wspólną. Chyba granica była tam, gdzie życie oznaczało to, że posiadasz wszystkie odpowiednie funkcje do niego niezbędne. O dziwo praca mózgu - w sensie inteligencji i jej rozumieniu - wcale nie była wymagana. Ważne, żeby organizm pracował, mózg programował czynności automatycznie. I tak sobie trwali ludzie niezwykle prości i banalni. Ale nie oni, nie. Nie Reiya i nie ty. Tutaj inteligencji nie brakowało i nie brakowało jej w odpowiedziach i w rozumowaniu kobiety. Sam fakt, że teraz zapytała, był jasnym wskaźnikiem, że nie spodziewała się prostej odpowiedzi. Że chodzi po prostu o funkcjonowanie ciała. Czy życie w ogóle można było zaliczyć do definicji prostych? Poświęciłeś rozmyślaniu na ten temat bardzo długie godziny. I ciągle nie potrafiłeś dotrzeć do sedna, które w pełni by cię satysfakcjonowało.
Nie trzeba być definiowanym jako paranoik, żeby zachowywać się z głową. Uważać na to, co się robi, gdzie się robi i komu co się mówi. A przynajmniej jaką sprzedaje się informacje - i za co. Czy wymiana jest tego warta? Tak ona jak i on mieli powody do ukrywania swoich nazwisk, bo tak samo było opiętnowane. Tylko, jak zabawnie, historia ich rodów była tak samo przeciwna jak ich charaktery. Tragiczna w obu formach, tylko zupełnie innym podłożu. Na jej rodzinę polowano - ich rodzinę trzymano w zamknięciu. Jak dzikie zwierzęta. Niebezpieczne, ale w zamknięciu sami nie mogli sobie poradzić. Zbyt sparaliżowani swoimi niedoskonałościami. A powodem dla pierwszego jak i drugiego rozwiązania historii było to samo - strach. Strach przed mocą, która mogła wstrząsać posadami ludzkości. Czymś nietypowym i niebanalnym. A Shijima dobrze wiedział, że tragicznych historii rodów na tym świecie było wiele. I to, co spotkało ludzi z jego nazwiska nie było przewodnikiem dla jego postrzegania świata. Było ledwo jedną kropelką, która wpadała do całego oceanu jego wizji tego, co wokół, za nim i przed nim.
Potarłeś rękoma o siebie i chuchnąłeś w nie, by chociaż trochę je ogrzać. Przyjemne ciepło wnętrza aktualnie aż przeszywało skórę przez różnicę temperatur. Brak rękawiczek zrobił swoje i teraz czułeś, jak masz zziębnięte palce, skóra wręcz szczypała, tak samo jak kraniec nosa czy policzki. Uśmiechnąłeś się delikatnie słysząc to pytanie. Czy bałeś się tego, że Reiya mogła pomóc w tym "zniknięciu"? Czy była jedną z osób zaangażowanych w to wszystko? Nie było nieomylności na tym świecie - powtarzam - i nie było też osób nieomylnych. Sęk w tym, że chociaż byłeś delikatny to nie byłeś bardzo strachliwy. Gdy pojawiała się Śmierć to reagowałeś jak każdy człowiek. Czułeś, że żyjesz. Ale kiedy tu siedzieli, rozmawiali, po tej drodze... nie mógłbyś powiedzieć, że się obawiasz towarzystwa czerownowłosej.
- Jeśli miałby zniknąć - byłbym teraz tutaj? - Byli na całkowicie pustej drodze. Między pustym sadem, na błotnistej drodze, gdzie przy takiej pogodzie zatarcie śladów dla wprawnego ninja nie byłoby żadnym problemem. Jeśli były wątpliwości, czy czarnowłosy o tym myślał to teraz zostały, zdaje się, rozwiane. Sądził, że mając do czynienia z osobą inteligentną, ona mogła właśnie przeanalizować coś podobnego. A może nie odbierała go za żadne zagrożenie. Tak jak zresztą wiele osób. I całkiem słusznie, bo... nie chodziło o brak umiejętności. Chodziło o brak działania. O to, że często zanim zdecydował się, co robić, historia się kończyła. Tragicznie. - Czy osoba, w której oczach płonie ogień przygaszony zmęczeniem trudziłaby się, by dbać o zniknięcie jednego, nic nie znaczącego w oczach Sakuragakure ninja? Zmęczona wędrówką, która chce odpocząć i zobaczyć kwitnące wiśnie. Kunoichi są zdolne, potrafią ze swoich twarzy i gestów tworzyć miraż. Ale nie wydaje mi się, żeby wojowniczce o cięższym kroku, w pobrudzonym wieloma dni podróżą ubraniu chciało się wysilać, by ten miraż tworzyć dla... kogoś takiego, jak ja. - Oparłeś przedramię o blat, kiedy już rozmasowałeś dłonie, spoglądając w te złote oczy. A potem... potem uśmiechnąłeś się tylko w odpowiedzi na następne pytanie. Smutno. Lekkie ukłucie serca powiodło cię, zupełnie jak ją wcześniej, w niedaleką przeszłość. Ale to nie była dobra przeszłość. To była przeszłość, w której pożegnanie nie było zapowiedzią radości z powitań. - W Sakuragakure jest wielu uzdolnionych ninja. Godząc się na podjęcie tego zadania razem ze mną jednocześnie potwierdziłaś, że nie jesteś tu w złych zamiarach. - Naprowadził ją na swój tok rozumowania. Na tą malutką animozję, jaka się tutaj zadziała. - Przepraszam, nie chciałem kłopotać... uznałem, że masz obejście w mieczu, a potrzeba zarobku jednocześnie sprawi, że będziesz w stanie pomóc tej wiosce. - Oderwałeś wzrok od jej oczu, by opuścić spojrzenie na swoją dłoń, pocierając teraz palcami o własne dłonie. Widać było, że są to dłonie delikatne, nieprzyzwyczajone do trzymania w garści broni. Teraz natomiast poczułeś się jak manipulator. A nie do końca chciałeś, żeby to tak wypadło. I jednocześnie też nie chciałeś przyznać, że nie jesteś typem osoby, która prosi sama z siebie o pomoc. Nigdy nie prosiłeś.
- Bycie wolnym strzelcem wymaga siły, odwagi i... przyzwyczajenia. - Skierowałeś wzrok za okno, za którym było biało od padającego śniegu. Przyzwyczajenia do takiego życia, do podróży. Czasem się zastanawiałeś, czy podróż nie jest rozwiązaniem, ale... nie. Z twoim zdrowiem, z problemami... to był jak przepis na wyrok śmierci. Przynajmniej w samotności. - Znać... czasem znasz kogoś przez pół życia. Dlatego, że go znasz, ufasz mu. Czy lepiej znać kogoś przez pięć lat, zaufać i zostać zdradzonym? Czy znać kogoś przez pół godziny i przynajmniej nie być zaskoczonym wynikiem? - Powiedziałeś w melancholijnym zastanowieniu i w końcu odbiłeś spojrzeniem ku twarzy rozmówczyni, uśmiechając się przepraszająco. Świadom tego, że wyszedł z ciebie właśnie ten pesymizm. Ale czy cię to bolało? Nie. To właściwie... było stwierdzenie faktu. Tego, jak bardzo ludzie się zmieniali. - Nie przeszkadza. - Uzupełniłeś, żeby nie było wątpliwości. Przede wszystkim Reiya mogła rzeczywiście pomóc wiosce. Dlatego było to dla ciebie ważne - przecież to zyskanie sojusznika.
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Hokori Reiya
Posty: 42
Rejestracja: 15 lut 2022, 1:00
Ranga: Muryō no ninja
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Punkty Bonusowe:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Wszystko wskazywało na to, że Shijima jutro o poranku dowie się, jaka Reiya jest, kiedy jest wyspana, wykąpana, najedzona i uczesana – czy nadal taka marudna, czy może jednak odrobinę zmienia się jej usposobienie. Czy ten ciężki, fałszywy kroczek raz po raz się pojawiający znika. Czy jednak będzie się więcej uśmiechać. To było, ot, na wyciągnięcie ręki. Czy nadal będzie tylko osiłkiem od oklepu, czy jednak prawdziwą damą.
- Dobrze, że dodałeś o człowieku, bo już byłam gotowa wyciągać przykłady zwierząt, które podobno duszy nie mają – roześmiała się znowu i chyba było jasne, że znowu się z nim tak po prostu droczyła. Obracała te poważne tematy w nieco lżejsze, żeby zaraz nie zrobiło się tutaj pomiędzy nimi zbyt ciężko. Nie znali się i ewentualna cisza, zwłaszcza w takich sprawach, mogłaby być wyjątkowo mocno niezręczna. Wiedziała dokładnie o co mu chodziło i trudno było się nie zgodzić, po prostu Reiya była chyba jednak zbyt zmęczona na filozoficzne wywody teraz – tym bardziej, że lepiej jej szło poruszanie się po słowie bezpośrednim. Nie to, że była tłukiem nierozumiejącym metafor, o nie.
Świat był mały, nie? Mapa wydawała się być spora, a potem w takim Sakura no Kuni, w uśpionym sadzie sakury spotykając się dwie jednostki przeciwne jak ogień i woda, o nawet zbieżnych doświadczeniach, przynajmniej do pewnego stopnia – zupełnie nawet o tym nie wiedząc. Idą razem do karczmy i… być może pójdą razem nawet dalej, ale to jutro. Świat był jednak zabawnym miejscem, a ludzkie historie splatały się ze sobą w najmniej oczekiwany sposób. Zabawne, że spośród tylu ludzi zapewne Shijima byłby w stanie zrozumieć jej sytuację naprawdę bardzo dobrze, tak jak ona byłaby w stanie zrozumieć jego – równie dobrze. Lepiej niż większość innych ludzi. Życie nie nauczyło ich jednak ufności – może i dobrze – i nie mieli o tym zielonego pojęcia.
- Mówiłam o hipotetycznej sytuacji. Jak sam zauważyłeś, jestem teraz trochę zmęczona. Jutro nie będę – ale widziała, że mężczyzna zrobił już pełną analizę. Myślał. To dobrze. Skoro nie mięśnie były jego mocną stroną, to zapewne był to właśnie jego mózg. Powodem, dla którego mogła go też dzisiaj nie zaatakować było to, że byli jakby nie było, w mieście. Łatwiej przyłapać. Więcej świadków. Kiepskie miejsce na sprzątnięcie kogoś. A kto jak kto, ale Reiya potrafiła zacierać swoje ślady – czego oczywiście Shijima wiedzieć nie mógł. Była też dobra w tropieniu innych. Ale czy w mirażach i mamieniu? No… Potrafiła się pomalować. Tyle. Zbyt ją męczyły te wszystkie gierki niektórych panienek i zbyt do niej nie pasowały – do jej bezpośredniości.
- A co za różnica, czy godzę się pójść z tobą, a nie sama, albo z jakimś, jak to określiłeś, jednym z wielu uzdolnionych ninja? Nie ma to dla mnie znaczenia, praca to praca. Umiem pracować sama, oczywiście, jak widać, i w grupie też umiem – w końcu w czasach świetności miała przecież swoją grupę. Każdy miał. Teraz nic z niej już nie zostało. Tak właśnie odpowiedziała na to, jak Shijima ujawnił manipulację – niezbyt się nią przejęła. Po prostu nie patrzyła na to jego kategoriami. Może właśnie dlatego, ze przyszła tutaj rzeczywiście nie mając złych zamiarów i zwyczajnie nie wymyślała, jak miałaby to ukryć – bo nie było ku temu żadnej potrzeby. - Praca to praca, po prostu – powtórzyła jeszcze i nawet się lekko uśmiechnęła.
Zauważyła natomiast smutny uśmiech w odpowiedzi na jej kolejne pytanie. Więc jednak. Ta wojna naprawdę nikogo nie oszczędziła. Reiya nie zamierzała naciskać i wypytywać, nie było jej celem przywoływać złe wspomnienia, ale Shijima… Sam kontynuował zamiast milczeć. Zadziwiająco dobrze się to komponowało z tematem, który niechcąco wywołał. Z tym o byciu wolnym strzelcem, heh – a przynajmniej w jej przypadku. Miodowe spojrzenie uraczyło czarnowłosego współczuciem. I ogromną dozą zrozumienia. Zdrada… była jej bardzo dobrze znana. Nikt tak nie wbijał noża w plecy jak władca, który najpierw korzysta z twoich umiejętności, a później wypierdala cię z własnego domu – na co masz tydzień. Spakuj całe swoje życie w tydzień, kiedy dopiero co wróciłeś z wojny i… i ogarnij to jakoś.
- W porządku. Mi też nie – dodała, żeby tutaj mieli jasność. No więc tak. Tak oto zgodziła się spotkać z Shijimą rano i pójść z nim dowiedzieć się czegokolwiek o tej całe sprawie znikania ludzi. - Jak już zauważyłeś, mam obejście w mieczu – uśmiechnęła się na to stwierdzenie leciutko. - Ty, jak rozumiem, nie.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Dama. Prawdziwa dama. Czy będzie w stanie zobaczyć ją w takim świetle? Twarz kobiety potrafiła skrywać wiele defektów, a mężczyźni byli łatwo tymi twarzami zaślepieni. I tak Reiya przecież miała piękną twarz. Piękne, duże, złote oczy i z całą pewnością ładne włosy - nawet jeśli teraz te wcale nie wyglądały atrakcyjnie. Mokre i lepiące się do skóry. Nie jak u psa, co wpadł dopiero do kałuży, po prostu śnieg zrobił swoje. Wilgoć, wszędobylska, które teraz dopiero zostanie trochę wycięta. Albo i nie. Może nie przyjdzie ten przymrozek, na który się szykowałeś. Wszystko leżało w kwestii charakteru - by nie dać się zaślepić temu, co całkowicie powierzchowne. Niektórzy ludzie byli jak chodząca sztuka - i Reiya się do tych ludzi zaliczała. Przenieść ją na płótno... widziałeś ognik, ale na tyle nieśmiały, że jeszcze nie wyzwalał tej potrzeby, by od razu złapać za pędzel. Spodziewałeś się za to, że właśnie rankiem się to zmieni. Przyszłoby wielkie zdziwienie, gdyby wraz z tym pobudzonym odczuciem przyszedł szok, że nagle kobieta zamieniła się w wielką damę, która bije pokłony na salonach.
Przesunąłeś dłonią po karku, również z poczuciem zimna, czując teraz mokre włosy, może nie całkiem, nie. Wilgotne, tak jak w przypadku tych czerwonych włosów naszej damy znad przeciwka.. Ale ten odruch był po prostu odruchem odrobiny zakłopotania w kwestii żartu, mimo tego, że twoja mimika wskazywała na rozbawienie. Coś zaś było naprawdę śmieszne to ta różnica, w której dla ciebie ciężkim tematem była dopiero kwestia tych zwierząt - a nie ludzi samych w sobie. Ich życia i nieżycia. To zwierzęta nagle sprawiały, że wszystko stawało się bardziej zawikłane i skomplikowane. Czy konie mają dusze? Psy? Koty? Posiadają swoje charaktery i swoje rozumy. Przecież również odczuwały. Ból, strach, radość. Widać to było gołym okiem. Czy więc również posiadały duszę? Jeśli tak, to według czyich prawideł były gorsze? Ale nie posiadały jednego - takiego rozumy, jaki miał człowiek.
- Aaach, to jest... problematyczne. - Przez śmiech Reiyi ten sam śmiech pobrzmiał w twojej wypowiedzi, szczególnie ostatnim słowie. Tak, tak, to precyzowanie. Więc można chyba dopisać, że kobieta lubi gry słowne. Z przyzwyczajenia? Pewnie z kimś prowadziła takie potyczki. Albo wzięło się to właśnie z samotności? Czy jakiejś nerwowości? Jeśli to ostatnie to nie dało się po niej zauważyć, żeby czuła się niekomfortowo. - Lubisz gry słowne. - Podzieliłeś się tym spostrzeżeniem, które nie było do końca twierdzeniem, ale nie było też do końca pytaniem. Na szczęście tak, nie odczuł tego jako przytyku, brzmiało to właśnie tak jak poprzednie słowa. Droczenie się.
- Jestem tego świadom. - Przymknąłeś oczy w uśmiechu. Hipotetyczna sytuacja, w której kręcili się wokół siebie wzajem - przynajmniej tak to widziałeś. Ona w pierwszym zdaniu nie wskazała na siebie, tak i ty bezpośrednio nie mówiłeś o niej, chociaż dość oczywistym był przekaz, nawet bardzo oczywistym. Trzeba było być mocno ograniczonym umysłowo, żeby nie wyłapać takiego bezpośredniego nawiązania. Właśnie - byli nieufni. Po jej słowach wywnioskowałeś, że ona zastanawiała się, czy jesteś głupi czy tylko takiego udajesz. W gruncie rzeczy lepiej, kiedy ludzie myślą o tobie gorzej, chociaż akurat nie starałeś się udawać takiego... takiego. Jaki byłeś. To nie była żadna fałszywa otoczka. Tak samo jak ty zastanawiałeś się, czy to, co prezentowała ona, nie było fałszywą otoczką. Badaliście się - nie było w tym badaniu niczego złego. Ale z twojej strony to przecież nie była gra. Jeśli to wszystko potoczy się w odpowiednim kierunku to zapewne kiedyś pojmą, jak wiele wzajemnego zrozumienia mogli sobie zaoferować. Ale na razie przychodziło im się zastanawiać nad najbardziej podstawowymi i prostymi zagadnieniami dotyczącymi ich osobowości i poznawania się. Bezpośredniość Reiyi po prostu niszczył obraz kogoś, kto bawiłby się w dodatkowe czarowania. A do tego dochodził fakt, że po prostu Shijima miał się za nic nieznaczącego robaczka w całym mrowisku. Ziarnko piasku na pustyni. Nie było żadnej potrzeby, żeby ktoś nasyłał na niego wykształconych, płatnych zabójców na zlecenie.
- Zapewne żadna. - Uspokoiła cię jej odpowiedź, która nie zawierała w sobie żadnego wyrzutu czy niepokoju albo zaburzenia nastroju tym małym przyznaniem się do grzeszku. Na który to grzeszek nawet tak bezpośrednio nie patrzyłeś, dopóki teraz nie zrobiło ci się wstyd, że jak policjant nie stanąłeś i nie ująłeś sprawy wprost. O, nowy ninja! Szast za fraki i od razu do siedziby władzy! Mógłby tego zażądać, a nie prowadzić ją do karczmy. Mogła przez noc powędrować wszędzie i zrobić wszystko. Ale wtedy też będzie wiadomo, kogo szukać. Najwyraźniej nie miała zupełnie za złe to, co tobą pokierowało i jak to wszystko ponakładało się na siebie. Bo w sumie to chciałeś dobrze - zarówno dla niej jak i dla mieszkańców. Chciałeś w końcu też znaleźć jej pracę, skoro powiedziała, że takowej szuka. Dobrze, że mieli to jasne i klarowne. - Masz bardzo... otwarte podejście do pracy shinobi. Praca to praca... brzmi to bardzo śmiało. - Żeby nie powiedzieć: odważnie. Nie powiedziałbyś tak, nie. Bo praca nie była pracy równa. Bo odebrać komuś życie, kiedy czasem praca przykazywała, to nie to samo co zamiatać ulicę. Nie, praca pracy zdecydowanie nie była równoważna. I to, czy robisz to sam czy z kimś również robiło różnicę. Bo kiedy jesteś sam to nikt ci nie pomoże, kiedy będziesz potrzebował, nikt cię nie wyręczy tam, gdzie będzie ci czegoś brakowało, albo nie będziesz w stanie się czegoś podjąć. Jesteś skazany na siebie. I musisz jeszcze bardziej uważać na własne ułomności. Z drugiej jednak strony - nikt cię też nie zdradzi. więc?
Chyba nie chciał tego współczucia. Albo... może i chciał? Nie chciał, żeby ktoś się nad nim pochylał i użalał. Żeby wodziły za nim oczy, które w milczeniu po prostu mówiły przykro mi. Był chory na te słowa. Miał ich dość. Potem ludzie odchodzili i szeptali: dobrze im tak. Chyba niektóre wspomnienia po prostu były zbyt żywe, ale tutaj, w tym wypadku, delikatnie ściągnął brwi w dół, dając się zaskoczyć jej mimice, dość niespodziewanej. Bo tak naprawdę nie nawiązywał do żadnej konkretnej sytuacji. Nie miał takiej - takiej, w której przyjaciel by go zdradził. A ona myślała o sytuacji z daimyo. Tej boleśnie nie rozpamiętywał. Już mu wybaczył. Chyba... ogólnie za szybko wybaczał wszystkim ludziom. A potem niósł na barkach ból swój i ich grzechy. Po prostu nie było w nim tej zawiści, mściwości, złożyczenia. Ale nawet jeśli tego nie było to potrafiło być mu niedobrze od wszechobecnego fałszu. Tego, że człowiek człowiekowi potrafił być wilkiem. Ta krótka chwila rozbrajającego spojrzenia złotych oczu została szybko rozbita wspólnym porozumieniem. Zgodą na to, by przypieczętować jutrzejszą wyprawę do Siedziby Władzy.
- No tak... - Radzi sobie z mieczem, no tak. Rzeczywiście, chyba wypadałoby coś o sobie wiedzieć. Ale ninja mieli to do siebie, że nie lubili zdradzać pełni swoich możliwości. Lubili mieć asy w rękawie. Tu i teraz chodziło o to, że nie ufali sobie wzajem na tyle, żeby od razu wyspowiadać się z pełni swoich możliwości. - Jestem Senninem Ninjutsu. - Uśmiechnąłeś się do niej. Mówiło to właściwie wszystko, co miało powiedzieć, bez niepotrzebnej kurtuazji i skromności, chociaż było ci trochę... wstyd tak o tym mówić. Jasne, ten tytuł był ci przydzielony nie tylko z tym. Bo również posiadałeś drugi tytuł Sennina. Ale to właśnie o tym mówić nie chciałeś.
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Hokori Reiya
Posty: 42
Rejestracja: 15 lut 2022, 1:00
Ranga: Muryō no ninja
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Punkty Bonusowe:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Jej włosy aż tak się do skóry nie lepiły, nie to, ze wcale, ale kobieta zwyczajnie przeczesała grzywkę kilka razy dłonią, zupełnie ją mierzwiąc, ale też tym samym odklejając pojedyncze kosmyki od skóry. Prezentowała się teraz w kontrolowanym nieładzie, ale to nie tak, że odejmowała jej z uroku – ot po prostu jawiła się zupełnie naturalnie. Te dłuższe pasma włosów, które akurat nie sięgały do warkocza też jako-tako wyglądały. Znaczy – oczywiście było widać, że kobieta była w podróży. Było widać, że dopiero co była na zewnątrz, było widać, że jest zmęczona, ale nie prezentowała się aż tak tragicznie. A krótkie włosy przy twarzy schły akurat na szczęście dość szybko.
Sama nie była tak prędka, by wydawać osąd na temat posiadania duszy przez zwierzęta. Zupełnie nie wiedziała jak ugryźć dany temat, lecz byli ludzie, którzy takie właśnie mądrości głosili – a ona nie była nikim, kto mógłby i kto przede wszystkim chciałby się z nimi na ten temat spierać. Zupełnie nie było jej to do szczęścia potrzebne. A teraz powiedziała to tylko po to, żeby… ach, wprowadzić element humorystyczny. Nawet jeśli rzeczywiście rozbawiło to tylko ją. Ale może nie sam temat, co sam fakt tego, w jaki sposób Shijimie w ogóle odpowiedziała.
- To stwierdzenie czy pytanie? – roześmiała się znowu, niejako… ech, odpowiadając na ewentualne pytanie – jeśli nim właśnie było. - Lubię – stwierdziła po prostu. Dobrze zgadł. Czy była przy tym nerwowa? Ani trochę – była całkowicie spokojna, choć część jej emocji było przytłumionych przez zmęczenie właśnie.
Nie uważała go za głupiego, wręcz przeciwnie. Nie wypowiadał się jak głupek. Ale zdecydowanie do zaufania to tutaj było daleko; była nieufna, ale ufanie byle komu na ulicy mogło się skończyć po prostu zwyczajnie źle, tym bardziej, że się po prostu… nie znali. Łatwiej było zaufać komuś, kto był chociaż jakkolwiek znajomy z twarzy, a oni wzajem byli sobie kompletnie obcy. Dzisiaj widzieli się pierwszy raz w życiu.
- To praca, do której każdy z nas był szkolony, nieraz większą część życia. To sposób na przeżycie – czy brzmiało to śmiało, czy było to otwarte podejście? Na pewno było szczere… Nie próbowała tego opakować w ładny, kolorowy papierek, nie próbowała udawać, ze chodzi właśnie o to zamiatanie ulic. Jej dłonie, kiedy teraz spoczywały na stole, były kobiece, ale zdecydowanie wiedziały jak trzymać wakizashi – pewnie nie były tak delikatne jak dłonie Shijimy. - Po prostu nie udaję. Zlecenia są różne, proste, trudne. I mówię tutaj też o trudności nie tylko spowodowanej stopniem zagrożenia o własne życie, ale też trudności jaką są nasze przekonania czy ograniczenia – chodziło o trudności „psychiczne”. Jak właśnie zabójstwo na przykład. Zabójstwo na zlecenie. Pal licho jeśli chodziło o nukenina – nie takiego jak ona, bo też wpadała w definicję ninja, który opuścił swoją wioskę, ale chodziło o kryminalistę. Kogoś, kto się dopuścił zbrodni – przeróżnych. Więc… nie robiło jej to większej różnicy zazwyczaj. Zlecenia były płatne. Pieniądze były potrzebne do życia. Matematyka była prosta, bo nie było już nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić o pomoc. Jak skończy jej się kasa, to się… skończy.
Nie wiedziała jakie Shijima miał doświadczenia, ale właśnie zrozumiała to tak, jakby ktoś go rzeczywiście zdradził. Może właśnie przyjaciel – tak pomyślała. Że się pomyliła… cóż. Tym lepiej dla niego. Reiya nie była pełna złości – ta emocja była mocno osłabiona i zblazowana, ale czuła obrzydzenie i dużą dozę niechęci do Daimyo Kraju Ziemi. Chętnie zobaczyłaby jego upadek za to, jak ich potraktował. Gorzej niż zwierzęta. Jak śmieci, niepotrzebne narzędzia.
Jasne, że nie chciała od razu zdradzać wszystkich asów jakie miała w rękawie. Ba – miecz to był tylko mały ułamek tego, co robiła, co potrafiła i to nawet nie ten, w którym była najlepsza. Te inne atuty… wolała zachować dla siebie, chyba, że sytuacja będzie od niej wymagać, by pokazać coś więcej. Ale wypadałoby znać o sobie chociaż te minimum, te podstawy. Jak to, że ona była dobra w mieczu, a on… najwyraźniej był dobry w ninjutsu.
- Sennin Ninjutsu? – powtórzyła za nim rozbawiona. Nie tym, że był „senninem ninjutsu, nie”. Bawiło ją co innego, a co, to powiedziała za chwilę. - Czy to nie ty mówiłeś przed chwilą, że nie jesteś pewien czy ktoś twojej rangi coś tam coś tam? – no to jaką on miał rangę, co? Znaczy – bez znaczenia tak naprawdę, bo to rzeczywiście wpadało w to, o czym mówiła, że rangi swoje, a umiejętności swoje, ale bardzo ją to rozbawiło w tym zestawieniu, w tym wszystkim, co zostało powiedziane.
W końcu podeszła do nich jakaś kobieta i Reiya skorzystała z okazji, żeby zamówić dla siebie ciepłą herbatę, coś do jedzenia i zapytać o ewentualny nocleg.
- W porządku, coś da radę w tym zestawieniu ugrać – powiedziała w końcu, kiedy kobieta się oddaliła, a Reiya miała czas przemyśleć sobie rzeczy. Był dobry w chakrze, nie w walce fizycznej – więcej wiedzieć na ten moment chyba nie potrzebowała. - Żeby nie było wątpliwości, mój miecz to jedno. Umiem jakieś tam chakrowe rzeczy. Posługujesz się jakimś żywiołem? Wolę zapytać, niż przypadkiem potem wejść ci w drogę niechcący – lepiej było wiedzieć, czy zaraz splunie na ciebie jakaś wiązka wody, albo fala ognia i zostaniesz skwarką. Chociaż patrząc po tym, jak bardzo Shijima zmarzł – znaczy, jak ogrzewał sobie dłonie teraz tutaj, to raczej nie miała do czynienia z kimś, kto władał Katonem.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kurama Shijima
Posty: 40
Rejestracja: 14 lut 2022, 18:04
Ranga: Genin
Karta Postaci:
Punkty Doświadczenia:
Punkty Technik:
Bank:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Dopóki włosy były wilgotne, ale ich nie ruszałeś, to właśnie to je dotykało - że jakoś wyglądały. Czasami nawet zadziwiająco dobrze, kiedy drobinki wody perliły się w świetle. Ale wystarczyło je dotknąć, przeczesać i już lepiej nie przeglądać się w lustrze, bo można się zdziwić. W tym wypadku była to tylko przeczesana grzywka, a to, że Reiya miała warkocz ratowało tak naprawdę wszystko. Inaczej pewnie skończyłaby tak jak Shijima - wyglądając raczej marnie, nawet mimo tego, że on swoich włosów nie ruszał, to fakt, że były rozpuszczone i wilgoć na nim osiadła robiło swoje. Dobrze, że chociaż mieli parasolkę, dobrze, że do karczmy nie było wcale tak daleko, dobrze... wiele tu rzeczy dobrych. Na przykład to, że było cieplej i co chwila poruszając dłońmi i chuchając w nie Shijima był w stanie je ogrzać, żeby przestały szczypać. Zimno z zewnątrz ciągle jednak na nim gdzieś zostawało. Za to przez głowę Shijimy przeszło, że przydałoby się tej kobiecie wysuszyć i dobrze umyć, ale z tym to już się upora sama w swoim pokoju.
- Sam nie wiem. - Odparłeś na to dopytanie, czy to, co powiedziałeś, było stwierdzeniem czy pytaniem, ale tutaj zawtórowałeś jej delikatniutkim śmiechem. Bo nie było ani tym, ani tym. Nie miałeś odwagi i tupetu powiedzieć, że to stwierdzenie, bo to było ledwo założenie. Czy pytanie? Już bardziej. - To teza. - Znalazłeś na to odpowiednie słowo, które było gdzieś pomiędzy. To było stwierdzenie, które poszukiwało swoich odpowiedzi - tak ci się elegancko zaprezentowało w głowie. Odpowiedź twierdząca nie była żadnym zdziwieniem, była ledwo poparciem i potwierdzeniem. Więc teza zamknięta bez poszukiwania swoich pytań, zgrabnie, krótko i na temat. Ciekawe, czy lubiła konkrety? Pewnie tak? Sama się wypowiadała w konkretach, gdzieś tam pomiędzy rzucając żarty. Może wypadałoby się zebrać w sobie i mówić bardziej... bardziej... młodzieżowo? Krótko? Bardzo to było demotywujące - myśl, że człowiek zawsze może być sobą, ale trzeba się liczyć z tym, że to bycie sobą może przyprowadzić kłopoty, niesnaski, albo skończyć się tym, że nie będziesz zadowolony z efektów znajomości. Odetchnąłeś cicho. Wszyscy mieliśmy do odegrania jakieś role, czasem były narzucone, czasem sami je wybieraliśmy. W tym wypadku był to wybór.
To praca, do której każdy z nas był szkolony. Tak było? Tak jest? Miałeś... zupełnie pokrętne i wypaczone pojęcie odnośnie tego. Nawet nie byłeś pewien, czy będziesz potrafił dobrze pracować w kompozycji Z KIMŚ. Właściwie to patrząc na ten sekret, który wykwitł w Sakuragakure... to chyba nie bałeś się tego, że możesz zniknąć wraz z innymi ludźmi. Owszem, jak było powiedziane - wizja zniknięcia była straszna, ale z drugiej strony wiedziałeś, że w swoich dłoniach trzymasz moc. Straszne było wszystko to, co dotyczyło poruszania się w tej sprawie i czego ona mogła wymagać. Jakie widoki mogła przedstawić. I czy rzeczywiście nie będzie kogoś zbyt szybkiego, by się przed nim bronić na dystans? Dobrze ujęte - Shijima potrzebował ochroniarza. Bo potrzebował mieć pewność, że między nim a niebezpieczeństwem jest coś (ktoś), kto utrzyma to COŚ na dystans. Albo tego kogoś. Dystans, którego potrzebował. Sam nie był pewien, co może go sparaliżować strachem a co nie. Do jakiego punktu będzie silny i wytrzymały, a gdzie zamieni się w drżenie. Tego wszystkiego pewien nie był. A kiedy ta praca, to, co robili, miało być sposobem na przeżycie... Shijima dobrze zdawał sobie z tego sprawę, że nie da się wiecznie zamykać w swojej skorupce, ale zamiast próbować z niej wyjść tylko mocniej ją zabudowywał. Im więcej mijało czasu tym mocniej chciał się cofać. Tendencja była odwrotna do oczekiwanej.
- To nadal odwaga. - Powiedziałeś ciszej, wpatrując we własne palce, które oparłeś wzajem o opuszki i przesuwałeś lekko w górę to w dół, to nieco zginałeś, to łączyłeś dłonie w luźną garść, by potrzeć o nie. Czy to było udawanie? Przed samym sobą - bo najpierw należy uspokoić własne myśli, żeby mówić o udawaniu przed kimkolwiek innym. To, jak byłeś niepewny, że nie dostrzegałeś prostoty w zawodzie "ninja". Że to wszystko było pokrętne, a status wojownika tak jak był powodem do domu tak mógł być powodem do wstydu. Do wstydu przez to, co się robiło. Jakich aktów i czynów dopuszczało. Ale nie bardzo potrafiłeś skomentować to dalej. Było wiele odpowiednich słów, w wiele można było je przybrać, ale wracaliśmy do tego, o czym temat chybocze się od początku - kwestii wzajemnego zaufania, które to nie musiało dotyczyć ani tajemnic, ani zdolności shinobi. Dotyczyło też prostego i ludzkiego otworzenia się przed drugim człowiekiem na trochę głębszym stopniu. Skłonności do wymawiania swoich myśli w najbardziej swobodny sposób, bez skrępowania czy obaw.
- Cóż... - Ewidentne zakłopotanie i zawstydzenie było po nim aktualnie widoczne w ruchach, w wyrazie twarzy, w tym, jak zerwał kontakt wzrokowy i chociaż rumieńce nie wykwitnęły wyraźnie na jego twarzy to dotknął ich, czując lekkie ciepło na skórze. Krępujące. - Jestem tylko Geninem. - Och, bogowie. Zaraz tutaj naprawdę gotów byłeś strzelić buraka, bo skrępowanie zamiast maleć to tylko rosło. I teraz to już akurat brakowało słów, bo twój umysł zaczął biec z kopyta i nagle stwierdziłeś, że trzeba było tak otwarcie o tym nie mówić, że trzeba było po prostu powiedzieć, że jesteś w tym dobry. Nagle pełno "ale". Albo "trzeba było". Koniec końców odetchnąłeś, ściągnąłeś dłonie ze stołu i spojrzałeś znowu na Reiye z nawet rozbawionym uśmiechem, chociaż nadal - skrępowanym. - I tak uważam, nie jestem pewien, czy ktoś z rangą Genina jest odpowiedni do takiego zdania. - To było całkowicie szczere. Nie byłeś pewien. Bo ogólnie - wielu rzeczy w swoim życiu pewien nie byłeś, a już zwłaszcza kiedy przychodziło do podejmowania działań. SAMODZIELNIE. - Nie, nie władam żadnym żywiołem. Postaram się nie przeszkadzać w pracy. - Obiecałeś, nie chcąc jej wchodzić w drogę, kiedy będzie... cóż, Reiya sprawiała osoby kompetentnej, odpowiedzialnej i takiej, która wie, co robi. Spojrzałeś na mężczyznę, którego czerwonowłosa zagaiła o nocleg. Tak, to chyba czas się zebrać do siebie, właściwie to i tak miałeś panią tylko i wyłącznie odprowadzić. - Stawię się jutrzejszego poranka. O godzinie 9. - Zapowiedziałeś, podnosząc się z krzesła. Równie cichuteńko. I równie cichuteńko i delikatniuko Shijima krzesło podniósł, zasunął, odstawił. 9 brzmiała dla ciebie jak godzina optymalna - ani za późno ani za wcześnie. Zarówno dla tych, co trochę pospać lubili jak i dla tych, którzy wstawali wcześniej. - Miłego popołudnia. - Uniosłeś dłoń w ramach pozdrowienia i skierowałeś się do wieszaka i swojej parasolki, by znowu się ubrać.
Zgodnie z zapowiedzią stawiłeś się równo o 9 rano w Złotym Żurawiu.
Równo, bo choć Shijima przyszedł 15 minut przed czasem, bojąc się, że się spóźni, to czekał przed wejściem, stresując się, że jeśli wejdzie tak szybko to wyjdzie na nadgorliwego.
Ostatnio zmieniony 23 lut 2022, 11:47 przez Kurama Shijima, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
The fault, dear Brutus, is not in our stars, but in ourselfs.
~Shakespear
Awatar użytkownika
Kakarotto
Posty: 1188
Rejestracja: 01 lip 2021, 23:58
Discord: Midoro#5831
Karta Postaci:
Punkty Bonusowe:
Osiągnięcia:

Re: Ryokan Złoty Żuraw

Porwania i zaginięciaMistrz Gry
Posty1/...
W Sakura no Kuni mimo ciepłego klimatu nadal mogła przybyć zima. Mimo iż łagodniejsza niż w innych krajach, przyniosła ze sobą w tym roku odrobinę śniegu i uśmiechów na ustach dzieci jakie to mogły ulepić bałwana. Niestety niezależnie od pory roku czy też dnia, ninja nie mieli takiego luksusu. Nigdy nie było wiadome, kiedy obowiązki wobec wioski wezwą. Jak się miało niedługo okazać, tak też było i tego uroczego popołudnia. Temperatura na zewnątrz nie schodziła niżej niż -5 a wiatr nie był aż tak kąsający. Nic tylko wyjść i pospacerować napawając się widokami jakie oferowała wioska. Pewna dwójka ninja koniec końców postanowiła skryć się w niewielkiej knajpce w centrum miasta by się ogrzać, może coś zjeść czy się napić. Główną ich rozrywką jednak była rozmowa na wszelakie tematy. Poznawanie się.
Drzwi do lokalu się otworzyły wpuszczając odrobinę zimnego powietrza do środka. Kolejny klient wszedł do Ryokan. Nic nadzwyczajnego prawda? Czemu Shijima i Reiya mieli by się tym przejąć? Niestety nowo przybyły nie był klientem a posłańcem. Na oko 20 letni shinobi odziany w kamizelkę Sakury przeczesał niedbale swoją grzywkę by wytrzepać drobinki śniegu. Włosy po chwili opadły mu na jedno oko. Rozejrzał się po lokalu aż nie zlokalizował swojego celu, do którego tu przybył. Podszedł jak gdyby nigdy nic do miejsca przy którym siedziała para ninja i skupił swój wzrok na mężczyźnie.
- Eee... Kurama Shijima? Rada wioski chce cię wysłać na misję. Tu są wszelkie informacje. - rzucił nonszalancko wyciągając w jego stronę zwój.
- Jest to misja C lecz ze względu na... - zrobił przerwę by zlustrować w końcu dziewczynę siedzącą obok. Przyglądał jej się chwilę szukając jakiegoś potwierdzenia, że jest kunoichi Sakury lecz nic takiego nie znalazł. - … pewne okoliczności... skala trudności zadania może ulec zmianie. Rada słyszała, że sporo potrafisz więc postanowili przymknąć oko na twoją rangę i dać si szansę wykazania się. Może z czasem nawet szybszego awansu. Oczywiście możesz odmówić.
Chłopak zakończył swoją wypowiedź lecz nigdzie się nie ruszał. Zupełnie jakby wyczekiwał na odpowiedź, jakiej to Shijima musiał udzielić teraz. Zwój podobno miał zawierać wszelkie informacje, więc gdyby Kurama zechciał, znalazł by w środku następującą treść:
► Pokaż Spoiler | Zwój
Misja rangi C-B.
Zaginęła dwa dni temu Kaguya Suzuna. Podejrzewamy, iż może być to powiązane z serią porwań i uprowadzeń jakich ostatnimi czasy jest coraz więcej. Dodatkowo klan Kaguya wyrzekł się drogi gniewu jaką miał w zwyczaju praktykować i postanowili osiedlić się w Sakurze by wieść spokojne życie. Dlatego ta sprawa ma dość duży priorytet i odnalezienie Suzuny, oraz sprowadzenie jej całej i zdrowej do wioski jest takie ważne. Po zebraniu zeznań od jej ojca, Kaguya Manabu, dowiedzieliśmy się, że po prostu nie wróciła na noc. Śledztwo należy rozpocząć bezzwłocznie, najpóźniej jutrzejszego ranka.
Rada wioski Sakuragakure no Sato.
► Pokaż Spoiler | PS
Możecie śmiało sobie dokończyć fabułkę. Uwzględnijcie jednak jakąś odpowiedź jaką dacie kolesiowi. Jak będziecie gotowe do ruszenia z zadaniem dajcie mi znać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Sakuragakure no Sato”