https://imgur.com/pycYSVs.png
Znów udzielał wymijającej odpowiedzi, mówiącej bardzo niewiele. Była to jednak dla dziewczyny oznaka, by dalej tego tematu nie zgłębiać, bowiem blondyn musiał sobie tego nie życzyć. Herbata, którą skosztowała Kayo, przyniosła jej sekundę, albo dwie przerwy między dalszą rozmową i wszelką dyskusją, była na tyle dobra, że dała sobie chwilę na skosztowanie jej. Nie powiedziała, że jest najlepsza, bo nie chciała kłamać, ale na pewno widać było po niej przez tę krótką chwilę, że jej smakuje. Słowa wypowiadane przez Zero były jednak zbyt ważne, by pozwalać im umknąć z powodu herbacianego upojenia i zachwycania się jej smakiem. – I co się wtedy stało? Zero-sama? Znaczy z tym snem. Trwał tylko chwilę? Ktoś go powstrzymał? — Zdawała się zainteresowana historią, o której mężczyzna wspomniał. Prawdę mówiąc, nie miała wcześniej pojęcia, że komuś udało wypowiedzieć się przedtem takie życzenie. Sama nie wiedziała, czy było to najlepsze wyjście. Każdy przecież żył wtedy w kłamstwie. Musiała to przez krótką chwilę przeanalizować, by dojść do własnego wniosku, że kłamstwo i oszukanie innych, nie jest tym, czego ona szuka. – Musi istnieć inna droga. Inna niż spełnianie życzeń, które niszczą inne życzenia. Inna niż umieszczenie ludzi w wiecznym i idealnym śnie... Uważam, że pierwsze jest dobrą ideą, która niszczy się jak domek z kart, równie szybko. Drugie? Ono... Ono jest zwyczajnie ułudą, a nikt nie zasługuje, by żyć w tak ogromnym kłamstwie. — Nawet i posmutniała wyraźnie przejmując się tym, że takie coś mogło naprawdę mieć miejsce a ludzie zostać tak okłamani. Ale prawda była taka, że nie wiedziała, czy byłaby w stanie oprzeć się pokusie realizacji nawet i wielkiego oszustwa, byle ludzie byli zadowoleni.
W dziwny sposób, ale przyznanie Zero, że nie posunąłby się do takich rozwiązań, ani, że nie jest to jego odpowiedź, trochę Kayo uspokoiły. Mimo to trudno mu było zmyć z siebie wizerunek prawej osoby, który rysował się w jej oczach. Czy należało spełniać życzenia wszystkich? Nie, nie każdy musiał tego chcieć, nawet jeżeli Kayo zależało na uszczęśliwieniu jak największej liczby osób, może nawet wszystkich, to był ideał, do którego dążyła. Byłaby samolubna, wymagając od innych takiego losu i poświęcenia, nie śmiałaby. – Nie każdy musi podążać tą ścieżką Zero-sama. Rozumiem to. — Odparła, starając się okazać zrozumienie do tego, co mówił blondyn odnośnie do spełniania życzenia wszystkich. Widocznie był realistą, nie tak jak Kayo, która wolała "marzyć" o ideale. Zastanowiła się nad tym, co mówił, a prawił o rzeczach trudnych, które sama blondynka ledwie rozumiała. Co prawda wmawiała sobie wiele rzeczy jak choćby to, że jej życzenie skasuje te należące do innych. To w końcu bardzo pasowało do jej ogólnego nastawienia i wystawiania innych przed szereg, w którym została sama z tyłu, powierzchownie szczęśliwa a w rzeczywistości pokonana i nieszczęśliwa. Zero był trudnym przeciwnikiem do debaty i można to było dostrzec w jej oczach. Nie chciała mówić tego na głos, ale każdy, kto, choć chwilę z nią rozmawiał, mógłby to z niej wyczytać jak z otwartej księgi. To co mówiła, było tym, w co chciała wierzyć, a na ile były to rzeczy prawdziwe? To już inna historia. – Ja... Zapędziłeś mnie w kozi róg bez wyjścia. Po tym, co usłyszałam, nie jestem w stanie powiedzieć, że moje życzenie nie powinno zostać spełnione. — Nawet... Uśmiechnęła się? Ale czy dlatego, że została pokonana przez kogoś lepszego od siebie czy dostrzegła coś więcej w trakcie tej rozmowy? Cóż, skoro Zero potrafił zajrzeć w głąb duszy, to wiedział, że dalej nie powstrzymywało ją to od myślenia, że nie zasługuje, by jej życzenie ktokolwiek spełnił, ale mógł też zobaczyć, że nie próbowała go odrzucać z powodu życzeń innych.
To nie był koniec, mówił dalej, oceniając ją, jej wybór oraz rysując przed nią przyszłość niczym jakiś lokalny wieszcz, najgorsze było to, że konfrontował ją z jej obawami już od kilku chwil. Mimo to tym razem musiała mu w pełni przyznać rację, bo po prostu ją miał. Ktoś kiedyś zginie z jej miecza, ktoś kiedyś straci życie, bo tego będzie sobie życzył ktoś inny a ona stanie się narzędziem dla jego spełnienia. – Tak, wiem o tym. Każdy taki grzech będzie wymagał spłaty, której spłaty wielkości nie znam i wątpię, bym kiedykolwiek poznała. Spodziewam się, że każdy będzie ze mną już na zawsze. I nieważne jak wiele dobrego zrobię, jak wiele dobrego chciałabym zrobić. Każdy taki czyn będzie ciągnął mnie na dno, na dno, z którego nie ma odwrotu. Ale właśnie... Właśnie dlatego nie wierzę, że zasługuje na cokolwiek. Nawet jeśli dzisiaj nikogo nie pozbawiłam życia i marzenia, choćby dla spełnienia innego, to nie wiemy, co będzie jutro, nie wiemy, czy ta osoba, której pomogłam, nie skończy na ostrzu mojego miecza za tydzień, bo popełniłam nieświadomy błąd, za który znów należy mi się kara — Gdyby Kayo miała wybierać, to wolałaby by, brat jej nie uratował. To on czerpał wszystko, co tylko można było czerpać z dzierżenia miecza. Rozumiał go lepiej od niej, tak samo, jak nie miał tylu wyrzutów o wszystko, jak ona. Może i to właśnie te wyrzuty czyniły ją tym, kim właśnie w tej chwili była, ale czy takie wahania należą do osoby dzierżącej miecz? Sądziła, że nie.
Czy się myliła? Nawet jeżeli to odrzucał, to doskonale wiedział, że bierze pod uwagę innych, albo chociaż stara się zrozumieć ich motywacje, to było już dużo w kwestii bycia lepszym. Mimo to, jego wypowiedź bardzo ją poruszyła, w tej chwili zawiesiła spojrzenie na nim, dokładnie tak jakby czas... Stanął w miejscu, czekała aż uśmiech zniknie z jego twarzy. Kayo, nie mogło to przejść przez usta, ale w tej chwili zastanawiała się, jak bardzo samolubna jest rzeczywiście w końcu pomagała innych z wielu powodów, ale jednym z nich, jeśli nie głównym była chęć własnego szczęścia i radości, którego mogła doznawać szczerze jedynie, jeśli zrobiła coś, co przyniosło radość komuś innemu. – Ja również jestem samolubna... Również. — Wzięła głęboki oddech a zaraz po tym kilka mniejszych. – Od tamtego czau nie wiem co-co to radość. Zawsze, zawsze, zawsze, zawsze chcę pomóc, bo wiem, bo wiem, że przez chwilę, choćby przez krótką będę szczęśliwa. I tego w sobie nienawidzę. Chciałabym robić to zupełnie bezinteresownie a tak... Ludzie mają złe wrażenie, czuję, że ich oszukuję. — Ludobójstwo? Czy on nie przesadzał? Ktoś w ogóle był do tego zdolny? Chyba tylko osoby z pradawnych opowieści, czy ktoś naprawdę posiadał taką moc i chodził po ziemi? Kayo, mało wiedziała o świecie. No bo przecież, gdyby wiedziała, jak mogłaby być taką niepoprawną idealistką? – Brzmi mi na kogoś, kto rozumie sny innych, wie, że są, ale stawia swój ponad innymi, bo wie, że ma rację... Tylko... Dlaczego masz rację? — Odbiła jego słowa, sama zadając kolejne pytanie. Miał jakiś cel i wiedział, był przekonany, że jego realizacja jest warta tych wszystkich poświęceń. Dla Kayo żaden cel nie był wart ich aż tylu, ale może ten jeden rzeczywiście był? – Nie powinnam oceniać tego, co zrobiłeś ani ile życzeń zniszczyłeś, nie ta, nad którą również ciąży chmura, która kiedyś spadnie obfitym deszczem, zmywając życia i życzenia... Jak sam powiedziałeś —
Cisza... To właśnie ona była tutaj najgorsza, każda sekunda się dłużyła, dłużyła się okropnie, potęgując wrażenie, że samurajka powiedziała coś... Co wyraźnie nie powinno zostać powiedziane – J-jeśli dałoby się cofnąć czas... On-on zrobiłby to samo ponownie. Taki już był. Jakby miał wrócić teraz, jego poświęcenie byłoby bez wartości, bo już chwyciłam za miecz. — To nie tak, że Kota był zupełnie przeciwny, temu by Kayo chwyciła za ostrze. Nie był. Byłby przeciwny temu, co robi teraz, na pewno byłby smutny, widząc ją... No taką, zaabsorbowaną innymi, podczas gdy sobie poświęca minimum wszystkiego. Prawdopodobnie uznałby to za swoją największą porażkę i nie chciałby na to patrzeć. Obawiała się, że winiłby się, za jej obecny stan a na to pozwolić nie mogła. – Nie mogłabym mu pozwolić. N-nie mogłabym, pozwolić mu na to by zobaczył mnie taką. Obwiniałby się, nie chciałabym, by uważał się za słabego. A tak... Tak przynajmniej zapisał się w mojej pamięci jako ktoś z wiecznym uśmiechem, nawet wtedy, nawet, wtedy gdy... Nawet wtedy był szczęśliwy, uśmiechnięty, bo wiedział, że robi coś, co i tak uczyniłby zawsze. — Prawda była taka, że dziewczyna mogła umieć się bronić, ale nigdy nie miała podążać jego ścieżką, ani nawet chcieć wypełniać po nim luki. Mimo to było w tym jakaś duma, że ktoś idzie w twoje ślady, ale czy naprawdę Kota chciałby by to była Kayo? Raczej chciał dla niej prostszego, ale szczęśliwego życia, gdzie ostatnią rzeczą, o jaką musiałaby się martwić, byłoby stalowe ostrze ścierające się z jej własnym... Jego własnym, bo przecież wciąż dzierżyła po nim pamiątkę. Wakizashi, które nigdy nie zostało wyciągnięte z sayi w celu innym niż utrzymywanie go w dobrym stanie.
Czuła się... Pusta? Ta rozmowa odbierała jej wiele siły, konfrontowała ją z wieloma rzeczami, z którymi nie myślała, że się kiedykolwiek skonfrontuje, nie tak szybko, nie w taki sposób. Wciąż była jedynie dzieciakiem z wielką wizją, której tak naprawdę nigdy nie powinna mieć, bo cała ta wizja wykształciła się z prostego poczucia winy i chęci zamiany miejscami. – Nie mogłabym pozwolić by ktoś... Ktoś czuł smutek z powodu przywiązania do mnie... — Powiedziała ciszej niż zwykle, jakby nie była do końca pewna czy powinna negować w tej chwili jego słowa, okazywać zupełną ignorancję i niezrozumienie. Zero jednak wstał. Jakby dowiedział się już wszystkiego, czego miał się dowiedzieć. I mimo tego, co o sobie mówił, o śmierci tylu ludzi... Wciąż miał dla niej radę... Radę, z której chciałaby skorzystać, ale czy była w stanie ofiarować komuś część siebie licząc na wzajemnie uczucie? Nie wiedziała tego, w końcu blokowała wiele ze szczerych uczuć, jakie czuła, tylko po to, by nie ranić innych. – Postaram się. Zero-sama. — Nie mogła mu odmówić tej rady ani tego, że spróbuje, możliwe, że miał racje w swoich słowach i nawet ona ze swoim dosyć szerokim, ale wciąż ograniczonym światopoglądem potrafiła to dostrzec. Rozumiała jedno, że nie może wiecznie być sama, gdy jest źle, bo ryczenie do księżyca w samotności, byłoby dużo lepsze i prostsze do zniesienia w duecie. – A powiedz mi... Czy naprawdę da się to zrobić? — Nie sprecyzowała, ale Zero powinien doskonale wiedzieć, o co jej chodziło. Mimo że bała się tego, to jednak... Czy dało się? Czy dało się sprawić, by Kota jednak znów dzierżył swój miecz i robił to, co kochał, czyli pomagał innym z czystej dobroci serca? W tej chwili Kayo lekko trzęsącą się dłonią znów chwyciła za filiżankę, by się napić. Powoli również, znów sięgnęła do torby, by wyciągnąć z niej coś jeszcze. – Zero-sama. Mam dla ciebie coś jeszczę. — Wtedy to podała mu... Ulotkę otrzymaną od Rie. Było na niej dwóch chłopców trzymających się grzecznie za rączki. Sama ulotka promowała związki... Nie heteronormatywne, ale jak faktycznie wyglądała ta ulotka, to już musiałby Zero samą Rie podpytać, bo czy był tam jej podpis albo coś po czym szło rozpoznać jej rękę... Tego nie wiedziała, ani tego, że Zero otrzymał od pannu Senju nawet świąteczne życzenia. Czy sama Kayo popierała tą agendę? To już Zero musiał odpowiedzieć sobie sam na bazie dotychczasowej interakcji z blondynką – To od niejakiej Rie-sama, prosiłabym również to rozniosła. Nie mogłam jej odmówić. Jeśli cię tym uraziłam... Przepraszam — Po tym wszystkim znów upiła z filiżanki. Chciała już wypić wszystko, co miała. Przez moment obserwowała Zero, zastanawiając się, czy już idzie, czy może jeszcze nie? – Mam nadzieję, Zero-sama, że będę miała okazję spotkać cię równiez w innym miejscu, gdzie zweryfikujesz czy posłuchałam twoich rad — Nie żywiła do niego żadnej urazy w związku ze wszystkim co powiedział oraz zasugerował. W wielu słowach miał racje, lecz nie na wszystko była po prostu gotowa.