Nowi, starzy przyjaciele
(新しい、古い友達)
Sabataya Tamura
Tamura nie przejął się długo opinią nieznajomego, który ledwo co usiadł gdzieś na uboczu i zakaszlał dość mocno. Prawie jakby miał płuca wypluć. No, ale na szczęście pojawiła się dwójka, którzy przyjęli piwa. Miny jednak mieli nietęgie.
-Dzięki. - odparł ten "cwańszy" z duetu, wyraźnie podirytowany. Od razu wychylił niemalże pół kufla.
-No trudno się mówi no. - powiedział ten drugi. Acz bardziej upoetowiony, też trochę biorąc łyka piwa. Zły humor może nie był najlepszym momentem by poruszać od razu kwestię portów, temu więc dopiero po dłuższej chwili ciszy można było to poruszyć.
-Kurwa, jeszcze to. - warknął ten cwańszy, niemalże opróżniając do końca swój kufel, po czym głośno odbeknął. Wziął kolejne kilka łyków z drugiego kufla i rzucił do kolegi.
-Idę się odlać. I zapalić. - niemalże wywarczał te kilka słów. I wyszedł z budynku. Chyba odlać się na jego ścianę.
-Hehe... - zaśmiał się zakłopotany.
-Taaak, mamy teraz kilka problemów, a dziś pojawił się nowy dowódca ze stolicy. Jutro z rana mamy służbę, więc nie może dużo pić. - wyjaśnił "głuptasek" duetu.
-Tak czy inaczej... zdrowie, za Shodō-ka! - wzniósł toast i porządnie się napił.
-Ach, lubię jego utwory. Takie... jasne. - choć może "proste" byłoby lepszym słowem. Ale dla niego, to wiadomo. Mogło to być dość znaczące.
Północ, południe, wschód i zachód,
Gdziekolwiek nie brakuje wód,
Zbiegali zewsząd ku celu,
Nie dostąpiło go wielu!
Wyrecytował całkiem... ładnie. Pierwszy wiersz. Nawet się nazywał "Prolog". I był na początku książki. Tamura mógł go zapamiętać właśnie przez to.
-I co sądzisz, jaki to utwór? - zapytał dziwnie podekscytowany tym wszystkim. Kaszel z głębi sali mógł jednak na moment przykuć ich uwagę, gdy mężczyzna, który wcześniej wpadł na Tamurę wstał, chcąc najpewniej chwiejnym krokiem opuścić pomieszczenie. Niestety, nie dane mu to było. Drzwi otworzyły się gwałtownie i szeroko, niemalże uderzając o ścianę. Ale uderzyło w pijaczka, który jakoś się zasłonił ramieniem, coby zębów nie stracił. Wylądował jednak na ziemi, a przez drzwi weszła dwójka mundurowych, po których wszedł wysoki mężczyzna, a za nim kolejny duet strażników. Mężczyzna w środku spojrzał z lekką pogardą na obalonego osobnika i ruszył przed siebie, zostawiając czwórkę strażników za sobą. Teraz można było mu się lepiej przyjrzeć i Sabataya mógł od razu dostrzec kilka cech charakterystycznych. Praktycznie brak pancerza, co najwyżej Kinzoku Dastana na przedramionach oraz podobny rodzaj ochraniaczy na stopach. Kamizelka, stanowiąca pewnie ochraniacz torsu mogła przypominać trochę tę, z której korzystali Chūnini i starsi rangą, jednak jej wygląd był kompletnie nieznany Tamurze. Przy pasie zwisała spokojnie chustka, z czerwonym kanji "火" na czarnym okręgu. Sam mężczyzna był starszy od Tamury, na oko podchodził pewnie pod czterdziestkę. Szedł wyprostowany z rękoma splecionymi z tyłu. Podszedł on do oberżysty całkowicie wyprostowany, niemalże po żołniersku.
-Od jutra zaostrzam oczyszczanie Hikōwan. Jak przyjdą moi ludzie, zgłosisz im wszystkich nieznajomych i nowe twarze wówczas obecne w barze, a także co możesz powiedzieć o reszcie. W przeciwnym razie miasto nadal będzie spływało szumowinami ostatniej wojny. - jego głos nie brzmiał wyniośle. Raczej po żołniersku. Wyprany z emocji. Sam karczmarz nawet się zdziwił i tylko skinął głową. Mężczyzna obrócił się i dostrzegł jednego z wartowników, który akurat popijał piwo razem z białowłosym.
-Jesteś pewny, że dasz radę pić, czy będziesz zakłócał spokój i czystość miasta jak twój kolega? - rzucił ponownie pozbawionym emocji tonem. Sam mężczyzna aż trochę zaniemówił, nie bardzo wiedząc co począć z tym fantem. Leżący pijaczek znowu zakaszlał.