Młoda nie miała żadnych problemów ze ściągnięciem bucików. W sumie po tym, co Mitsuhashi dla niej zrobił, to chyba mu zaufała. O tym też świadczyła drobna dłoń, zaciśnięta z całych sił na jego, kurczowo się Jashinisty trzymając. Akuman, patrząc tak na dziewczynkę, mógł zobaczyć, że ta się w Kirihito wpatruje trochę jak w obrazek.
Następnie uważnie słuchał tego, co Kirihito – który nie pozwolił Akumanowi dotknąć naginaty – nie przerywając mu nawet na chwilę. Na twarzy mężczyzny było wiele różnych emocji. Przez lekkie zmieszanie, które się następnie zamieniło w zaciekawienie pomieszane z lekkim szokiem.
– Kirihito – san, myślę że każdy ma swój sposób na wyrażanie swojej lojalności wobec Jashina i nie ma jednego idealnego. Jeżeli czujesz potrzebę założenia… zakonu, to jest to Twoja wola. – odpowiedział, posyłając mu uśmiech, który jednak nie wyglądał na przyjazny, a raczej wymuszony. Jednocześnie nie brzmiał, jakby naprawdę aprobował jego pomysł czy poglądy, jednakże nie zamierzał tego oceniać. Nie zareagował w żaden sposób na jego słowa o byciu chronionym przez Jashina czy też o ofierze w postaci oka. – W kwestii naginaty… jest pewna legenda, która mi przyszła na myśl, która mogłaby być powiązana z tym, co powiedziałeś. – zatrzymał się na chwile, spoglądając na Mitsuhashiego. – Ponad dwieście lat temu miało miejsce wydarzenie, które nazwane było „Przywołaniem Jashina”. Niewiele mamy informacji na temat tego, co się wtedy stało i wielu uważa je za legendę… Jednakże, ta nieliczna wiedza, którą mamy mówi, że stu wyznawców Jashina miało wziąć udział w rytuale, który miał zakląć moc Jashina w sztylecie. Jedna osoba miała zabić pozostałych członków rytuału. Po zabiciu wszystkich wbiła sztylet w swoje serce, by następnie tuż przed śmiercią, wbić go w piedestał. Nie wiadomo, czy artefakt zyskał moc Jashina, bo gdy świątynię odwiedzili pozostali wyznawcy, to nie znaleźli tam opustoszałą świątynię, a po sztylecie nie było śladu… Cały rytuał został uznany za niepowodzenie i niepotrzebny, bo tych stu wyznawców mogłoby zabić znacznie więcej osób w imię Jashina. – Westchnął ciężko, kręcąc głową. Zdecydowanie to była wielka szkoda i strata, jednakże nie była ona na tyle dotkliwa, żeby kult się nie utrzymał, czego najlepszym przykładem jest kapłan Ueno czy Kirihito, który stoją tutaj, dwieście lat później.
Na słowa o przyjęciu dziewczynki mężczyzna podniósł brew, by następnie spojrzeć na sierotę. Kirihito mógł poczuć, jak ta się momentalnie w niego wtuliła, używając przy tym niemal całej swojej siły. Chyba zrozumiała, o co mu chodziło i zdecydowanie tego nie chciała. Gdyby Mitsuhashi na nią spojrzał, mógłby zobaczyć, że ma zaszklone oczy… którymi patrzyła na niego błagalnie.
– Mitsuhashi – san. Nie mam problemu, żeby przyjąć tę owieczkę do siebie, im więcej nas tym lepiej… jednakże czy jesteś tego pewny? – zapytał, wskazując głową na uczepioną go małą. Następnie Ueno zwrócił się do Akumana. – Czy Ty młodzieńcze wierzysz w Pana Życia i Śmierci Jashina? – zapytał.
Stan postaci:
Kirihito: Wszystko git.
Akuman: Tyłek boli nieco mniej, plecy pieką. Lekki dyskomfort w trakcie chodzenia.