No! I tak się załatwia sprawy. Mężczyzna chyba zdawał się w końcu rozumieć punkt widzenia Kuramy, a nawet jeśli nie - zabrał się za ważniejsze rzeczy, niż bardzo nietypowe oferty biznesowe. Zostało więc poczekać, aż Ginro wychyli się ze skrzyniami. Czas ten spędziła stojąc dumnie na wydmie, dłonie opierając o biodra. Ostrze na drzewcu ponownie zaczęło zdobyć plecy dziewczyny, A Karuta mógłby jedynie zastanawiać się, czy w świetle ostatnich wydarzeń sprzed chwil, czy Wakuri czasem nie dostała w końcu udaru tak na dobre. Nie mniej Ginro wrócił! A to oznaczało, że mogą ponownie ruszyć w kwestii dostarczenia zaginionych skrzynek tam, gdzie ich miejsce.
- Miecze zostaw, wrócą sobie później po nie. Przejdźmy kawałek dalej, by ich nie płoszyć. Tam zatrzymamy się na czas kolacji i ruszymy dalej. Nie ma co tu nocować, zaczyna być chłodno.
Stwierdziła spokojnie, dość rzeczowym tonem jak na samą siebie, po czym zjechała z wydmy. Następnie zaś ruszyła w kierunku Baibai, jak zwykle nieco grzęznąc w piasku, co zdecydowanie nieco utrudniało przemierzanie pustyni zadowolonym, niemal tanecznym krokiem. Była też, co by nie ukrywać, nieco zmęczona tym machaniem bronią i samą podróżą przez bardzo dużą kuwetę.
- A nie, to jak go nie było to faktycznie pewnie żyje.
Przytaknęła głową, uznając argumentacją Ginro za wystarczająco dobrą. No bo jakby nie żył... To by tam był? W gruncie rzeczy nawet nie wiedzieli, gdzie by go mieli szukać, a skoro żyje, to pewnie był w ruchu. Jak coś jest w ruchu, to ciężej to znaleźć, niż jak w ruchu nie jest. Dalej zostawała jedynie jeszcze kwestia jedzenia. Zdecydowanie warto było coś zjeść, jednak biesiadowanie tuż obok mieszkańców pustyni, jakim zakłócili już i tak spokój, nie brzmiało dobrze. To też słysząc ponownie pytanie, uniosła dłoń w górę na znak, by poczekał. Po tym zrobiła dokładnie dwadzieścia cztery duże kroki, stanęła, odwróciła się ku Ginro i pokazała mu kciuk w górę. To miejsce. Ono będzie dobre. Upewniła się jeszcze tylko, czy wydma, na jakiej stała klatka jest w miarę po za ich zasięgiem wzroku.
- Miecze zostaw, wrócą sobie później po nie. Przejdźmy kawałek dalej, by ich nie płoszyć. Tam zatrzymamy się na czas kolacji i ruszymy dalej. Nie ma co tu nocować, zaczyna być chłodno.
Stwierdziła spokojnie, dość rzeczowym tonem jak na samą siebie, po czym zjechała z wydmy. Następnie zaś ruszyła w kierunku Baibai, jak zwykle nieco grzęznąc w piasku, co zdecydowanie nieco utrudniało przemierzanie pustyni zadowolonym, niemal tanecznym krokiem. Była też, co by nie ukrywać, nieco zmęczona tym machaniem bronią i samą podróżą przez bardzo dużą kuwetę.
- A nie, to jak go nie było to faktycznie pewnie żyje.
Przytaknęła głową, uznając argumentacją Ginro za wystarczająco dobrą. No bo jakby nie żył... To by tam był? W gruncie rzeczy nawet nie wiedzieli, gdzie by go mieli szukać, a skoro żyje, to pewnie był w ruchu. Jak coś jest w ruchu, to ciężej to znaleźć, niż jak w ruchu nie jest. Dalej zostawała jedynie jeszcze kwestia jedzenia. Zdecydowanie warto było coś zjeść, jednak biesiadowanie tuż obok mieszkańców pustyni, jakim zakłócili już i tak spokój, nie brzmiało dobrze. To też słysząc ponownie pytanie, uniosła dłoń w górę na znak, by poczekał. Po tym zrobiła dokładnie dwadzieścia cztery duże kroki, stanęła, odwróciła się ku Ginro i pokazała mu kciuk w górę. To miejsce. Ono będzie dobre. Upewniła się jeszcze tylko, czy wydma, na jakiej stała klatka jest w miarę po za ich zasięgiem wzroku.