Yubari zdawała się nie zwrócić uwagi na niechęć Yumishiego do prowadzenia tej rozmowy, więc postanowiła skomentować i to. Gdyby Sabataya był nieco gorzej wychowany, zapewne westchnąłby bardzo ciężko i przeczesałby dłonią włosy, chcąc w ten sposób pokazać swoje niezadowolenie z tej sytuacji. Nic takiego jednak się nie stało. W zamian się po prostu uśmiechnął i przytaknął. Miał nadzieję, że fakt, że nie kontynuował tematu będzie wystarczającym znakiem, żeby mu już gitary w tej kwestii nie zawracać.
Sytuacja powoli zaczynała też wracać do względnej normalności. Koniec płaczu dziecka, krzyków nieznajomego, który rzucił biletami do teatru i sobie poszedł, bez przedstawiania się nawet. W sumie to szkoda, bo wypadałoby mu podziękować raz jeszcze czy coś. Nieważne jednak. Mieli również też już za sobą cały proces przedstawiania się. Yukkuri została mianowana przez Azuyę „Yubką”. Sama zainteresowana nie wydawała się mieć cokolwiek przeciwko temu pseudonimowi, więc nie poprawiał Azu. Trzeba przyznać, że ilość imion zaczynających się na Yu była naprawdę zdumiewająca, jeszcze trochę i Yumishi zacznie myśleć, że to nie był przypadek, a jakaś zmowa przeciwko niemu.
Yumishi w sumie zbytnio niczego ze składu nie potrzebował, więc po prostu poczekał z Azuyą w ramenowni, aż dziewczyny wrócą. Skoro już tak wyszło, że idą całą grupą… niech będzie. W końcu YuYu wróciły i mogli ruszać. Jego podopieczna postanowiła hardo, że pójdzie sama, na co przystał skinięciem głowy, jednocześnie mając ją na oku bardziej aniżeli poprzednio. Co by znowu jego uwadze nie umknął jakiś dziki plan małej. Gdy tak sobie szli, Yukkuri postanowiła wypalić tekstem, za który w sumie nie mógł jej winić. Jakby nie patrzeć, to dla postronnego człowieka mogli wyglądać niczym wesoła rodzinka.
– Dziękuję, ale nie jestem ojcem Azu, a jedynie wujkiem. Opiekuję się nią pod nieobecność jej rodziców – odparł ze spokojem, posyłając Yukkuri lekki uśmiech. Azuya wołała na niego „wujek” właśnie, nie miał nic przeciwko. Jednocześnie dziewczynka myślała, że jej tata wraz z matką byli na „wycieczce”, więc wspomnienie o rodzicach nie powinno być dla niej aż tak problematyczne. A chociaż miał taką nadzieję. Jednocześnie może i zdradził dosyć dużo informacji na ich temat, ale w sumie był pewien, że dziewczynka by sama stwierdziła fakt, że Yumishi jej ojcem nie był. Przecież doskonale o tym wiedziała.
W końcu dotarli do teatru. Chłopakowi z bramek podał bilety i uśmiechnął się do niego grzecznie, słuchając jednocześnie wszystkich wyjaśnień, gdzie co jest. Spojrzał na Azuyę, gdy już weszli do środka, trzeba było się upewnić o jednej rzeczy, żeby dziewczynka przypadkiem nie straciła niczego z widowiska.
– Azu, chcesz do toalety zanim się spektakl zacznie? – zapytał. Dziewczynka była na tyle duża, żeby w łazience sama te rzeczy ogarniać, więc co najwyżej popilnował drzwi i obserwował otoczenie, co by nikomu nie przyszło próbować mu dziecka porywać. Może i był przewrażliwiony i nabrał pewnej… paranoi pod tym względem, ale naprawdę ostatnią rzeczą jaką chciał, to by Azuya musiała przechodzić przez ten koszmar ponownie.
W końcu znaleźli się na sali – niezależnie od tego czy dziewczynka potrzebowała skorzystać z łazienki czy też nie. Usiedli wygodnie na fotelach by w końcu być świadkami rozpoczynającego się spektaklu. I rzeczywiście na scenie pojawił się kot. I to w butach. Yumishi, jako osoba z wyszkoleniem ninja, zaczął się zastanawiać jak to zostało zrobione. Nie znał się zbytnio na Genjutsu, więc stawiał na to, ale nie będzie teraz tutaj Kai używać, czy oczu odpalać, żeby te stworzenie zbadać. Aż takiej paranoi to jeszcze nie miał. Uśmiechnął się, słysząc śmiech dziewczynki. To zdecydowanie był jeden z tych momentów, w których NIE żałował, że wojnę przeżył i czuł tą namiastkę ciepła na sercu zwaną „szczęściem”. Nawet jeśli przelotnym.
Nagle usłyszał jakiś głos i zobaczył, że ktoś podaje mu poduszkę. Odwrócił się lekko, by wziąć ją do ręki.
– Dziękuję – odparł szeptem. Czy od razu dał poduszkę Azuyi? Skądże znowu. Najpierw dyskretnie ją wymacał, chcąc się upewnić, że jest to zwykła w świecie poduszka i nie ma w niej czegoś niebezpiecznego. Starał się to robić jak najciszej, żeby nikomu nie przeszkadzać w oglądaniu występu. I dopiero po upewnieniu się, że to była normalna w świecie poduszka, nachylił się lekko w stronę swojej podopiecznej. – Azu, wstań na sekundkę proszę – szepnął do niej, by w jak najsprawniejszy sposób położyć tę poduszkę na fotelu dziewczynki i ewentualnie jej pomóc z ponownym usadowieniem się na nim, jeśli byłoby to dla niej za wysoko. Jeżeli oczywiście cokolwiek wzbudziłoby jego podejrzenia względem tej poduszki, to by jej dziewczynce nie dawał, tylko spróbował, na razie bez oczu, wybadać co to mogło takiego być.