Trzeba przyznać, że Nanako się trochę zdziwiła, gdy dostała od Nezuko list, że wraz ze swoją rodziną będzie w Amegakure. Jednocześnie cieszyła się, że jej młodsza koleżanka z Kraju Wiśni o niej nie zapomniała i chciała się spotkać. Trzeba przyznać, że Inuzuka dziewczynkę całkiem polubiła. Uważała, że Kamado miała całkiem spory potencjał jeżeli chodzi o bycie shinobi, więc miała nadzieję, że ta postanowi pójść w tym kierunku i jej rodzice pozwolą na to. Bo z tego co zrozumiała, to byli cywilami… swoją drogą, to dosyć dziwne, że dwójka nie-ninja miało tak utalentowaną córkę.
Nana z tyłu głowy miała to, że Nezuko miała na dniach przyjechać, jednakże ostatnimi czasy miała naprawdę sporo roboty i zupełnie o tym zapomniała… Dobrze że jej matka, Reika, miała lepszą pamięć niż córka i jej o tym przypomniała. Co nie zmieniało faktu, że miała robotę do zrobienia i obiecała rodzicom, że dzisiaj to ogarnie…
Do drzwi ich domu zapukała Kamado ze swoją mamą. Reika otworzyła gościom drzwi, witając ich i zapraszając do środka. Trzeba przyznać, że ich dom się nieco różnił od tych w Sakuragakure. W większości był zbudowany z metalu, nie z drewna, które w tutejszym klimacie dosyć szybko się gniło i było bardzo niepraktyczne. Wnętrze rodzinnego domu Nany było urządzone w sposób bardzo praktyczny – bez zbędnych bibelotów. Miało to na celu jedno – ograniczyć potencjalne zniszczenia. Rodzina Nanako zajmowała się głównie hodowlą nukeninów, z których ten klan był znany i wielu shinobi miało właśnie ich psy za swoich towarzyszy. Tak więc szczeniaki latające po domu – w tym ząbkujące szczeniaki, które miały tendencje do rozwalania wszystkiego co na drodze spotkają – były tutaj częstym widokiem.
- Cześć, Nezuko-chan! – powiedziała Nana, a za nią Tama, która zaszczekała wesoło za dziewczyną, jednocześnie machając ogonem. - Dzień dobry – zwróciła się zaraz do jej matki, kłaniając się delikatnie. – Z chęcią Cię oprowadzę po wiosce, ale najpierw muszę posprzątać wybieg dla psów, więc możesz poczekać tutaj, albo popatrzeć i mi dotrzymać towarzystwa, zajmując się szczeniakami w kojcu. – Nie zamierzała dziewczyny prosić nawet o pomoc, była w gościach. Jednocześnie nie była to czysta robota, o czym mogły świadczyć „robocze” ubrania Nany – ciemne, nieco przetarte w niektórych miejscach spodnie, kalosze niemal po kolana i wiadro, wypełnione narzędziami. Jednakże kto by nie chciał posiedzieć trochę czasu ze szczeniakami?
Niezależnie od decyzji Nezuko, Nana poszła na wybieg. Ten był całkiem sporawy i pełen różnych struktur, kukieł i tym podobnych rzeczy, które służyły do treningu psów… W wolnym czasie jednak te mogły sobie radośnie po nim biegać, bawić się zabawkami i robić wszelkie inne rzeczy… Tak było i tym razem. Na wybiegu było kilkanaście psów różnej wielkości i wieku – od szczeniaczków, po starsze osobniki. Z tymi pierwszymi nie było żadnych problemów, bo słuchały się komend, jednakże młode były jeszcze nieodchowane i te trzeba było brać pojedynczo na ręce i wkładać do specjalnego, zamkniętego kojca… a że latały jak powalone po tym wybiegu, to trochę chodzenia będzie.