Rzeczywistość nie zawsze była przyjemna. A najgorsze, co mogło być, to pozostawienie wszystkich bolączek samych sobie, by w chwili ciszy i spokoju wracały. Nic więc dziwnego, że bardzo często wiele myśli powraca do ludzi przed snem, wtedy, gdy już nic się nie robi i próbuje się, niczym jakaś maszyna "wyłączyć". Wszystko, co zostało odłożone na potem wraca, sprawiając, że zostaje się samemu, w ciszy, opuszczony. Pół biedy, gdy ma się kogoś obok, do kogo można się odezwać bądź przytulić. Jak wielu jednak pozostaje samemu sobie, jak tejże nocy Tamura. Mimo wszystko jednak... jakoś wypoczął. I mógł ruszyć na spotkanie.Poprawa
(回復)
Sabataya Tamura
Ieyasu był, jak już wspominano, w podobnym wieku co jego rozmówca, choć jego włosy były kompletnym przeciwieństwem. Jak Sabataya był ubrany dość "cywilnie", tak u niego dało się dostrzec kaburę na udzie oraz pochwę na miecz przy lewym boku, Posiadał na siebie nałożony dość luźny materiał, przypominający swoim wyglądem "ponczo", które stety niestety przysłaniało jego klatkę piersiową. Spodnie zaś miał... luźne. Takie, jakie pewnie wielu shinobi by nosiło. Obuwie zresztą tak samo. Z cech szczególnych posiadał długi warkoczyk po prawej stronie jego twarzy, siegający mu do barku. Na końcu przewiązany był zaś gumką, zakończoną drobnym, metalowym obiektem z jakimś czerwonym symbolem. No i na prawej ręce miał zawiązaną szarawą arafatkę. Zdawał się mimo to, być bardziej rozluźniony, choć czerwone oczy klanu Sabatayów pozwoliły dostrzec, że ten się lekko spiął, gdy tylko oczy dawnego "Nomikomu" zalśniły czerwienią. Gdyby nie jego Dōjutsu, pewnie nawet by tego nie dostrzegł.
I faktycznie, jakiś kilometr i dwieście metrów za nim stała zgraja około trzydziestu bandytów. Odzianych podobnie do tych, których miał okazję już "poznać". Co gorsza, jakieś trzysta metrów za nimi było ich jeszcze dwudziestu, z jakimś powozem. Ieyasu zamyślił się, słysząc tłumaczenia białowłosego.
-Mhm... rozumiem. Cóż, przepraszam za nich. - stwierdził spokojnie, bezradnie rozkładając ręce. -Przejąłem nad nimi dowodzenie dość niedawno. A oni... cóż, dość rzec, że trudno jest zmienić przyzwyczajenia. - stwierdził spokojnie. Zaczął też obgryzać paznokieć prawego kciuka. -Hmm... Chciałbym to na tym zatrzymać, jednak jako dowódca, muszę mieć pogłos wśród podwładnych. A tutaj proszę. Wioska się zbroi, pułapki przygotowane, ludzie zabici. - westchnął i pokręcił głową. -To prości, acz też prymitywni ludzie. Oko za oko, ząb za ząb. Za krew należy płacić krwią i inne tego typu bzdury. Choć nie podoba mi się to, że napadają, przynajmniej przestali mordować i gwałcić... tak jak wcześniej. - stwierdził spokojnie. -Teraz jednak sytuacja jest napięta, więc powiedz mi... jak planujesz ich przekonać, by nie ruszyli tutaj? - rzucił spokojnie, jakby nawet... leniwie? -Owszem, część z nich wpadnie w pułapki, może ugrzęzną w błocie, ale to tylko ich bardziej wkurzy. I wioska zapłaci wówczas. Bo jest najbliżej. - gorzko się uśmiechnął -Może tylko pomordują starszyznę i zgwałcą kobiety... - zaczął myśleć na głos. Po chwili rozległ się trzask z jednego z domów. -Oh?
-Dashi, stój! - dobiegł przytłumiony przez ściany budowli krzyk ze środka domu. Krzyk Noriko. I kolejne trzaśnięcie. Tym razem chyba miotłą w głowę, sądząc po odgłosie.
-Zdaje się, że mamy podsłuchujących. - rzucił wyjątkowo rozbawiony Ieyasu.