Rozmowa z Naną przy ramenie, jaki budził w Midoro dość miłe, nostalgiczne wspomnienia zaczynała schodzić na temat, jaki chciał poruszyć od samego początku. Nie był to oczywiście jedyny temat na jaki chciał rozmawiać z Rubinkiem, lecz był on chyba najważniejszy przy dzisiejszym spotkaniu. Amegakure. Nie dało się ukryć, że po kilku ekscesach jakie chłopak przeżył, pokładał sobie kilka rzeczy w głowie. Mówiąc jej w jakim celu zamierza udać się do głowy wioski spotkał się z niejako aprobatą, co było całkiem do przewidzenia znając Nanę. De facto, były to pierwsze rzeczy jakich się o niej dowiedział. Niejako coś, co ją definiowało.
- Nawet jeśli byli, w mojej grupie nikogo z Ame nie było. Jedynie chłopak z Sakury. Co za tym idzie, im więcej danych z wielu źródeł tym lepiej. Tak samo jak było z Zero. - odparł jej tylko tłumacząc jego punkt widzenia. Informacja i wiedza była potężną bronią. Gdyby ją posiadali w Baibai poszło by im o wiele łatwiej i lepiej. To samo tyczyło się też przepływu informacji, jakiego im wtedy brakowało. Skoro Iwijczyk podjął takie a nie inne decyzje, wolał by wioska w jakiej zamierzał się osiedlić na stałe była dobrze przygotowana na wszelakie niedogodności losu, jakie mogły, lecz nie musiały, kiedyś stanąć u bram.
Skoro temat kraju Kupców został poruszony, Dziedzic Bakutonu niemalże czuł się w obowiązku poinformować Nanę o kilku rzeczach. Jak na przykład Cieniach. Szansa na to, że dziewczyna je kiedykolwiek spotka była niemalże zerowa. Mimo to, wolał ją uprzedzić. Nie kierowała nim jednak troska o nią czy coś takiego. Nawet jeśli, to w bardzo małym stopniu. Dawno temu, w Iwie, normalnym dla niego było, że dzielił się informacjami i przeżyciami z swoimi przyjaciółmi, jacy dzielili jego profesję. Spotykali się w barze i zwyczajnie opowiadali o swoich przeżyciach. Ciekawych technikach jakie widzieli, klanach, zdolnościach, taktykach. Wszystkim, co mogło by sprawić, że gdy będą zagrożeni, lepiej będą mogli sobie z problemem poradzić.
- Zazdroszczę. - odpowiedział jej odwzajemniając uśmiech. Katon był czymś, czego w tamtej chwili bardzo potrzebował a niestety był poza jego zasięgiem. Zwyczajnie człowiek miał pewne ograniczenia. Słyszał, a nawet miał kolegów, jacy byli w stanie opanować każdy z podstawowych żywiołów. By nie szukać daleko, Amekage. On jednak urodził się z innymi predyspozycjami. Mimo iż marzył by móc władać każdym żywiołem, było to nieosiągalne.
- To jest coś, nad czym pracuje od zawsze. - odparł z przepraszającym uśmiechem. Niestety, taka była prawda. Mimo iż był dobry, zawsze mógł się natknąć na kogoś lepszego. Mimo iż bycie całym i zdrowym było głównym założeniem, niestety nie zawsze dało się je spełnić. Bycie ninja było jednak parszywą robotą.
Zdarzały się jednak sytuacje, że nie tylko w walce nie wszystko szło jak się chciało i myślało. W rozmowach również, lecz to czyniło je ciekawszymi. Można było dzięki temu poznać lepiej drugą osobę. Jak Douhito nie chciał by w niejaki sposób się kłócili po tak długim czasie jaki się nie widzieli, nieporozumienie trzeba było jakoś rozwiązać. Najlepiej spokojnie tłumacząc, co też Midoro starał się zrobić.
- Powiedzmy, że tak zostałem wychowany. Wszystkiego musiałem się uczyć sam nie mając nikogo, kto pokazał by mi jaką drogą mam się udać. Gdy mój przyjaciel dał mi kilka rad, potrenował ze mną parę razy, stał się moim mistrzem, a następnie te rady uratowały mój tyłek przed skopaniem, czułem zwyczajnie, że zasługuje na podziękowanie za to, co dla mnie zrobił. Widząc, że Ameko pomaga tobie stawać się lepsza, po prostu czuje, że też na to zasługuje. Może i nie trenuje mnie, lecz trenuje ważną dla mnie osobę. Ciebie. A to sprawia, że to dla mnie ważne. - powiedział spokojnie jego punkt widzenia. Dość szczegółowy.
- Jeśli jednak uważasz, że jest to nie na miejscu, nie zrobię tego. - odparł by dać jej znać, że uszanuje jej decyzję jakiej by nie podjęła.
Słysząc kolejne słowa dziewczyny nie mógł się z nią w pełni zgodzić. Z jego punktu widzenia, ich praca, czyli byciem ninja, była taka sama. Jedyna różnica polegała na tym, że ona pomagała ludziom w Ame, a on każdemu, kto tego potrzebował. Nie nazwał by się najemnikiem, gdyż nie podjął by się pracy, jaka była by niezgodna z jego moralnością. Nie wykonał by zlecenia wybicia całej wioski czy klanu tylko dla tego, że ktoś ma taką zachciankę. Tak samo zakuły go trochę słowa, sugerujące jego ignorancję w kierunku Ame.
- Tak, to jest nasza praca. Pomaganie innym. Ty będąc związana z Ame pomagasz tutaj, podczas gdy ja pomagam tam, gdzie akurat jestem. A skoro już o papierni Kamich mówimy, to miałem przyjemność zapoznać kilku Klanów z tutejszymi strażnikami przed moim wyjazdem. - odparł spokojnie, chociaż nie umknęło jego uwadze to, że Nana chyba najwyraźniej miała mu to za złe, że go tu nie było.
- Tak czy inaczej, słyszałem o tym i przyjrzałem się trochę temu. To było jakby nie patrzeć coś, co się wydarzyło w wiosce w jakiej też mieszkam. Bałem się, że to może być sprawka kogoś z mojej głównej gałęzi klanu. Nie chciałem, by Kise-sama, który i tak dał mi spory kredyt zaufania, powiązał mnie z czymś, z czym nie miałem nic wspólnego. Nic jednak nie wskazywało na to by to był ktoś z klanu Hibana, a po moim małym śledztwie sprawa przycichła. Teren zabezpieczono i tak dalej. - opowiedział jej zgodnie zresztą z prawdą, co miało miejsce oraz jaki był jego udział w tym wydarzeniu.
Dialog przeszedł w końcu do meritum sprawy jaką Iwijczyk chciał poruszyć. Amegakure oraz decyzja, jaką Douhito podjął. Tak jak podejrzewał, potrzebował czasu oraz najwyraźniej kilku szoków by do tego dojść. Jednak w końcu się namyślił co i jak, i Rubinek była pierwszą osobą jaka miała się o tym dowidzieć. Widząc jak jej twarz po ich rozmowach łagodnieje poczuł trochę ulgę. Miał szczerą nadzieję, że ta pozytywnie na to zareaguje i chyba się to udało. Tyle, że w jej stylu.
- Niestety nie, ale na pewno zapytam o to Kise-sama. Mam nadzieję, że nie ma przeze mnie pod górkę. - odpowiedział poważnie z nutą skruchy w głosie. To nie tak, że tego żałował, gdyż nie żałował niczego. To wszystko doprowadziło go do takich a nie innych przemyśleń i decyzji. Oczywiście szkoda mu było, że tak to wyszło, ale co się stało, to się nie odstanie. Budowanie dobrych relacji i reputacji było trudnym zadaniem a on miał zaczynać z niższego poziomu niż inni przez tamten incydent. Wiedział jednak na co się pisze.
- Tak. To dokładnie to oznacza. - odparł jej z lekkim uśmiechem na ustach. Był gotów ponownie przywdziać barwy wioski i kraju, za który zamierzał walczyć.
- Dla mnie Ame, to przede wszystkim ty. Nie będę ci słodzić bo na to jesteśmy za trzeźwi, lecz dla mnie głównie ty, oraz masa innych mniejszych rzeczy dookoła sprawia, że podjąłem tą decyzję. By sprawić, by chociaż ten kawałek świata był lepszy, bezpieczniejszy. To mi w zupełności wystarczy by chronić to miejsce tak jak umiem najlepiej.