Cokolwiek czuwało podczas drogi do i z komisariatu nad Homurą, mogło czuwać nad nią dalej. Głównie przez to, że póki co wykonywało swoją robotę fenomenalnie, pozwalając jej odbyć podróż przez "ciemną dolinę" dość spokojnie, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalał chaos i zagubienie panujące dalej w umyśle czarnowłosej. Jakkolwiek wyglądała sytuacja "za kulisami", została postawiona przed bardzo prostym i nieprzyjemnym faktem - ktoś bez problemu wszedł do jej domu. Skoro wszedł bez problemu do jej domu raz, zapewne dowolna osoba mogłaby ten wyczyn powtórzyć. Jeśli do jej domu jest w stanie wejść zapewne każdy z chociaż dwoma szarymi komórkami, to nie miało już nawet znaczenia, czy zamknie drzwi i okna. Każdy mógł tam wparować, wziąć co chce i może, przy dobrych wiatrach, wśród zdobyczy nie znajdzie się głowa czerwonookiej kobiety. Na samą tą myśl aż mroziło ją w krzyżu, zmuszając do rozejrzenia się po mijanej okolicy. Droga dłużyła się, chociaż sama mogłaby przysiąc, że szła szybciej, niż normalnie. Cała bańka, w jakiej żyła, a z napisem "no przecież Ame jest całkiem bezpiecznym miejscem", pękła dosłownie w jedną noc sprawiając, że pokonywanie kolejnych uliczek bardziej przypominało przemykanie pustymi już ulicami, aniżeli chód przeciętnego mieszkańca nie szukającego problemów w swojej jakże spokojnej okolicy.
Wyciągając klucz do mieszkania, drugą ręką wysunęła nóż spod połów ubrań. Przekręciła kluczyk, a fakt, że klamka była przecież po wcześniejszej walce w salonie obluzowana, przez krótką chwilę wyleciał jej z głowy sprawiając, że przez krótką chwilę serce podeszło jej pod samo gardło. Wsunęła głowę do środka, rozejrzała się. W ciemnym pomieszczeniu nikogo nie widziała, a dla dodania sobie otuchy, szybko wymacała na ścianie włącznik światła. Sprawdziła każde pomieszczenie z plecami przypartymi do twardej, zimnej powierzchni, jakby co najmniej poruszała się po kryjówce kryminalistów. Zdawało się to jednak lepsze, niż otworzenie drzwi do garderoby tylko po to, by znaleźć tam nieproszonego gościa z bronią w ręku. Ostatecznie jednak nie wyglądało, by ktokolwiek więcej miał znaleźć się w progach jej domostwa. Z żarówkami oświetlającymi każde pomieszczenie odetchnęła głośno, po czym w pierwszej kolejności zamiotła resztki szkła na zmiotkę. Kiedy tylko podłoga była już w miarę bezpieczna do przemieszczania się, zamieniła buty wyjściowe na ciepłe papucie, jakimi bardziej sunęła po dalej niepewnej powierzchni, niż ryzykując nadepnięcie na jakiś niewielki odłamek mogący narobić jej problemów. Płaszcz jak jednak był na jej ramionach, tak dalej tam spoczywał korzystając z jego kieszeni jako tymczasowa "kabura' na noszony przez cały czas nóż. Z jednej z szuflad, jaka chyba nie znalazła się szczególnie na celowniku włamywacza, wyciągnęła gwiazdkowy śrubokręt z czarną rączką. Tak uzbrojona klęknęła przy drzwiach wejściowych, dokręcając na wpół przytomna już śrubki, jakie to wymagały dokręcenia. A po tym... nie wiedziała. Miała wrażenie, że miała jeszcze dużo do zrobienia. Z pewnością powinna posprzątać wyrzucone przedmioty, zjeść coś, wykąpać się, jednak ostatecznie nie wiedziała, w co w zasadzie włożyć ręce. Pociągnęła kilka razy za klamkę dla upewnienia się, że wszystko działa. Zamknęła również drzwi na klucz nim ponownie sprawdziła, czy te oby na pewno są zamknięte. Sprzątanie? Jutro. Zdecydowanie. Opłukała się jeszcze szybko pod prysznicem, byle tylko móc położyć się pod kołdrę czysta, po czym zasnęła, dalej trzymając nóż pod poduszką.
Zasnąć jednak było ciężko. Najmniejszy szmer za oknem sprawiał, że ta mimowolnie podnosiła głowę tylko dla upewnienia się, że nie ujrzy poruszającej się, ludzkiej sylwetki gdzieś za oknem lub, w najgorszym wypadku, gdzieś obok siebie. Cokolwiek jednak słyszała, nie szło w parze z czymkolwiek, co miałoby zwiastować obronę twierdzy, jaką było mieszkanie barmanki. O której zasnęła? Nie wiedziała. Obudziła się jednak mając wrażenie, jakby ktoś kładł ją do spania za pomocą czułego uderzenia łomem w czaszkę. Zdecydowanie nie była wyspana i to po raz kolejny, żyjąc w trybie czuwania. Poranna toaleta, odgrzanie jedzenia z wczoraj, sprzątanie - na tym minął jej ranek, a idąc w odwiedziny do Nanami, przy okazji wstąpiła do swojej szefowej po urlop. Nie była w stanie pracować. Nie w tym stanie. Potrzebowała chwili na uspokojenie nerwów i poukładanie sobie wszystkiego, rzecz jasna broniąc się potrzebą wymiany wybitych okien czy wyłamanych drzwi, co wymagało jej obecności w różnych godzinach. Szczęśliwie każda z tych rzeczy rzeczywiście była nienaruszona, o czym ta jednak wiedzieć nie musiała. U Nanami zaś? Nie omieszkała nie wspomnieć o okropnej nocy. O tym, jak ten, przez którego znalazła się w szpitalu, niechybnie trafił na złą ofiarę. Oraz o tym, jak pewien inspektor wmieszał ją w ratowanie Ame, co w tym wypadku "i tak by pewnie zrobiła, bo jakie miałaby inne wyjście". No, mężczyzna dosłownie wszedł jej do mieszkania. Dosłownie nie miałaby innego wyjścia, niż próbować go zatrzymać. Szczęśliwie nie musiała, a jej rola mogła ograniczyć się do widowni. I na trzymaniu po drodze stróża prawa za rączkę, chociaż im dłużej o tym myślała, tym bardziej miała wrażenie, że równie dobrze mogli obejść się i bez tego. Różnica pewnie byłaby żadna. Nie miała jednak czasu na większe pogaduszki. Zdecydowanie Ame miało talent do wybierania jej dni, w jakich winni wysyłać jej wioskowe zlecenia, a ze przy wychodzeniu z domu, jedno z nich wystawało ze skrzynki - mogła jedynie ruszyć do biblioteki. Praca nudna, jednak chociaż mogła nieco doedukować się w kwestii tego, co miała zamiar przygotować w najbliższym czasie. Pora ruszyć warsztat. Pora przejść do biznesu. Dokładnie. Korzystając więc z faktu bycia w miejscu, gdzie miała odpowiednie narzędzia do przygotowania, zabijała czas czytając o medycynie i zielarstwie.
Zestresowana drogą wróciła do domu, do którego ponownie weszła z dozą ostrożności. Mniejszą niż wcześniej, powoli oswajając się z myślą, że podobne odwiedziny zapewne nie staną się teraz normą. Wieczór jeszcze młody, to też po kąpieli, zjedzeniu obiadu i przygotowaniu stanowiska, wyłożyła na blat składniki, jakie to zgarnęła po drodze ze sklepu. Zaczęła od czegoś prostego, co dobrze wiedziała, jak przyszykować. Masa ziół, woda, cytryna... Wszystko to stopniowo zaczynało być poddawane obróbce, by ostatecznie pomarańczowy płyn spłynął do flakoników stworzonych z różowego kryształu. Zakorkowane odłożyła na bok, powoli szykując miejsce na to, co w tej fazie było jeszcze eksperymentami. Łatwo było działać wedle przepisów. Ciężej było je tworzyć. Miała składniki. Miała nawet pojęcie, jak je wykorzystać. Nie mniej dawały jej duże pole do ugryzienia tematu, a jaki sposób miał być najlepszy? Pewna nie była. Wykonała kilka próbnych specyfików, przy okazji je testując, jednak wyniki definitywnie nie były tym, czego się spodziewała, ostatecznie kończąc dzień na wpół zaleczonymi skaleczeniami na rękach. Definitywnie potrzebowała nieco większego rozeznania. To jednak zostawiła na dzień kolejny, gdzie z samego rana udała się do biura podawczego. Tam sama wybrała sobie zlecenie, a ze wiązało się z pracą w szpitalu - większość jej dnia została wyjęta z życiorysu. Znalazła jednak czas, by rzeczywiście przyjrzeć się, co jest używane w praktyce w medycynie. Leki, na bazie czego głównie znajdowały jako takie zastosowanie w tym, co czego potrzebowała cokolwiek, co chciała uwarzyć w domu. Zawężało to z pewnością jej możliwości, nadając im bardziej konkretnego kierunku. Ponowna toaleta, zjedzenie posiłku i przygotowanie stanowiska stanowiły wstęp do kolejnych prób, jakie pozostawiły ją na nogach przez co najmniej połowę nocy.
Obudziła się koło dziewiątej, a chociaż chyba pierwszy raz zasnęła w miarę szybko - ilość czasu na wypoczynek pozostawiała ją lekko śpiącą, nie wspominając o kilku ranach, jakie to po testowaniu wcześniejszych specyfików goiły się miejscami nawet gorzej, niż zakładała. Te jednak, na których sprawdzała niebieski płyn przelany już do odpowiednich flakoników, zdawał zdecydowanie egzamin. Zostało jej jeszcze nieco materiałów, to też postanowiła je wykorzystać do końca. I takim oto sposobem kolejne flakoniki znalazły się na blacie stołu, a szary dym kotłujący się z cieczą o podobnym kolorze pod korkiem wypełniał część z nich. Umyła ręce, wyciągnęła pudełko. Część zamierzała zostawić dla siebie, część zaś - posłać w świat. A raczej gdzieś, gdzie mogły zostać sprawdzone w bardziej polowych warunkach. Popakowała je jednak tak, jakby przewidywała co najmniej dziesięciokrotne upuszczenie paczki z wieżowca na beton i przejechanie po niej walcem. Pudełko obłożyła styropianem i za jego pomocą podzieliła karton na sektory. Jeden na jeden rodzaj fiolek, drugi na drugi, trzeci na trzeci. Każdą z nich owinęła również w folię bąbelkową, przez co ostatecznie siedziały one ściśnięte jedna obok drugiej, nie mając dużych możliwości do obijania się o siebie. Na wierzchu zaś położyła kilka zapisanych wiadomości, z którymi zeszło jej nawet dłużej, niż z przygotowaniem samego pudełka. Zdecydowanie przekazywanie informacji było ciężkie. Łatwiej byłoby werbalnie, z pewnością. Mniej myślenia, więcej zdrowej improwizacji i mówienia tego, co wydawało się za istotne. Po jednym czy dwa flakoniki włożyła do kieszeni, podczas gdy resztę schowała do jednej z szuflad komody stojącej w garderobie. Ziewnęła też, a mając wrażenie, że chyba nic więcej nie będzie potrzebować, przebrała się w cieplejsze odzienie. Płaszcz znalazł się ponownie na jej ramionach, podobnie jak parasolka powieszona na ramieniu. Torebki nie brała, a zamiast tego upakowała co ważniejsze rzeczy w kieszenie. Przed wyjściem spojrzała jeszcze na dywan i sofę. Dwa elementy, jakich nie ruszała, a powinna. Dywan zawinięty pod samo okno kuł ją w oczy, jednak co mogła z tym zrobić? Na samą myśl o dźwiganiu mebla coś ją skręcało w środku, zapewne myśl o pozrywanych przy tym mięśniach. Przekręciła klucz w drzwiach, wzięła paczkę i po upewnieniu się, że jej mieszkanie jest chociaż pozornie zabezpieczone w sposób, na jaki stać każdego, przeciętnego obywatela, ponownie ruszyła ku komisariatowi.
z/t
Stworzone specyfiki
12x Morning Dew - 150 (300/2)
12x Warming Shoot- 75 (150/2)
12x Sleeping Beauty - 100 (200/2)
Razem: 325 ryo