Strona 1 z 5

Rynek

: 07 paź 2022, 3:09
autor: Norka
Rynek
Rynek znajduje się tuż przed murami Pałacu Królewskiego, który góruje nad całą stolicą. Sporej wielkości, wybrukowany plac, który otoczony jest wysokimi, kamiennymi budynkami. Jest to jedno z głównych miejsc w całej Tenohirze, spełniająca wiele funkcji. Niewielka jego część została wydzielona na targ, który działa w godzinach porannych, do wczesnego popołudnia. Można się na nim zaopatrzyć w żywność, ubrania czy różnorakie narzędzia - głównie do uprawy roli. Wokół placu głównego można dostrzec różnorakie sklepiki, knajpki czy herbaciarnie. Oprócz tego niczym niezwykłym nie jest widok różnorakich ulicznych artystów. To właśnie na rynku odbywają się huczne festyny z okazji rozpoczęcia nowej pory roku. Wtedy plac jest stosownie dekorowany, zależności od tego, jaką porę roku przyjdzie witać.

Kiedyś tuż obok Rynku znajdował się Panteon, który pozwalał mieszkańcom Tenohiry modlić się do bóstw. Kraj Bananów bowiem był krajem wielowyznaniowym, jednakże wszyscy żyli w szacunku do wierzeń swojego sąsiada i z tego powstała świątynia, która pozwalała na modlitwę niezależnie od tego, do jakiego boga ona była skierowana. Wiosną 163 roku doszło jednak do zamachu na Głównego Kapłana, Yeremyę - sama, który również doprowadził do zniszczenia Panteonu. Ten jest teraz w odbudowie i można zobaczyć fundamenty a także drewniane rusztowania, na których w pocie czoła pracują budowlańcy, starając się świątynię odbudować.

Re: Rynek

: 07 paź 2022, 3:22
autor: Kaguya Kaede
Country roads, take me home 故郷の道よ僕を家まで連れてって
Tury1
Kensei codziennie sprawdzał kartkę, którą dostał od swojego kuzyna. Niezależnie od miejsca, w którym akurat się znajdował na nowym kontynencie, pilnował tego skrupulatnie, żeby przypadkiem nie przeoczyć żadnej wiadomości, bo gdyby to się stało – to byłoby po przysłowiowych ptokach. Niestety, ale na papierze nie pojawiło się ani jedno słowo, odkąd opuścił Amegakure i wyruszył na zachód, na Nowy Kontynent. Po drodze spotykał mniejsze bądź większe problemy – czasem był zmuszony spać w terenie, choć dla niego, jako użytkownika dotonu nie było to jakoś bardzo uciążliwe. Bywało tak, że przez kilka dni, że jedzenie musiał zdobywać w bardziej… pierwotny sposób, bo po drodze nie było żadnej gospody.
Niecały tydzień temu Hokori zawędrował do Tenohiry, stolicy Banana no Kuni – kraju zdecydowanie intrygującego. Pierwsze wrażenia były takie, że ludzie wydawali się tutaj… bardziej swojscy i beztroscy. Może i nie mieli jakoś wybitnie wiele, ale z drugiej strony ciężko było zobaczyć, by ktoś tu żył w kompletnej biedzie. Biorąc też pod uwagę fakt, ile bananowców wszędzie było – a także, że lokalne prawo pozwalało na zrywanie ich bez żadnych specjalnych zezwoleń – sprawiało, że też i głodni nie chodzili. W ciągu tych krótkich siedmiu dni, Kensei się też nauczył, że z bananów można zrobić… naprawdę wiele. Placki. Chleb. Smażone banany w głębokim tłuszczu. Był też rodzaj tego owocu o bardzo cienkiej i jadalnej skórce. Mieszkańcy lubili przyprawiać go w różnorakich przyprawach i smażyć bądź piec, przez co skóra robiła się bardzo chrupiąca i była świetną przekąską. To czy banany na milion różnych sposobów Hokoriemu zdążyły zbrzydnąć w ciągu ostatniego tygodnia – to już było w jego ocenie.
To co zapewne mogło Kenseia intrygować, to przygotowania do festynu mającego na celu powitać jesień. I pomimo że lato praktycznie się już kończyło, tak musiał przyznać, że pogoda była wciąż całkiem przyjemna – świeciło słońce i było po prostu ciepło, aczkolwiek nie gorąco. Dosyć miła odskocznia od pochmurnego Amegakure, bez wątpienia. Przechodząc się rynkiem, Hokori mógł dostrzec różnych ludzi, którzy zapewne zajmowali się przygotowaniem festiwalu. A to kobiety z dziećmi wieszały kolorowe wstążeczki, a to handlarze zaczynali rozkładać swoje stanowiska. Oprócz tego, tuż przed murami Pałacu Królewskiego (który, swoją drogą, robił wrażenie swoją wielkością) została zbudowana scena, na której też widać było przygotowania – obecnie trójka kobiet się kłóciła na temat kompozycji kwiatowej, przekładając donicę z jednego kąta w drugi. Z zamyślenia wyrwał go jednak krzyk jakiegoś mężczyzny.
Witam szczęśliwego klienta! Tak, do pana mówię. Tylko teraz, trzy banany w polewie w cenie jednego. Tylko 5 ryo! Zapraszam, zapraszam! – Kensei zdecydowanie nie miał wątpliwości, że do niego mówił. Mężczyzna spoglądał na shinobiego i nawet ruchem ręki go zachęcił, żeby podszedł bliżej. Stanowisko handlarza było stosunkowo niewielką, drewnianą budką. W tle było widać sporo kiści z bananami, zaś na blacie stały szklane pojemniki wypełnione – jak domyślał się Kensei – polewami. Trzeba było przyznać, że było ich całkiem sporo i wiele kolorów. Tak naprawdę mógł jedynie zgadywać część z nich – brązowa to zapewne była czekolada, różowa truskawka, może maliny? Pytanie czy w ogóle Hokori będzie zainteresowany taką przekąską… No bo powiedzmy sobie szczerze, po co były mu trzy banany w polewie?
NPCSprzedawca

Re: Rynek

: 08 paź 2022, 14:42
autor: Hokori Kensei
Nowy Kontynent był miejscem, który mógł napawać fascynacją. Kensei jednak nie był podróżnikiem, odkrywającym z podekscytowaniem nowe tereny. Był to sposób zaprzątnięcia myśli czymś innym niż ponurą atmosferą Ukrytego Deszczu i martwieniem się o najlepszego przyjaciela. Świadomość ta zresztą była cały czas z tyłu jego głowy, a Hokori z namaszczeniem i uwagą przy każdej przerwie, o poranku i przed snem, sprawdzał kartkę, którą otrzymał od kuzyna. Tylko ze względu na ich więzy rodzinne oraz to, że nie czuł, by ten go oszukał, wierzył w niego. Wciąż nie posiadał za wielu informacji, jednak może to dlatego, że Jin też ich nie znalazł? Temu, by walczyć z tym dominującym brakiem jakiejkolwiek wiedzy postanowił wyruszyć. I tak też znalazł się w Kraju Bananów.

Pewnie, gdyby odwiedził ten kraj razem z Yasushim, jego nastawienie do tego miejsca byłoby inne. Byłby bardziej zainteresowany tym wszystkim. Nie dało się ukryć, że pewien podziw nawet wzbudziła w nim kreatywność lokalnych mieszkańców w kwestii wykorzystania ich imiennego owocu do przeróżnego rodzaju dań czy przetworów. Z większym, smakiem by się zajadał nimi, a teraz? Po prostu były. Jak racje żywnościowe. Nie miały smakować, miały zaspokajać jedną z najbardziej podstawowych potrzeb ludzkiego organizmu i póki swoją rolę pełniły - tak długo Shitorin nie narzekał.

Festyn także nie był czymś, co go kiedykolwiek interesowało, nawet za czasów, gdy był w Iwie. Wtedy częściej matka go zaciągała, więc jedyne co mógł zrobić to liczyć na to, że spotka tam Hōsekiego, przez co całe wydarzenie nabierze dla niego trochę kolorów. Teraz nie było tu jego przyjaciela. Wydarzenie jak każde inne, które pewnie by olał, gdyby nie próba zaspokojenia umysły czymś innym, poszerzenia wiedzy i swoich horyzontów, byleby się nie zamartwiać w kącie jakiejś gospody. Całe to nastawienie Banana no Kuni mogło wręcz działać na niego jak swoista płachta na byka, choć starał się nie irytować i nadal utrzymać swoją opanowaną postawę. Byli beztroscy i pewnie trochę radośni, uczucia, których on nie mógł dostąpić ostatnimi czasy. Nie jako shinobi, nie jako ANBU, i nie jako przyjaciel, o ile tym ostatnim miał prawo się jeszcze w ogóle nazywać.

Gdy z zamyśleń i obserwacji pałacu (gdzie jego zawód już nakazywał mu analizę możliwych dróg dostania się do środka, co zrobił nawet nieświadomie) wyrwał go głos kupca, obrócił się w jego stronę i westchnął podszedł trochę bliżej.
-Po co mi trzy banany? - zapytał z lekkim uśmiechem, który choć sztuczny, miał dać jego rozmówcy wrażenie sympatycznego dyskutanta. -Plus tyle polew, nie wiem nawet jakie, jakie wybrać i jakie by Pan polecał. - kontynuował, po czym spytał -Co będzie potem na scenie, jak już kompozycja kwiatowa zadowoli wszystkie trzy? - dodał rozbawiony, a przynajmniej udając rozbawienie.

Re: Rynek

: 12 paź 2022, 21:52
autor: Kaguya Kaede
Country roads, take me home 故郷の道よ僕を家まで連れてって
Tury2

Zapewne, gdyby Kensei nie był na tej wyprawie, podróży – zwał jak zwał – sam, to zapewne bardziej były w stanie docenić urok odwiedzanych przez niego miejsc. Fakt, że w Banana no Kuni było wciąż całkiem przyjaźnie ciepło, pomimo jesieni, że deszczu było zdecydowanie mniej, a nawet jeśli jakiś się trafił, to głównie w nocy i jedynym znakiem po nim było rześkie powietrze rankiem. Ciągłe czekanie na informacje od Jina wcale nie pomagało – a fakt, że kartka pozostawała pusta, nie napawało optymizmem. Tak więc, mimo że Banana no Kuni zdecydowanie pod pewnymi względami mogło być interesujące i nawet co niektórych zachwycać, tak Hokori nie czerpał z tego żadnej większej przyjemności.
Mimo wszystko nie dało się oprzeć wrażeniu, że cały ten festyn wydawał się być naprawdę ważnym świętem, biorąc pod uwagę podekscytowanie napotkanych po drodze osób – a zwłaszcza dzieci, które zapewne nie mogły się doczekać, aż rodzice sprawią im jakieś łakocie, bądź co bądź, ale takie okazje zdarzały się mimo wszystko raz na kwartał. To jednak mogło mieć jednak jeszcze większy irytujący wpływ na Kenseia. Szczęście nie było mu dane, może nie licząc tych kilku krótkich chwil spędzonych u kuzyna, które dały choć odrobinę wytchnienia od ostatnich wydarzeń.
Banany. W takiej formie jeszcze się z nimi nie spotkał, ale prawdę powiedziawszy nie było to nic zaskakującego, wręcz przeciwnie – biorąc pod uwagę tego, ile potraw z tym owocem już jadł, to ciężko żeby coś Kenseia jeszcze zdziwiło. Sęk w tym, że to była raczej… przekąska, coś bardziej dla duszy, aniżeli ciała. Na pewno nie był to posiłek, który w jakikolwiek zaspokoiłby głód, mimo że do bycia głodnym Hokoriemu było daleko.
No jak to po co, na osłodę duszy! A i zawszę mogę spakować na wynos, toć żaden problem! – powiedział sprzedawca, uśmiechając się szeroko. Lekko pucułowata twarz była nieco zaczerwieniona na policzkach. Mężczyzna widocznie starał się być pomocny i przyjazny wobec Kenseia. Klient nasz pan, jak to mówią. – To tak, od lewej – truskawka, malina, jagoda, czekolada, orzechy, matcha… a dla odważnych chilli. – Zaśmiał się, jakby powiedział najlepszy żart na świecie. Nie wyglądał jakby zauważył, że Kensei wymusza na sobie uśmiech… a jeśli to dostrzegł, to chociaż nie dawał tego po sobie poznać. – Och, to pan turysta widzę nie stąd! Pierwszy raz w Banana no Kuni? – zapytał z ciekawością, nim odpowiedział na pytanie Hokoriego. – Najpierw będzie modlitwa w Panteonie, o tam. – Mężczyzna wskazał głową na kilkupiętrowy budynek, który znajdował się jednak zza murami otaczającymi Pałac Królewski. – Potem zaś oficjalne otwarcie festynu, różnie występy, gry, zabawy i tańce. Każdy na pewno znajdzie coś dla siebie. – Dla przeciętnego człowieka to wszystko zdecydowanie mogło wydawać się dosyć ciekawym przedsięwzięciem, jednakże dla Kenseia w obecnej sytuacji… cóż, raczej było mu to mocno obojętne. – To jak, skusi się pan? – zapytał handlarz. Jakby nie patrzeć, miał jeden cel – zarobek i z tego powodu go tutaj zaprosił.
NPCSprzedawca

Re: Rynek

: 14 paź 2022, 20:31
autor: Hokori Kensei
Ciężko czerpać radość, gdy najbliższa osoba i jedna z niewielu, jakie mu została po wojnie, obecnie zaginęła i niezbyt wiadomo gdzie faktycznie się znajduje. Ten stres i niepewność były najgorsze i choć obiektywnie Kensei potrafił docenić klimat i wszystko, co Banana no Kuni do tej pory mu oferowało, tak faktycznie... nie potrafił z czystym sercem powiedzieć, że dawało mu to faktycznie wiele radości. Niewielkie przyjemności może i potrafiłyby rozpalić jakiś płomyczek w jego sercu bądź oczach (będących w końcu zwierciadłem duszy), jednak zmartwienie i troska o przyjaciela szybko zalewała jakiekolwiek ryzyko rozpętania w jego wnętrzu pożaru pozytywnych emocji.

Jako dawny członek ANBU niezbyt się też przejmował szczęściem innych, choć nie dało się ukryć, że wielu pewnie łatwo by się wtedy irytowało. Jednak szkolenie i żywot Hokoriego pozwalał mu ignorować to wszystko. A przynajmniej tak uważał, choć może jego Siła Woli grała tu dość istotne skrzypce, nie pozwalając mu ulec dość prostym i można nawet wręcz określić, że prymitywnym emocjom. Musiał tak naprawdę czekać na informacje od kuzyna, samemu próbując zyskać jakąś wartość dodatnią. Siedzenie i dobijanie się nie przynosiło żadnych rezultatów. A na to Shitorin nie planował sobie pozwalać. Trzeba była zacisnąć zęby i w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację, spróbować pójść do przodu. Co by Yasushi o nim pomyślał, gdyby się dowiedział, że w oczekiwaniu na niego po prostu się dołował nic nie robiąc?

Rozmowa ze sprzedawcą zdawała się kleić. Przynajmniej jednej stronie dyskusji, a jako wyszkolony ninja, Kensei starał się nie dać po sobie poznać, że dużo jego mimiki jest w chwili obecnej udawanej. Zwyczajnie więc, z lekkim uśmiechem, wysłuchał jego wypowiedzi. W duchu westchnął, choć w rzeczywistości nadal miał pozytywny wyraz twarzy. Chwilkę się zastanawiał, gdy ostatecznie podjął decyzję. Zanim jednak mógł ją przekazać, nastąpiło kilka innych pytań.
-Zgadza się. - przyznał, nie widząc sensu w ukrywaniu swojej małej wiedzy dotyczącej tego kraju i jego pierwszej dłuższej wizyty tutaj. W końcu wędrując do Baibai musiał raczej przezeń przebyć. -A z jakiej okazji ten festyn? - zapytał się jeszcze, nadal się uśmiechając. Słysząc wreszcie pytanie, na którym rozmówcy najbardziej powinno zależeć, w głębi duszy poczuł swoistą ulgę. -A niech będzie. Truskawka, czekolada i spróbujmy na to chili. A ma pan coś ewentualnie do popicia? - zapytał, w razie potrzeby wyjmując odpowiednią kwotę i uiszczając należną opłatę.

Re: Rynek

: 20 paź 2022, 23:09
autor: Kaguya Kaede
Country roads, take me home 故郷の道よ僕を家まで連れてって
Tury3


Wojna zabrała duże żniwa i odbiła się również na ludziach takich jak Kensei, który jako ANBU musiał mimo wszystko być gotowy na wiele – to nie była łatwa profesja i zdecydowanie nie należała do najbezpieczniejszych. Teoretycznie więc powinien być na takie sytuacje uodporniony. I jak od zewnątrz potrafił udawać, tak w środku – było ciężej. Myśl o tym, że Yasushi mógł znajdować się w niebezpieczeństwie nie dawała mu spokoju, bo tego, że mógł wybuchu nie przeżyć zdecydowanie wolałby nie przyjmować do swojej wiadomości. Gdyby tylko dostał jakąś informację od swojego kuzyna, nawet najmniejszą – być może byłby w stanie bardziej podziwiać otaczający go świat i widoki Nowego Kontynentu.
Myśl o przyjacielu była swego rodzaju napędem dla Hokoriego – bo co by ten sobie pomyślał, gdyby się dowiedział, że przez ten cały czas tylko siedział i się zamartwiał? Tak, gdy ponownie się spotkają, będzie chociaż miał mu o czym opowiadać – bo mimo wszystko do Królestwa Kupieckiego do Banana no Kuni kawałek był, nieco zobaczył i zdecydowanie można było stworzyć niejedną opowieść na podstawie tego, co mu się w tym czasie przytrafiło… I kiedyś odwiedzą te strony wspólnie. Zdecydowanie tak musiało być, prawda?
Rozmowa się kleiła, a sprzedawca nie wydawał się nie zorientować, że Kensei tylko przybrał swoistą maskę i udawał zainteresowanego. Uśmiechnął się szeroko i zaśmiał głośno, gdy Hokori przytaknął, że nie był tutejszym.
W takim razie witamy i mam nadzieję, że nie po raz ostatni – odparł mężczyzna. Zapewne mówił to z czystej formalności, bo tak wypadało. Z drugiej strony, Hokori mógł zauważyć swego rodzaju gościnność wśród tutejszych mieszkańców. Może nie mieli wiele, ale wydawali się prowadzić szczęśliwe, względnie pozbawione trosk życie. Czasem taka prosta egzystencja miała swoje plusy. – Powitanie jesieni. Pory roku mają bardzo duże znaczenie w naszej kulturze i wierze – odpowiedział na pytanie Kenseia. Ten mógł nawet zauważyć, że w oczach mężczyzny pojawił się swego rodzaju błysk, jakby naprawdę był szczęśliwy z tego, że Hokori zapytał, a on mógł mu o tym powiedzieć. – Widzę, żeś odważny! – Zapewne chodziło o te chilli. Sprzedawca nie czekał jednak długo i szybko wziął się do pracy. Wziął trzy banany z tyłu i położył na blacie. Pierwszego obrał do połowy, by następnie spod lady wyciągnąć patyk, na który banana po prostu nadział a następnie dokończył obieranie. Trzeba przyznać, że szło mu to całkiem sprawnie i szybko, a jednocześnie w całym tym procesie mężczyzna nawet minimalnie nie dotknął owocu. Potem zaś zamoczył go w różowej polewie – zapewne truskawkowej. Potrzymał trochę go nad pojemnikiem, tak by ta mogła skapnąć, a następnie położył w pojemniczku, patykiem do góry, który został włożony do pojemnika z lodem. Proces został powtórzony i po chwili banany były gotowe, a polewa odpowiednio zastygnięta. Schował przekąski do papierowej torebki, którą następnie podał Hokoriemu. – Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił. Polecam spróbować dostać się na modlitwę do Panteonu, liczba miejsc ograniczona i nie wszystkim się udaje wejść, ale to niesamowite przeżycie, nawet jeśli nie jest się zbytnio wierzącym. – Handlarz najwidoczniej poczuł się w misji robienia za swoistego przewodnika dla Kenseia, opowiadając mu o rzeczach, o które ten nawet nie zapytał.
Jeśli Hokori chciał mógł oczywiście zagadać jeszcze handlarza – ten wydawał się nader skory do rozmowy z nim. Jeśli jednak miał dość udawania przyjaznego konsumenta, po rozliczeniu się za smakołyki, po prostu sprzedawca życzył mu dobrego dnia i miłej zabawy na festynie, mimo że było niemal pewne, że były członek ANBU żadnej przyjemności raczej z tego wydarzenia mieć nie będzie.
NPCSprzedawca

Re: Rynek

: 27 paź 2022, 12:39
autor: Hokori Kensei
Nie dało się ukryć, że jako ANBU, a także chłopak dość specyficzny pod kątem radzenia sobie z emocjami, nie miał sobie w okresie Największej Światowej Wojny Shinobi za wiele do zarzucenia. Jedynie jedna sytuacja, gdzie w ferworze walki kula ognia trafiła cywilów, którzy jakimś cudem się tam znaleźli, była tą, która potrafiła spędzić mu sen z powiek. A teraz? Teraz do tej niewielkiej kupki zmartwień doszło martwienie się o najlepszego przyjaciela, o osobę, która była dla niego jak brat, jeśli nie bliżej. Jakakolwiek informacja potrafiłaby go uspokoić, nawet, jeśli byłaby smutna, jednak, jak już było wspominane zapewne niejednokrotnie, najgorsza była niewiedza. Bo to ona podsuwała najbardziej pesymistyczne założenia oraz dawała jednocześnie nadzieję. Dwa tak odmienne uczucia potrafiły wykończyć i obecnie wpływały na to, że sam Hokori za bardzo nie przejmował się tym zwiedzaniem. Jako profesjonalista uznał za swój obowiązek zebranie informacji, jednak nie miał zdecydowanie ochoty na gierki czy integrację z tutejszymi mieszkańcami. Co było swoistym paradoksem. Robił jednak dobrą minę do złej gry, chcąc jak najlepiej z tego wszystkiego wyjść. W końcu kiedyś będzie musiał podzielić się swoimi przeżyciami z Yasushim. A on z nim. Gdy znowu się spotkają. Innej opcji nie było. Innej opcji... nie dopuszczał.

Lekki uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka, gdy został mile przywitany przez handlarza.
-Oby nie. - dodał mówiąc szczerze, choć nie rozwodząc się nad tym więcej. Kiedyś zwiedzi te tereny z przyjacielem. Na pewno. Wysłuchał tłumaczenia, które zostało mu przez mężczyznę udzielone, na co on tylko skinął głową. Więc pory roku, tak? Logiczne, niektórzy może uznaliby to nawet za lekko prymitywne być może, wywodzące się z podstawowej wiedzy astronomicznej, jednak nie oznaczało to, że było złe. Ponownie się uśmiechnął, gdy mężczyzna skomentował wybór polew. -Kto nie ryzykuje, ten nie ma. - dodał tylko i obserwował poczynania swojego rozmówcy. A widać było, że jest profesjonalistą i niejednego banana obierał, nadziewał i maczał. Cóż, nie żeby sama nazwa tego kraju nie zdradzała tego rodzaju doświadczeń tutejszych mieszkańców. Skoro jednak był zachęcany, to stwierdził, że modlitwa na pewno nie zaszkodzi. Miał w końcu o co się modlić. -To kiedy się to wszystko zaczyna? Oraz gdzie jest Panteon? - zapytał spokojnie, próbując wpierw banana w polewie czekoladowej. Zacznijmy bezpiecznie.

Re: Rynek

: 03 lis 2022, 23:25
autor: Kaguya Kaede
Country roads, take me home 故郷の道よ僕を家まで連れてって
Tury4
Dwa uczucia, które wzajemnie się wykluczały, jednakże paradoksalnie trwały w Kenseiu jednocześnie. Te jednak nie dawały mu spokoju, spędzając sen z powiek niczym tamta tragedia z cywilami, którzy znaleźli się w miejscu, w którym zdecydowanie być nie powinni. Czy wszystko byłoby lepsze niż ta wieczna niepewność, nawet jeśli gdyby od kuzyna dostał informację, że Yasushi nie żyje? Na pewno nie było to coś, czego wewnętrznie pragnął Hokori, który zapewne chciał, by jego przyjaciel był cały i zdrowy. Nawet jeśli już nigdy nie przyjdzie im się spotkać. Lepsza świadomość, że Hōseki ma się dobrze, niezależnie od tego, czy ich drogi się jeszcze skrzyżują, aniżeli życie w wiecznym strachu i niepewności o losy najlepszego przyjaciela.
Można powiedzieć, że Kensei wszedł w pewien zadaniowy tryb – zbieranie informacji, robienie dobrej miny do złej gry. Jako były członek ANBU zdecydowanie był w tym dobry, o czym mógł świadczyć dobry humor jego rozmówcy oraz fakt, że sprzedawca wydawał się czuć naprawdę swobodnie w towarzystwie Shirotina. To mogło posłużyć na jego korzyść, jakby nie patrzeć pozornie mógł wyciągnąć z mężczyzny sporo informacji… tylko na jaki temat? Czy Kraj Bananów na tyle Hokoriego w ogóle interesował, żeby wykorzystywać sztuczki nauczone za czasów bycia ANBU by wyciągnąć ze sprzedawcy jakieś wiadomości?
Jeżeli mam być szczery, to chyba festyn na wiosnę jest moim ulubionym, więc polecam przyjechać w tym czasie – odparł, spoglądając na Kenseia, by następnie roześmiać się mocnym barytonem. – Kto nie ryzykuje, ten nie pije sake, jak to zwykł mówić mojej świętej pamięci dziadek. – Zdecydowanie sprzedawca miał wprawę w tych wszystkich… bananowych rzeczach, jak zapewne większość mieszkańców kraju, dla którego ten owoc był swego rodzaju chlebem powszednim. Gdy Kensei zapytał, gdzie znajduje się Panteon, mężczyzna się trochę zdziwił. – Toć ci mówiłem przed chwilą, że tam. – Wskazał głową na kilkupiętrowy budynek, który jednak znajdował się za murem otaczającym Pałac Królewski. Ciężko byłoby go przegapić, z rynku zapewne był widoczny z każdej pozycji. – Pewnie żeś się o jakieś dziołszce zamyślił, ach ta młodość! – Zaśmiał się. Pozostawała jednak wciąż pierwsza część pytania. Mężczyzna zza pazuchy wyjął kieszonkowy zegarek na który zerknął. – Za jakąś godzinę, ale na pewno nie przegapisz, zaczną bić dzwony i ogólnie zrobi się zamieszanie – wytłumaczył.
Zaś sam banan… był dobry. Polewa czekoladowa była przyjemnie chrupiąca, nie za słodka – można powiedzieć, że w sam raz. Całkiem się nieźle też komponowała z samym owocem. Ot, można by to uznać za niezły deser albo przekąskę, choć dla Hokoriego zapewne nie robiło to większego wrażenia. Zdecydowanie lepiej byłoby podzielić się nim z przyjacielem, nieprawdaż?
Kątem oka, gdy tak rozmawiał ze sprzedawcą, mniej więcej widział co się działo. Ot, robiło się coraz bardziej żywo ze względu na zbliżającą się w Panteonie modlitwę. Dużo rodzin z dziećmi, które próbowały przekonać rodziców do kupienia im słodkości, zakochane pary czy grupki nastolatków wygłupiających się tu i ówdzie. Ot, zwykła, festynowa sielanka. I w tym wszystkim mignęła mu… postać. Blond włosy chłopak (niestety, Kesnei nie był w stanie dokładnie przyjrzeć się twarzy), który narzucił na głowę kaptur czarnej peleryny, by następnie skierować skierować swoje kroki w jedną z bocznych alejek po prawej stronie Pałacu Królewskiego.
NPCSprzedawca

Re: Rynek

: 08 gru 2022, 15:50
autor: Hokori Kensei
Jedyne co mógł Kensei zrobić, by utrzymać jakąś świadomość czy może ciągłość swoich działań, to po prostu... się czymś zająć. Temu też zajął się podróżą i choć przy każdej możliwej okazji jego myśli uciekały do przyjaciela i kartki danej mu przez kuzyna, tak szybko starał się zająć czymś innym. Więc zbierał informację o nowym świecie, którego wcześniej nie miał okazji zwiedzić. Świat ten był znacznie większy niż ten, w którym się wychowywał, a więc chcąc nie chcąc - go fascynował. Nie mógł niestety i oczywiście czerpać pełnej radości i satysfakcji z jego odkrywania, ze względu na dość specyficzną sytuację, w jakiej się znalazł, tak mimo wszystko jakoś pozwalało mu to powoli egzystować i rozpoczynać kolejny dzień.

Słuchał więc sprzedawcy bananów, kiwając co jakiś czas głową na przyjęcie informacji, a także odwzajemniając uśmiech, gdy jego rozmówca się roześmiał. Fakt faktem trochę musiał wyjść z wprawy, zadając pytanie, które już wcześniej zadał, jednak tym razem nie omieszkał zapamiętać całości, a mężczyzna zdawał się nie robić z tego powodu jakichś problemów. Nawet dorobił jakąś teorię, na którą Hokori podrapał się w miarę możliwości wolną ręką z tyłu głowy i uciekł wzrokiem, udając w ten sposób zakłopotanie.
-Rozumiem, dziękuję za informację. - powiedział jeszcze na zakończenie skinąwszy głową. -To oby do zobaczenia. - pożegnał się jeszcze, zanim udał się powoli w stronę panteonu kosztując bananów.

Jedzenie służyło dawnemu Iwijczykowi głównie jako źródło energii i rzadko się przejmował jakoś smakiem. Bardzo pragmatyczne podejście, jednak był wychowywany na ninja. Nie na smakosza. Oczywiście, w wolnej chwili, z bliskimi łatwiej się delektować prostymi przyjemnościami, jednak obecnie? Był to po prostu banan pokryty polewą. Zjadł go bez większych emocji, powoli kierując się bliżej panteonu. Nigdy nie był zbytnio religijny, jednak w chwili obecnej pomyślał, że modlitwa na pewno nie zaszkodzi, a może i ukoi jego zszargane nerwy. I choć blondwłosy chłopak trochę przykuł jego uwagę, tak miał też na uwadze to, co mówił mu sprzedawca. Ilość miejsc ograniczona, więc musiał uważać, by się wbić tam. Obecnie blondyn w żaden sposób go nie interesował. Pewnie sam kaptur lekko przykuł jego uwagę czy strój, jednak to tutejsi strażnicy mają odpowiadać za spokój i bezpieczeństwo. On był turystą. Może nawet byłby bardziej zainteresowany Lordem Feudalnym, który może się pojawić na tak wielkim wydarzeniu, przynajmniej z tego co wywnioskował, jednak nie na tyle, by rzucać wszystko w pogoni za nieznajomym. Taki więc był jego cel. Spróbować dostać się do panteonu, spokojnie kończąc wszystkie banany wcześniej. W końcu głupio do miejsca kultu wchodzić z jedzeniem.

Re: Rynek

: 28 gru 2022, 23:15
autor: Kaguya Kaede
Country roads, take me home 故郷の道よ僕を家まで連れてって
Tury5

Sprzedawca zdecydowanie nie wydawał się Hokoriego o cokolwiek podejrzewać, ot traktował go zapewne jak każdego ze swoich klientów, bo czemu miałby inaczej? Jednocześnie sprawiał wrażenie naprawdę zadowolonego z faktu, że do jego kraju przyjeżdżali turyści, którzy byli chętni zobaczyć to i owo… a że Kensei był w Kraju Bananów raczej przypadkiem i jedynie tędy… przechodził po drodze już się wytnie. I nawet te całe wyjście z wprawy nie sprawiło, żeby coś się zmieniło w podejściu mężczyzny do Hokoriego. Zwykły w świecie człowiek, ze zwykłym życiem i równie zwykłymi problemami – czasami można było takowym pozazdrościć. Prowadzenie prostego żywota bywało może i nudne, ale z drugiej strony zdecydowanie mniej skomplikowane i pewnie w wielu przypadkach bezpieczniejsze… o ile nie wybuchnie po drodze jakaś wojna.
Nie ma za co, cieszę się, że mogłem pomóc! – odparł sprzedawca z szerokim uśmiechem. – Do zobaczenia, przynieś tą swoją dziołszkę następnym razem ze sobą! – pożegnał się, jednocześnie unosząc lekko rękę do góry, gdy Hokori już odszedł od stoiska.
Delektować się bananem nie było co, ale mimo wszystko jakieś składniki odżywcze miały, cukier w czekoladzie dostarczał zastrzyku energii czy coś w ten deseń. Ten z chilli zdecydowanie był ostry, co mógł Kensei odczuć, ale zdecydowanie do wytrzymania i można by rzec, że to dosyć miła odmiana po dosyć mdłych potrawach w Amegakure.
Kensei nie zwrócił większej uwagi na zakapturzoną postać – ot, nie był strażnikiem czy bohaterem, by badać każde potencjalne niebezpieczeństwo, zwłaszcza, że nie dotyczyło w żaden sposób jego samego. To nie była jego praca, postanowił więc zostawić sprawę tym, którym za to właściwie płacono.
Ruszył w stronę Panteonu, gdzie powoli zaczęli się zbierać ludzie i ustawiać w kolejce – całe szczęście nie było bardzo dużo osób przed nim, może z kilkanaście, więc raczej nie powinno być problemów z dostaniem się do środka. Stojąc w kolejce, chcąc nie chcąc był w stanie usłyszeć rozmowy, które się odbywały pomiędzy ludźmi. Dwie dziewczynki, na oko trzynaście lat, mówiły, że będą prosić Konohanasakuya-hime o to, by kwiaty w ich ogrodzie pięknie kwitły i z tego powodu przyniosły jej wieniec utkany z róż. Mężczyzna kilka osób przed nim rozmawiał ze swoją żoną o tym, że trzeba podziękować Inari Ōkamiemu za dobre plony, które posłużyły następnie do wytworzenia bananowego sake w ich gorzelni. Takich rozmów było naprawdę bardzo dużo i to co mógł Hokori wywnioskować, że wiele osób zamierzało dziękować różnym bogom, modląc się jednak w tej samej świątyni.
Po pół godzinie stania w kolejce, ta w końcu ruszyła i ludzie zaczynali być wpuszczani do środka. Przed bramą do Panteonu stali ubrani w białe szaty kapłani (a chociaż na takowych wyglądali), w rękach trzymając niewielkie, wiklinowe koszyki. Hokori mógł zobaczyć, jak ludzie, wchodząc do środka, wrzuca kilka ryo zapewne w ramach ofiary.
Niech bogowie, w których wierzysz, cię błogosławią. Przyjmujemy nieobowiązkowe datki na rzecz utrzymania Panteonu. Dziękujemy bardzo. – Ta formułka była powtarzana przez kapłanów co jakiś czas i rzeczywiście, jak dziewczynki, które wcześniej rozmawiały o kwiatkach, nic nie wrzuciły, to zostały normalnie wpuszczone do środka. Kapłani posłali im nawet uśmiech. W końcu to Kensei był pierwszy w kolejce. Kapłan zlustrował Hokoriego z góry do dołu. – Po co ci broń w świętym miejscu, synu? – zapytał mężczyzna, spoglądając na Kenseia dosyć wyczekująco. Jakby nie patrzeć, Shitorin miał przy pasie tsurugi, a i na kabury z kunaiami były widoczne. Zapewne schowanie ich wcześniej byłoby pomocne, ale teraz należało się tłumaczyć, jeżeli rzeczywiście chciał wejść do środka.
NPCSprzedawca
NPC Kapłan

Re: Rynek

: 29 gru 2022, 1:44
autor: Hokori Kensei
Kensei z uśmiechem pożegnał sprzedawcę bananów. Był shinobi, który traktował swój zawód poważnie. A więc... był i aktorem. Uśmiech może i był udawany, jednak dawny członek ANBU raczej miał go tak wyrobionego, że niewielu cywilów powinno się zorientować, że jego mimika była niczym więcej jak maską, która poza materiałem niczym się nie różniła od tej, którą miał zapieczętowaną w zwoju w torbie biodrowej. Wolną rękę nawet wystawił w górę, gdy odchodził, tym samym żegnając się z mężczyzną i powoli przechodząc do konsumpcji, niezbyt po prawdzie przejmując się jego słowami. Dziewczynę on sam sobie wymarzył, a Hokori nie planował jakiejś szukać na siłę, byleby po kilku miesiącach tu wrócić i ją przedstawić. Wątpił, by osobnik ten miał taką pamięć, by pojedynczego klienta pamiętał. Zwłaszcza w dniu świątecznym.

Jadł więc bez większych emocji banany, choć ten z chili sprawił, że jego twarz lekko się wygięła. Nie w bólu czy cierpieniu, ale faktycznie dało się poczuć, że był pikantny. A to nie były tortury w więzieniu wrogiej nacji, gdzie musiał udawać twardego. Gra aktorska skończyła się w momencie odwrócenia się plecami do stoiska. W razie czego był gotowy sięgnąć po butelkę wody czy cokolwiek co miał pod ręką w ramach prowiantu, byleby schłodzić podniebienie, dostarczając mu niezbędnej ulgi, gdy powoli kierował się w stronę świątyni. Zapewne jego wyszkolenie sprawiło, że zwrócił uwagę na tajemniczego osobnika, jednak nie był teraz w pracy. Miał inne rzeczy do zrobienia, więc spokojnie skończył jeść, najwyraźniej zostawiając banana w polewie truskawkowej na swoisty deser, gdy już opuści świątynie. Dłonią otarł usta, zanim skierował swoje kroki w stronę przybytku wiary.

Kolejka przed wejściem przypominała mu jednak zgoła inne przybytki użyteczności publicznej. Nie przeszkadzało mu to jednak, zważywszy na to, że niezbyt się tym wszystkim przejmował. Nasłuchiwał jednak, chcąc wczuć się trochę bardziej w klimat tego miejsca. Wkrótce kolejka ruszyła, a Hokori przemieszczał się w niej spokojnie, aż nie został zatrzymany przy wejściu przez kapłana. Faktycznie, jego słowa miały sens, jednak twarz dawnego Iwijczyka nie zdawała się być tym zaskoczona. Jedynie uśmiechnął się lekko przepraszająco i złożył razem dłonie, opuściwszy głowę.
-Jestem wędrowcem z kraju zza Tanima no Kuni. Niedawno przeszła tamtędy straszna wojna, a drogi nie są tak bezpieczne jak tutaj. - zaczął pokornie, nie robiąc żadnych ruchów. -Nie mam tu noclegu, cały dobytek nosząc ze sobą. - dodał, wskazując na plecak. -To jedynie zabezpieczenie na bandytów, którego nie miałem gdzie odłożyć. Zależy mi jedynie na modlitwie, w tym świątecznym dniu. A także, na uiszczeniu datku. - powiedział, sięgając w stronę sakiewki, w której mogło pobrzękiwać monety. -Czy pozwolicie mi złożyć modlitwy za tych, których straciłem w drodze? - zapytał, podnosząc wzrok i patrząc na kapłana.
Zasadniczo mówiąc... nie kłamał. Czasami może lekko naginał fakty, jednak w gruncie rzeczy to co powiedział, było prawdziwe. Jedyne co mu pozostało - to zwyczajnie czekać. Nic więcej.

Re: Rynek

: 20 sty 2023, 23:25
autor: Kaguya Kaede
Country roads, take me home 故郷の道よ僕を家まで連れてって
Tury6

Kolejka nie była niczym zadziwiającym z wielu względów – po pierwsze, Panteon był miejscem publicznym. Na dodatek trwał festyn i miała się odbyć „msza”, jedyna taka w roku bazując na tym, co powiedział sprzedawca – nic więc dziwnego, że ludzie chcieli się tam dostać. To co zdecydowanie mogło co poniektórych dziwić, to że nie było przepychania się, nikt nie próbował się przedostać na początek. Ot, wszyscy cierpliwie czekali, pewnie mając nadzieję, że uda się im dostać do środka świątyni. Kto wie, może tam modlitwy mają większą moc, aniżeli w domowym zaciszu? Każdy z tych ludzi, miał swoje motywy i powody, dla których tutaj był.
Hokori przybrał kolejną maskę. Być może nie była ona kłamstwem samym w sobie, jednakże nie można było ją nazwać również w pełni prawdą. Ot, balansował gdzieś na granicy obu, chcąc przy tym przekonać kapłana do wpuszczenia go do środka. Odziany w białą szatę mężczyzna spoglądał ze spokojem wymalowanym na twarzy, ale także i w oczach, na Kenseia, słuchając co ten ma do powiedzenia. Uśmiechnął się ciepło.
Bogowie nas zsyłają na różne ścieżki – odparł, jakby przyznając mu rację. Hokori mógł zobaczyć jak kapłan zerknął w stronę sakiewki, by znowu spojrzeć Kenseiowi w oczy. – Proszę, Panteon jest otwarty dla wszystkich – odparł.
Wysokość datku zależała już w pełni od Kenseia – miał też drogę wolną do świątyni. I im bliżej się niej znajdował, tym coraz większe wrażenie mogła robić, jeżeli oczywiście doceniał takie rzeczy jak kunszt architektoniczny. Wejście do Panteonu to nie były zwykłe w świecie drzwi, oj nie. Masywne, drewniane wrota wręcz, w których czyjaś sprawna ręka wyżłobiła płaskorzeźby, które zapewne przedstawiały jakiś bogów – był mężczyzna z piorunami, delikatna niczym nimfa kobieta z kwiatami, czy postać lisa. Takich szczegółów Kensei był w stanie zauważyć naprawdę sporo, nawet nie wpatrując się za bardzo w drzwi. Te jednak podkreślały multiwyznanowość tego miejsca.
Sama świątynia w środku jeszcze bardziej utwierdzała w przekonaniu, że ludzie modlili się tu do wielu bogów. Po bokach były pomniejsze ołtarzyki, każdy poświęcony innemu bogowi. W powietrzu zaś unosił się dość mocny zapach palonych kadzideł. Strop budowli znajdował się dobre kilkanaście metrów nad głową Kenseia i był ozdobiony kolorowymi freskami, zaś oświetlenia dawały ogromne żyrandole ze świecami. To co jednak najbardziej przykuwało uwagę to, jak się mógł były ANBU domyślać, główny ołtarz. Znajdował się na samym końcu świątyni, na lekkim podwyższeniu, dokładnie na środku pomieszczenia. Olbrzymi kawał wykutego w kamienia ołtarzu, na który został zarzucony biało – złoty bieżnik. Na ścianie za ołtarzem znajdował się zaś drewniany tryptyk. Boczne skrzydła były nieco węższe od głównego obrazu. Motyw był bardzo podobny do płaskorzeźb z drzwi – przedstawiał wielu różnych bogów.
Świątynia była zapełniona zaledwie w jednej czwartej, więc większość długich, drewnianych ław poustawianych bo obydwóch bokach idącej przez środek Panteonu alejki była pusta. Kensei mógł sobie wybrać miejsce, z którego przyjdzie mu całe nabożeństwo świętować. Jeśli sobie tego życzył, mógł nawet schodami iść na górę, by spoglądać na wszystko z balkonów.
Nagle Hokori poczuł, jak ktoś na niego wpada, lekko szturchając go w plecy. Zaraz potem do jego uszu dobiegł dźwięk spadających jakiś rzeczy. Gdyby spojrzał pod nogi, zobaczyłby owoce – głównie jabłka, ale też i gruszki czy inne bardziej „jesienne” owoce. Miła odmiana jak na kraj bananów.
B-ba-bardzo pana przepraszam! – odrzekła nagle jakaś dziewczyna, która od razu klęknęła na ziemię i zaczęła zbierać owoce do niewielkiego, wiklinowego koszyka. Na oko miała ze siedemnaście lat, może ciut więcej. Bardzo drobna, o mlecznobiałej cerze, która kontrastowała się z burzą rudych loków.
NPCSprzedawca
NPC Kapłan
NPC Rudowłosa dziewczyna

Re: Rynek

: 23 sty 2023, 1:50
autor: Hokori Kensei
Zapewne dla niektórych działania Kenseia były moralnie wątpliwe. Działał na pograniczu prawdy, co pewnie dało się porównać do swego rodzaju egoizmu, za pomocą którego chciał osiągnąć swoje cele. Hokori jednak rzadko kiedy myślał o tym w ten sposób. Był wychowany i wyszkolony na shinobi. Narzędzie w rękach tych, którzy zapłacą jego wiosce. Tylko no właśnie. Wioski już nie było. Domu nie miał. Jego rodzina się ukryła po tym, jak podczas Największej Światowej Wojny Shinobi siły Suny i Oto polowali na ninja zdolnych rozbijać materię na pojedyncze atomy. Od czasu jej zakończenia błąkał się po świecie z Yasushim, który na froncie utracił matkę. Kobietę naprawdę wyjątkową, która na swój sposób także i dla Kenseia pełniła rolę dodatkowego wychowawcy na drodze życia. A teraz? Teraz faktycznie był sam i jedyne co pozostało to zasady i przekonania, wedle których prowadził większość swojego życia. Tak jak ludzie nie przejmują się zwykłymi grzecznościami, które wynieśli z domu.
Chłopak skinął więc głową kapłanowi, niemo zgadzając się z jego słowami, choć dawnemu ANBU nie umknął fakt, że wzrok duchownego powędrował do sakiewki. Nawet w przybytku boskim chciwość zapuszcza korzenie, na to by wychodziło. Mimo wszystko wciąż grał, a podczas tego prostego gestu skinięcia, na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech ulgi. Przechodząc przekazał odliczoną sumę na datki i ruszył do przodu, przyglądając się rzeźbieniom, będąc trochę ciekawym czy rozpozna konkretne bóstwa, a może nawet kogoś wyznawanego w jego rodzimych stronach.
Wchodząc wgłąb panteonu, dawny Iwijczyk prawdopodobnie podświadomie próbował uciec się do tego co zna - do wierzeń z Tsuchi no Kuni. Nigdy nie był zbyt wierzący, jednak było to coś co znał. A sama świątynia, choć nie zapełniona w pełni, miała się wkrótce zapełnić. Przynajmniej, jeśli wierzyć słowom sprzedawcy bananów. W pewnym momencie zwyczajnie stanął w miejscu, zastanawiając się jakie miejsce będzie dla niego odpowiednie i najwyraźniej... był to błąd. Może nie po jego stronie, jednak ktoś na niego wpadł. Lekko się zdziwił, nie dało się tego ukryć, choć w pierwszym odruchu była szybka weryfikacja, czy ktoś nie trzyma go na ostrzu noża. Nic takiego jednak się nie stało.
Był może i przewrażliwiony pod tym kątem, jednak obecnie znajdował się w świątyni z okazji Powitania Jesieni, wśród cywilów, w obcym kraju, gdzie raczej nikt nie miał prawa go znać. Odruch jednak pozostał, nawet jeśli pozornie niedostrzegalny, tak lekkie spięcie mięśni nastąpiło. Widząc jednak zwykłe owoce (a nie banany) odwrócił się dostrzegając dziewczynę. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
-Nic się nie stało. - odrzekł pogodnie i przyklęknął, chcąc pomóc jej zbierać dobytek owocowy. -Ofiara ze zbiorów? - zapytał, prawdopodobnie pokazując swoje niewychowanie w zachowaniu na terenie świątyni.
Bo faktem było to, że nie wiedział, czy wypada mu wdawać się w luźną rozmowę w przybytku wiary. Z szacunku jednak mówił szeptem, by nie przeszkadzać innym. A kto wie, może ta nieznajoma o śnieżnej cerze stanie się kimś, kto wprowadzi go w bogaty świat wiary.
-121 Ryō datku na rzecz świątyni

Re: Rynek

: 28 sty 2023, 23:14
autor: Kaguya Kaede
Country roads, take me home 故郷の道よ僕を家まで連れてって
Tury7


Prawdę powiedziawszy to nic nie jest w życiu czarno – białe. Jest w nim za to wiele odcieni szarości, które sprawiają, że to czy coś było „moralne” było zależne od perspektywy, z której się na to patrzyło. Bo jak można było Kenseia oskarżyć o mówienie półprawd, niedomawianie pewnych rzeczy czy po prostu ich ukrywanie przed nieodpowiednimi osobami, tak to wszystko miało jakiś powód – z jednej strony logiczne było, że jako były ANBU i shinobi musiał chronić swoją tożsamość i interesy. Trochę egoizmu w życiu również nikomu nie zaszkodziło, wbrew pozorom mawia się, że w odpowiednich dawkach był on zdrowy i czasem trzeba pomyśleć o sobie, a nie tylko innych… zwłaszcza w czasach, w których się obecnie znaleźli, które były niepewne pod wieloma względami.
Gdy datek wylądował w koszyczku duchownego, ten się uśmiechnął do Kenseia i skinął głową w jakże pokornym geście, choć wszyscy doskonale wiedzieli o co chodziło. Mógł udawać świętego i twierdzić, że jest się wysłańcem bogów, ale koniec końców – był tylko człowiekiem, który podlegał tym samym pokusom co reszta społeczeństwa, bez wątpienia.
Religijność to rzecz zdecydowanie bardzo osobista – wiele ludzi twierdziło, że wiara w jakiś bogów pomagała im w codziennym życiu. Niektórzy uważali, że jest to naiwna próba tłumaczenia rzeczy, których się nie rozumie przy jednoczesnym braku chęci by to pojąć umysłem. Zwykle prawda leży gdzieś pośrodku, jednakże czy było tak i w tym wypadku? Bogowie albo są albo ich nie ma. To raczej powinno być czarno – białe. Nie było w tej kwestii miejsca dla szarości, która towarzyszy przez większość życia.
Pewnych nawyków nie da się pozbyć, po prostu. Jako wytrenowany shinobi, Hokori w pierwszym odruchu myślał, że został zaatakowany, choć wcale tak nie było. Sytuacja w której się znalazł w żaden sposób nie miała znamion niebezpiecznych. A chociaż nie dla niego, co innego powiedzieć o owocach, które po wypadnięciu z kosza zapewne dosyć mocno się poobijały.
Dziewczyna w popłochu zaczęła zbierać te nieszczęsne owoce, gdy Kensei postanowił przykucnąć i jej pomóc. Proste słowa, że nic się nie stało sprawiły, że rudowłosa się trochę uspokoiła. Podniosła wzrok, by spojrzeć prosto w oczy Kenseia swoimi. Kolor jej tęczówek przypominał płynny miód, jeśli chcemy być poetyccy. Jeśli nie, to były po prostu żółte.
Dziękuję – odparła dziewczyna, odwzajemniając uśmiech. Tak się zagapiła na Kenseia, że nie zauważyła, że sięgnęli po te same jabłko, co spowodowało spotkanie się ich dłoni na ułamek sekundy. Gdy rudowłosa się zorientowała, widocznie się speszyła, szybko cofając rękę i lekko się rumieniąc. – H – hai. Dla Ōkuninushi – sama – odpowiedziała. Gdy wszystkie owoce były z powrotem w wiklinowym koszyku, podniosła się z ziemi, by zadrzeć nieco głowę do góry, by móc spoglądać na Hokoriego. – A pan? Jakiemu bogu przyszedł pan złożyć ofiarę? – zapytała. Zabrzmiało to zupełnie neutralnie, jakby nie było niczym dziwnym rozmawiać o kilku różnych bóstwach. Najwidoczniej ta wielowyznanowość mieszkańców Banana no Kuni była czymś codziennym i ludzie do tego przywykli.
NPCSprzedawca
NPC Kapłan

Re: Rynek

: 01 lut 2023, 23:46
autor: Hokori Kensei
Świat owszem był zapełniony odcieniami szarości. Ale na swój sposób dzięki temu nabierał swoistej głębi. Czarno-biały świat nie byłby piękny, choć zdecydowanie... byłby prosty. Może nawet aż zbyt prosty. A choć prostota potrafiła być piękna, tak na dłuższą metę zapewne wydałaby się Hokoriemu zwyczajnie nudna. Może on sam nie należał do osób zbyt emocjonalnych czy pełnych przeróżnych pasji (nie licząc oczywiście technik pieczętujących), jednak przez to, że ludzie byli skomplikowani, jego praca także nie była monotonna. Bo czymże by się wtedy różnił od kogoś, kogo obecna praca polegała na cyklicznemu powtarzaniu czynności. Jako ANBU, jako ninja, musiał rozumieć ludzi, próbować przynajmniej. Znajdować niuanse i następnie je wykorzystywać do osiągania swoich celów. W czarno-białym świecie - byłoby to prawda bądź fałsz. Coś bardzo prostego w weryfikacji.
Skinięciem głowy podziękował kapłanowi, wchodząc do środka. Domyślał się, że częścią jego gościnności była dźwięczna sakiewka, jednak dobrze, że nie wymagano od niego zostawienia w jakiejś przechowalni sprzętu bo pewnie niewielki garnizon byliby w stanie wyposażyć samymi jego shurikenami. Ale dzięki temu... mógł wejść do środka.
Jak już było powiedziane - religijność jest cechą bardzo indywidualną, a choć Kensei wzrokiem rozglądał się za tymi bóstwami, które były mu znane od najmłodszych lat, choć ciężko powiedzieć, by były to jedyne, o których słyszał. Dla niego ich sytuacja była dość czarno-biała. Byli lub ich nie było. Jednak w gruncie rzeczy cała istota wiary polega właśnie na... odcieniach szarości. Na szukaniu bóstw tam, gdzie można nazwać coś "cudem" i na wielkim domyśle, że to wszystko - jest kwestią wiary. Tylko sam Hokori był shinobi. Osobą, która dzięki chakrze mogła wpływać na otaczającą ją rzeczywistość. Kto wie, może u podstaw każdej wiary byli początkowi adepci chakry, którzy dzięki temu dokonywali cudów, o których się nie śniło ludziom, zanim opanowali tę energię. Na przestrzeni pokoleń i na zasadach "głuchego telefonu" w przekazywaniu informacji z ust do ust ich wyczyny mogły zostać wyolbrzymione i na zawsze zapamiętane oraz wpisane w prawdy wiary.
Dawny Iwijczyk miał swoje nawyki. Choć nie wykonał gwałtownych ruchów (które mogłyby sprowokować ewentualnego napastnika), tak był w gotowości. Dzięki czemu... no nie zmiażdżył owoców, a nawet mógł pomóc je zbierać. Co będzie robił za chama i prostaka, który nie potrafi pomóc lekko niezdarnej dziewczynie, która najwyraźniej go nie zauważyła. Nie przeszkadzało mu to. Gdy ich dłonie delikatnie się dotknęły, a rudowłosa cofnęła rękę speszona, jego uśmiech trochę się poszerzył i podał jej wspomniany owoc, po który oboje sięgnęli. A gdy skończyli... wstał razem z nią.
-Chciałem poprosić Bosatsu Kannon-sama o opiekę nad przyjacielem, którego dawno nie widziałem. - nie wiedział, czy ta postać była akurat wyznawana, jednak wydała się najbliższa jego własnej intencji, z którą tu przyszedł. -Jedyne co jednak przynoszę, to szczerą modlitwę i otwarte serce. - powiedział lekko zawiedziony głosem, może sugerując, że wiklinowy koszyk pełen owoców był czymś lepszym niż czysta intencja? A może zwyczajnie dając wrażenie, że patrząc na dziewczynę zapomniał czegoś ważnego przynieść do Panteonu - ofiary.