W pewnym momencie nasz bohater stracił rachubę czasu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Te chwile zatroskanej rozmowy zdawały się ciągnąć przez więcej niż kilkanaście minut, aczkolwiek to była zaledwie wymiana kilku poglądów w formie zdań złożonych. Być może nie tyle ciało, ile umysł lekarza potrzebował pewnego rodzaju wyciszenia i po prostu nie potrafił już normalnie funkcjonować. Z niewyjaśnionych bliżej przyczyn nie zaznał upragnionej ulgi, szukając ukojenia w podróżach w dalszym poszukiwaniu nowego domu. Los postanowił, iż tak naprawdę aktualna droga ex-shinobiego przecięła się z tą sprzed dekady. Każdy krok do tej pory zaprowadził go wprost do Kirigakure no Sato. Tylko… poza drobnymi przebłyskami sukcesu w połączeniu z radością, miał wrażenie że… jest gorzej. Prawdopodobnie traumy stopniowo pożerały go niekiedy od wewnątrz, toteż wygadanie się komuś zdawało nie przebiegać tak, jakby tego Tamura chciał. Jeszcze nie potrafił przedstawić swych bolączek w pełni, nawet jeśli najbliżsi towarzysze znali chociaż pobieżnie kwestie tragedii medyka. Tutaj przydałby się terapeuta lub… bliźniacza dusza. Tego ostatniego nie mógł mu zapewnić Fujiwara, bez względu na swą troskę. Temat pozostawał ciężkim. Sabataya schował na chwilę buzię w dłoniach. - Właśnie dlatego martwię się ogromnie o Mikio, przyjacielu. Czuję tylko żal oraz obawę, że znowu stracę kolejnego kompana… Wojna zebrała swe żniwo… Może do końca nie rozumiem, czemu tak ryzykownie postępuje. Ta misja… ehhh… Spróbuję mu pomóc jak tylko dam radę… - Pod koniec wypowiedzi jakoby przerwał jedną z myśli, kończąc na bardziej entuzjastycznym przytaknięciem na działanie pijaka. Wyprostował sylwetkę, rozciągając zarazem kręgosłup. Odetchnął z uprzednio wykonanym wdechem. Czy ślimak pocieszył Jaskółkę? Nie dało się tego wynieść z mimiki twarzy doktora. Ten człowiek zbyt mocno pogrążył się w bolesnej zadumie.
Wyrażenie reszty poruszenia spotkało się z niezadowoleniem ze strony jeńca. Choć słowa nie zostały skierowane bezpośrednio do niego, to poczuł się w obowiązku do dość agresywnego wtrącenia się, co spotkało się z… mizernym spojrzeniem białowłosego, który, prawdę mówiąc, czuł się bardziej zmęczony tymi ciągnącymi się w nieskończoność zarzutami. Chłopak dał o tym po sobie znać częściowo, gdy wargi młodzieńca wykrzywiły się w niewielki grymas. Sugerował on raczej także politowanie.- Naprawdę myślisz, że wzięliśmy ze sobą majątki do Kraju Wody? Od opuszczenia Amegakure no Sato ledwo starczało mi na przeżycie. Dorywcze prace to mój “majątek”. Mam świadomość, iż tymi groszami nie odbudujemy Wioski Ukrytej we Mgle. Tak samo nie załatwimy sobie pełnej opieki w szpitalu. Tutaj chodzi o starania oraz to jak się do tego zabierzemy. Tak powstał problem. - Wręcz poczuł się w obowiązku wyjaśnić to Kazukiemu niczym dziecku, bo ten mężczyzna zdawał się poniekąd mieć gdzieś czynniki nie tylko gospodarczo-ekonomiczne, ale też te związane z polityką krain albo geografią terenu. No cóż, łatwo było przedstawić rzekomo jasny plan działania w postaci samych słów. Całość zaczęła się komplikować w przypadku praktycznej realizacji tegoż planu. Niemniej jednak teraz Iryōnin go wysłuchał w pełni. a co za tym idzie… miał pogodny głos pomimo trudnych argumentów rzuconych w jego kierunku. - A ty teraz jesteś tutaj z nami, a twoi towarzysze niestety zginęli…Jeśli chociaż trochę myślisz to może zauważyłeś, że twoja “droga shinobi” nie jest zawsze odpowiedzią… Pogoń za szczęściem to również podążanie odpowiednią ścieżką. Marzenia usłane krwią? Tak właśnie upadło Kiri z rąk despoty. Tak zostało zabrane czyjeś szczęście na koszt innego… - Karmazynowe oczy przebiły swą głębią oblicze napastnika, lecz nie w złowieszczym wyrazie twarzy. Dalej to “otwarcie” dawnego ninja trwało w nieco zmienionym torze dyskusji. Zwrócił się po długiej przemowie w stronę winniczka, przyjmując do wiadomości słowa mięczaka. Potem już głównie jemu poświęcał swą uwagę. - Chō-san, pomimo mej dezaprobaty podążam z wami do końca i zrobię wszystko, aby ruch Fujiwary się powiódł. Nie chcę, aby Mikio umarł… Nie chcę tego. Czuję w głębi serca, że on sam sobie nie poradzi. Musimy w tym zamieszaniu być razem z nim, aczkolwiek… zobaczymy co powiedzą jutro rano. - I właśnie po tym przedstawił propozycję zaprowadzenia reszty dyskutantów w kierunku libacji, aby dalej udać się na spoczynek. Tak też syn Koizumiego uczynił. Liczył na kojący sen, pozbawiony garści koszmarów.
I tutaj niestety się zawiódł dobitnie… Pobudka okazała się straszną męczarnią. Wybudzony nagle przez genina pokładowego odczuł o dziwo ulgę, co kłóciło się z podejściem większości ludzi. Kto chciał być wybudzanym tak nagle poprzez szturchanie dłonią czy palcem? Tylko jak miało się ciężkie kilka godzin w objęciach Morfeusza. Podkrążone oczy Tsubame zostały przetarte śródręczem, a po przyjęciu pozycji siedzącej rozprostował sylwetkę z jednoczesnym rozmasowaniem karku. Samopoczucie? Fatalne. - Dzięki, Uryū. - Posłał mu uśmiech wdzięczności. - Na razie zerkaj kątem oka na niego. - Skinięciem głowy wskazał na chrapiącego najeźdźcę, po czym wstał z dyskomfortem prawego ramienia. Ten ubytek mięśni błagał wręcz o wznowienie mocniejszych treningów, aczkolwiek jeszcze nie teraz. Opuścił z przymrużonymi powiekami na górę, przyzwyczajając gałki oczne do promieni wschodzącego słońca. Od razu pokierował się miarowym krokiem do właściciela okrętu oraz alkoholika. - Witajcie. - Po krótkiej wymianie przywitań zaczekał moment na podopiecznego, jednocześnie wpierw skupiając się na informacjach, które mieli mu do przekazania. W końcu miał stać się realizatorem tej strategii, toteż miał konieczność wysłuchania realizatora. Dodał w każdym razie od siebie kilka kwestii po drodze. - W przypadku zatrzymania się kilometr od portu będziemy mogli wykorzystać moje zdolności oraz te zakupione przed konfliktem krótkofalówki. Skoro Mikio chce się udać tam… samotnie, tak? Musimy go w jakiś sposób obstawiać, więc w razie konieczności… ruszę za nim, badając nieustannie spojrzeniem środowisko. Sprzęt powinien działać jak należy. - Wypowiadał się chłodnymi kalkulacjami czy też zwyczajnym brakiem emocji. - Tak czy inaczej po uprzednim rozeznaniu się w obszarze lądu, wolałbym ocenić czy jest tam faktycznie opustoszały kawałek wyspy czy czekają na nas… niespodzianki. Ograniczymy jakoś to ryzyko wyrzucania go w nieznane. - Kekkei Genkai mogło nawet ocalić żywot smakosza trunków, co dawało im solidne wsparcie z pokładu. Co jednak powiedzą o innych szczegółach?
Chakra10,000
► Pokaż Spoiler | Wykorzystane techniki
Brak