Han przemierzał przez ulice stolicy Kraju Ognia z powodów, które były jedynie mu znane. Może postanowił przyjść do wylęgarni przestępców z nadzieją na łatwe ofiary? Zawsze ktoś sowicie zapłaci za czyjąś głowę – nie dość, że zarobi pieniądze, to jeszcze będzie mógł złożyć ofiarę swojemu bóstwu Jashinowi. Może potrzebował jakiś rzeczy, które nabyć bardziej „legalną” drogą było ciężko – w takich wypadkach Hi no Kuni było idealnym miejscem, gdzie powinno się szukać. Wylęgarnia wszelkiego plugastwa, ludzi, którym krzywo z mordy patrzyło na kilometr i za nic w świecie nie zaufasz.
Ulice Asakury zdecydowanie podupadły od czasów sprzed wojny – podniszczone budynki, wiele z nich zamiast szyb w oknach miało drewniane deski. Ulice były mocno ciemne. Znalezienie świecącej lampy graniczyło cudem, od czasu do czasu mijało się jakiś neon podejrzanie wyglądającego przybytku, będącego zapewne burdelem, bo czymże innym? W niektórych miejscach wciąż było widać stare szyldy – Rinamaru Ramen, Zajazd „Płomienny”, Herbaciarnia „Czarka” i wiele, wiele innych. Zapewne przed wojną były pełne ludzi i świetnie prosperowały, teraz były zaryglowane na cztery spusty, bez śladu życia. Smutny widok – jednakże czy Hatake przejmował się takimi rzeczami?
Jednym z nielicznych otwartych miejsc – nie licząc burdelów oczywiście – był lokalny skup zwłok. Co jak co, ale w tym kraju dosyć często ludzie umierali w
niewyjaśnionych okolicznościach. Gdzie trupy, tam i ludzie, którzy będą je skupować… w różnych celach. To co było w takich miejscach ważne, to fakt, że można było się zaopatrzyć w książeczkę Bingo, będąca dla wielu ludzi źródłem dochodów tak naprawdę. Każdy w dzisiejszym czasie orze jak może, jak to się mawia.
Miejsce to było osobliwe, trzeba przyznać. Niewielki, dwupiętrowy budynek nad którymi wisiały kable od zerwanej trakcji elektrycznej. Szyld Skup zwłok świecił różowym neonem po oczach, wyglądając szczególnie kuriozalnie. Grube, metalowe drzwi, które zapewne były ryglowane na kilka zamków. Te były otwarte, więc Han mógł bez problemu zajrzeć z ulicy do środka. Średniej wielkości pomieszczenie, kontuar, po którego drugiej stronie, za solidnymi, grubymi kratami siedział facet około trzydziestki z kilkudniowym zarostem popijając fajkę i czytając jakąś książkę. Ubrany był w czarną koszulę, miał również zarzucony na siebie fartuch, a na ladzie leżały gumowe rękawice. Po prawej pomieszczenia stronie był metalowy stół – najprawdopodobniej miejsce, na które zdawało się zwłoki. Han nie musiał wchodzić do środka, żeby poczuć zapach przybytku – zdecydowanie capiło tam trupem, a fakt, że z komina budynku wydobywał się smolisty dym sprawiał wrażenie, że jego właściciel raczej nie pali w kominku… a na pewno nie drewnem.