Zakład Kowalski Tomiyama
Piętrowy budynek z dość sporym podwórkiem. Kuźnia umieszczona jest na parterze, natomiast na górze są pokoje mieszkalne dla pracowników zakładów. Rodzinka Tomiyama od wielu pokoleń prowadzi to miejsce i ma dość wyrobioną w okolicy renomę. Można tu stosunkowo niedrogo kupić garnki, patelnie czy noże kuchenne. Jeśli chodzi o militaria to wykonywane są one wyłącznie na specjalne zamówienia, nie są dostępne w ogólnym asortymencie.
Gorące płomienie wydobywające się z pieca smagały węgielki na palenisku. Z każdym ruchem miecha z odsłoniętej części wypływało uderzenie gorąca o temperaturze gorączkującego smoka. Powiedzieć, że atmosfera w kuźni była gorąca, to jak nie powiedzieć nic. Ludzie o słabszej wytrzymałości mogliby dostać udaru od tego gorąca, ale młody olbrzym nic sobie z niego nie robił. Był uśmiechnięty od ucha do ucha i właściwie tyle można było powiedzieć. Tylko w oczach można było zobaczyć ogień. Taki który mógłby konkurować z piecem o laur pierwszeństwa. Kolejne uderzenia w miech podniosły temperaturę jeszcze bardziej, ale dopiero gdy odczuł na własnej skórze TĄ temperaturę i odliczył TEN moment, to w ruch poszły szczypce. Chwyciły mocno za metalowy pręt rozgrzany do czerwoności i przeniosły go na solidną powierzchnie kowadła. Zaraz w ruch poszedł młotek, który formował plastyczny metal w odpowiedni kształt. Czy to był miecz, który wyląduje u potężnych wojowników z wioski? Element zbroi, który uchroni ich ciało przed zimnym metalem dzierżonych przez wrogów? Nic z tych rzeczy.To były gwoździe. Z każdym uderzeniem prostokątny pręt przybierał coraz bardziej kształt stożka. Gdy tracił plastyczność to wrzucał je z powrotem do pieca i w ruch szedł miech. Gdzieś z boczku leżała gotowa sterta już gotowych gwoździ.
- Długo się będziesz jeszcze guzdrał z tym zamówieniem? – Odezwał się głos zza pleców Góry. Należał do znacznie mniejszego człowieka. Nie czyniło go to wcale, a wcale mniej władczym w tym miejscu. W końcu nad drzwiami wisiał szyld z jego nazwiskiem. „Zakład Kowalski Tomiyama”. Miał swoistą renomę w okolicy. Trzeba było naostrzyć noże kuchenne? Tutaj. Zniszczona patelnia? Tu ci przekują. Jakieś chuje-muje-dzikie-węże potrzebne do metalowego ogrodzenia działki przed kolejnym upierdliwym sąsiadem? Właściwie specjalność. Gwoździem tego programu były świeżo wyprodukowane gwoździe do trumny, które stygły sobie z boczku na stercie, a wielkolud tylko się uśmiechnął – Już kończę, papku. – Jego basowy głos przypominał trzydziestoletni silnik diesla w traktorze Ursus na wyeksploatowanym PeGieeRze. Kto by pomyślał, że nie był nawet pełnoletni? – Mówiłem byś używał elektrycznego pieca i budzików… - Szef zakładu powachlował się ręką, gdy przekroczył niewidoczną granicę upału kuźni. – To są do diaska zwykłe gwoździe, a ty się zachowujesz, jakbyś co najmniej katanę wykuwał! – Odezwał się z wyraźnym wyrzutem, a Yukio opuścił blaszany daszek na palenisko, obniżając otaczającą temperaturę do poziomu prawie-znośnego. – Już skończyłem. – Dodał szybko, odkładając ostatni z gwoździ na stertkę. Teraz pozostało właściwie poczekać aż wystygną i są gotowe do odbioru. Jednak to nie była cała historia. Oparte o ścianę leżały trzy sztuki metalowych kijów. Nówki sztuki, nie śmigane. Takim to można było grać w baseball. A jak nie odbijać piłeczkę to rozbijać głowy. Ot taki projekt na boczku organizowany z uciułanych pieniążków na materiały. W końcu stal nie jest tania. Owijki ze skóry nie rosną na drzewach. Czasem po nich łażą, ale kto miałby dość sprytu i szybkości by złapać taką wiewiórkę czy innego gryzonia? No na pewno nie Yama.- A to co? – Szef zakładu wskazał na trzy metalowe sztaby służące do zadawania bliźnim dużo bólu. Albo do grania w popularną grę. – Twoja robota, co? Hmm… - Przykucnął przy nich i popatrzył na nie uważnie swoim badawczym spojrzeniem. – No nie wiem, czy ci się je uda sprzedać synu. – Dodał lekko kpiącym tonem odwracając się w kierunku dużego, który… Który wyglądał jakby miał się właśnie rozpłakać. – No już, już tylko żartowałem! – Dodał spanikowanym tonem unosząc ręce do góry, w poddańczym geście. – Na pewno gdzieś je sprzedasz, w końcu dzieciaki uwielbiają tą grę z kulą… Jak jej tam… Bilard? – Ah, rodzice i ich niezbyt wielkie rozeznanie w najnowszych panujących trendach. Wielkolud chciał już nawet zrobić minę jaką przybiera twarz po zjedzeniu cytrynki, ale jego opanowanie było prawie tak wielkie jak rozmiar. Uśmiechnął się tylko i wzruszył ramionami.Fartuch był odwieszony, rękawice na swoim miejscu. Narzędzia oczyszczone z brudu wisiały sobie na hakach przy wygaszonym piecu. Yukio z pakunkiem opuszczał zakład pracy, aby dostarczyć gotowe produkty. W końcu komuś te gwoździe były potrzebne, a metalowe pałki to jeszcze bardziej. Z tymi drugimi to jednak będzie się musiał naszukać.
► Pokaż Spoiler
Wykonane: 3x
Koszt: 300 ryo
Stacki: 2/3
Metalowy kij
Koszt200 Ryō
Stack/Slot2/1
Uwspółcześniona i odchudzona wersja kanabō, nadająca się już nie tylko dla osiłków. Jest to zwykły metalowy kij o kształcie zwężającym się przy rękojeści, oplecionej przy okazji antypoślizgowym materiałem. Całkowicie wykonany z metalu, przez swoją długość wynoszącą około jednego metra stał się idealnym i tanim wyborem wszelkiej maści maruderów, którym brakuje pieniędzy albo wyszkolenia do tego, aby posługiwać się tradycyjnym mieczem. Największą zaletą prostego metalowego kija jest jego trwałość i niezawodność bez konieczności wykonywania jakichkolwiek zabiegów konserwacyjnych. Wersja drewniana kosztuje 100 ryo
Stacki: 2/3