Ale jak to... nie? To NA PEWNO tak działało. Znaczy nie działało. I gdyby nie fakt, że jej myśli bardzo szybko przeskoczyły do swojej własnej konkluzji, zapewne zatrzymałaby się dłużej przy niemej odpowiedzi Onimaru. Oh c'mon! Czy on rzeczywiście wierzy, że rzucanie tak dziwnymi pytaniami nie przyprawiłby nikogo, w tym ich, o to nieprzyjemne poczucie cringe'u? Jak będzie potrzebowała, by ktoś ją rekreacyjnie wyśmiał, to równie dobrze mogła zrobić sobie wycieczkę do Ame. Nie mniej jak zostało stwierdzone - nie było potrzeby, by robić z siebie błazna. Nie.... w tej kwestii. Ostatecznie na statku miejsce swoje miała. Przy sterze? Jak się tam ponownie wprosi, a wprosi, to pewnie tak. Kto inny miałby jej je niby zabrać, Raiko? Zdecydowanie nie. Także wszystko, co jej zostało, to zadowolona kiwnąć głową na słowa mężczyzny, samej nie mając nic więcej do dodania. Inaczej nieco miała się sprawa z jego rodziną. Jak nic próbował tematu unikać, jednak szczęśliwie w ten sposób, w jaki raczej sugerował dość problematyczne relacje niż wkraczanie na nazbyt grząski grunt.
-
Ciekawe czy Jinko-chan ma taką samą opinię w tej kwestii... - rzuciła pytaniem w eter unosząc rozbawiona brew, po czym zwróciła wzrok ku dziewczynie. Opinia osób trzecich zawsze była w cenie, o ile ta nie zdążyła się już wynieść w okolice ich podopiecznych, co również przecież mogło się zdarzyć. Bez względu jednak na otrzymanie odpowiedzi od siostrzenicy wilka morskiego, zamierzała kontynuować. -
Wygląda na to, że masz całkiem ciekawą rodzinę. Ciekawszą niż moja, to na pewno. Kilka kufli i może wyciągnę z ciebie o niej coś więcej. - Onimaru nie zając. Potencjalne historyjki też nie, także nie uciekną. A chociaż mówiła całkiem poważnie, nie sposób było nie kontynuować swojego szerokiego, chociaż może bardziej radosnego niż niepokojącego, uśmiechu. Ten jednak w końcu zmalał, kiedy jednoręki szermierz dalej ciągnął temat, jaki powoli przestawał dziewczynie leżeć. Zainteresował się nim nieco za bardzo, a po jego kolejnych słowach czuła, że mogła wykreować właśnie Akane na potwora, którym obecnie sama była.
-
Ona? Nie. Jeszcze nie. - chyba jeszcze nie. To był ten moment, kiedy próbując przyszywać komuś rękę zapewne istniałaby szansa na sukces. Ale istniałaby też spora szansa na jego brak i całość leżałaby w rękach ślepego losu. -
My? Mamy pewne... możliwości. Kamaboko jest świetnym rzemieślnikiem. A ja... - no właśnie, co mogła powiedzieć? Ile? Co konkretnie, by nie wturlać się przy wszystkich tych ludziach w bagno? -
Znam pewną... sztuczkę. Sztuczkę pozwalającą na... radzenie sobie. Z takimi problemami. - and that's all. Nagle ubyło jej całej płynności, myśląc bardziej nad kolejnymi słowami, jeszcze bardziej zniżając głos. W razie czego musiała móc z nich ładnie wybrnąć, prawda? A mając w okolicy Norna musiała uważać tym bardziej: bez względu na to, gdzie obecnie spoczywała cała jego uwaga. Z całej tej grupy zdawał się chyba najbardziej ciekawski, nawet jeśli tyko czasami i w granicach zdrowego rozsądku.
Na odpowiedź Kamaboko kiwnęła głową. Tyle. Zanotowała informacje, jakie jej udzielił uznając je za wystarczające. Wszystko co zostało, to znaleźć chwilę i przekazać je Onimaru. A póki co mogli na dobrą sprawę ruszać.
≿━━━━༺❀༻━━━━≾
Jedno było trzeba przyznać: ile czasu by nie minęło, Seinaru dalej miała talent. Talent na tyle duży, że był w stanie ruszyć sercami najbardziej opornych osób w drużynie, co chyba najlepiej było witać po Ruri. Podobnie jak reszta, nic jednak z tym nie robiła, zerkając jeszcze po pozostałych towarzyszach z cieniem nostalgii. Było coś przykrego w tym wszystkim. Przynajmniej w jej odczuciu, patrząc na ich dawny "występ". Tak jak cały okazał się być jej największym życiowym błędem
zaraz po powrocie do Iwy, tak dalej pamiętała jak ze sceny dojrzała Ichiwe - nawet jeśli przez chwilę. Nawet jeśli miał być wtedy tylko wytworem jej wyobraźni. Teraz zaś widziała same znajome twarze, ale nie tę najważniejszą. Nie było czemu się dziwić - w końcu jej właściciela nie było nigdzie obok, a w dość nieprzyjaznym, ciemnym miejscu. Nie chciała jednak o tym myśleć. Nie teraz. A coś czuła, że skupiając się na czymkolwiek, o czym przypominał jej śpiew Seinaru, jedynie puści się złapanej linii spadając z powrotem w środek pewnej niekończącej się spirali. A to zdecydowanie nie brzmiało jak coś, co miało pomóc w najbliższym czasie. Z grymasem na twarzy stworzyła klona - bo jak zlecać komuś najgorszą robotę, to własnej kopii - nim ruszyła z powrotem znajomymi korytarzami. Im bliżej znajdowali się drzwi prowadzących do sali, tym wyraźniejsze stawały się głosy dochodzące z pomieszczenia. Do środka wszedł pierwszy Onimaru, zaś przechodząc przez próg i zerkając za wilka morskiego mogła w końcu dostrzec starych znajomych.
Prawie jak za starych czasów.
Prawie.
-
Wydaje mi się, Omon, czy twoje zoo pomniejszyło się o jedną małpę? - zapytała rozglądając się po ludziach w środku i... tak. Definitywnie. Była Raiko. Był Karui. Nie było Suroia. Trochę ją to nawet cieszyło, chociaż.... czy irytowałby ją tak samo, jak ostatnim razem? Nie wiedziała. I chyba nie chciała sprawdzać. Ale proszę, kolejne fenomenalne przywitanie ze strony Shuten! Kącik ust uniósł się w górę, po czym przywitała się z Raiko kiwnięciem głowy. Rubinowe tęczówki dość szybko znalazły się na Sakim. Nie mogła powiedzieć, że niosła mu dobre wieści, jednak mimo tego objęła go jednym ramieniem, podczas gdy w drugiej ręce trzymała dalej rękojeść małża, jakiego to oparła o ziemię.
-
Nawet na moment nie można was zostawić bez opieki... - stwierdziła, nim puściła w końcu barda. Zaraz jednak padło pytanie, jakie było problematyczne już w przypadku Onimaru. Teraz zaś? Stała przez chwilę nie bardzo wiedząc, od czego zacząć. Różnica charakterów? A może relacji, jakie były pomiędzy całą trójką? Nie wiedziała. Ale wiedziała, że cokolwiek powie, na Sakim może się to odbić bardziej, niż na jednorękim mężczyźnie. Z drugiej strony - co miała innego zrobić? Wzięła głębszy wdech, po czym kciukiem wskazała na Królika.
-
Wszystko wyjaśnię. Ale później. - podsumowała krótko obserwując bacznie barda z dużo większą niż wcześniej powagą. Prócz tego też chciała zobaczyć, co zrobi. Wszelakie próby zasypania Kamaboko pytaniami czy ruszenie za nim do pomieszczenia, o które rzucił pytanie, skwitowałaby pewnym położeniem mu dłoni na ramieniu z dość lakonicznym "Nie teraz" na ustach. Najpierw wyjaśnienia nim stwierdzi, że ma zamiar pobyć szklanką wody dla tonącego. Na uwagę Omona kiwnęła głową. No tak, po to tu byli. By ułatwić rzeczy. Wszystko wedle planu zapewne? Z drugiej strony przybyli taką gromadą, że spodziewałaby się jakiegoś zaskoczenia z jego strony, jednak jego brak również nie był dziwny. To Omon w końcu. Na trzeźwo nie należał do zbyt wyrazistych ludzi. Spojrzała jeszcze na mężczyznę obok, jednak uwaga Godaime dość szybko padła na ostatnią osobę w środku i - no proszę, zaskoczenie! Przez chwilę wydawało jej się, że człowieka gdzieś już widziała. Teraz zaś już wiedziała gdzie. Otworzyła szerzej oczy nie spodziewając się własnego radnego w takim miejscu jak Nowe Kumo, a tu niespodzianka. Czy powinna pytać, co tu robi? Chyba nie. To nie tak, że było pewnie jakiekolwiek inne miejsce, gdzie powinien być w tym momencie bardziej.
-
Dobrze widzieć cię w dobrym zdrowiu, Asanami-san. - przywitała się również, nie próbując jakkolwiek zagłębiać się w to, jakie koleje losu przywiodły jej byłego podwładnego w to samo miejsce, co rudowłosą. Zamiast tego wróciła wzrokiem na osobę, o której wiedziała najmniej. A skoro była w środku pomieszczenia, to zapewne miała jakiś związek z szykowaną akcją.
-
My chyba się jeszcze nie znamy. Sabataya Shuten. - przedstawiła się krótko, chociaż pewnie nie musiała. Jakoś tak się trafiało, że ludzie wiedzieli, kim jest. Nie mniej kultura wymagała podjęcia pewnych kroków zwłaszcza, że zawsze mogła trafić na kogoś, kto o niej nie słyszał. I miała okazję więcej trafiać na tę drugą grupę.
Zaczepiona przez Akane naturalnie spojrzała w jej stronę, przez moment nie zwracając uwagi na resztę. Więc będzie potrzebna po spotkaniu. Więc cokolwiek potrzebowała musiało nie być aż tak pilne. Ale ważne, jeśli porozmawiać musiały. Zanotowała te dwa fakty odpowiadając jej kiwnięciem głowy, po czym raz jeszcze spojrzała ku niej, tym razem uśmiechając się niezręcznie. Nawet nie pomyślała o kolejnym klonie! Czyżby chciała jej zasugerować, że ich nadużywa? A może była to luźna uwaga? Nie mniej nieco bardziej wzbudziło to w niej zaciekawienie. Nie mniej - skoro sprawa mogła poczekać, to nie było sensu się z nią śpieszyć. Zwłaszcza, że nie oszukujmy się: to co miało mieć tu zaraz miejsce było bardziej, niż istotne. Przynajmniej dla Shuten, której to uśmiech zniknął z twarzy, gdy tylko Akane opuściła pomieszczenie. Zostało zakasać rękawy, metaforycznie przynajmniej, i zabrać się do pracy.
-
Jak wygląda obecnie sytuacja? - spojrzała ku Omonowi podchodząc bliżej stołu. -
Wiemy o przewadze sił wroga i co najmniej trzech miejscach, które mogą być potencjalnym celem. Ale to w zasadzie tyle. Mamy już jakikolwiek wstępny plan? - spojrzała na wbite w stół kunaie, próbując oszacować mniej więcej odległości od zaznaczonych nimi miejsc. Nic jeszcze jednak na ich temat nie mówiła próbując początkowo wybadać, czy jest sens ruszać temat, o jakim wspomniała Karuiowi. Pomijając potencjalne bariery, których nie musieli wcale mieć: potrzebowała znać odległość pomiędzy nimi. Zbyt duża i tak sprawiałaby, że jej pomysł straciłby sens.
Shuten #2
Czy przywitanie się było pomysłem dobrym czy złym - nie wiedziała. Ale wiedziała, że pewne rzeczy zwyczajnie wypadałoby zrobić, a było to zaznaczenie swojej obecności ludziom, z którymi jednak dzielili kawałek swojej przeszłości. Widząc jednak stan Ishiego nie szło nie unieść brwi, siadając sobie zaraz obok niego i przenosząc wzrok ku widowiskowi. Próbując nie wsłuchiwać się w występ za bardzo, dla własnego dobra.
-
Gorzej. - odpowiedziała wprost, bez żadnych ogródek. Hej! Z pewnością szło jej lepiej niż Kamaboko. Nigdy jednak nie mówiła, że była dobra w rozmowach z ludźmi. Zwłaszcza kiedy mimo wszystko, dalej miała świadomość tego, co zrobił jej przyjacielowi. -
Z drugiej strony nie rzuca się już na ziemi bijąc stalową głową o bruk, więc może lepiej? Nie wiem sama... - dodała myśląc jeszcze przez moment. No tak. Gdzieś się poprawiało, to gdzieś znowu sytuacja miała się gorzej: bez względu na to, co sama by robiła. A i tak mogła całkiem niewiele w porównaniu do własnych oczekiwań względem osobistych możliwości. Zadając wcześniejsze pytanie nie wiedziała, czego oczekiwała za odpowiedź. Oceny krajobrazów? Chyba nie. Ale takową dostała, a że nie miała lepszego tematu do rozmowy, mogła równie dobrze kontynuować ten.
-
Kiri było całkiem ładne, jak akurat mgła nieco opadła. Iwa... Sama nie wiem. Nie mniej obie wioski nie istnieją, w Kraju Ziemi nie chcą ninja - spojrzała wymownie na Ishiego. Bo jak Seinaru i Ni nie były problemem, tak jego za pewne sztuczki mogli chcieć wrzucać na stos -
w Mizu pewna rudowłosa niewiasta ostrzy sobie na ciebie kły - i znowu spojrzała na mężczyznę. Strasznie dużo kłopotów przyprawiał tym biednym dziewczynom, nie ma co -
a tutaj może nie macie wspaniałych widoków, ale jesteście bezpieczni. - and that's a fact. To im mieli zapewnić. Bezpieczeństwo. To, ze ten ninja Kumo nie ufał zbytnio to była zupełnie inna kwestia. Zrobili jednak ile mogli. A pamiętajmy, że technicznie rzecz biorąc: nie musieli. Westchnęła cicho, po czym znowu spojrzała ku scenie.
-
Zrobicie co chcecie. Zanim jednak podejmiecie jakąkolwiek decyzję, spróbuj się chociaż wyspać. - zasugerowała zaznaczając, że jego nie najlepszy stan jest aż nazbyt widoczny. A to dobrze nie wróżyło. -
W każdym razie chciałam się tylko przywitać. Przy okazji, skoro i tak jesteśmy na moment w okolicy. Skoro jednak u was wszystko w porządku, to... dobrze. - chyba. Tak? W sumie chyba tak. Nie wiedziała. Nawet nie bardzo była w formie do myślenia po za pewnymi określonymi torami, przez co jej myśli zbaczające gdzieś po za nie zdawały jej się tracić na spójności, rozkojarzona innymi tematami. -
Jeśli nic właściwie od nas nie potrzebujecie, będę się powoli zbierać. Nie wiem ile będziemy na miejscu, ale zapewne nie ruszymy wcześniej niż przed naradą. A później... sama nie wiem. - spojrzała w kierunku, gdzie poszła reszta drużyny, po czym wzruszyła ramionami. Nie wiedziała. Nie miała jak wiedzieć. Sama ruszyłaby jak najszybciej. Będąc już jednak w bazie to, o czym powinna myśleć, to o dobrym przygotowaniu. Nie sztuką było wbiec do strzeżonego więzienia. Sztuką było wyjść żywym - zarówno samemu, z własnym celem jak i resztą drużyny. Także wszystko rozbijało się o to, co zostanie uzgodnione w przeciągu najbliższego czasu z Omonem.