Biorąc pod uwagę dotychczasowe zwroty akcji i to, jak obie się dogadywały, swego rodzaju niespodziewanym sukcesem okazało się domknięcie negocjacji. Bo właśnie o tym można było mówić w momencie, kiedy zobowiązania i profity zostały omówione. Saba zdawała się nie mieć więcej pytań, zaś rozwiązywanie potencjalnych problemów na bieżąco było najlepszą i prawdopodobnie jedyną opcją, jaką w tym momencie miały. Kurama kiwnęła jej zadowolona głową nawet ciesząc się, że pomimo krojenia Ginro i palenia Saby, sprawę udało się załatwić polubownie. Kto wie ile zajęłaby walka, a tak? Zostało jedynie wrócić "do żywych" i wziąć się za pracę... jakkolwiek by to nie miało wyglądać, bo nie wiedziała. Nie szło też lekko się nie skrzywić słysząc, że termin prac jest na "jutro". Biorąc pod uwagę jej plany, jakie miała zanim została siłą ściągnięta w czeluści własnego umysłu, to istniało duże prawdopodobieństwo, że jutro może być nie do końca responsywną Wakuri. Not so good... Nie mniej rzeczywiście: im szybciej, tym lepiej, a jeśli uda się załatwić kwestię ciała relatywnie szybko, to szybciej Kurata z Karutą odzyskają wolność. Było jednak coś przykrego w niemożliwości osiągnięcia swojego pierwotnego celu pomimo wszystkiego, co trafiło jej się do tej pory po drodze.
≿━━━━༺❀༻━━━━≾
Otworzyła oczy. Musiała przyznać, że nie była do końca pewna, w którym konkretnie momencie "odpłynęła", jednak sądząc po zimnym bruku, od którego oderwała policzek i rozjaśniające się niebo - dawno. I w mało wygodnym miejscu. Dźwignęła się z powrotem na nogi otrzepując przy tym ubrania z kurzu. Rękawem otarła twarz, poprawiła kapelusz i rozejrzała się. Standardowa ulica Baibai. W pierwszej chwili nawet nie była do końca pewna, jak i dlaczego się na niej znalazła, jednak widok rezydencji Sakamoto za budynkami sprawiał, że nie było to szczególnie istotne. Wiedziała, gdzie najpewniej szła, a czy poszła skrótem, zgubiła się czy uznała, że noc to świetny moment na odkrywanie nowych dróg grało już drugorzędną rolę. Tylko... co teraz? Dalej miała zwoje wypakowane jedzeniem i alkoholem, które musiały poczekać z doniesieniem ich do pokoju Nary. Teoretycznie nikt jej nie bronił wpaść nawet na moment, jednak coś jej mówiło, że jakikolwiek wątek by nie rozpoczęli, mogliby go nie zakończyć tak szybko, jak obecnie potrzebowała. Póki co miała dwie rzeczy na swych barkach - rozejrzenie się za jakąś książką geograficzno-podróżniczą i pomyślenie, jak zabrać się za całą tę budowę ciała. Niby nad tym miała zastanawiać się Saba, ale nie ma co się oszukiwać. Miała taką samą wiedzę, co Wakuri. Wiedza Wakuri dotycząca zabawy w Prometeusza nie stała na jakimś zaskakująco wysokim poziomie. Podrapała się się po głowie nie do końca pewna, od czego winna w takim razie zacząć, po czym ostatecznie sprawdziła jedynie, czy wszelakie drobiazgi jakie upchnęła w kieszenie jeansowych spodni ma na miejscu, nim ruszyła do rezydencji. Jeśli była jakaś rzecz, jaką powinna zrobić w pierwszej kolejności, to doprowadzić się do ładu po drzemce na ulicznym chodniku.
Ruszyła niespiesznie w stronę rezydencji. Godzina była nader wczesna, to też nie czuła, by musiała się szczególnie śpieszyć. Ziewnęła przeciągle mijając pozamykane lokale oraz budynki, jakie jeszcze czekały na swoją kolej w kwestii doprowadzenia ich do ładu po wielkiej bitwie. Było zdecydowanie cicho. Prawda - ludzie najpewniej dawno rozeszli się do domu lub dalej spali po wlaniu w siebie jednego kieliszka "za dużo", jednak nawet wiedząc, że miasto o tej porze najczęściej jeszcze śpi korzystając z ostatnich minut przed pobudką: dla Wakuri było najzwyczajniej w świecie "za cicho".
-
Całkiem szalone... kilka godzin. Chyba. - zaczęła odruchowo, grzbietem dłoni przecierając oczy -
Myślicie, że zwykła medycyna ma się jakoś do...
Jej wzrok powędrował w bokm za siebie. Kostka brukowa przykryta piaskiem, częściowo skryta w cieniu rzucanym przez pobliski dom rozciągała się daleko za nią, biegnąc pomiędzy zabudową. Wysuszona od słońca, zadbana i niezdradzająca obecności kogokolwiek więcej w okolicy, niż samej Wakuri. Bez Kuraty. Kącik jej ust opadł nieznacznie, kiedy to obecny status jej przyjaciela wybrzmiał głośno i wyraźnie w jej zaspanym umyśle. Wiedziona złudną nadzieją wyjrzała zza swojego drugiego ramienia, jednak podobnie jak Kuraty - idącej z malutkimi, czarnymi oczkami wlepionymi w zadbaną i zafoliowaną talią kart Karuty nie była nigdzie w zasięgu wzroku.
-
A, tak...
Mruknęła pod nosem zdając sobie sprawę z dość mało przyjemnego faktu. Była sama. Prawdziwie sama. Nie pamiętała takiego momentu, by nie było w jej okolicy nawet Kuraty z Karutą. Znajdowali się krok czy dwa za nią nawet wtedy, kiedy żadna inna, bardziej ludzka istota nie była w zasięgu wzroku. Teraz jednak nie było żadnej przyjacielskiej macki, jaka nagłym znalezieniem się na jej ramieniu dałaby znak, że ktoś jest obok. Nie było Kuraty. Nie było Karuty. Gdyby tak pomyśleć, obecnie nie było nawet Zbyszka, dzieląc niewiele inny los od dwójki jej mało ludzkich towarzyszy. Jedyne co było, to nieprzyjemne ukłucie w piersi, na jakie jej usta wykrzywiły się w smutny grymas. I Saba, jaka przez swój status nie szczególnie kwalifikowała się (jeszcze?) w szereg przyjaznych istot dotrzymujących jej towarzystwo. Przymknęła na moment oczy nim westchnęła i ruszyła dalej, pozwalając brukowi wygrywać melodię kroków dziewczyny przemierzającej miasto o tak nieludzkiej porze, dłonią naciągając mocniej daszek na oczy po znalezieniu się na bardziej oświetlonym skrawku drogi.
≿━━━━༺❀༻━━━━≾
Minęła ogród, a następnie strażników posiadłości. Przecisnęła przez delikatnie uchylone drzwi od razu kierując się do swojego pokoju. W miarę po cichu, przemykając korytarzami, aniżeli chodząc po nich bez większej dbałości o sen mieszkańców. Ze splecionymi na plecach dłońmi wyglądała, jakby próbowała pokonać dzielącą ją od własnej sypialni odległość w kilku dużych susach, nie do końca wpasowując się w obraz osoby, jaka to się rzekomo nie śpieszy. Nie mniej - nie śpieszyła się. Chciała jednak znaleźć się w końcu "u siebie", a że raczej spodziewała się zastać Ginro śpiącego i niezbyt zdolnego do przyjęcia w pełni do świadomości "Hej, już wróciłam, znowu wychodzę, bajo!", drzwi uchyliła cicho i tak, by go zwyczajnie nie budzić niepotrzebnie. Widząc go jednak całego i zdrowego, nie sposób było się nie uśmiechnąć, nim ten zrzedł pod wpływem niechcianych wizji, jakie miała wątpliwą przyjemność "przeżyć" pod czujnym okiem Kujahy. No tak, tak. Miały umowę, oczywiście. Ona daje jej własne ciało, Saba nie krzywdzi jej przyjaciół... Jednak to było tyle. Słowa. I jak zamierzała jej zaufać, bowiem właśnie tego wymagają podobne negocjacje, tak gdzieś w środku niej czaiła się dość niepokojąca myśl: czy skoro ta była w stanie wymyślić coś tak przejmującego, jak próba wepchnięcia Kuramie jelita jej przyjaciela prosto do gardła, to czy może nie byłoby zwyczajnie bezpieczniej dla Uzumakiego trzymać się rzadziej wokół niego z Kujahą, jaka swoich intencji nie miała jeszcze okazji poświadczyć czynami? Nie miała problemu ryzykować własnym życiem. Spanie obok kogoś, kto technicznie właśnie próbował zabić członka jej drużyny, zalepianie własnych ran cienistą plasteliną... To było w porządku. Jednak kiedy przychodziło do bezpieczeństwa kogoś, za kogo czuła się odpowiedzialna, zwykłe "no przecież nic złego się nie stanie" brzmiało nieco mniej przekonywująco: a przynajmniej mniej przekonywująco, gdy przed jej oczami dalej żywy był obraz rudego kucharza, jaki to wyłożył na stół własne trzewia.
Wyciągnęła z szafy świeże ubrania, jednocześnie opróżniając kieszenie własnych spodni. Nie pomyślała nawet o tym, by sprawdzić ich stan po uderzeniu o ziemię. Dość optymistycznie założyła, że pewnie żadna dziura na kolanie jej się nie zrobiła, a jak było w rzeczywistości: nie wiedziała. Cokolwiek czekało ją tego dnia do załatwienia, by móc jutro ruszyć ze wspólnym projektem, musiało zaczekać. W zasadzie nawet nie była pewna, czy mogłaby cokolwiek w jego kierunku zrobić przy tylu zamkniętych placówkach o tej porze. Zapewne w rezydencji była biblioteka, w to nie wątpiła. Nie wiedziała jednak, jak i w jakim zakresie mogła z niej skorzystać. Nie wydawało jej się też, by chciało jej się budzić osoby, które mogłoby takie informacje posiadać. Druga kwestia była dość prozaiczna: wolała mieć książki na własność. Nie dlatego, że była jakąś kolekcjonerką, jednak rozumiała, że ktoś może sobie nie życzyć na kartkach śladów po flamastrach. Albo przetrzymywania książki przez wieki, bo przez następne dziesięć lat nie będzie w okolicy, by ją oddać. Kary za przetrzymywanie woluminów brzmiały jak niepotrzebny wydatek. Niepotrzebne wydatki, a przynajmniej tego typu, stanowiły coś, czego wolała uniknąć. Tak długo jednak, jak chodziło o książki z miejsca, gdzie technicznie nocowała: opcja ta zdawała się mniej problematyczna, to też zbiorów w rezydencji aż tak szybko nie skreślała.
Zeszła do jednej z łazienek, jakich w mniemaniu Kuramy była cała masa w budynku. Więcej niż jedna to już ilość, jaka robiła wrażenie na dziewczynie. Czy duże? Niekoniecznie, jednak zdecydowanie przypominały o tym, że znajduje się nie w byle motelu. Wzięła ze sobą własny ręczniczek i mydełko, zaś kiedy znalazła się w okolicach wanny pozwoliła sobie zamknąć za sobą drzwi i napuścić wody. Dla niej - bardzo ciepłej, jednak gdyby ktokolwiek inny miał ją oceniać, "letnia" zdecydowanie bardziej oddawała jej temperaturę. Pozwoliła sobie nawet wlać jakiegoś płynu, jaki to dość szybko zaczął się pienić na powierzchni wody. Stała na ślicznych płytkach przez chwilę zaparta dłońmi o krawędź drogiej wanny, wpatrując się w powoli lecącą z błyszczącego, złoconego kranu wodę.
-
Hanesawa w życiu mi w to wszystko nie uwierzy.
Skwitowała krótko, pozwalając drobnemu uśmiechowi wkraść się na jej lico. Dłonie złapały za dół białego, dzianinowego swetra, ściągając go przez głowę. Zaraz w ślad poszedł czarny, gładki biustonosz czy spodnie w towarzystwie bielizny, a sama zanurzyła się ostrożnie w wodzie. Prawie jak na wakacjach, huh...? Mimowolnie odchyliła głowę w tył, pozwalając mięśniom się odprężyć. Czy ona potrzebowała wakacji? Co by nie powiedzieć, była przez jakąś godzinę, może półtorej w SPA. To chyba można było z całą pewnością zaliczyć jako urlop, nawet jeśli miało to miejsce dosłownie w trakcie wykonywania zlecenia dla Makusy. Do tego urlop w formie bardzo akceptowalnej. Zdecydowanie w spa bawiła się dobrze, a chociaż nieco krótko: zdecydowanie nie byłaby w stanie spędzić w nim całego dnia. Jakiego rodzaju wakacje miała zaś na myśli Kujaha? Oglądanie widoczków brzmiało w porządku. Zdecydowanie lepiej zaś brzmiało oglądanie widoczków, do których wpierw trzeba się najpierw wdrapać. Atrakcje turystyczne...? Brzmiało drogo. Turystyka to zarobek, a na atrakcjach się zarabia. Niby żaden problem, jednak to też oznaczało kolejki. Kolejki brzmiały mało pasjonująco. Tylko jaka była szansa, że Saba stwierdzi, że najlepszym sposobem na spędzenie wakacji jest narażanie życia przy szukaniu jakiś dawno schowanych skarbów? Bo to już brzmiało fajnie. Z drugiej strony wszystko brzmiało fajniej niż leżenie na plaży nad jakimś arktycznym oceanem. Śnieg i lód były fajne, jak najbardziej, jednak wizja spędzenia kilku godzin na gapieniu się w fale brzmiała raczej jak moment na drzemkę, niż dobrą zabawę.
Zanurzyła usta pod wodą, puszczając salwę bąbelków wśród zwałów białej piany, jakiej ilość sugerowała, że Wakuri ciut przesadziła z wlanym roztworem. Chwyciła też w końcu za mydełko oraz szampon, jaki to dość szybki znalazł się na jej głowie pełnej długich, ciemnych włosów, jakie pod wpływem wody zdawały się być zupełnie czarne - co z kolei niewiele się różniło od ich domyślnego stanu, gdzie po jej dość nieoczekiwanej zmianie wyglądu, kasztanowe pasma jeszcze bardziej ściemniały. Po wyjściu osuszyła je szybko ręcznikiem, by woda z nich nie nakapała niepotrzebnie wszędzie wokół. Sprzątnęła również szybko po sobie łazienkę, nim ostatecznie ubrana i z ułożoną fryzurą wróciła na górę - ponownie po cichu, niosąc z powrotem swoje rzeczy i wrzucając je głęboko do szafy na stertę własnych ubrań. Ginro zdawał się dalej spać, chociaż godzina definitywnie zbliżała się taka, jaka sugerowała możliwość udania się w końcu na miasto. Nim jednak ponownie opuściła rezydencję, znalazła kilka kartek papieru oraz pióro. Usiadła z nimi do drewnianego, zdobionego biurka odsuwając przy ostrożnie tym nie mniej eleganckie krzesło. Czy była potrzeba tego, co właśnie robiła? Pewnie zależy. Jednej osobie zdecydowanie należała się jakakolwiek informacja. Tak sądziła przynajmniej. Drugiej...? Według Wakuri - też. Szansa na to, że jej brak odwiedzin pewnego jegomościa jakkolwiek go obeszła była pewnie niewielka, jednak optymistycznie założyła, że przynajmniej jakaś niewielka część niego liczyła na odwiedziny. Absolutnie. Bez dwóch zdań.
Wybacz, że tak ciągle znikam. Mam kilka spraw jeszcze do załatwienia i nie jestem pewna, czy wrócę wieczorem. Zostawiam na stole kilka ryō. Baibai to naprawdę ładne miasto i szkoda byłoby nie skorzystać z tego, co oferuje! Także nie krępuj się i skorzystaj z wolnego, jakie nam się chwilowo trafiło...~
Pierwsza wiadomość nie zajęła jej długo. Kilka słów i podpis uznała za wystarczające, zwłaszcza w towarzystwie 1 000 ryō, jakie wraz z notką zostawiła. Zdecydowanie miał prawo spędzić ten czas inaczej niż siedząc w pokoju, a że nie była pewna, czy jego własne fundusze na to pozwalają, nie widziała problemu z podzieleniem się. Za swoją pracę zdecydowanie zasługiwał na chwilę wytchnienia - zwłaszcza, że ciągle będąca w biegu dziewczyna była po ostatnich stratach w organach elementem, jaki potencjalnie mógł powodować drobny stres u kucharza. Drugą wiadomość zaczęła kreślić prawdopodobnie bardziej "dla siebie", niż dla adresata. Ostatecznie to ona czuła się niezbyt dobrze z odstawianiem swojego przyjaciela na dalszy plan, jednak w obliczu obecnych wydarzeń, niewiele mogła na to poradzić. Tak jak prawdopodobnie Shikō był na tyle "towarzyską" osobą, by CHYBA bardzo się tym nie przejąć, tak zwyczajnie uważała, że niektóre rzeczy wypadało zrobić. Jak na przykład dać znać, że wcale o nim nie zapomniała na poczet innych kolegów.
Kiedy zaczęłam szukać Cię na biesiadzie nie sądziłam, że trafienie na Ciebie będzie aż tak problematyczne. Gomene. Wygląda jednak na to, że mój stan jest ciut bardziej skomplikowany, niż początkowo można by się spodziewać. Wszystko jest jednak pod kontrolą i niedługo powinnam być w stanie w końcu przyjść - zwłaszcza, że udało mi się wynieść za pozwoleniem Nishimaru trochę dobroci z pałacu! Także nie martw się, a o wszystkim opowiem, jak już uporam się z kilkoma ostatnimi kwestiami.
Wiem, że już to mówiłam wcześniej, alee... uważaj na siebie!
Tą z kolei wepchnęła pod drzwi do pokoju Shikō, opuszkami palców wpychając ją nieco głębiej. Po tym od razu ruszyła znowu korytarzem - szybko, tym samym krokiem, jakim rano weszła do rezydencji i nie bardzo sprawdzając, czy ten jest obecnie w środku. Prawdopodobnie nie? Ale może będzie, na to liczyła. Tymczasem mogła zająć się sprawami, jakie póki co były nieco większej wagi, niż świętowanie w kameralnym gronie sukcesów w Podziemiach.
≿━━━━༺❀༻━━━━≾
Życie powoli zaczynało wylewać się na ulice, zaś drzwi do lokali sukcesywnie otwierały się jedne po drugich. Nie wszystkie, głównie ze względu na ostatnie, dość krwawe wydarzenia, jednak nie było to coś, co zamierzała poddawać większej refleksji. Albo jakiejkolwiek. Opuściła budynek oraz ogrody rozciągające się przed wejściem, przemierzając Baibai. Ze splecionymi za sobą dłońmi przeskakiwała z jednego kociego łba na drugi,
nucąc sobie pod nosem piosenkę. Przemykała sobie od cienia do cienia, starając się unikać bardziej oświetlonych części chodnika. Sama zaś rozglądała się przede wszystkim za jakimś antykwariatem lub księgarnią, chociaż miała wrażenie, że w tej pierwszej może znaleźć ciekawsze egzemplarze. Nie mniej szybciej natknęła się na dość standardowy sklep z książkami, do jakiego wetknęła głowę i rozejrzała się, posyłając pani za ladą szeroki, uprzejmy uśmiech. Po wymianie grzeczności ruszyła żwawo pomiędzy regały, rozglądając się pierw za tym, co powinna dostać relatywnie łatwo: książki typowo geograficzno-podróżnicze, skąd mogłaby wyciągnąć dla Kujahy informacje, jakie ją interesowały. Bardziej jednak od jakiś przewodników z masą tekstu zwróciła wzrok ku grubym atlasom pełnych ślicznych, kolorowych obrazków. I też tekstu, ale obrazki zdecydowanie były bardziej przyjemniejsze do oglądania, niż rzędy literek. Przejrzała go jednak częściowo i pobieżnie, zwyczajnie zamierzając go kupić i wziąć ze sobą. Nad przewodnikami można się zastanowić, kiedy ta wybierze konkretne miejsce. Głęboko wierzyła, że książka skupiona na jednym kraju powinna dostarczyć więcej i ciekawszych informacji niż taka, jaka stara się uczepić każdego państwa po trochu. Gorzej zaś z drugim rodzajem literatury, jaki ją interesował. Co prawda były jakieś kolorowe książeczki dla dzieci typu "czy wiesz, że człowiek składa się z ok 206 kości?", jakie zdecydowanie niosły ze sobą jakąś wiedzę w kwestii tego, jak takie ludzkie ciało w środku wygląda, jednak obawiała się, że może być ciut za mało. Po przejrzeniu kilku kartek zdecydowała się więc poszukać gdzie indziej, płacąc jedynie za atlas i po pożegnaniu się, ruszyła dalej.
Coraz więcej ludzi zaczynało przedzierać się ulicami Baibai, co jednocześnie cieszyło i było drobnym utrapieniem. Przejście przez niektóre, bardziej zatłoczone uliczki zdecydowanie stanowiło wyzwanie, jakie to wymagało upewnienie się dłonią, że nie wyszła z tłumu biedniejsza, niż do niego weszła. Po odwiedzeniu kilku innych księgarni można było dojść do wniosku, że bardzo fachowa literatura mogła nie mieć aż takiego popytu, by sprzedawać ją obok książek przygodowych i romansów. Dopiero w jednym z antykwariatów udało jej się wygrzebać jakiś stary, medyczny słownik, jaki może sam w sobie nie specjalnie rozwiązywał jej problemy, jednak na drugi rzut oka i chwili zastanowienia - mógł się przydać. Nie wiedziała jak i kiedy, jednak posiadanie więcej niż jednej książki nie mogło skończyć się źle. Po tym rozejrzała się jeszcze bardziej przy samym szpitalu. Jeśli gdzieś miała znaleźć coś o medycynie, to w tamtym rejonie? Niewiele się pomyliła, albowiem jedna z placówek specjalizująca się w podobnej literaturze miała niezgorszy wybór. Z tym, że duży wybór nie do końca był tym, co Kurame interesowało. Jej wiedza była całkiem marna, więc bardziej zależało jej na książce, jaka byłaby napisana "for dummies" i przynajmniej nakreślała podstawy, jakie wypadałoby mieć w kwestii składania takiego ciała do kupy. Pokusiła się też, bo czemu nie, o tytuł jaki był nieco bardziej skupiony na budowie poszczególnych elementów głęboko wierząc, że jak przeczyta jedną, to chyba powinna móc połapać się w drugiej.
Czy cała ta medyczna wiedza będzie jej w ogóle do zadania potrzebna?
Otóż: absolutnie nie wiedziała i równie dobrze mogła nie. Ale innego pomysłu jak sama się za to zabrać nie miała, także dobry taki początek, niż żaden.
Całe to dźwiganie książek upchniętych w materiałową torbę, do tego w promieniach porannego słońca i po mało wygodnej nocy znalazło sobie jeszcze jednego kompana: burczący brzuszek Waku, jaki tego dnia przecież dalej nie widział śniadania! Przystanęła nagle słysząc warkot dobiegający z żołądka, odruchowo kładąc na nim rękę z zakłopotaniem na twarzy. No bo... ojej, chyba powinna jednak coś zjeść. Co było śmieszne, bo miała masę jedzenia ze sobą, jakie wyniosła z biesiady, ciepłe jeszcze! To jednak było zostawione na inną okazję i tak powinno zostać. Poprawiła czapkę z daszkiem, myśląc dość intensywnie nad dalszym planem działania. A dalszy plan działania uwzględniał śniadanie. Albo drugie śniadanie? W każdym razie jeszcze nie obiad, na pewno!
-
Co by tu zjeść...
Rzuciła sama do siebie, rozglądając się to w jedną, to w drugą stronę z nadzieją, że rzuci jej się jakiś szyld z dużym, kolorowym napisem o treści "JEDZENIE". W pierwszym odruchu zaczęła myśleć, czy nie znajdzie w okolicy zwyczajnie jakiegoś lokalu, jednak im dłużej myślała o siadaniu w środku pomieszczenia, czekania na zamówienia i potencjalnych kosztach, zwłaszcza po ostatnich problemach jakie miało miasto, podświadomie jej ciemnoczerwone tęczówki skupiły się na wszelakich straganikach czy piekarniach. Dobra wiadomość była taka, że jedną nawet znalazła! Zła zaś? Ładny zapach z niej dobiegający nie ułatwiał ustania w niezbyt długiej kolejce, w jakiej to bujała się z jednej nogi na drugą i wypatrywała, czy może kolejna osoba nie odchodzi od niej ze swoimi zakupami. Kurama opuściła przybytek z dziesięcioma całkiem śmiesznymi bułeczkami. Śmiesznymi, bo miały, wedle Wakuri całkiem ciekawe nadzienie złożone z wyjątkowo dobrego sera. Rzecz jasna wszystkich dziesięciu zjadać nie zamierzała. Optymistycznie założyła, że dwie powinny jej starczyć. Reszta zaś? Może Ginro będzie chciał jedną spróbować. Albo Shikō. Czuła, że powinna też wziąć jedną czy dwie dla Kujahy, tak też szybka matematyka kazała jej sądzić, że zwyczajnie weźmie dziesięć i jak coś zostanie, to będzie miała "na później". Chociażby dla Kuraty i Karuty, którzy przecież też o powietrzu nie żyją (
w zasadzie, to żyją), a którym chciała jakoś wynagrodzić ten trochę niezręczny czas jako zakładnicy.
≿━━━━༺❀༻━━━━≾
Nie obeszło bez zaopatrzenia się w wodę. Słońce zaczynało prażyć co raz to mocniej, przez co powrót do rezydencji okazał się bardziej męczący, niż cała poranna podróż po mieście. Było może po pierwszej, kiedy dała radę wtoczyć się z powrotem pomiędzy ściany posiadłości Sakamoto. To też właśnie jego zamierzała poszukać w pierwszej kolejności licząc na to, że zapewne gospodarz już dawno jest na nogach, a nie pod ciepłą kołdrą. Miała tak naprawdę dwie, bardzo niewielkie prośby - dostęp do biblioteki, z której wolała mieć możliwość skorzystać w razie potrzeby, niż nie mieć, oraz "pożyczenie" jakiegoś ustronnego pomieszczenia na własność na jakiś dzień czy dwa. Cokolwiek miała zamiar robić, a przedstawiła jako zwyczajną chęć poczytania nowo kupionych książek z dala od ludzi (wybacz, Ginro!), wolała robić w miejscu, gdzie nikt nie będzie jej przeszkadzał i wymagał wyjaśnień, że przecież nie tworzy ciała Cieniowi, jakich masa przetoczyła się przez stolicę. Wzięła więc klucz i ruszyła ku wskazanemu pokojowi, jaki wraz z dostępem do księgozbioru nie był problemem. Drzwi od razu za sobą zamknęła, a chociaż oczywistym było, że póki co raczej jej praca skupiać miała się na przejrzeniu materiałów, wolała nie ryzykować, że później o nich zapomni. Wyciągnęła też zakupione woluminy na stół stojący tuż obok wygodnie wyglądającej sofy. Bez chwili wahania opadła na nią tyłkiem zapadając się w nią na moment. nim ze splecionymi na udach dłońmi zaczęła przypatrywać się książkom leżącym przed nią. Od czego by tu... Hm. Atlas? Przejrzenie kilku krajów i obrazków brzmiało jak dobry przerywnik pomiędzy jedną stroną ciężkiej, teoretycznej wiedzy, a drugą. Przechyliła głowę to w jedną, to w drugą, po czym zaczęła przeglądać informacje wszystkich krajów na literę A. O, to był pomysł. Literka po literce je przejrzeć, a pomiędzy nimi czytanie lektur, jakie mogą pomóc w stworzeniu ciała.
Bez zegarka, ze szczelnie zasuniętymi zasłonami jedynym wyznacznikiem czasu był głód. Na obiad wiele naczekać się nie musiała. Zeszła na dół zaglądając na kuchnie i grzecznie biorąc swoją porcję "ze sobą". Dopóki miała pracę, wolała unikać potencjalnych znajomych twarzy nawet, jeśli prawdopodobnie gigantyczna część z nich zdążyła rezydencję opuścić i ruszyć w swoim kierunku. Sama zaś na powrót, bo krótkiej wizycie w toalecie, zaszyła się w pomieszczeniu, nie planując wychylać się z niego aż do kolacji. Jak pierwsza część dnia zeszła jej na całkiem różnorodnych rzeczach, tak reszta? Jak nie siedziała "po turecku" na sofie z atlasem, to chodziła po pokoju z książką medyczną, co jakiś czas nachylając się nad stołem i notując coś na przyniesionych w międzyczasie kartkach. Albo wisiała głową w dół przeglądając atlas. Albo leżała na sofie z jedną nogą luźno wiszącą po za jej krawędzią, trzymając dłonią książkę tuż nad swoją własną twarzą i czasami zakreślając zdanie, dwa lub dziesięć żółtym zakreślaczem, nim dodatkowo zagięła róg kartki. Czasem jeszcze tylko przekartkowała szybko opasłą encyklopedię szukając jakiegoś terminu, nim ponownie wróciła do czytania. A czasem nawet wracając się z czytaniem kilka stron wcześniej orientując się, że gdzieś w tamtych rejonach wykoleił się wagonik jej myśli i przestała rozumieć, co czyta.
W tym wszystkim nawet nie zauważyła dobrze momentu, kiedy półmrok panujący w pomieszczeniu zamienił się w całkowitą ciemność, wśród której dalej jej wzrok śledził litery na kartkach. Było to jednak dość męczące, nie ma co ukrywać. Od ciągłego czytania wcale nie nazbyt łatwego tekstu zaczęła czuć nieprzyjemne pulsowanie głowy, jaki nie szło zbić jedną czy dwoma szklankami wody. Do tego zdecydowanie warto było coś zjeść skoro noc się zbliżała. Odłożyła książki na stół, wśród których znalazł się jeden czy dwa egzemplarze z biblioteki Sakamoto - wyróżniające się tym, że nie miały żadnego zagiętego rogu czy pociągnięcia zakreślaczem na swoich stronach. W ich wypadku pozwoliła sobie spisać fragmenty, jakie uznała za potencjalnie przydatne, notując przy tym tytuł książki oraz numer strony. "Na zaś", gdyby okazało się, że na któryś temat będzie musiała do niej wrócić. Błędem jednak byłoby powiedzieć, że którąkolwiek z nich przeczytała do końca. Przypominało to raczej przeglądanie kartek, spisu treści i skakanie od jednego tytułu do drugiego, ostatecznie będąc gdzieś w środku każdej z nich - wracając się przez strony bądź skacząc pomiędzy rozdziałami, jakie obecnie uznawała za mniej istotne bądź nijak związane z tym, o czym chciała znaleźć coś więcej.
≿━━━━༺❀༻━━━━≾
Zamknęła za sobą drzwi, w końcu odnosząc talerz z obiadu. Przypomniała sobie o nim dopiero wychodząc, uśmiechając się sama do siebie niezręcznie na swoje drobne przeoczenie. Ale hej! Pewnie miłe panie będą zmywać naczynia po kolacji, więc może nie zauważą? Nie zamierzała stołować się jednak ponownie w rezydencji. Zamiast tego wyszła na zewnątrz zaczerpnąć wieczornego, stygnącego powietrza. W końcu mogła też nie przejmować się nakryciem głowy czy tym, by czasem nie patrzeć niepotrzebnie zbyt długo w niebo rozświetlone jasnymi promieniami słońca. Uśmiechnęła się sama do siebie idąc żwawo w kierunku jednego ze sklepów, jakie jeszcze były o tej porze otwarte. Technicznie miała jeszcze bułeczki z rana, dalej świeże w zwoju, jednak nie powstrzymało jej to przed kupieniem rogalika oraz zimnej oranżady. Z obiema tymi rzeczami usiadła zadowolona na jednej z ławek zakładając nogę na nogę. Ciemno, chłodno... i z jedzeniem! Wymarzony scenariusz dla Kujahy, huh? Sama Wakuri również bardzo nie narzekała. Co prawda wolałaby do tego jakieś towarzystwo - ludzkie bądź i to mniej - jednak na wszystko przyjdzie pora. Nie zamierzała się łamać nad obecną sytuacją. A sytuacja miała się tak, że wszystko jest mniej więcej pod kontrolą i Kurata z Karutą potrzebują trochę pomocy ze strony Kuramy, by odzyskać wolność. Nic, czego nie dałaby rady zrobić, z całą pewnością! Zamiast więc myśleć o tym, że pierwszy raz od... zawsze? nie ma ich obok, wolała uznać, że zwyczajnie właśnie na nią liczą, aż ściągnie ich z powrotem. Jaki miałby być z niej bohater, gdyby usiadła i zalała się (znowu...) łzami z takiego błahego powodu jak ich chwilowa absencja? Postawiła sobie oranżadę, jeszcze nie otwartą, obok siebie, po czym wgryzła się w rogalika nadzianego czekoladą. Paznokcie pociągnięte czarnym lakierem tymczasem zaczęły wybijać melodię - żadną konkretną, właściwie nieco chaotyczną, jaka mogła być w zasadzie połączeniem kilku otworów, jakie dziewczę kiedyś zasłyszało i postanowiło zrobić ich jeden wielki dubstepowy remix korzystając jedynie z kawałka drewnianej ławki. W końcu jednak chwyciła za napój, jaki to był w środku kartoniku zaopatrzonego słomką, z jakiej to pociągnęła słodki, chłodny płyn i ruszyła z powrotem do rezydencji.
Wróciła "do siebie", ponownie przemykając przez korytarze. To nie tak, że próbowała się jakkolwiek przed kimś ukrywać pokonując je szybciej, niż wolniej. Gdyby chciała, najpewniej w ogóle zrezygnowałaby ze standardowego sposobu przemieszczania, przemykając od jednego cienia do drugiego płynąc przez ciemną pustkę. Im mniej jej jednak na korytarzu, tym więcej gdziekolwiek indziej, gdzie mogła robić rzeczy. A rzeczy, jakie miała do roboty, to skończenie przeglądania atlasu i wrócenie do czytania pozostałych książek, jakich przydatność zostanie osądzona w niedalekiej przyszłości. Hej! Jak Saba stwierdził, że dostarczyła jej masę wiedzy bezużytecznej to zawsze jest szansa, że przyda jej się do czegoś innego później. Na przykład jak znowu coś ją przebije na wylot, to powinna mieć łatwiej oszacować straty. Trzeba myśleć pozytywnie. Tak jak pozytywnie myślała, że Kujaha dotrzyma swoją część umowy. W zasadzie... była poniekąd częścią niej? A Wakuri umowy zamierzała dotrzymać. Był to jakiś argument, jaki mógł siłować się z tym "no ale to Cień". Jaki był argumentem całkiem zabawnym biorąc pod uwagę, że Kurama to z kolei też Cień, zwyczajnie tak w połowie. Albo może w 80% biorąc pod uwagę to, ile jej chakry przepadło? Nie wiedziała. Nie znała się na tym wbrew pozorom. Skończywszy przeglądać atlas została jej już tylko literatura fachowa. Siedziała, chodziła i leżała z nią w całkowitych ciemnościach, nawet nie pamiętając o zapaleniu tak bardzo niepotrzebnego i jedynie przeszkadzającego światła. Ile czytała? Nie miała absolutnie pojęcia. Godzinę? Dwie? Może pięć? W którymś jednak momencie ręka dziewczyny zwyczajnie opadła wraz z otwartą książką, a ta zasnęła nie wiedząc szczególnie kiedy.