Baibai zmieniało ludzi. Niektórych na lepsze, innych na gorsze. Czy Raia zmieniło na lepsze? Nie, ale na pewno postawiło go na drodze do tego, aby być lepszym. Nie jest łatwe przyznać sobie szczerze samemu, że los być może faktycznie grał tutaj jakąś rolę, ale nie dla Raia. Rai nie wierzył w los. Nie wierzył w przyszłość. To w czym tak naprawdę obecnie tkwił to była teraźniejszość i przeszłość z którymi nie potrafił zerwać więzów. Trzymały go na tyle w miejscu, że dopiero Baibai musiało rozedrzeć te rany mocniej, aby uświadomił sobie, że popełniał błędy i spotykał na drodze ludzi, którzy pamiętali przeszłość. Ale nie on. Będąca kulą u nogi sprawiała, że musiał coś zrobić. Przysiągł sobie to w Królestwie Kupców i zamierzał tego dotrzymać za wszelką cenę. Nawet jeśli musiałby poświęcić też co innego. Pewne rzeczy były warte ceny czegoś innego. A pamięć? Pamięć była jedną z nich.
Posiadał wszelkie informacje jakie były mu potrzebne. Jeden był słabszy, ale drugi był silniejszy. Pytanie tylko, czy którykolwiek z nich nadrabiał słabą ilość czakry jakimiś lepszymi zdolnościami. Albo na odwrót - czy któryś z nich był lepszy w czakrze, ale słabszy w byciu molochem do bitki fizycznej. Dopiero za jakiś moment do niego dopadło coś... nietypowego, niespotykanego, naprawdę prowokującego go do tego, aby finalnie usiadł i wciągnął mocniej powietrze. Promieniujący po jego całej czaszce ból, który dopiero zanikał z wolna, gdy siedział na miejscu. A raczej... Jak wyłączył własnego sensora. Czyżby nadal Baibai na niego oddziaływało? A może to nie ono, a... kobiety przed nim siedzące, które nie za bardzo chciały, aby ten określał ich za pomocą czakry. Wszystko było... nie takie jak być powinno. A przez to denerwujące. Chociaż sam Chinoike trzymał na wodzy swoje emocje.
Kiedy tylko słuchał jak ta do niego mówiła, wydawało się, że trzy czwarte wiedzy ignorował. Aby zaraz w pewnym momencie rzucić po prostu w eter... — A więc ten nowy świat jest popieprzony. Nie ma w nim miejsca dla mnie tak samo jak nie było miejsca na starym. Nie ma miejsca dla takich jak ja w żadnym z nich... Nie czuję się częścią żadnego z nich. Więc przypuszczając, że przeznaczenie istnieje... i sprawiło, że jestem tutaj teraz z wami... Może to oznaczać, że jesteście albo moim lekarstwem, albo śmiertelną dawką na to co się ze mną dzieje... Może fakt, że brakuje jednego z waszych to fakt, że mam zająć jego miejsce. A może przeznaczenie tak nie działa, a ja tylko plotę bzdury i być może nawet was uraziłem... — Westchnął na sam koniec, żeby zaraz jednak zacząć bawić się swoimi palcami. Nie umiał się niczym zająć. — Potrzebuję jednak szczerości... Czemu mnie w ogóle tutaj zaprosiłaś tak łatwo. Nie znam was, a wy mnie... A ja nie lubię jak ktoś wie zdecydowanie więcej o mnie nie wiadomo skąd... — Nawet nie zerkał na nie. Może nie dlatego, że było to brakiem respektu, a raczej faktem, że chciał uniknąć znowu tego... oszałamiającego bólu.
Posiadał wszelkie informacje jakie były mu potrzebne. Jeden był słabszy, ale drugi był silniejszy. Pytanie tylko, czy którykolwiek z nich nadrabiał słabą ilość czakry jakimiś lepszymi zdolnościami. Albo na odwrót - czy któryś z nich był lepszy w czakrze, ale słabszy w byciu molochem do bitki fizycznej. Dopiero za jakiś moment do niego dopadło coś... nietypowego, niespotykanego, naprawdę prowokującego go do tego, aby finalnie usiadł i wciągnął mocniej powietrze. Promieniujący po jego całej czaszce ból, który dopiero zanikał z wolna, gdy siedział na miejscu. A raczej... Jak wyłączył własnego sensora. Czyżby nadal Baibai na niego oddziaływało? A może to nie ono, a... kobiety przed nim siedzące, które nie za bardzo chciały, aby ten określał ich za pomocą czakry. Wszystko było... nie takie jak być powinno. A przez to denerwujące. Chociaż sam Chinoike trzymał na wodzy swoje emocje.
Kiedy tylko słuchał jak ta do niego mówiła, wydawało się, że trzy czwarte wiedzy ignorował. Aby zaraz w pewnym momencie rzucić po prostu w eter... — A więc ten nowy świat jest popieprzony. Nie ma w nim miejsca dla mnie tak samo jak nie było miejsca na starym. Nie ma miejsca dla takich jak ja w żadnym z nich... Nie czuję się częścią żadnego z nich. Więc przypuszczając, że przeznaczenie istnieje... i sprawiło, że jestem tutaj teraz z wami... Może to oznaczać, że jesteście albo moim lekarstwem, albo śmiertelną dawką na to co się ze mną dzieje... Może fakt, że brakuje jednego z waszych to fakt, że mam zająć jego miejsce. A może przeznaczenie tak nie działa, a ja tylko plotę bzdury i być może nawet was uraziłem... — Westchnął na sam koniec, żeby zaraz jednak zacząć bawić się swoimi palcami. Nie umiał się niczym zająć. — Potrzebuję jednak szczerości... Czemu mnie w ogóle tutaj zaprosiłaś tak łatwo. Nie znam was, a wy mnie... A ja nie lubię jak ktoś wie zdecydowanie więcej o mnie nie wiadomo skąd... — Nawet nie zerkał na nie. Może nie dlatego, że było to brakiem respektu, a raczej faktem, że chciał uniknąć znowu tego... oszałamiającego bólu.