Zacisnęła pięść, nie dbając o paznokcie boleśnie wpijające się w jej skórę. Kolejne rany zdobiące jej ciało i tak były w dużej mierze bez znaczenia. Niewiele po tym jej jej szczęka poszła w ślad za palcami, podobnie jak krtań, z której bardzo szybko nie była w stanie wydusić cokolwiek więcej. Kiedy Sabataya rzuciła bowiem ostatnie słowa, nie kryło się za nimi żadne pożegnanie. Mieli na sobie uważać. To wszystko. Przeżyć do czasu, aż znajdzie Akane i doprowadzą sytuację do względnego ładu. Widząc jednak uśmiech posłany jej przez wujaszka, miała ochotę stanąć w miejscu i się zwyczajnie rozpłakać. To... to nie był koniec. To nie miał być koniec. Nie po to dała się przeciągnąć przez całe do piekło szukając ich załogi, by tak szybko się z nimi żegnać. To tyle były warte jej krew, pot i łzy? Tyle był warty jej wysiłek? To po to ścierpiała całą tą niesprawiedliwość? Cały ten ból? To po to była cała ta droga? By utonąć w jeszcze większym oceanie żalu, złości i rozpaczy? Zwiesiła głowę czując, jak łzy pchają się na jej poliki. Wraz z tym odwróciła się tyłem, wsiadając na małża.
Jeszcze wszystko będzie dobrze.
Będzie dobrze...
»»————- ————-««
No tak. Kupić czas. Nie powinna się chyba spodziewać niczego bardziej skomplikowanego po nieskomplikowanym Onimaru. Jego podejście nie tylko jednak bolało oryginał, jaki to dał radę do tego czasu ruszyć w swoją drogę. Jej usta zwęziły się, jakby próbując powstrzymać się przed jednym czy dwoma komentarzami, skoro jeszcze nie wpadli w wir walki. Kiwnęła jednak głową na jego przypuszczenia, wysłuchując przy tym, czego by od niej oczekiwał. A oczekiwał jedynie nie wtrącania się, podpierając prośbę dość prostym i sensownym argumentem.
- Nie wydaje mi się, żeby wtedy miała wiele dbać o jakiś fikuśny kawałek żelastwa...
Odparła kwaśno, sama kierując wzrok na Musashiego. Zbroja, nie zbroja... Miecz, brak miecza... Bez znaczenia. W pewnym momencie informacje są równie dobre, jakby ich nie było. Dużo bardziej wolała zachować ich dwójkę przy życiu, nie dowiadując się niczego, niż żeby sytuacja miała zostać odwrócona. Jej priorytety w tym momencie może i były kwestią dyskusyjną i umieszczone w nie do końca właściwym miejscu, ale definitywnie nie wyglądała obecnie na kogoś, kogo wiele to obchodziło. Zbyt wiele myśli biło się w jej głowie. Zbyt wiele makabrycznych obrazów nasuwało przed oczami, malując na jej twarzy głębokie zafrasowanie.
- Onimaru... pamiętasz, jak mówiłam, że staliśmy się drużyną o dość niecodziennych umiejętnościach? - podjęła nagle temat, nie spuszczając rubinowych oczu z sylwetki samuraja - Wszystko to, co powiedziałam do tej pory - nie rzucałam w żartach czy dla kupienia czasu. Nie zamierzam patrzeć, jak Rei, Saki, Raiko, Seinaru i Ni mają żyć w rzeczywistości, w której nie ma waszej dwójki. A ty, swoją drogą - na krótki moment spojrzała na wujaszka - Wisisz mi co najmniej kilka opowieści i kufel rumu.
Rzuciła sucho, mając nadzieję, że szybko podłapie, że przede wszystkim biła do propozycji złożonej Musashiemu. Składając ją nie była jednak całkowicie szczera. Ostatecznie bowiem nie potrzebowała pomocy Shoguna, by cofnąć czas. Byłaby mile widziana, oczywiście, ale bez tego? Potrzebowała jedynie znaleźć Akane. Przywódca Tetsu był jej w tym wszystkim tak niezbędny, co pochodnia na słonecznej plaży. Jaki jednak miało cel mówienie im tego wszystkiego? Nie wiedziała. Dla pocieszenia? Tylko kogo? A może po to, by wiedzieli, że nie zamierzała ich tu zostawić? Może. Nie mogła jednak patrzeć na ich dwójkę, w pełni świadomą pchającą się w paszcze śmierci.
Shogun w końcu zrobił ruch. Onimaru i Ishi nie czekali z czymkolwiek, od razu szykując się do starcia. Rudowłosa zaś? Mogła jedynie stać i obserwować w napięciu. Marnym pocieszeniem była możliwość względnego nadążenia za wszystkim bez swojego Tsūjitegana. Jej całe ciało rwało się do przodu, chcąc dołączyć i pomóc. Tylko... jak? Nie była w stanie nic zrobić. Nie mogła wspomóc ich dobrze wiedząc, że wystarczy jej podejść za blisko, by rozpłynąć się w chmurach dymu. Zostało jej jedynie stać bezczynnie patrząc, jak jej przyjaciele nadstawiają własnego karku. Chwyciła lewą dłonią za drżący nadgarstek, jaki wręcz domagał się od niej chwycenia czegokolwiek i ruszenia im na pomoc nawet wtedy, kiedy cała reszta dziewczyny wiedziała, jak bardzo będzie to bez sensu. Kiedy ci walczyli o czas dla niej, ta sama walczyła sama z sobą, by ustać w jednym miejscu bez wpychania im się pod nogi - co z chwili na chwilę było jedynie trudniejsze. Każdy bardziej celny cios wyprowadzony w któregokolwiek z nich sprawiał, że jej ciało mimowolnie próbowało szarpnąć się do przodu zupełnie ignorując jej własne możliwości. Zbyt dołujące. Cała ta bezsilność ściągająca ją w dół, paląca jej poliki i chwytająca niedelikatnie za jej żołądek. Dopiero teraz zaczęła sobie uświadamiać, jak okrutna była prośba Onimaru jak i sam jej los jako zwykły, delikatny klon.
Zmiana celu z Onimaru na Ishiego wcale jej nie uspokoiła. Może i wujaszek mógł mieć dzięki temu chwilę na pozbieranie się po wymianie z samurajem, jednak jej serce mimowolnie podeszło jej pod gardło. Dobrze wiedziała, że ten obecnie miał przy sobie głównie łuk i w pierwszej chwili spodziewała się najgorszego. Ten jednak szczęśliwie dobył ostrza, tylko że… Ishi był od niej szybszy. Powinien być od niej szybszy. Tymczasem jego pojedynek z Musashim nie różnił się szczególnie od tego jej. Walcząc z nim posiadając Hachimona nie czuła tego tak bardzo, jednak obserwując narzeczonego Seinaru powoli sobie zaczęła uświadamiać, ile jej dawał. Tylko, że za mało. Za mało, by walczyć z Shogunem. A skoro jej trzy bramy to było za mało, to czego powinna oczekiwać od niego? A jednak zdawali sobie radzić. Nie idealnie, to prawda, jednak ich dwójka mieszająca uderzenia bronią z technikami, zdawała się w miarę dotrzymywać mu kroku. Na tyle, że ta zaczęła przez chwilę wierzyć, że może będą nawet w stanie wygrać. Zająć się Shogunem na tyle, by oryginał mógł znaleźć Akane. Może nawet na tyle, by szukanie jej nie było koniecznie, a sami mogli wrócić do domu. Do Kumo. Na Wielorybie. Obserwowała ich z szerzej otwartymi oczami, oczami pełnymi wiary, a chociaż nie mogła nic zrobić z trzymającym ją napięciem, gdzieś w środku niej zaczęła odczuwać niewielkie ciepło ulgi. Byli tak blisko… Uda się.
Uda się, prawda?
Słysząc grzmot, jej ręka wręcz automatycznie powędrowała po rękojeść swojego miecza. Jej palce zacisnęły się na powietrzu obok kasztanowej sayi po Październiku, którego kawałki szmaragdowej klingi znajdowały się gdzieś w okolicy. Jej serce mimowolnie podskoczyło, a sama zdezorientowana przeniosła wzrok na Ishiego. Przez pierwsze kilka chwil nie miała jednak pojęcia, na co właściwie patrzy. Zdecydowanie mocno nim miotnęło. Na tyle, że uderzenie nim odbiło się na tym, w co uderzył. Ale… Dlaczego nie wstawał? Dlaczego on… I ta rana. Wyglądała poważnie, ale… To nie był koniec, prawda? Nie teraz, kiedy zaczęło im tak dobrze iść! Po prostu.. po prostu „nie”. Tak… Tak nie można. Cokolwiek jednak działo się z Ishim, jej wzrok musiał wrócić na będącego bliżej niej wilka morskiego. To… to też nie wyglądało dobrze. Ale żył! Tak, jeszcze wszystko będzie w porządku. Na pewno. Oh, jak bardzo chciała w to wierzyć! Onimaru jednak definitywnie potrzebował pomocy. Była to pierwsza myśl, kiedy to wylądował te kilkanaście metrów od niej i żadna część jej jestestwa nawet nie próbowała temu zaprzeczać. Nie próbowała jej powstrzymywać czy uzębić w miejscu. Kilka kroków. To wszystko, co w pierwszym odruchu była w stanie zrobić, nim ponownie coś ją w środku ścięło. Znów się uśmiechnął. Wszystko zdawało się nagle stanąć. Jej oddech i puls, jak i wszystko wokół.
Dlaczego on… dlaczego oni…
Miała wrażenie, że wcale nie patrzy na wujaszka. Zamiast tego przed oczami mignął jej przez chwilę ten skończony kretyn. Opierający się o jej ramie i posyłający jej uśmiech tuż przed tym, nim jego oczy zgasły. Mimowolnie spięła wszystkie mięśnie, zupełnie ignorując drugi grzmot. Nie obchodził ją stojący obok Miyamoto. Nie obchodziło ją to, jak niewiele mogła w tym momencie zrobić. Chrzanić plan. Chrzanić cofanie czasu. Czuła w kościach, co się zaraz stanie i całe jej jestestwo nie było w stanie zrobić nic więcej, jak spróbować go zatrzymać. Czy był w tym sens? Logika? Pewnie nie. Nic z tego nie miało znaczenia w momencie, kiedy jej umysł zajmowała jedynie jedna myśl: to było za dużo. Za dużo nie tylko jak na jeden dzień, ale jak na jednego człowieka. W przeciągu tak krótkiego czasu trzymała w rękach bezwładne ciało Ichiwy. Widziała, jak Ibaraki posyła jej to smutne, żegnające się spojrzenie, nim zabrał Reia ze sobą. Właśnie przed chwilą Ishi zdawał się konać po ostatnim ataku. A teraz… Onimaru? Naprawdę? Nie mogła. Nie chciała. Nawet jeśli gdzieś w przyszłości mieli ich wszystkich wrócić do życia, czuła jedynie, jak jej serce rozpada się i krwawi z każdą kolejną stratą i bogowie jedni wiedzieli, czy zaraz całe nie legnie pod naporem cierpienia i żalu. Wszystko, co mogła zrobić, to wpaść z całej siły w bok Miyamoto, próbując go odepchnąć do wujaszka.
A i tak za późno…
»»————- ————-««
Pozostali w porcie samurajowie od dawna nie grali dla niej większej roli. Leciała na małżu, kawałkiem zakrwawionego i podartego rękawa starając się otrzeć twarz. Druga, drżąca ręka trzymała się solidnie skorupiaka, kierując go w stronę statku. Chciała wierzyć, że zaczerwieniała od Hachimona skóra chociaż pozwoli jej zachować pozory profesjonalizmu, zupełnie nie mając zamiaru przyznawać się do tego, z jakim trudem przełknęła własne łzy. W końcu jednak wylądowała i to obok Suroia oraz własnego klona, jaki wydawał się być co najmniej zmartwiony. Niewiele jednak było jej do paniki. Nim padły ze strony rudowłosej jakiekolwiek pytania, klon obok niej zamienił się w chmurę dymu sprawiając, że wyraz twarzy kopii w dużej mierze znalazł odzwierciedlenie na czerwonych polikach Sabatayi.
- Niedobrze.. – stwierdziła krótko, myśląc intensywnie. Czemu, do jasnej cholery, w ogóle zeszły ze statku? Wiedząc, że z pewnością Akane może być potrzebna? – Mogę nie być w stanie ich szukać. W zasadzie mogę paść na deski w każdym momencie.
Położyła dłoń na własnym karku, próbując szybko rozejrzeć się za dziewczynami po polu bitwy. Tylko gdzie miałaby ich szukać? Czemu, chociaż raz, wszystko nie może iść od początku do końca zgodnie z planem?
- Suroi, posłuchaj mnie uważnie. I zapamiętaj każde słowo, bo od tego zależy cała nasza wyprawa. – zaczęła, patrząc na rudzielca z pełną powagą. – Istnieje inne wyjście. Shogun nie potrzebuje dosłownie zabijać Reia. Potrzebuje jedynie, by reszta uwierzyła, że nie żyje. Jeśli zdążymy przed egzekucją, możemy wyciągnąć Reia bez walki. Przekaz to Akane. Słowo w słowo, gdy wróci na statek. Cokolwiek będzie chciała po tym zrobić, chociażby skrajnie dziwnego, głupiego i szalonego: pod żadnym pozorem NIE wchodź jej w drogę. Ani ty, ani ktokolwiek inny. Jeśli jest na statku ktokolwiek, kto może je poszukać – niech za nimi ruszy. W innym razie potrzebujemy, by Akane wróciła na statek. I nie, to może nie być dobry czas na zadawanie pytań.
Tylko… no, właśnie. Pewnie je ma. A najgorsze w tym było to, że Shuten jeszcze nie skończyła. Pomiędzy palcami dalej bowiem miała fiolkę z krwią. Kolejny istotny element, gdyby plan B zawiódł i został jedynie C. Do planu C zaś najpewniej sama nie dożyje. Prawdopodobieństwo tego było dość małe w każdym razie.
- Weź ją. – wręczyła niewielki przedmiot medykowi, schodząc nieco z tonu i spoglądając na niego przede wszystkim wzrokiem pełnym zmęczenia. – Gdy tylko będziecie w bezpiecznym położeniu, wręcz ją Gonpachiro bądź komukolwiek, kto zna Kuchiyose no Jutsu. Albo chociaż Ninjutsu na tyle, by złożyć 5 pieczęci. – była nawet w stanie je pokazać. Bo cholera wie, czy ktoś Kuchiyose no Jutsu zna. Dzik, pies, ptak, małpa, baran… może zapamięta. Musi zapamiętać – Rei jest chyba w stabilnym stanie. Przynajmniej na tyle stabilnym, na ile ktoś taki jak ja mógł go doprowadzić. Ibaraki prawdopodobnie właśnie się wykrwawia. Nie wiem, co z nim.
Innymi słowy: nic nie szło zgodnie z planem. Prócz tego, że Rei CHYBA żyje. Bo czy faktycznie żył? Puls, który przez chwilę poczuła, dawał nadzieję. To jednak tyle. Tak szybko, jak została od niego oddzielona, tak nie wiedziała, w jakim ostatecznie panda zabrała go stanie.
»»————- ————-««
Niektórych rzeczy nie da się uniknąć. Klon, prędzej czy później, musiał zginąć – czy to od ostrza Shoguna, czy znikając chwilę po swojej próbie odepchnięcia go od Onimaru. Nigdy za tym nie przepadała. Za masą wracających informacji, zwłaszcza od klonów istniejących nieco dłużej. To nie jego wspomnienia jednak uderzyły w nią w pierwszej kolejności. Zaskoczona padła na kolana czując, jak mdli ją w środku. Z trudem łapiąc powietrze podparła się drugą ręką o deski okrętu. Już i bez tego była spięta i przygnębiona, próbując przykryć warstwą nadziei i optymizmu widok ostrza zatapiającego się w plecach Ichiwy, czy Ibarakiego prawie ze rozciętego na pół, jaki tylko dzięki własnej sile woli był w stanie dojść do Kapitana i zabrać go w bezpieczne miejsce. Wszystko jednak wracało. Przyłożyła własną dłoń do głowy, w której wszystko nagle zaczęło wirować, podczas gdy palce zaczęły napierać na jej czaszkę, zakopując się pośród czerwonych pasm sklejonych gdzieniegdzie jej własną krwią. Nie była nawet do końca pewna, co czuje. Jakby nagle wszystkie wspomnienia na powrót ożyły – cały żal, smutek i gniew, cała żałość i bezradność, przetoczyły się ponownie falą przez jej ciało. Bolało. Mięśnie promieniały dziwnym, nieprzyjemnym uczuciem, by zaraz po tym to zostało przykryte uderzeniem gorąca. Jakby cała jej krew zawrzała, a sama nie wiedziała, czy paskudne ciepło bijące z jej wnętrzności było jedynie winą szalejącej chakry, czy czegokolwiek więcej, co spotkało się z nagłą falą zimna i dreszczy.
Za dużo.
Z trudem wstała. Sama, nie próbując pomagać sobie ani stojącym obok Suroiem, ani własnym małżem. Wstała nie patrząc nawet, jak jej zesztywniałe palce zostawiają na deskach ślad po jej własnych paznokciach. Kilka głębszych wdechów – przecież to zawsze pomaga! A jednak każdy z nich był płytki, jakby coś w środku niej miało zaraz wybuchnąć, ściągając ją z powrotem na deski Wieloryba.
- Znajdź Akane. Nie czekajcie na mnie.
Rozkazała słabym, ochrypłym głosem, odwracając się z powrotem w stronę Aki. Pokład statku nie był miejscem dla niej. Nie… teraz. A może i kiedykolwiek? Może nigdy nie był jej on pisany? Wsiadła na małża, z powrotem ruszając ku Shogunowi. Tym razem jednak się nie śpieszyła. Ostatecznie i tak sam do niej przyjdzie, prawda? Do „przywódczyni” całego tego ataku. Byłoby niefortunnie spotkać się z nim na statku. Z resztą… Sama nie wiedziała, co ma myśleć. Ani o czym myśleć. Nie była nawet w stanie powiedzieć, co nią kierowało. Jakby nagle nic nie miało więcej sensu i nie zostało jej zbyt wiele, o co mogłaby walczyć, a jednocześnie chcąc zatopić pazury w aorcie Musashiego, niczym rozjuszony niedźwiedź rozszarpując go na kawałki. Za to, co zrobił Reiowi. Za to, co zrobił Ibarakiemu. Za to, jak zabrał Seniaru jej przyszłego męża. I za to, jak odebrał im wszystkim wujaszka. Jak w kilka minut zrównał z ziemią jej dwa lata prób powrotu do swojej „rodziny”. Jej dwa lata pełne głównie tego, co w życiu najgorsze, oferując jej niewiele przyjemności czy miłych wspomnień. Dwa lata…
Dwa lata, przez które żyła więcej, niż przez ostatnie dziesięć.
A zaczęło się tak niewinnie…
Jedna podróż, jaka zaczęła się od wejścia na statek Jaglanki. Brnąc przez fale, skupiona jedynie na dotarciu do celu… nie miała pojęcia, w którym momencie zaczęła więcej rozmawiać z Reiem. Nie wiedziała, w którym momencie zaczęła się z nim droczyć. Jakby była to naturalna reakcja na jego zafascynowanie Kamaboko, jaka skończyła się zaczepianiem go tylko po to, żeby popatrzeć na jego zarumienioną twarz. Miała wrażenie, że mogłaby tak spędzić całą resztę życia, a przyprawianie go o czerwone policzki nigdy by się jej nie znudziło. Jego omyłkowe przygwożdżenie jej do desek pokładu, ognisko i taniec – wszystko to było tak żywe w jej pamięci, że mogłaby wystukać melodię, jaką przygrywał im Saki na swojej lutni. A dziś? Ten sam Kapitan, jaki zerkał w jej stronę wracając z powrotem do Tsuchi, wyrzucił z trudem kilka ostatnich, spojrzał na nią po raz ostatni.
Jeśli przeżył, jeśli faktycznie zrobiła dla niego chociaż tyle – mogła jedynie mieć nadzieję, że kiedyś znajdzie kogoś, kto byłby dla niego tak samo czy nawet bardziej drogi, niż Shuten. Kogoś, dla kogo on sam byłby wart tyle i więcej.
W życiu nie myślała, że będzie kiedyś piła z pandą. Gdyby nie Kawaii, czy kiedykolwiek podpisałaby pakt z niedźwiedziami? Czy poznałaby Ibarakiego? Pewnie nie. A chociaż większość czasu spędzili w jej własnym gabinecie, był chyba jedynym powodem, dla którego dawno nie zanudziła się w nim na śmierć. Dalej pamiętała, jak futrzak wyciągnął zestaw kolorowych klocków. Dalej pamiętała, jak z każdym swoim „umu” objaśniał jej zasady gry, tylko po to, by przy każdym kolejnym rozdaniu wygrać z dziewczyną. Tak samo jak jego przywleczenie jej plakatu dotyczącym turnieju, do którego wygonił ją kilkoma rzutami kości do mahjonga. Główny powód, dla którego musiała ściągać pandzie bambus do gabinetu. Ile by dała, by mieć go teraz na własnym ramieniu? By móc chociaż na chwilę położyć dłoń na jego futerku, nim znowu zrobi coś równie dzikiego, jak wyrośnięcie wielkiego drzewa na dziobie płynącego okrętu?
Ale go nie było. Nie zasługiwał na taki los. Nie zasługiwał na śmierć. Powinien teraz siedzieć u siebie i grać z innymi niedźwiedziami, zamiast leżeć rozcięty niemal w pół na trawie. Powinien… powinien robić cokolwiek innego. Ponownie zacisnęła dłoń, z trudem powstrzymując mięśnie twarzy przed wygięciem się w paskudny grymas w towarzystwie palących policzków.
Odkąd wrócili z Mizuyamy, nazwanie Ishiego przyjacielem było czymś co najmniej dziwnym. Nie była w stanie opisać, jaką w zasadzie miała relację z nim czy Seinaru. Jeden zabił rodzinę Kamaboko, oni zabrali ich z Kraju Wody. Nie wiedziała. Czuła jednak, że jedyne zobowiązanie, jakie wobec nich może mieć, to umieszczenie ich we względnie bezpiecznym miejscu. Wszyscy przeżyli wystarczająco dużo. Każdy z nich, czy ona, Gonpachiro czy też Ishi, Seinaru i Ni – wszyscy mieli wystarczająco duży bagaż do niesienia. Więc co się zmieniło? Dlaczego w ogóle postanowił im pomóc? Dlaczego pomimo jej próśb… Jakie to było głupie. Kiedy zaś przypominała sobie twarz rudowłosej, całą promieniejącą, gdy ta patrzyła na swój pierścionek zaręczynowy jeszcze kilka, może kilkanaście godzin temu: mogła jedynie pociągnąć nosem, próbując ignorować zaszklone oczy.
Mogła nie być jej najlepszą koleżanka. Mogła nią nie być wcale. Ale kiedy tylko zdawała sobie sprawę z tego, jak okropnie będzie musiała czuć się wiedząc, że nigdy nie zostanie panną młodą Ishiego… cały ten ból zdawał się uderzać również w nią. Jakby strata Seinaru była też jej stratą. Jakby świadomość tego, ile cierpienia jej ta wiadomość przyniesie, bezwiednie miało uderzyć i w nią. Albo jakby sama straciła dziś równie tyle, jeśli nie więcej…
Miała okrutne szczęście do rodziny. Minęło tyle lat, a dalej czuła, że nie miałaby oporów z zachwalaniem tego, jak super miała tatę i mamę. Czasem strasznych, czasem nieznośnych, ale nawet w Kiri nie miała oporów, by się nimi przechwalać. Po czym zostali jej tak szybko i nagle odebrani, pozostawiając ją… z kim w sumie? Większość klanu nie zwracała na nią większej uwagi. Wujek? Obchodziła go ona tylko wtedy, kiedy miał w tym jakiś zysk. Dalej pamiętała jego wszystkie „ciepłe” słowa po tym, jak została Kage, a jak ciążyły jej niezmiernie wraz z obowiązkami? Ostatni list zaś? Nie wiedziała, ile w nim było szczerości, a ile misternie dobranych słów, byleby tylko nie palić mostu, jakim była odchodząca w swoją stronę Sabataya. Pomijając starającego się Tamurę, Onimaru stał się dla niej bliższą rodziną, niż mężczyzna, z jakim łączyły ją więzy krwi. Nie miał wobec nich żadnych zobowiązań, a szybko potraktował ich jak „swoich”. Gdy przypominała sobie, z jakim niepodobnym do siebie entuzjazmem dopytywała go o rzeczy związane z Kapitanem, czy jak mówiła… w sumie, to już nawet nie wiedziała, o czym, chwytało ją ogromne zażenowanie. Mniejsze niż po rozmowie w porcie przed kilkunastoma godzinami, próbując podkraść Jinko jej własnego wujka. Cokolwiek jednak wtedy powiedziała… było prawdą. Ukrytą pod woalem żartu, ale prawdą. Nie była w stanie nie docenić jego obecności, widząc w niezobowiązującej wymianie z nim jedne z nielicznych kilku chwil, gdzie mogła się uśmiechnąć.
A teraz leżał na mokrej ziemi Tetsu, rozcięty swoją własną bronią przez najgorszą bestię, jaką niesie Kraj Żelaza. Martwy, niezdolny do rzucenia żadnymi słowami otuchy, pozostawiając ją z ciszą i pustką w środku. Jakby traciła swoją najbliższą rodzinę po raz kolejny, zostawiając ją niemalże samą w tym zimnym, pustym świecie.
»»————- ————-««
Nie pozostało jej szczególnie wiele. Kupić czas, huh? Może. A może coś innego? Wiedziała, jaki jest plan, jednak po tym wszystkim, co przeżyła, sama nie wiedziała, co o nim myśleć. Piękny na papierze! Jednak otoczona zewsząd śmiercią swoich najbliższych, wydawał się pusty. Zbliżając się do miejsca, gdzie liczyła znaleźć Miyamoto, w wolną dłoń zamierzała zgarnąć miecz. Po tych wszystkich walkach raczej było dość broni leżącej na ziemi, by chociaż na tą ostatnią podróż pożyczyć kawałek stali, wkładając ją niedbale w kasztanową sayę przy pasie. Tak długo, jak utrzyma go z dala od statku… ale jak długi?
Bez znaczenia.
Skończył się jej limit cudów. Mogła walczyć i wygrać lub dobyć broni i umrzeć. Gdyby chociaż mogła go zabrać ze sobą. Zakończyć to szaleństwo. Powstrzymać go, zanim w jego szpony wpadną inni. Dalej w Aki był Suroi. Była Akane z Ruri. Gdzieś z pewnością dalej była Raiko, na którą czekał Saki. Był Kamaboko, który najbardziej zasługiwał, by przeżyć. Wyjść z Aki i po całej tej stracie, jaka na niego spadła, znaleźć powód nie do zwykłej egzystencji, ale do życia. Tak jak on sam jednak do tej pory, tak Shuten nie miała mu już nic do powiedzenia. Wszystkie słowa już dawno padły, a nawet, gdyby nie – nie miała nic więcej do przekazania komuś, kto w momencie, kiedy znaleźli cokolwiek wyglądający na wspólny grunt, postanowił zignorować ich chęci rozmowy. Może i były późno. Może sama rzuciła czymś, czym nie powinna. Zdarza się. Może faktycznie go rozzłościła… Ale co z nią, w takim razie? Czy nie zasługiwała na jakiekolwiek zrozumienie? Empatię? Zupełnie nic?
Niech i tak będzie.
Nie zamierzała atakować. Nie do momentu, kiedy sam nie ruszy z ofensywą. A po tym? I tak nie zostało jej wiele czasu. Bronić się? Mogła, tylko… co to jej da? Zamierzała więc pokryć się jeszcze raz chakrą, głównie tors, głowę i ręce. Podobnie planowała z mieczem, pokrywając go Hienem. Jeśli zaatakuje: wolała spróbować unikać. Najgorsze zbić czy strącić mieczem, uważając na klingę, a wszystko inne ominąć lub przyjąć na chakrową zbroję, zostawiając sobie więcej miejsca na atak. Bo tak, na nim wolała się skupić. Na ofensywie, broniąc się głównie przed bardziej niebezpiecznymi uderzeniami, nie bojąc się wplatać w swoje próby obrony kopnięć wycelowanych w samuraja. Napierać cały czas, małża kierując pod jego nogi i lawirując nim wokół niego, utrudniając przemieszczanie czy kierując go momentami wyżej i ograniczając ilość miejsca, jakie by miał na wyprowadzanie ataków.
Chakra Shuten9 580 - 20 (Tsūjitegan) + 100 (200/2 za klona #2) + 100 (200/2 za klona #3) - 300 (Hien: Fūton) - 600 (chakrozbroja) = 8 860
HachimonSiła +2 (12), Szybkość +2 (9), Refleks +2 (10), Wytrzymałość 6 || 10/12 tury || Ura Renge 1/2
SpecjalizacjaTsūjitegan
Style walkiKyotōryū S | Hachimon S | Kimyōnaryū B
AtutyInstynkt Niebezpieczeństwa
Ekwipunek- Katana; - 3 kunaie; - Midori no Kannazuki, - 1 pigułka
► Pokaż Spoiler | Techniki
Tsūjitegan | Through Eye通じて眼
Niezwykłe oczy klanu z Kirigakure no Sato. Włączone barwią tęczówkę na szkarłatny kolor nadając im delikatną poświatę. Zasięg zdolności i jej możliwości zwiększają się wraz z jej lepszym opanowaniem. Możliwość widzenia na długie dystanse czy wgląd w czyjeś siły fizyczne stanowią jedynie niewielką część możliwości Tsūjitegana. Sam wygląd oczu nie zmienia się wraz z lepszym opanowaniem zdolności, pozostając tak samo czerwone we wszystkich innych stadiach rozwoju.
Zasięg i koszta
Tsūjitegan posiada zasięgi dla dwóch trybów: widzenia przestrzennego oraz sferycznego. Przyjmuje się, że zasięg wzroku w dal jest większy niż podczas patrzenia wokół siebie. Jest on również krótszy niż zasięg Byakugana, przez który zdolności klanu Sabataya bywają uznawane za "gorsze", jednak przewyższają w tej materii Białe Oko podczas widzenia sferycznego, mając lepsze rozeznanie w otaczającym ich najbliższym terenie. Wraz z rozwojem dziedziny zmniejszają się także koszty jego utrzymania.
Ranga dziedziny | Widzenie w dal [m] | Widzenie sferyczne [m] | Max. dziedzina stylu przewidywanych ruchów | Koszt utrzymania na turę |
---|---|---|---|---|
E | 50 | 4 | --- | 350 |
D | 500 | 40 | E | 250 |
C | 1 000 | 80 | D | 150 |
B | 1 500 | 120 | C | 100 |
A | 2 000 | 160 | B | 50 |
S | 2 500 | 200 | A | 20 |
Zdolności
Już na wstępnych etapach Dōjutsu pozwala patrzeć przez przeszkody czy postrzegać siły - zarówno chakry jak i te fizyczne - swojego celu. Wizja dotycząca tych dwóch jest jednak niekompletna, dając wgląd w obecne zasoby energii przeciwnika czy pozwalając na szacowanie jego ogólnego stanu. Sam zasięg też nie zwala z nóg, zwiększając się wraz z biegłością w danej dziedzinie. Dość specyficzną zdolnością, wartej wspomnienia, jest również zdolność kontroli mgły w bardzo precyzyjny sposób, tworząc ją tak gęstą, że nawet Białe Oko nie jest w stanie przedrzeć się przez nią. Jest to główny powód, dla którego Tsūjitegan jest znany również jako "naturalny wróg Byakugana".
- Widzenie przez przeszkody - wzrok Sabataya jest w stanie prześwietlać obiekty, pokonując w ten sposób wszelakie przeszkody stojące na linii wzroku. Z łatwością pokonuje grube mury jak i "bariery" tak nieznaczące jak ściany pudełka czy warstwy ubrań. Wizja zawsze jest w kolorze.
- Wizja stereoskopowa i sferyczna - Tsūjitegan posiada dwa tryby postrzegania świata: klasyczny, pozwalający sięgać wzrokiem w dal na kilkaset metrów w przód, jak i wizja sferyczna, która to jest pozbawiona słabych punktów. Widzenie przestrzenne zawsze jest uznawane jako domyślny tryb, w jakim włączona zostaje zdolność.
- Postrzeganie chakry i sił fizyczne - widoczne jako kolejno niebieski i zielony płomień. Są widoczne zawsze, nawet pomimo wszelakich ciemności wokół. Możliwe jest szacowanie czyjejś chakry czy dostrzeżenie zaburzeń wywołanych przez Genjutsu, zaś wgląd w siły fizyczne pozwala na dokładne ocenienie stanu celu. Postrzeganie tej drugiej energii jest bardziej wykształcone niż samo postrzeganie chakry.
- Przewidywanie ruchów - możliwość obserwowania sił fizycznych pozwala na przewidywanie ruchów przeciwnika tak długo, jak nie przeczą one logice. Dopóki ranga dziedziny używanego stylu walki jest mniejsza od dziedziny Tsūjitegana, ten jest w stanie dostarczyć na czas odpowiednie informacje.
- Rozpoznawanie klonów - wgląd w chakre istot żywych pozwala na rozpoznawanie klonów dopóki nie są to bardzo zaawansowane klony jak Kage Bunshin czy Bunretsu no Jutsu. Domyślnie każdy klon, który nie ma wpisane, że może oszukać Byakugan itp. jest rozpoznawany przez te oczy
Sposób zdobycia
Zdolność budząca się sama z siebie u osób, które odziedziczyły ją w genach. Najczęściej objawia się już w młodym wieku, pojawiając się niczym mleczaki i aktywując się samoistnie. Czasami mają w tym udział emocje, jednak żadne traumy czy ciężkie przeżycia nie są konieczne do obudzenia w sobie Tsūjitegana.
Hien | Flying Swallow飛燕
KlasyfikacjaNinjutsu, Kontrola Chakry
PieczęciePieczęć Konfrontacji
KosztStandardowy na turę
ZasięgNa broń
Wymagania---
Chakra nie służy jedynie do wzmocnienia własnego ciała, ale również oręża w rękach ninja. Poprzez nasycenie ostrza broni własną energią, ninja jest w stanie wydłużyć je własną chakrą o 10 centymetrów.
Osoby mające wprawę w technikach żywiołowych (otwarta dziedzina na D) są w stanie dodatkowo jeszcze bardziej wpłynąć na osiągi własnej broni, poprzez wzbogacenia ów aury posiadaną chakrą jednego z pięciu podstawowych elementów. Każdy z nich wpływa na ostrze w inny sposób sprawiając, że ta sama technika w rękach różnych osób może mieć zupełnie inne efekty. By wzmocnić broń w ten sposób, należy mieć Kontrolę Chakry na poziomie 7 bądź wyższym.
Posiadając rangę S w Ninjutsu można pominąć pieczęć kumulując chakrę tyle czasu, ile zajęłoby jej złożenie.
Osoby mające wprawę w technikach żywiołowych (otwarta dziedzina na D) są w stanie dodatkowo jeszcze bardziej wpłynąć na osiągi własnej broni, poprzez wzbogacenia ów aury posiadaną chakrą jednego z pięciu podstawowych elementów. Każdy z nich wpływa na ostrze w inny sposób sprawiając, że ta sama technika w rękach różnych osób może mieć zupełnie inne efekty. By wzmocnić broń w ten sposób, należy mieć Kontrolę Chakry na poziomie 7 bądź wyższym.
- Katon - broń pokrywa się ognistą powłoką, parzącą przeciwnika przy udanym trafieniu, zadając tym samym dodatkowe rany.
- Fūton - broń jest ostrzejsza niż zazwyczaj, będąc w stanie przebić się przez skałę czy ciąć metal bez względu na to, z jakiego materiału sam został wykonany.
- Raiton - broń pokryta zostaje błyskawicami skaczącymi po ostrzu, które powodują drętwienie kończyny przy udanym trafieniu.
- Suiton - broń zostaje pokryta milimetrową warstwą wody znajdującej się w ciągłym ruchu. W przypadku udanego trafienia, pogłębia ona rany, rozrywając dodatkowo tkanki przeciwnika.
- Doton - broń ciemnieje, nabierając bardziej ziemistego koloru, stając się przy tym wytrzymalszą, zdolną przetrzymać ataki, jakie w normalnych okolicznościach mogłyby ją zniszczyć bądź uszkodzić.
Posiadając rangę S w Ninjutsu można pominąć pieczęć kumulując chakrę tyle czasu, ile zajęłoby jej złożenie.
► Pokaż Spoiler | Style walki
Kyotōryū | Flow of the Empty Sword虚刀流
KlasyfikacjaTaijutsu, Styl Walki
Wymagania---
Sposób walki bez używania broni wszelakiego kalibru, również tego dedykowanego do walki wręcz jak np. kastety. Wedle ideologii Kyotōryū, osoba dzierżąca ów styl nie używa miecza, a zamiast tego sam staje się jednym - siłą zdolną przebić się przez każdą defensywę, "tnąc" przez wrogów jak najlepsze ostrze. Ostatecznie styl ten przez lata zamiast skupiać się na ofensywie czy defensywie per se, znalazł swoją specjalizację w kruszeniu defensywy innych i pozostawianiu ich bezbronnymi na dłuższą metę. Ostatecznie dla mistrzów tej sztuki nie ma tarczy wystarczająco wytrzymałej, czy miecza dość niezniszczalnego, by ostatecznie nie ugiąć się pod uderzeniem Kyotōryū.
Styl ten opiera się w podobnej mierze na uderzeniach dłońmi, jak i kopnięciach. Mniej popularne są ciosy wykonywane pięścią, bardziej stawiając na ataki otwartą dłonią. Poprzez odpowiednią utylizację posiadanych mięśni, siła przyłożona do obiektu jest tym bardziej efektywna, im twardszy cel. Prócz skupiania się na czystej sile, przy unikach istotną kwestię stanowi również refleks oraz szybkość.
Posiadając rangę B Kyotōryū uderzenia wyprowadzone w twarde powierzchnie są mniej odczuwalne. Ciężej jest doznać kontuzji uderzając pięścią w stal czy inne, wytrzymałe obiekty.
Posiadając rangę A Kyotōryū ciosy wyprowadzane w twarde obiekty zyskują na sile. Łatwiej jest złamać komuś kość czy wyważyć ciężkie drzwi. Można też próbować łapać miecz w dłoniach. Uderzenia w tkanki miękkie są przez to mniej efektywne, jednak dalej niebezpieczne przy użyciu odpowiednio dużej siły.
Posiadając rangę S Kyotōryū oraz Refleks 8 ninja jest wystarczająco wprawiony, by nie tylko złapać bezpiecznie nadciągające ostrze, ale również nadciągającą broń miotaną. Zatrzymanie ataku kogoś posługującego się podobną szybkością łapiąc odpowiednio jego kończynę nie stanowi większego wyzwania.
Styl ten opiera się w podobnej mierze na uderzeniach dłońmi, jak i kopnięciach. Mniej popularne są ciosy wykonywane pięścią, bardziej stawiając na ataki otwartą dłonią. Poprzez odpowiednią utylizację posiadanych mięśni, siła przyłożona do obiektu jest tym bardziej efektywna, im twardszy cel. Prócz skupiania się na czystej sile, przy unikach istotną kwestię stanowi również refleks oraz szybkość.
Posiadając rangę B Kyotōryū uderzenia wyprowadzone w twarde powierzchnie są mniej odczuwalne. Ciężej jest doznać kontuzji uderzając pięścią w stal czy inne, wytrzymałe obiekty.
Posiadając rangę A Kyotōryū ciosy wyprowadzane w twarde obiekty zyskują na sile. Łatwiej jest złamać komuś kość czy wyważyć ciężkie drzwi. Można też próbować łapać miecz w dłoniach. Uderzenia w tkanki miękkie są przez to mniej efektywne, jednak dalej niebezpieczne przy użyciu odpowiednio dużej siły.
Posiadając rangę S Kyotōryū oraz Refleks 8 ninja jest wystarczająco wprawiony, by nie tylko złapać bezpiecznie nadciągające ostrze, ale również nadciągającą broń miotaną. Zatrzymanie ataku kogoś posługującego się podobną szybkością łapiąc odpowiednio jego kończynę nie stanowi większego wyzwania.
Kimyōnaryū | Styleless奇妙な流
KlasyfikacjaKenjutsu, Styl Walki
WymaganiaBrak innego stylu walki Kenjutsu
DodatkowePosiadając ów styl walki, nie można opanować obok niego innych stylów Kenjutsu
Styl, którego nie ma. Nieuznawany, ale istniejący. Jack-of-all-trades. Sposób walki bez narzucanych z góry wytycznych, bez wyuczonych pozycji czy konkretnych ciosów. Każda osoba praktykująca go jest w stanie zaadaptować go pod siebie, zaś dwie osoby posługujące się nim nigdy nie zawalczą tak samo. Brak ukierunkowania sprawia, że uderzenia wykonane w tym stylu są słabsze i mniej efektywne niż wykonane przez osoby innych szkół. W zamian za to styl ten jest w stanie zapożyczyć od innych technikę i poszczególne ciosy, przez co możliwe jest ich imitowanie. Każdy wojownik szyje go własnymi nićmi porzucając ogólnie pojętą skuteczność na rzecz uniwersalności i szerszej gamy możliwości.
Posiadając rangę S Kimyōnaryū możliwe staje się zapożyczanie efektów oferowanych przez inne style walki. By zaadaptować takowe do swojego, należy mieć styczność ze stylem "pożyczanym" - czy to mogąc go obserwować przez dłuższy czas, walcząc przeciw osobie posługującej się nim lub znajdując nauczyciela.
Specjalna zasada #1: styl ten zmienia się wraz z walczącym i po pewnym czasie niewykluczone, by przerodził się w zupełnie nowy sposób walki odznaczający się unikalnością. Możliwe jest wtedy opracowanie na jego podstawie nowej szkoły walki. Kimyōnaryū zamienia się wtedy w rzeczony styl. Jego ranga wynosi tyle, ile wynosiłoby podzielenie obecnej rangi Kimyōnaryū na dwa (zaokrąglając wynik w dół). Nie można po tym ponownie rozwijać Kimyōnaryū. Wszelakie nauczone sztuki zapożyczone z innych stylów przepadają, o ile nowy styl walki nie twierdzi inaczej.
Specjalna zasada #2: inną możliwością jest nauczenie się już istniejącego stylu walki na miejsce Kimyōnaryū. Ze względu na jego uniwersalność, opanowanie na jego miejsce innego stylu jest prostsze. Jak we wcześniejszym wypadku, po zastąpieniu Kimyōnaryū nowym stylem, jego poziom jest równy poziomowi Kimyōnaryū podzielonemu na dwa i zaokrąglonemu w dół. Nie można po tym ponownie rozwijać Kimyōnaryū. Wszelakie nauczone ataki zapożyczone z innych stylów przepadają, o ile nowy styl walki nie twierdzi inaczej.
Posiadając rangę S Kimyōnaryū możliwe staje się zapożyczanie efektów oferowanych przez inne style walki. By zaadaptować takowe do swojego, należy mieć styczność ze stylem "pożyczanym" - czy to mogąc go obserwować przez dłuższy czas, walcząc przeciw osobie posługującej się nim lub znajdując nauczyciela.
Specjalna zasada #1: styl ten zmienia się wraz z walczącym i po pewnym czasie niewykluczone, by przerodził się w zupełnie nowy sposób walki odznaczający się unikalnością. Możliwe jest wtedy opracowanie na jego podstawie nowej szkoły walki. Kimyōnaryū zamienia się wtedy w rzeczony styl. Jego ranga wynosi tyle, ile wynosiłoby podzielenie obecnej rangi Kimyōnaryū na dwa (zaokrąglając wynik w dół). Nie można po tym ponownie rozwijać Kimyōnaryū. Wszelakie nauczone sztuki zapożyczone z innych stylów przepadają, o ile nowy styl walki nie twierdzi inaczej.
Specjalna zasada #2: inną możliwością jest nauczenie się już istniejącego stylu walki na miejsce Kimyōnaryū. Ze względu na jego uniwersalność, opanowanie na jego miejsce innego stylu jest prostsze. Jak we wcześniejszym wypadku, po zastąpieniu Kimyōnaryū nowym stylem, jego poziom jest równy poziomowi Kimyōnaryū podzielonemu na dwa i zaokrąglonemu w dół. Nie można po tym ponownie rozwijać Kimyōnaryū. Wszelakie nauczone ataki zapożyczone z innych stylów przepadają, o ile nowy styl walki nie twierdzi inaczej.
► Pokaż Spoiler | Przedmioty
Makigai Sheru Mēsu | Conch Shell Mace巻き貝 シェル メース
Legenda
W świecie ninja wielu nie zdziwią zwierzęta wyszkolone przez shinobi, potrafiące samodzielnie korzystać z ninjutsu. Ba, niektóre nawet potrafią mówić! Jednak ta legenda jest... specyficzna. Żywa muszla zdolna do walki jak równy z równym? Niektórzy twierdzą, że istota ta, czy to zwykła muszla, czy to małż, swego czasu starła się z przeciwnikami, którzy mogli zagrozić pokojowi na świecie. Inny zaś mówią, że by móc się przemieszczać opanowała rzadką sztukę faktycznej zmiany kształtu, znacznie przewyższającą zwykłe Henge no Jutsu.
PosiadaczSabataya Shuten
Stack/SlotZawsze zajmuje pełen zwój, niezależnie od jego wielkości
Zdolności
Jaka by prawda nie była, muszla ta była wykorzystywana do walki przez shinobi od stuleci. Tak jak nawet jej posiadacze nie są w stanie powiedzieć czy jest ona prawdziwym zwierzęciem czy legenda kłamie, tak są w stanie wykorzystywać do walki jej unikatowe właściwości:
- Niezwykle twarda skorupa, jaką są w stanie zniszczyć jedynie najpotężniejsze techniki, jak np. Bijūdama lub uderzenie o Sile 14.
- Zdolność zmiany małża w formę potrafiącą latać. Shinobi za standardowy koszt B chakry jest w stanie zmienić podstawową formę małża w latająca, a następnie dowolnie sterować torem jego lotu. Prędkość małża wynosi 8 i dopóki coś nie zatrzyma jego lotu, wzrasta ona do 9 po 3 turach latania. Małż jest również w stanie udźwignąć 90 kg, toteż użytkownik może na nim latać. Kontrolować w ten sposób małża może jedynie jego aktualny lub dawny posiadacz z racji, że odrzuca on chakrę innych osób. Aby zostać zaakceptowanym do grona posiadaczy, trzeba trzymać małża we własnych dłoniach przez 3 tury.
- Małż musi być zapieczętowany w zwoju tak długo jak nie jest wykorzystywany w walce. Jeżeli "zwierze" wykryje, że jest na wolności i nie trwa w najbliższym otoczeniu walka, to po 4 turach spokoju samo ją zaczyna - atakując wszystkich w pobliżu swoją powietrzną formą, osiągając w niej prędkość 10. Aby go wtedy zapieczętować, wymagane jest najpierw jego unieruchomienie - czy to przez proste złapanie, czy potężne uderzenie jakie ogłuszy zwierzę.