Cisza jaka zapanowała na zamku była na swój sposób przerażająca. Jedynie zwierzęta, jak wierzchowce przyjezdnych bądź tych kilka koni należących do Zakonu Hanatora nie rozumiały powagi tej sytuacji, co jakiś czas rżąc czy zajadając się sianem i przechodząc z kopyta na kopyto. Kowal zaprzestał pracy, także w szoku. I jak Kwiecisty Tygrys zbierał się w sobie by jakoś zareagować, tak natura dalej się toczyła, a grupa - ruszyła w swoją stronę. Przynajmniej zaczęła.
Krzyk Jinseia bowiem zatrzymał przybyszy oraz zwrócił uwagę Mistrza Shiwy. Mężczyzna ścisnął brwi przysłuchując się swojemu zakonnikowi i widząc jak rozpacz zbiera swoje żniwa. Dobry ojciec pewnie by podszedł i pocieszył swojego syna, ale Wielki Mistrz nie był ojcem, nieważne jak bardzo taką rolę przyjął w oczach sieroty. Był przywódcą Zakonu. Miał swoje obowiązki.
-Wstawaj Jinsei. - powiedział swoim rozkazującym głosem. Był poważny, choć w jego oczach też widniał ból. -Ziemię te dostaliśmy od Daimyō w zamierzchłych czasach i z jego wolą może je nam również odebrać. - mówił donośnie, tak by każdy rycerz go słyszał -Jesteśmy Zakonem Kwiecistego Tygrysa, a nie jakimiś pospolitymi bandytami, by sprzeciwiać się prawu i nie zgadzać się z wolą naszych suwerenów. Więc niech żaden z was nie skala naszego zakonu tak prymitywnymi słowami, gdyż jesteśmy od tego lepsi. - mocne słowa akceptacji cierpienia, ale jednocześnie bólu.
-Pięknie powiedziane mistrzu... - odezwał się nagle Mistrz Run, zawracając wierzchowca. Był to mężczyzna około trzydziestki, z krótko ściętymi, ciemnobrązowymi włosami.
-Shiwa. - przedstawił się Wielki Mistrz odwracając się w stronę swojego rozmówcy -Co nie oznacza, że podoba mi się ta decyzja. - odparł dumnie, patrząc w stronę szóstki osób -Czy nie ma niczego, co możemy zrobić, by zachować władzę nad zamkiem?
-Nic z tego, nie po to go kupiłem, by go stra... - zaczął się oburzać bogato odziany mężczyzna z lekkim brzuszkiem, gdy uniesiona ręka Mistrza Run przerwała jego wypowiedź mówioną podniesionym tonem.
-Ziemie te zostały wykupione przez pana Haddada zgodnie z prawem. - powiedział spokojnie Mistrz Run, a bogacz uśmiechnął się chciwo, choć na kolejne słowa trzydziestolatka gniew zaczął mu wchodzić na twarz -Jednak zgodnie z prawem, zamieszkiwaliście ten teren długie lata. Jak wciąż był to teren należący do Daimyō, tak prawo chroni jego lokatorów. Zwłaszcza tak długoletnich. Zasiedzenie nie jest po waszej stronie. - znowu Haddad uśmiechnął się zwycięsko, choć kropelka potu pojawiła się na jego skroni -Zgodnie z prawem, jeżeli zadośćuczynicie panu Haddadowi koszty poniesione przy zakupie terenu oraz potencjalne krótkofalowe zyski możecie zachować władzę nad zamkiem. - odpowiedział spokojnie, przez co zamożny mężczyzna aż się naburmuszył.
-Jak śmiesz!? - zakrzyknął do Mistrza Run, ale żołnierze powstrzymali go ruchem lancy.
-Opanuj swój język. - odparł mężczyzna z naszyjnikiem, nawet nie szczycąc go wzrokiem. -Zgodnie z prawem, musicie Panu Haddadowi zapłacić 150% tego, ile sam wydał na zakup tego terenu. I macie na to trzy miesiące.
-Co się stało z tygodniem? - odparł Mistrz Shiwa, stojąc dumnie wyprostowany.
-Decydujecie się na wykup terenu, który kiedyś dostaliście na użytek. Poza tymi opłatami czekają was w przyszłości jeszcze opłaty administracyjne, które przez ten czas były pomijane, a których wartość ciężko teraz ustalić. Zarządzenie eksmisji nie uwzględniało odwołania się od zakupu.
- bogacz zacisnął zęby tak mocno, że aż zrobił się czerwony na twarzy słysząc te słowa.
-Jak wiele? - zapytał Mistrz Zakonny.
-450 000 Ryō i zamek będzie wasz tak długo, jak będziecie płacić podatki. Dobrze więc, byście mieli przygotowane 50 000 Ryō na opłaty. Jeśli nie będziecie ich udzielać czasowo, teren zostanie wam odebrany. Wówczas Pan Haddad będzie miał pierwszeństwo w wykupie, z racji, że pierwszy się tym terenem zainteresował. Jak rozumiem, chcecie się tego podjąć? - zapytał spokojnie spoglądając na Shiwę.
-Tak. - odpowiedział bez cienia wahania czy wątpliwości, nawet jeśli były to niezwykle ogromne koszta.
-Miejcie na uwadze jeszcze jedną rzecz. Jeśli nie uzbieracie tej kwoty przez trzy miesiące, poza oddaniem zamku będziecie musieli też bezpośrednio odpracować wszystkie straty, jakie przez ten czas by poniósł - także te związane z pracą rolną. - dodał spokojnie, zanim nie wyjaśnił -Możecie albo udzielić tej opłaty, albo odpracować. Zależnie jak wielkie będą to koszta, które oszacowane będą przez niezależnego znawcę. - wyjaśnił spokojnie, po czym odwrócił konia i rzucił do reszty -Jedźmy. - poinformował spokojnie i ruszył. Reszta ruszyła za nim opuszczając teren jeszcze należący do Hanatory.
Mistrz Zakonny wziął głęboki oddech, zapewne wchłaniając wszystko to, czego się dowiedział. Dopiero potem odwrócił się do swoich zakonników. Niektórzy byli poruszeni, inni stali ze łzami w oczach, niektórzy siedzieli, jakby w szoku i uldze, a inni - z gniewem na twarzach. Całkiem sporo jak na niewielkie grono.
-Słyszeliście, prawda? - rzucił głośno, jednak wyprostował się dumnie -Może czekają nas teraz ciężkie chwile, może będziemy musieli sprzedać to, czego się dorobiliśmy. - i rzucił okiem na wierzchowce w stajni, która dość niedawno została przez nich odbudowana -Jednak jest nadzieja. I się nie poddamy! - zakrzyknął głośno, a wielu zakonników dołączyło się do krzyku pełnego motywacji. -A nawet, jeśli będziemy zmuszeni opuścić te ziemię to pamiętajcie, jesteśmy Zakonem Kwiecistego Tygrysa i póki istniejemy będziemy walczyć ze złem i Mitycznymi Bestiami. Nie musimy mieć zamku czy innych dóbr doczesnych by być dla siebie nawzajem siłą i oparciem! - kolejny krzyk aprobaty wydobył się z ust zakonników. -Więc dobrze, zbierzcie myśli i propozycje. Wieczorem przy wieczerzy omówimy wszystkie pomysły na jakie wpadliśmy, by uzbierać tę kwotę. Do tego czasu - odpocznijcie. - polecił, po czym udał się w stronę komnat zamkowych.