Zapewne ten chłopak miał bardzo proste życie – wstać rano, zjeść śniadanie, iść do pracy, w której będzie sprzątał słomę i końskie łajno. Być może tak do końca życia, choć kto wie, jeśli pan właściciel będzie na tyle miły, to może go awansuje na kogoś lepszego? Tego typu żywot jednakże nie był czymś, co interesowało Jinseia. Ten był karmiony legendami swojego zakonu, wierząc w istnienie artefaktu, którego nikt nigdy na oczy nie widział. Te zostawione przez Mędrca Siedmiu Ścieżek było wiadome, że są prawdziwe, choć to jakie mają działanie już było zapomniane i pozostało tylko legendami. Nie zmieniało to jednak faktu, że dzielny rycerz Hanatory i tutejszy parobek nie byli tacy sami – może oboje dzisiaj zajmowali się tym samym, ale Jinsei był święcie przekonany, że dojdzie zdecydowanie dalej. Na ile w tym prawdy? Cóż, życie zweryfikuje.
Koń zdecydowanie był wielkim bydłem. Jinsei zaczął się nawet zastanawiać, czy przypadkiem brat Asuterikkusu nie próbuje sobie czegoś w ten sposób zrekompensować, z drugiej strony raczej nie wypadało oceniać i zbyt dużo myśleć o bracie w wierze, więc po prostu skupił się na pracy. I Rōchi zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną z tego, że ktoś się po jej boksie pałętał. Wystarczyło jedne prychnięcie i cyk – kijem od wideł uderzył w twarz. Twarz jak twarz, ale gorzej z nosem – zdecydowanie zabolało, choć raczej nic mu się tam nie uszkodziło, może trochę co najwyżej naruszyło. Po przetarciu ręką go, zobaczył krew. Nie było jej dużo, ale poczuł wyraźne zniesmaczenie tym widokiem, aż ciarki mu przeszły po plecach. Jedno było pewne.
Na chwilę obecną Jinsei raczej obawiałby się ubrudzenia swojego miecza krwią, skoro tak niewielka jej ilość wprawiła go w obrzydzenie.
Nasz dzielny rycerz w końcu jednak ogarnął się i postanowił pracować dalej, zbierając brudną słomę na jedną kupę. Na jego nieszczęście, w momencie, w którym zbierał ją z okolic zada Rōchi, ta postanowiła bardzo dosadnie powiedzieć, co o nim myśli, załatwiając swoją potrzebę. Tą grubszą, trzeba nadmienić. Jedynie nieco ponadprzeciętny refleks i szybkość uratowały go od wylądowania z końskim łajnem na głowie. Niestety, nie uchronił się od niego w zupełności, bowiem te musnęło jego lewą rękę, zostawiając po sobie ślad. To było zdecydowanie gorsze niż kupa na podeszwie buta, zdecydowanie.
► Pokaż Spoiler | Informacje
Stan Jinsei: Boli nos, lekko krwawi. Ale chyba nic nie jest złamane.