Nanie w tym wszystkim gdzieś umknęło przywitanie się z Midoro. To nie tak, że nim gardziła. Po prostu buzowało się w niej tyle emocji, że nie potrafiła ich do końca ogarnąć tak naprawdę. Mimo wszystko bardzo się starała zachować jak najbardziej spokojny wyraz twarzy i ton głosu, choć wczoraj miała ogromną ochotę krzyczeć. Była zła, że tak to wszystko się potoczyło… i wbrew pozorom nie tylko na Mido. Nanako trochę sobie wypominała, że nie powiedziała mu przez tą cholerną krótkofalówkę, żeby na nią poczekał. Wtedy wszystko byłoby załatwione legalnie, bez zupełnie niepotrzebnej przemocy, której dało się uniknąć.
– Nie, nie zaszkodziłeś. Shodaime – sama wykazał się wielką wyrozumiałością w moją stronę, za co jestem mu bardzo wdzięczna. – Co nie zmieniało, że mógł. Zwłaszcza, że wtedy się przed Amekage za nim wstawiła, trochę nastawiając karku, a wyszło jak wyszło. Gdyby nie dobre serce Kise to tak naprawdę różnie mogło się to dla niej skończyć. Nie każdy kage był tak troskliwy wobec mieszkańców wioski, nad którą stanowili pieczę. – Myślę, że Yori doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił i już żałuje. Po prostu nie rozumiem, czemu na mnie nie poczekałeś. Mogłeś kupić trochę czasu, ja bym przyszła, pogadała ze strażnikami i obyłoby się bez tego wszystkiego. – Wtedy być może nie dostałaby tak cennej lekcji od Shodaime – sama, aczkolwiek oszczędziłaby sobie nerwów, a także nie byłoby potrzeby włóczenia się po aresztach w innym celu, aniżeli przesłuchanie młodego Okamoto.
Midoro mógł zobaczyć, jak twarz Nany trochę łagodnieje. Powoli ulatywała z niej ta złość, jednocześnie miała wrażenie, że Mido jednak choć odrobinę żałuje tego, co się stało, więc wciąż była nadzieja. Kolejne jej słowa były surowe, ale… z drugiej strony nie mógł się jej dziwić, po słowach, które skierował do tego biednego chłopaka. Trzeba przyznać, że słowa Dohito ją… satysfakcjonowały. Westchnęła ciężko, masując przy tym skronie i rozpoczynając naprawdę intensywne procesy myślowe. Zdecydowanie zbyt często musiała używać mózgu ostatnimi czasy, ale jak to mawiał pewien stary mędrzec: Myślenie jest ciężkie, jednakże można się do niego przyzwyczaić. Nana miała nadzieję, że przyjdzie to szybciej, aniżeli później.
– Dobrze, możemy pójść. Przepraszam, uniosłam się za bardzo. To miłe, że chcesz im pomóc – odpowiedziała już zdecydowanie łagodniej, by nawet mu posłać lekki uśmiech. Daleki był on do tego, którym zwykła go obdarzać ostatnimi czasy, ale hej! To był jakiś postęp, prawda? Zastanawiała się, co mogła jeszcze mu powiedzieć. Kwestię jego bycia „nauczycielem” na razie chciała przemilczeć. Zaczynanie rozmowy o przekazaniu informacji o Zero również wydawało się jej trochę nie na miejscu. – Cześć, Mido – powiedziała nagle, przypominając sobie, że przecież się z nim nie przywitała.
Było… lepiej, a chociaż wszystko na to wskazywało.
[zt x2]