Hard Mode On (because nothing is for free)
Midoro Part
Teraz albo nigdy. Taka to była sytuacja. Pełna desperacji. Chłopak, wziął pełną garścią zwyczajnie pigułki. Nie pochłonął jednej, a dwie. Całe dwie pigułki żywnościowe, co z pewnością na jego życiu by się odgryzło. Nie miał jednak teraz na to czasu. Zaczął ładować ponownie swoje dłonie. Teraz? Teraz promień wybuchu miał zadziałać jak laser. Laser za jakiego pomocą to przetnie bęstię w pół. I tym sposobem... ponownie odpalił swoją ostateczną technikę.
Ręcy tym razem znacznie bardziej się ugieły. Ba! Odrzut sprawiał że ogon bestii coraz głębiej wbijał się w jego ciało, niszcząc to poważniejsze organy. No... niszcząć to dużo powiedzanie. Zwyczajnie... naruszając. Nadywrężając. Podczas używania techniki chłopak chciał wręcz żygnąć. Zrobił to jednak. Cienki laser jaki to wytworzył? Czaszka bestii nie miała szans. Została przecięta równiutko w pół, a monstrum całe się zatrzymało. Nawet jej ogon, chociaż dalej daleko było do wolności Midoro gdy był na niego zwyczajnie nabity. Stało się jednak coś gorszego. Równo przecięta czaszka? Zwyczajnie się
złączyła. Jak gdyby nigdy nic. Ryknęła. To był jego koniec. Definitywny.
-
Kaze Ou. - cichy głos jaki z jakiegoś powodu dobrze rozniósł się po sali zatrzymał bestię. Zatrzymał? Nie. Bestia dalej się ruszała. To bombowy chłopak nagle mógł poczuć znikąd potężny powiew wiatru. Tak potężny, że
zwiało go z ogona jaki to go przebił.
Zwiało. Bestia? Przez wiatr została uniesiona aż, a większa część jej cielska została przyparta do muru. Midoro trochę bezsilnie po ostatniej technice spadł na podłogą. Prosto na kolana. Upadek zabolał. Ale żył. A przed nim? Ktoś właśnie stał. Buty jego były znajome. Patrząc to coraz wyżej, był w stanie bez problemu zauważyć że przed nim stał ten wybrany. Ten najsilniejszy. Sylph.
-
Dobrze się spisałeś. Nie jest to bestia, jaką sam byś pokonał. Jesteś zbyt młody o setki lat... Kaza, zajmij się nim. - takie były słowa Sylpha, nim zrobił krok do przodu. W stronę bestii. Midoro natomiast mógł się objerzeć. Za nim, niedaleko rozwalonego posągu? Kaza-nee klęczała nad nieprzytomną Yuri, a obok niej znajdowało się paru cywili. Badaczy. Palcem ręki wskazała, aby to do nich przydreptał. Pewnie dlatego że otoczeni byli jakąś kopułką z chakry. Czymkolwiek ona była. Chyba chciała aby zostawił Sylpha i do niej podszedł. Sam mistrz walki co to go uratował nie zdawał się być mocno przejęty tą bestią. Co to oznaczało? Midoro nie wiedział. Siedząc na tyłku mógł obserwować przed sobą jak działa Sylph. Na ten moment jednak... jeszcze nie działał.
-
Zaraz tu będzie. - pewne siebie stwierdzenie, przez które to wszyscy czekali jeszcze bardziej. Wiatr jaki wcześniej panował dalej przytrzymywał bestię przy ścianie wraz z połową jej kończyn.
Stan Midoro: trzy dość głębokie szramy na plecach, dość nieźle krwawiące. Pieką, i rozciąganie się przez nie boli, ale daleko temu do krytycznej rany. Przebity brzuszek co jest bardzo nieprzyjemne. Kolana lekko bolą od upadku. Generalnie to żyjesz, ale ręce niezwykle zaczęły boleć. Chyba coś sobie rozerwałeś.
Mitsuhashi Part
-
Ograniczenie wyobraźni niestety zdawało się być większe niż się spodziewałam. - głos tym razem dobiegł prosto z jego broni. Kobiecy głos. Przyjemny. Uniknął faktycznie cięcia Żniwiarza, chociaż fakt że tamto ponownie było wzmocnione chakrą, uczynił pomysł z unikiem znacznie słabszym. W końcu czemu by tak nie zniszczyć jego ataku? O tym jednak Kirihito nie pomyślał. Uniknął, a przez falę uderzeniową jaką wykonała chakra Żniwiarza został odrzucony na 5 metrów. Nic straconego jednak. Szybko z powrotem zjawił się przy bestii i ją ciął. Tak zwyczajnie. Bez próby nad czymkolwiek specjalnym. Czy to, że
znowu dostał z kosy jakby był piłęczką golfową coś zmienił? Chyba nie. Raczej nie. Mitsuhashi ponownie klęczał między czaszkami, mając problem z podniesieniem się.
-
Ahh... nawet minuta była przesadzona. Nie mogę dłużej Cię utrzymać przy życiu. - stwierdziła kobieta, jaka to ponownie wyłoniła się z naginaty. Tym razem jednak, łapiąc za broń odebrała ją Mitsuhashiego. Złapała ją własnymi dłońmi. Żniwiarz ponownie z atakiem pełnym chakry się do nich zbliżał, jednak kobieta nie zdawała się być tym zmartwiona.
-
Chciałam zaoszczędzić trochę energii, ale... chyba nie da rady. Wybacz mój drogi. Miałam nadzieję że będziemy mogli się lepiej poznać. - po tym stwierdzeniu, jakiemu to towarzyszył smutny uśmiech, kobieta odwróciła się w stronę Żniwiarza. -
Ograniczenia wyobraźni... pokaże Ci, jak powinno się walczyć.
Dość pewne siebie stwierdzenie. Jashinista jednak nie miał niczego lepszego do roboty. Mógł zobaczyć, jak to kobieta unosi naginatę w powietrze. Sama zbiera chakrę w ostrzu, tak jak robił to żniwiarz. Zamachnęła się. Kosa spotkała naginatę. Ziemia się zatrzęsła, a fala uderzeniowa podniosła kurz jaki zmusił go do przetarcia swojego jednego oka. Bo tylko na te widział. I to co dojrzał to... przeciętą kosę. Tak na pół. Kobieta odbiła się od ziemi lecąć wprost na Pierwszego. Ponownie zebrała różową chakrę w ostrzu. Tyle, że była ona widoczna gołym okiem. Zamachnęła się pionowo i... przecięła całkowicie pierwszego. Na dwa kawałki, jakie to po chwili zamieniły się w pył. Odwracając się z powrotem w jego stronę, dziwna kobieta do niego podeszła. Przyłożyła rękę do jego serca, a rana jaką sam sobie tutaj zadał? Zaczęła się zasklepiać.
-
Tylko tyle mogę pomóc... ahh, gdybyś był nieśmiertelny. Moglibyśmy zwojować świat. Szkoda. Wielka szkoda. - i znikła. Chłopak mrugnął okiem, a kobiety już nie było. Broń jaką trzymała upadła głośno na ziemię. Wrota, poprzednio zamknięte, teraz stały dla niego otworem. Pozostałe rany natomiast? No miał je. Ta na sercu? Pozostwiła tylko za sobą bliznę. Bliznę, jakby ktoś faktycznie przebił mu serce. No... właściwie to to sobie zrobił. Blizna to niewielki koszt za przeżycie. Większym kosztem było już lewe oko, na jakie to dalej nie widział. I chyba już nigdy więcej nie zobaczy. Tylko był jeszcze jeden minus. Ból zaczął wracać. I kurwa, fajnie było jak go nie czuł. Teraz jednak czuł znowu.
Status Kirihito: Dość głęboko, pionowo rozcięty tors. Z powrotem zaczyna krwawić, ale powolnie. Lewa ręka również mocno poraniona, jednak jesteś w stanie nią poruszać bez problemu. Nie widzisz na lewe oko. Krew już nie wypełnia Twoich ust. Plecy bolą, serce boli, klata boli, ręka boli i oko boli okropnie. Dalej jednak żyjesz.
Mikan Part
How many years have come and gone, since that day?
Mikan nie wiedziała, jak długo była nieprzytomna. Ba, nie wiedziała bardzo wielu rzeczy tak naprawdę. W końcu dopiero zaczęła czuć. Dopiero świadomość zaczęła do niej wracać, a ból ciała jaki czuła wcześniej? Wcale przez ten czas nie zmalał. Ba, zdawał się teraz nawet bardziej wyrazisty. I mimo że wszystko ją tak bolało, była w stanie czuć rzeczy też inne od wewnętrznego rozrywania ciała. Mogła czuć... że coś wbija jej się w brzuch. Że nie leży w pełni na ziemi. Że... jest niesiona na ramieniu? I kroki. Definitywnie słyszała kroki. A jeszcze bardziej słyszała pisk. Pisk, jakby ktoś jakimś metalowym ostrzem tarł o kamień. Otwierając słabo oczy, mogła dojrzeć... podłogę. I plecy jakiegoś faceta. I korytarz. I
ostrze jakie to ciągnął jedną ręką po ziemi, wywołując ten nieprzyjemny dla uszu dźwięk. Szli korytarzem. Była niesiona korytarzem oświetlonym przez niebieskie pochodnie. Nagle przestała czuć bark jaki to wbijał jej się w brzuch. Poczuła za to upadek na plecy. Zrzucił ją, a przy jej ranach? Ból od czegoś takiego był 4 razy większy.
-
Wołałaś słabeuszko. - głos. Dawno go nie słyszała, ale arogancja w głosie jaką dało się natychmiastowo wyczuć? To był Azaki. Jak nic to musiał być Azaki. Czemu nie mogła trafić na bardziej przyjazną Każe lub Sylpha, tylko na niego? Rozglądając się ze swojej leżącej pozycji na ziemii, mogła dojrzeć że stoją przed bramą. -
Mam już dość tego labiryntu. Zdobyłem moc. Mogę wychodzić.
Temu stwierdzeniu towarzyszyło uniesienie ostrza do góry, w jakim to nagle zaczęła zbierać się czerwona energia. Chakra. Ogromna ilość chakry, prawie dorównująca jej "super latarce". Nie była jednak tak amatorska. Ta energia była skoncentrowana. To nie była luźno puszczana chakra, z nadzieją że zrobi... coś. Azaki wiedział co robi. A uśmiech na twarzy szaleńca tylko w tym mógł ich przekonywać.
Mikan + Midoro Part
I machnął w stronę bramy. W stronę bramy, jakiej to jeszcze nikt z nich ani razu nie wywarzył. Mikan nie dojrzała wiele. Zwyczajnie błysk cięcia i nagle? Brama jaka ich zatrzymywała została rozwalona na drobne kawałeczki. Nie wyważona, a zwyczajnie rozwalona. Azaki nie dawał się tym nawet zmęczony. Uśmiechał się zadowolony tylko do swojego ostrza, jakiego to chyba wcześniej nie posiadał. Zerkając za to co znajdowało się za bramą natomiast - konkretniej jej resztkami? Uzumaki mogła dojrzeć salę, w jakiej to właśnie walczył Midoro z Sylphem kontra monstrum. Wielki, szkielotwym monstrum jakiego każda kończyna była niebezpiecznym ostrzem. Azaki podszedł do niej jeszcze raz i przyłożył rękę do jej ramienia. Nagle miejsce w jakim się znajdowali zmieniło się. Technika czasoprzestrzenna. Dalej leżała na ziemi, obok nieprzytomnej Yuri i Kazy, jaka to właśnie ją leczyła. Byli też pozostali badacze przy niej, czyli... nie straicli nikogo poza tymi na starcie? Na widok Mikan w momencie ich "starsza siostrzyczka" przeskoczyła ze swoim skupieniem i zaczęła medyczną chakrą składać rany Uzumaki. No... może nie tyle składać, co zmniejszać ból jaki czuła przez wszystko.
Sam Azaki natomiast? Podszedł obok Midoro i Sylpha.
-
Potem zamierzam Cię pokonać. Zabić. Teraz zniszczmy tę kurewską istotę. - słowa był raczej do Sylpha. Oby do Sylpja. Midoro raczej wolał nie być na celowniku czerwonookiego.
-
Odpocznij sobie. Teraz tylko nas zwolnisz. - chłodne słowa ich spokojnego, najsilniejszego wojownika mogły niejako dodać otuchy Midoro. Midoro, który to został przebity przez brzuch a jednak dalej stał i żył. Jeszcze. Tylko musiał dobiec do medyka i ich "bezpiecznego obozu" w bardzo niebezpiecznym miejscu. Wiatr jaki przytwierdzał bestię do ściany przestał wiać. Bestia wylądowała na ziemi. Spojrzała agresywnie w stronę ich całej ekspedycji. Azaki uniósł swoje ostrze, wyciągając je w stronę stwora. Jego ciało zaczęły pokrywać czarne tatuaże. Sylph przyłożył dłoń do swojej twarzy. Skoncentrował w dłoni chakrę, nim przejechał sobie po dłoni palcami. Nagle na jego twarzy znalazła się maska. Bestia ryknęła potężnie, wprowadzając całą salę w lekkie trzęsienie. Czy jej poprzednia siła... nie była pełną siłą? Nie miało to znaczenia. Ryk był sygnąłem. Zaczęło się.
Starcie absolutnie najsilniejszych. Tak mogło to wyglądać dla Uzumaki i Dohito, jacy to otrzymali polecenia w stylu... poczekaj, odpocznij. Nasza kolej. Pierwszy ruch wykonał Sylph. Był raptem metr czy dwa przed Midoro, a nagle gdy ten mrugnął okiem? Był jakieś 20 metrów dalej, tuż pod czaszką bestii. Wraz z nim ruszyła ogromna fala powietrza, jaka to rozwiała im włosy. Władca wiatru zatrzymał się pod bestią.
Kopnął ją od spodu w czaszkę, a wraz z kopnięciem wysłał ogromną falę wiatru jaka to uniosła całą bestię w powietrze. Bestia zrewanżowała się szybkim użyciem swojego ogona jak bicza, jednak Sylph zwyczajnie przeleciał na atakiem. Bo tak. Teraz kompletnie latał, jeszcze bardziej niż wcześniej. Nadeszła też tura Azakiego. Ten odbił się potężnie od podłogi, tak że zostawił na niej pajęczynkę. Zebrał ogromne ilości chakry w ostrzu, nim zamachnął się nim. Posłał cienke ostrze chakry prosto w twarz bestii, ucinając jej sporą część nosa i żuchwy. Dalej jednak żyła, nie mniej cięcie Azakiego musiało być na podobnej sile co technika Midoro. Czerwonowłosa, żądna krewi bestia zwana Azakim jednak się nie zatrzymała. Nie. Chłopak odbił się od powietrza i znowu ciął stwora. I znowu. I znowu. Kawałek po kawałku kończyny i ostrza szkieleta odpadały, czyniąc go coraz bardziej bezbronnym. Sylph ruszył gdzieś w stronę sufitu. Azaki przestał skakać w powietrzu i w końcu wylądował na ziemi, tuż obok bariery pod jaką to chyba już wszyscy - decyzja Midoro czy on też - byli schowani. Czerwonowłosy władca miecza złapał obiema dłońmi ostrze, a w nim zaczęła zbierać się ogromna ilość chakry. Większa niż oni mieli przy swoich pełnych zasobach. W okolicach sufitu natomiast? Byli w stanie dojrzeć ogromną, zieloną pieczęć. Ogromne ilości chakry zbierane w jednym miejscu. A na samym środku pieczęci? Sylph ze swoją włóćznią skierowaną w dół. Z obserwacji wyrwał wszystkich krzyk Azakiego. Krzyk złości, przy jakim to zamachnął się. Posłał ogromną falę, i to oznaczało taką o średnicy 50 metrów, w stronę bestii. Przywaliła jej, unosząc ją to coraz wyżej. I wtedy, z nieba? Spadł Sylph. Nie zdążyli nawet zobaczyć co się stało. W jednym momencie, byli w stanie dojrzeć mężczyznę oddalonego o nich pewnie o jakieś 100 metrów, zbierające ogromne ilości chakry. W drugim? Stał sobie tuż obok nich, z włócznią schowaną. A bestia dalej była w powietrzu, choć fala Azakiego jaka ją unosiła została rozwiana. I nagle? Szkielet zaczął się rozpadać na najmniejsze kawałeczki. Zamieniać w był. Co się stało? Midoro nie miał okazji zobaczyć. Mikan nie miała jeszcze sił by zobaczyć. To wszystko stało się zbyt szybko. Ba! Od początku starcia nie minęło nawet 5 sekund. Tak po prostu... zniszczyli kompletnie swojego przeciwnika. A Midoro tyle się z nim męczył.
Status Mikan: bół całego ciała od środka i zewnątrz. Wiesz również że rozerwałaś sobie mięśnie w ramionach i nogach. Ręka jaka trzymała kulę światła jest przypieczona, a skóra mocno stopiona, jednak ból nie różni się wielce od całej reszty ciała. Kryształ gdzieś w ciebie wnikł w okolicach obojczyka. Jesteś w stanie ustać na nogach i ledwo się na nich utrzymać. Otacza was bariera chakry.