Event MG Mode
Post37
- Nawet kiedy jeszcze Azakiego i reszty nie ma, dalej nie znamy metody wyjścia. Jeżeli odkryjemy już coś bardziej sensownego, będziemy musieli się rozejrzeć. - stwierdziła tylko Yuri, z zniesmaczonym grymasem na twarzy, słysząc słowa Kirihito. Nikt inny nie rzucił wobec tych słów komentarzy, a drużyna zeskoczyła ze smoka i udała się w kierunku głowy bestii. Chociaż też, nie wszyscy zgadzali się z takim podziałem. Mitsuhashi uważał, że lepiej było się przyjrzeć tyłkowi bestii. Sylph tylko zerknął na niego i uniósł brew. Popatrzył przez chwilę. Pokręcił głową i wzrokiem wrócił do patrzenia przed siebie, szukając... czegoś. Jak oni wszyscy. Zresztą, wszyscy też znaleźli to coś paręnaście minut później. Coś nietypowego, kiedy to już dotarli do głowy bestii - rzecz jasna z klonem na czele. Mikan była w stanie wyczuć to już wcześniej dzięki swojemu sensorowi. Niewielką ilość chakry, jak u młodego dzieciaka.
Chłopiec. To go znaleźli, mogąc go zauważyć z daleka. Klęczał on tuż przy głowie bestii, przy jej otwartym lecz wygaśniętym oku - jakie to swoją drogą, było... nietypowe. Całe czerwone, z falistymi wzorami na nim i 9... łezkami. Ci co kiedykolwiek słyszeli o Sharinganie i wiedzieli dokładnie jak on wygląda, mogli zauważyć podobieństwo. Jednak czy w tej drużynie znajdowały się takie osoby, było inną kwestią. Od tego momentu jednak, sytuacja całej 4 zaczęła się robić bardziej skomplikowana. Z prostego powodu, jakim był fakt że...
Nie mogli się ruszyć. Nawet drgnąć palcem. Mogli tylko patrzeć przed siebie w kierunku chłopca, jak ten wyciąga rękę w stronę oka bestii z niewinnym uśmiechem na twarzy. Jakby sam nie wiedział co robi i gdzie jest. Jak zbliża swoją twarz do czerwonego oka ciekawsko. Jak je... ugryzł, jakby był normalnym zwierzęciem wyjadające inne zwierzę. I zaczął zadowolony wyjadać wszystko co mógł, z twarzą ubrudzoną tylko jakimś czarnym śluzem jaki tryskał z każdym ugryzieniem.
Nie zauważył nawet, jak za nim pojawiło się więcej zakapturzonych postaci jakie to napotkali poprzednio. Jak te szykowały się do ataku, co Midoro, Mitsuhashi, Mikan i Sylph definitywnie byli w stanie stwierdzić. Jakiekolwiek jutsu jakie przygotowywali, bronie jakie wyciągali... przestało to mieć sens gdy chłopiec nagle wstał. Wszyscy mogli poczuć jakby powietrze zrobiło się... cięższe. Mikan mogła dokładnie wyczuć, jak nagle z chłopca zaczęła emanować ogromna ilość chakry. Znacznie przytłaczająca ich wszystkich. Wydawała się wręcz nieskończona, choć niezauważalna gołym okiem. Było to szczególnie ciężkie dla Uzumaki. Dla osoby, jaka to mimo wszystko była sensorem. Na tyle, że mimo braku kontroli nad własnym ciałem, czuła jakby miała zaraz upaść i zwymiotować.
Chłopiec się obrócił. Mogli zobaczyć jego teraz czerwone oczy. Takie jak bestii. Nie mieli jednak więcej czasu na rozmyślanie. W tym samym momencie, od niego zaczęła się rozprzestrzeniać fala ciemności. Napotykając ich przeciwników, Ci zwyczajnie rozpłynęli się w pył. Napotykając klona Midoro, tez zwyczajnie rozpłynął się w pył. Bestia również zaczęła się zmieniać w pył. Aż fala w końcu uderzyła w nich. Oni jednak nie zmienili się w pył. Widzieli wszechogarniającą ich ciemność. Przestali nawet wiedzieć swoich kompanów u boku. Jedyne co widzieli, to uśmiechniętego chłopca w czarnej szacie, z całymi czerwonymi oczami w falisty wzór. Patrzącego prosto na nich. Mogli poczuć, jak coś nagle zaczyna ściskach ich całe ciało. Jakby miało ich zmiażdżyć. Aż... puf.
Ocknęli się. Każdy sam. Jeszcze parę sekund temu widzieli chłopca. Czuli jak coś ich zgniatało. Czuli, jakby coś ich zgniotło. Nie byłoby przesadom powiedzenie, że to co czuli jeszcze przed chwilą było śmiercią. Strach zaatakował każdego, czy tego chcieli czy nie. Być może całe życie przeleciało przed ich oczami w te parę sekund. Definitywnie też kręciło im się w głowie i chciało się wymiotować. Uczucie samej śmierci jednak, zaczęło od nich uciekać. Oddalać się. A ci mogli podnieść się z zimnego podłoża na chwiejnych nogach. Rozejrzeć się gdzie byli i z kim byli.
Pierwszym co mogli zauważyć, był fakt że byli sami. Nie było ich kompanów w okolicy. Każdy znajdował się sam, w wielkiej, okrągłej sali. Nie było w niej żadnych filarów. Nie widać było też wyjść. Jedyne co, to na ścianach mogli dojrzeć jakieś malowidła. Przedstawiające... różne rzeczy. Być może jakoś połączone. Być może nie. Jedyne co je oświetlało, to pochodnie z niebieskimi płomieniami przy ścianach.
Jeden obraz, przedstawiał płonącą, niewielką wioskę najechaną przed postacie w czarnych szatach. Podobne do tych z którymi się starli. Widać było na tym obrazie jak ktoś był przez nie mordowany, jakaś kobieta gwałcona a dzieci nabijane na drewniane pale. W samym centrum obrazu jednak, kucał chłopiec. Przerażony, schował się w skrzyni i obserwował wszystko co się dzieje. A obok niego, na ziemi dało się odnaleźć trupy.
Obraz ten przelewał się w kolejny. Drugi. Pokazujące pole bitwy. Setki, może nawet tysiące trupów. W tym chłopca jakiego to wcześniej widzieli przerażonego. Stojącego bezemocjonalnie pośród wszystkiego. To co najbardziej przyciągało uwagę? Jego cień. Zmieniał się on z cienia młodego chłopaka, w cień ogromnej bestii o 10 ogonach i czerwonym oku.
Trzecie malowidło. Bardziej prymitywne, pokazującego po prostu idącego chłopca w jakimś lesie. Tuż obok niego, bardzo podobnie wyglądające malowidło. Tym razem jednak nie był w lesie, a w jakiejś zimowej krainie i chłopiec był... większy. Kolejny obraz, podobnie. Pustynia, po której to wędrował już młody dorosły. Tak na oko, to pewnie musiał mieć z 20 lat. Kolejne malowidła dalej przedstawiały inne rejony. Góry, ocean, plaże, wioski... tym razem chłopiec jednak się nie zmieniał. Nie rósł już. Na każdym obrazie był też samotny. Aż nasi bohaterowie trafili na 9 malowidło. Gdzie chłopiec ponownie był w lesie, jednak razem z nim szli inni ludzie. Więksi, mniejsi, grubsi, chudsi. Wszyscy ubrani tak jak ci, co na samym początku zaatakowali wioskę.
Dziesiąte malowidło. Pokazywało już miasto, dość większe w którym to pruszył śnieg. Tuż nad miastem, na niebie namalowany był tron na którym to siedział mężczyzna. Pewnie młodszy. Zakapturzony. Z pod jego kaptura jednak, dało się dojrzeć błysk czerwonych ślepi. Kolejny obraz jednak? Był prawie identyczny, z tym że miasto teraz było atakowane. Po malunkach kul ognia i wodnych smoków, dało się łatwo stwierdzić że walczyli tam shinobi. Ci atakujący, nie mieli tym razem jednego konkretnego uniformu. Zdawali się być zbieraniną losowych osób - nie inaczej od ich aktualnej ekspedycji.
Ostatnie malowidło. Dwunaste, przedstawiające ruiny miasta. Trupy na jego ulicach. I czerwonookiego mężczyznę, zakładającego maskę z kanji oznaczającym "Zero" i wyruszającego z miasta gdzieś dalej. Jakby z powrotem w podróż.
- Pierwsi co tu dotarli. Gratulacje, jednak to co was czeka nie będzie milsze. - nagłe słowa, jakie usłyszeli za sobą mogły zaskoczyć wszystkich. Ich ton kompletnie neutralny. Bez większy emocji. Zdawał się jednak dość... młody, lecz stary. Co nie miało sensu, a jednocześnie miało. Obracając się, mogli dojrzeć... osobę. Trochę prześwitującą, jakby nie była materialna. Byli w stanie nawet zauważyć u niej szatę i kaptur na głowie. A na twarzy? Maskę z kanji. 零. Zero.
Chłopiec. To go znaleźli, mogąc go zauważyć z daleka. Klęczał on tuż przy głowie bestii, przy jej otwartym lecz wygaśniętym oku - jakie to swoją drogą, było... nietypowe. Całe czerwone, z falistymi wzorami na nim i 9... łezkami. Ci co kiedykolwiek słyszeli o Sharinganie i wiedzieli dokładnie jak on wygląda, mogli zauważyć podobieństwo. Jednak czy w tej drużynie znajdowały się takie osoby, było inną kwestią. Od tego momentu jednak, sytuacja całej 4 zaczęła się robić bardziej skomplikowana. Z prostego powodu, jakim był fakt że...
Nie mogli się ruszyć. Nawet drgnąć palcem. Mogli tylko patrzeć przed siebie w kierunku chłopca, jak ten wyciąga rękę w stronę oka bestii z niewinnym uśmiechem na twarzy. Jakby sam nie wiedział co robi i gdzie jest. Jak zbliża swoją twarz do czerwonego oka ciekawsko. Jak je... ugryzł, jakby był normalnym zwierzęciem wyjadające inne zwierzę. I zaczął zadowolony wyjadać wszystko co mógł, z twarzą ubrudzoną tylko jakimś czarnym śluzem jaki tryskał z każdym ugryzieniem.
Nie zauważył nawet, jak za nim pojawiło się więcej zakapturzonych postaci jakie to napotkali poprzednio. Jak te szykowały się do ataku, co Midoro, Mitsuhashi, Mikan i Sylph definitywnie byli w stanie stwierdzić. Jakiekolwiek jutsu jakie przygotowywali, bronie jakie wyciągali... przestało to mieć sens gdy chłopiec nagle wstał. Wszyscy mogli poczuć jakby powietrze zrobiło się... cięższe. Mikan mogła dokładnie wyczuć, jak nagle z chłopca zaczęła emanować ogromna ilość chakry. Znacznie przytłaczająca ich wszystkich. Wydawała się wręcz nieskończona, choć niezauważalna gołym okiem. Było to szczególnie ciężkie dla Uzumaki. Dla osoby, jaka to mimo wszystko była sensorem. Na tyle, że mimo braku kontroli nad własnym ciałem, czuła jakby miała zaraz upaść i zwymiotować.
Chłopiec się obrócił. Mogli zobaczyć jego teraz czerwone oczy. Takie jak bestii. Nie mieli jednak więcej czasu na rozmyślanie. W tym samym momencie, od niego zaczęła się rozprzestrzeniać fala ciemności. Napotykając ich przeciwników, Ci zwyczajnie rozpłynęli się w pył. Napotykając klona Midoro, tez zwyczajnie rozpłynął się w pył. Bestia również zaczęła się zmieniać w pył. Aż fala w końcu uderzyła w nich. Oni jednak nie zmienili się w pył. Widzieli wszechogarniającą ich ciemność. Przestali nawet wiedzieć swoich kompanów u boku. Jedyne co widzieli, to uśmiechniętego chłopca w czarnej szacie, z całymi czerwonymi oczami w falisty wzór. Patrzącego prosto na nich. Mogli poczuć, jak coś nagle zaczyna ściskach ich całe ciało. Jakby miało ich zmiażdżyć. Aż... puf.
Kto wie kiedy, i kto wie gdzie
Ocknęli się. Każdy sam. Jeszcze parę sekund temu widzieli chłopca. Czuli jak coś ich zgniatało. Czuli, jakby coś ich zgniotło. Nie byłoby przesadom powiedzenie, że to co czuli jeszcze przed chwilą było śmiercią. Strach zaatakował każdego, czy tego chcieli czy nie. Być może całe życie przeleciało przed ich oczami w te parę sekund. Definitywnie też kręciło im się w głowie i chciało się wymiotować. Uczucie samej śmierci jednak, zaczęło od nich uciekać. Oddalać się. A ci mogli podnieść się z zimnego podłoża na chwiejnych nogach. Rozejrzeć się gdzie byli i z kim byli.
Pierwszym co mogli zauważyć, był fakt że byli sami. Nie było ich kompanów w okolicy. Każdy znajdował się sam, w wielkiej, okrągłej sali. Nie było w niej żadnych filarów. Nie widać było też wyjść. Jedyne co, to na ścianach mogli dojrzeć jakieś malowidła. Przedstawiające... różne rzeczy. Być może jakoś połączone. Być może nie. Jedyne co je oświetlało, to pochodnie z niebieskimi płomieniami przy ścianach.
Jeden obraz, przedstawiał płonącą, niewielką wioskę najechaną przed postacie w czarnych szatach. Podobne do tych z którymi się starli. Widać było na tym obrazie jak ktoś był przez nie mordowany, jakaś kobieta gwałcona a dzieci nabijane na drewniane pale. W samym centrum obrazu jednak, kucał chłopiec. Przerażony, schował się w skrzyni i obserwował wszystko co się dzieje. A obok niego, na ziemi dało się odnaleźć trupy.
Obraz ten przelewał się w kolejny. Drugi. Pokazujące pole bitwy. Setki, może nawet tysiące trupów. W tym chłopca jakiego to wcześniej widzieli przerażonego. Stojącego bezemocjonalnie pośród wszystkiego. To co najbardziej przyciągało uwagę? Jego cień. Zmieniał się on z cienia młodego chłopaka, w cień ogromnej bestii o 10 ogonach i czerwonym oku.
Trzecie malowidło. Bardziej prymitywne, pokazującego po prostu idącego chłopca w jakimś lesie. Tuż obok niego, bardzo podobnie wyglądające malowidło. Tym razem jednak nie był w lesie, a w jakiejś zimowej krainie i chłopiec był... większy. Kolejny obraz, podobnie. Pustynia, po której to wędrował już młody dorosły. Tak na oko, to pewnie musiał mieć z 20 lat. Kolejne malowidła dalej przedstawiały inne rejony. Góry, ocean, plaże, wioski... tym razem chłopiec jednak się nie zmieniał. Nie rósł już. Na każdym obrazie był też samotny. Aż nasi bohaterowie trafili na 9 malowidło. Gdzie chłopiec ponownie był w lesie, jednak razem z nim szli inni ludzie. Więksi, mniejsi, grubsi, chudsi. Wszyscy ubrani tak jak ci, co na samym początku zaatakowali wioskę.
Dziesiąte malowidło. Pokazywało już miasto, dość większe w którym to pruszył śnieg. Tuż nad miastem, na niebie namalowany był tron na którym to siedział mężczyzna. Pewnie młodszy. Zakapturzony. Z pod jego kaptura jednak, dało się dojrzeć błysk czerwonych ślepi. Kolejny obraz jednak? Był prawie identyczny, z tym że miasto teraz było atakowane. Po malunkach kul ognia i wodnych smoków, dało się łatwo stwierdzić że walczyli tam shinobi. Ci atakujący, nie mieli tym razem jednego konkretnego uniformu. Zdawali się być zbieraniną losowych osób - nie inaczej od ich aktualnej ekspedycji.
Ostatnie malowidło. Dwunaste, przedstawiające ruiny miasta. Trupy na jego ulicach. I czerwonookiego mężczyznę, zakładającego maskę z kanji oznaczającym "Zero" i wyruszającego z miasta gdzieś dalej. Jakby z powrotem w podróż.
- Pierwsi co tu dotarli. Gratulacje, jednak to co was czeka nie będzie milsze. - nagłe słowa, jakie usłyszeli za sobą mogły zaskoczyć wszystkich. Ich ton kompletnie neutralny. Bez większy emocji. Zdawał się jednak dość... młody, lecz stary. Co nie miało sensu, a jednocześnie miało. Obracając się, mogli dojrzeć... osobę. Trochę prześwitującą, jakby nie była materialna. Byli w stanie nawet zauważyć u niej szatę i kaptur na głowie. A na twarzy? Maskę z kanji. 零. Zero.
Na odpis macie 72h godziny od mojego ostatniego odpisu.
Grupa (gracze + NPC)
- Touga Yuri - liderka grupy
- Sylph
- Azaki
- Kaza-nee-san
- Dōhito Midoro
- Uzumaki Mikan
- Kirihito Mitsuhashi
- +4 badaczy
- +3 losowi najemnicy